Freeman - 2013-01-02 20:45:44

Proponuje temat z najgłupszymi (w sensie fejki) historiami jakie czytaliście na piekielnych. Ja proponuję tą:
http://piekielni.pl/45343#

FikMikFeegiel - 2013-01-03 11:09:01

oj masz rację - to jedna z najgorszych.

Salemone - 2013-01-03 11:12:15

Były gorsze... Ale niestety bardzo szybko nikną w odmętach archiwum.

kochanicadziedzica - 2013-01-03 11:57:23

A ja lubię naszego nowego trolla, Vegan się nazywa, jego ekoterrorystyczne bzdury dorównują niemal tym lesbijskim do kaski_ignaczuk. ;)

Nenek - 2013-01-03 15:09:34

Komentarze pod historią są... Ach. Sami zobaczcie :D

Tarija - 2013-01-03 15:16:49

Nenek napisał:

Komentarze pod historią są... Ach. Sami zobaczcie :D

Pod którą?

fenirgreyback - 2013-01-03 15:56:20

Dobry temat.

http://piekielni.pl/44116  najgłupszy fejk i najgłupsze tłumaczenie-17 latek wyrabia sobie pozwolenie na broń, na którą nie trzeba pozwolenia. Do tego jego argumentacja-bezcenne. OLBRZYMI minus dla admina, że puścił ten szajs na główną.

Ma ktoś opowiastki Kasi Ignaczuk? bo konto zamknięte, niestety...

Nenek - 2013-01-03 16:03:20

Tarija napisał:

Nenek napisał:

Komentarze pod historią są... Ach. Sami zobaczcie :D

Pod którą?

Tą Freemanową ;D http://piekielni.pl/45343#

kochanicadziedzica - 2013-01-03 18:11:47

Fenir, niestety nie pomyślałam o zarchiwizowaniu dla potomnych, czego aktualnie bardzo żałuję.

A tamto... cóż, dostało plusy, to przeszło. A że niesłusznie to tym lepiej dla nich, nabije się więcej komentarzy.

smokk - 2013-01-03 21:48:35

Była jeszcze Diabolina albo coś w ten deseń. Wyznania pokrzywdzonej i nierozumianej przez świat metalówki. Śmieszne to nawet było.

kefir - 2013-01-18 14:23:06

Pamiętam historię gościa, który twierdził, że na imprezie został obezwładniony i zgwałcony przez dwie dziewczyny.

marcintaz123 - 2013-01-19 15:50:59

Mi się ta przypomniała http://piekielni.pl/38157 - czyta się zupełnie jak scenariusz kiepskiego filmu s/f. A takich opisów walk to nawet w Matrixie nie znajdziecie.

Archeoziele - 2013-01-20 14:50:48

http://piekielni.pl/43484
Ta artystka też jest niezła.

rootadmin - 2013-01-20 17:55:37

http://piekielni.pl/46299 - dzisiejsza gwiazda

Nenek - 2013-01-20 18:52:24

SecuritySoldier napisał:

http://piekielni.pl/46299 - dzisiejsza gwiazda

Nie istnieje :<

murhaaja - 2013-01-20 22:16:55

w końcu autorka posłuchała rady i usunęła może :P

rootadmin - 2013-01-20 22:20:32

Dziewczyna opisywała jak to jej koleżanka z liceum popełniła samobójstwo, warunki iście sensacyjne - znęcanie się, spadek, narkotyki i kryminał dla znęcającej się. Historię opisywała ponoć dlatego, że oprawczynii jej przyjaciółki wyszła na wolność, juz jej miała autorka przydzwonić, ale jej osobisty mąż ją powstrzymał.
Wszedł niedobry SS na jej profil i znalazł komentarz z 10.08.2012, gdzie pisała, że ma 17 lat...

Ubycher12 - 2013-01-21 10:16:41

Mój dzisiejszy kandydat http://piekielni.pl/46318

Loki - 2013-01-21 11:06:47

Ubycher12 napisał:

Mój dzisiejszy kandydat http://piekielni.pl/46318

No też mam lekki wtf. :D

smokk - 2013-01-21 11:23:20

Ubycher12 napisał:

Mój dzisiejszy kandydat http://piekielni.pl/46318

Nie ma to jak postraszyć kogoś Piekielnymi.pl. Chyba też tak będę robił.

Ubycher12 - 2013-01-21 11:58:13

Mnie to nawet lekkim lizidupstwem wobec Micha zajeżdża.

Loki - 2013-01-21 12:45:30

Ubycher12 napisał:

Mnie to nawet lekkim lizidupstwem wobec Micha zajeżdża.

Na kimś się trzeba wyślizgać na główną, jak się nie ma wystarczająco dobrej historii.

BlackMoon - 2013-01-21 13:52:59

Nie wiem czemu przyczepiliscie się tak tej historii, wcale nie jest taka głupia, na dodatek przyjemnie napisana :)

1. Kiedys panienka pisała, że jest bardzo szczupła z natury i pewnego dnia była w nowej szkole. Na apelu zobaczyła ja jakas nauczycielka, stwierdziła, że ma anoreksje i mimo jej sprzeciwu zadzwoniła po karetkę. Karetka oczywiscie przyjechała i mimo tłumaczeń i sprzeciwu autorki zabrała ją do szpitala. Nie umiem znalezc tej historii teraz, powiem tylko, że dostałam bana za komentarz wtedy :P

2. 5-letnie dziecko na stoku przebite na wylot nartą, które umierało autorce na rękach, po czym w tym samym samym dniu opisała to na piekielnych ze wstępem "Być może to nie takie piekielne,chociaż jakby się głębiej zastanowić.." . Oczywiscie w necie ani wzmianki o tej tragedii. Przyznam się bez bicia, że na początku uwierzyłam w tę historię, za co teraz mi wstyd. Widocznie muszę być bardziej uważna, ale nadal nie rozumiem jak można takie rzeczy wymyslać, aby dostać się na główną. Gdyby chociaż płacili za to- zrozumiałabym. W tej sytuacji jednak po prostu nie ogarniam. http://piekielni.pl/45266#comments

MorticiaAddams - 2013-01-24 18:32:57

Gorzkie żale gimnazjalistki http://piekielni.pl/46480

rootadmin - 2013-01-24 19:12:54

Pewnie chodzi o tą historię:

ak1319 napisał:

O, chyba się wyróżnię, coś tak czuję. Mam dla Was dosyć nietypową, ale jak dla mnie piekielną historyjkę. Bez zbędnych przedłużeń o.. o niektórych użytkownikach piekielni.pl :)
A więc jak ja to widzę moimi nastoletnimi oczami. Codziennie wieczorem o 22.00 kładę się do łóżka, wyciągam telefon i czytam historie przed zaśnięciem. Już dobrze poznałam tutejszych "celebrytów", którzy na portalu zamieścili 325493275832578753867824652 historii, którym codziennie zdarza się coś piekielnego, hmm. Czytając kolejną historię takiego "celebryty" zastanawiam się, czy jego opowiastka jest prawdziwa, choć daję 90%, że nie. Jestem typowym szarakiem na portalu, historię dodam raz na ruski rok, kiedy takowa rzeczywiście się wydarzy. Mam prawdziwe zdarzenie, które pragnę opisać, podzielić się z Wami. Choć rzeczywiście jest ona prawdziwa, spotykam się ze zminusowaniem. W swej karierze dodałam może dwie opowiastki ;) Ludzie wielu historiom zarzucają nieprawdziwość. A spróbuj coś człowieku dodać, co nie jest:
-historyjką o kościele
-historyjką o dzieciach
-historyjką o policji / JP,
- historyjką o ciężkiej pracy ochroniarza, itd..
SPOTKASZ SIĘ Z ODRZUCENIEM NA 70%. Dzisiaj napisałam o wtargnięciu bez pukania do mego domu, podeptaniu świeżo umytych paneli, chamstwie, braku kultury i co? Jajco :) Chcecie fałszywych historii proszę bardzo, nie doszukujcie się jednak nieprawdziwości w zamieszczanych opowiastkach. Historie "celebrytów", których przeczytałam już sporą ilość mnie bawią, bo serio, czy komuś zdarza się 5 piekielnych sytuacji dziennie? Dziękuje, jestem gimbusem i mam 14 lat, minusujcie:*

Niestety, autorka usunęła i nie mogę zapoznać się z 56 komentarzami jakie się pod nią pojawiły...

Zehel - 2013-01-24 19:27:56

SS, na 46 komentów, kiedy tam zajrzałam, jakieś 70% to był pojazd autorce. niewiele stracone..

MorticiaAddams - 2013-01-24 19:46:15

Tak, to ta historia.

Nenek - 2013-01-24 19:58:02

smokk napisał:

Ubycher12 napisał:

Mój dzisiejszy kandydat http://piekielni.pl/46318

Nie ma to jak postraszyć kogoś Piekielnymi.pl. Chyba też tak będę robił.

Bo my to w uj straszni jesteśmy, buehehheheh...

shep - 2013-01-25 15:11:46

Śpieszmy się wklejać tu całe historie, bo tak szybko znikają...

cornellka - 2013-02-02 20:34:36

Ta jest dobra: http://piekielni.pl/46897

Archeoziele - 2013-02-02 20:45:31

Wklejam, ad perpetuam rei memoriam.
Autorem jest niejaki Loren, co by z prawem autorskim wszystko się zgadzało

Historia nie jest piekielna ale według mnie idealna na tą stronkę.
Słowem wstępu:
Uczę się w małym gimnazjum (ok 150 uczniów w całej szkole), w mojej klasie jest nas 14 osoby. Uczy się z nami dziewczyna, nazwijmy ją Ala. Z Alą chodzimy do szkoły od przedszkola czyli przeszło od 10 lat w tej samej klasie. Ala jest w miarę normalną dziewczyną, ubiera sie i zachowuje jak przeciętna nastolatka. Niestety kilka dni po nowym roku zginęli jej rodzice i trafiła pod opiekę do najbliższej ciotki mieszkającej jakiś kilometr od niej, więc nie było powodów do zmiany szkoły.Dziewczyna była u psychologa, ale ten stwierdził że może spokojnie za tydzień iść do szkoły.

Tak więc Ala przyszła do szkoły. Pierwsza lekcja - polski. Nauczycielkę mamy bardzo ''co to nie ona" i łatwo się domyślić że nikt jej nie lubił. Postanowiła że utrze nosa Ali, mimo że dopiero co po tragedii o czym doskonale wiedziała. Zebrała całej klasie zeszyty żeby sprawdzić pracę domową, w tym również zeszyt Ali zabrała. Ala próbowała powiedzieć że jej nie było cały tydzień w szkole i nie zdążyła uzupełnić zeszytu. Poparła ją cała klasa argumentem że jeśli mamy więcej niż 3 dni nieobecne to mamy tydzień na uzupełnienie. Ale baba była nieugięta, więc zabrała zeszyt i kazała rozwiązywać zadania w ćwiczeniu a ona sprawdzała zeszyty. Wreszcie padło na zeszyt Ali. Otwiera zeszyt na ostatnim temacie z przed tygodnia i jak nie zacznie sie drzeć: "Co to za bazgroły! Zeszyt ma być starannie prowadzony!" Dodam iż Ala ładnie pisze a nauczycielce chodziło o napis na marginesie: "Kuro No Shinigami" (Ala jest fanką anime a to jak mówiła jest imię jednego z bohaterów czy coś w tym rodzaju) I wywiązał się następujący dialog:
[N]: A co znaczy ten napis?!! "Kuro no Shinigami" co to ma być?!! Jakieś diabły w zeszycie!!! No powiedz mi co to znaczy!!!!
[A]: Czarny Żniwiarz, prze pani. - Ala ze spuszczoną głową stała obok biurka a my z zaciekawieniem przyglądaliśmy się sytuacji. Ala nie wyglądała na zażenowaną czy zawstydzoną. Wzrok miała wbity w podłoge a na twarzy widniał delikatny uśmieszek.
[N]: Że co proszę?!?!?!
[A]: Śmierć, prze pani. - podniosła wzrok na nauczycielkę, szerzej się uśmiechnęła a w jej oczach zauważyłam dziwne iskierki satysfakcji.
Ale zanim Nauczycielka zdążyła odpowiedzieć, Ala zaczęła sie delikatnie kołysać w prawo i w lewo nucąc pod nosem na melodię " Pan Jezus już sie zbliża, już puka do mych drzwi..." Zaczęła śpiewać tak:
"Bo ona już sie zbliża,
juz puka do tych drzwi..." - w ty momencie słyszymy delikatne pukanie do drzwi a żołądek już dawno mamy w gardle.
"... śpieszmy ją przywitać,
ze strachu serce drży." - w tym momencie słyszałam bicie serc wszystkich w klasie i pukanie do drzwi w 5-cio sekundowych odstępach.
[A]: Ktoś puka do drzwi. - stwierdziła po czym szybko a za razem głośno powiedziała - Proszę! - wszyscy w klasie wstrzymali na chwilke oddech a nauczycielka prawie zemdlała. Jednak oto w drzwiach stanęła pani Halinka - jędza w szkole nr.2
[A]: Dzień dobry p. Halinko. Mówiłam już pani że ma pani niesamowite wyczucie czasu? - powiedziała do niej z uroczym uśmiechem na twarzy a my oczy jak 5 złotych i buzie rozdziawione (jeden kolega nawet puścił w gacie)
[p.H]: Nie, jeszcze nie. A Gosiu (do nauczycielki) mogę na chwilkę dziennik? - nie czekając na odpowiedź zabrała go i wyszła.

Piekielna nauczycielka wyleciała natychmiast ze szkoły a Ala jest pod opieką swoje psychologa. Mnie do tej pory przechodzą dreszcze.

murhaaja - 2013-02-02 20:54:25

O.o serio? to brzmi jak pierwszy (dla próbującego autora), średnio udany pseudo-horror z jakiegoś "blogaska"

szczurzyca - 2013-02-03 00:56:24

Jesööö, to jest... to jest... strasznie śmieszne!

kochanicadziedzica - 2013-02-10 23:16:00

http://piekielni.pl/47263 Nowy troll, niczego sobie. :D

anaszka - 2013-02-10 23:20:42

kochanicadziedzica napisał:

http://piekielni.pl/47263 Nowy troll, niczego sobie. :D

Przed chwilą to czytałam. Zaczynam zastanawiać się - czy niektórym ludziom naprawdę aż TAK się nudzi? Serio??

Archeoziele - 2013-02-10 23:24:35

Wklejam, bo pewnie znowu zginie o świcie, jak to trolle mają w zwyczaju.
Prowadzę domek tymczasowy dla psów z fundacji (z którą współpracuje), które poszukują domu. "Przechowuje" je parę dni, aż nie znajdą domu. Ostatnio przypomniała mi się pewna historia.

Dostałam kolejnego psa z tej fundacji na "przechowanie". Zwał się Czarek. Muszę powiedzieć, że był strasznie niesforny. Cały czas coś gryzł, wył cały dzień strasząc papużki, używał pazurów do niszczenia mebli, sikał i załatwiał grubą potrzebę na podłodze, a nie w kuwecie - ogólnie ciężki przypadek. Postanowiłam jednak wytrzymać te parę dni i zrobić ten dobry uczynek, ale było mi to strasznie nie na rękę (i nie ukrywam, liczyłam na premię pieniężną, he he). Szczyt jednak nastąpił gdy zostawiłam świeżo wyprasowaną sukienkę na randkę na biurku (rano szłam do pracy, a potem od razu na meeting, więc musiałam szybko ją wziąć i wybyć z domu). Gdy wróciłam nie mogłam uwierzyć własym oczom!!! Sukienka cała w strzępach, a pies leży na kanapie i śpi. Ledwo powstrzymałam się od chlaśnięcia go obcasem po głowie. Zadzwoniłam do fundacji.

[J] = Ja, [F] = Fundacja.

[J]: Dzień dobry, dzwonię bo chciałabym oddać pieska. Strasznie broi i zniszczył moją drogą sukienkę, chciałabym też zwrot kosztów za nią. (A co!! Walczyć o swoje umiem)
[F]: Musi pani wypełnić specjalne papiery. A zwrotu niestety pani nie dostanie.
[J]: (Już ostro wpieniona) Ale tu chodzi o DT!!! Dom tymczasowy!!! Do tego zawsze pomagałam tym przybłędom, więc chcę zwrotu!!!
[F]: (Zaczęła cośtam klikać) Mogłaby pani przetrzymać go jeszcze dzień? Błagam. Z tego co wiem, pani od wielu lat pomaga naszej fundacji, myślę, że dzień to nie długo. Wierzę, że ma pani dobre serce, a ten szczeniaczek niczym nie zawinił.
[J]: (Nie dam sobie w kaszę dmuchać) Ewentualnie za kilkadziesiąt złotych!!
[F]: Ale proszę pani, DT jest charytatywne...
[J]: W takim razie dziękuje!! Kończymy współprace!! (rozłączyłam się)

Ostro już wpieniona, że randka zniszczona, wzięłam kundla na smycz, do auta i jedziemy. Wachałam się trochę, ale pomyślałam o strzępkach mojej nowej sukienki i już wiedziałam, że robię dobrze. Zatrzymałam się przy małym lasku, odpięłam smycz i wypuściłam psa na wolność. Odjechałam. Z fundacją od tamtego momentu już nie współpracuje. Żałuje tylko, że randka i sukienka się zmarnowała przez tego wypierdka...

Od tego dnia gdy słyszę o tych wielkich złych "gnębicielach psów" w mediach to mnie trzęsie!! To są właśnie dobrzy ludzie, tylko fundacje ich ograniczają i potem tak się dzieje! :/

Olkiolki - 2013-02-12 16:47:27

A co powiecie o tej:
O naprawdę piekielnym lekarzu. Konkretnie ginekologu.

Poszłam dziś na usg, żeby sobie swojego dzidziusia obejrzeć.
Leżę sobie, a doktor jeździ mi po brzuchu tą taką końcówką, na którą nakłada się taki zimny żel. Nagle zrobił przerażoną minę.

[j]-ja
[d]- piekielny lekarz

[j]- Coś się stało?
[d]- Bardzo mi przykro, ale straciła pani dziecko.
[j]- Proszę?
[d]- Niestety.

Usiadłam i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Czułam, że już mi łzy lecą.

Wiecie co w tym momencie zrobił lekarz? Wstał, pobiegł do gabinetu obok (gabinety są tam połączone drzwiami, nikt nie wie po co) i krzyknął "Ty Kaśka! Zobacz jak ją wkręciłem! Powiedziałem jej, że bachor jej umarł! Hahaha! Dobre, nie?"

Ja wtedy odetchnęłam z ulgą, podeszłam do tego za przeproszeniem dziada i walnęłam go z płaskiego w pysk. Na szczęście pani Kasia (imię zmienione) miała trochę oleju w głowie, pomogła mi się ubrać, wyprowadziła z jego gabinetu i uspokoiła.

Naprawdę jeszcze nigdy takiego strachu nie czułam.

Tu link: http://piekielni.pl/47347#comments

cornellka - 2013-02-12 18:02:46

O jakże mi żal... :)

Loki - 2013-02-12 20:07:31

Nie wiem, śmiać się, czy płakać.

To też niezła bzdura:

Trochę o ludzkiej hipokryzji.

Pracuje w Urzędzie Stanu Cywilnego w małej miejscowości.
Mój kolega z pracy uważa się za wielkiego katolika. Służy do mszy, celibat itp. Normalnie święty. Zapytany czy udzieliłby ślubu komuś o innej kolorze skóry powiedział że nie bo to nie ludzie, i jeszcze wezwał by Urząd Emigracyjny.

Prawdziwie miłujący bliźnich chrześcijanin.

http://piekielni.pl/47353

Hyyrion - 2013-02-12 20:37:39

@Loki To ja się zastanawiam, co to będzie, jak wybiorą czarnoskórego na papieża. Toż to masakra będzie i wysyp historii o "moherach" :)

BlackMoon - 2013-02-12 20:51:45

Hyyrion napisał:

@Loki To ja się zastanawiam, co to będzie, jak wybiorą czarnoskórego na papieża. Toż to masakra będzie i wysyp historii o "moherach" :)

Chodzą plotki, że istnieli czarnoskórzy papieże :D

"Many news outlets have reported incorrectly that if elected, Arinze or Napier would become the first Black pope. Actually, it would be the fourth time a Black assumed the throne at the Vatican. The three earlier African popes, all of them now saints, were: Pope Saint Victor 1 (183-203 A.D.), Pope Saint Gelasius 1 (492-496 A.D.) and Pope Saint Miliades 1 (311-314 A.D.). "

Loki historia oczywiscie idiotyczna, ale uwierz, że ja bardzo często prowadzę rozmowy z rasistami i wielu z nich głosi identyczne opinie :)

Hyyrion - 2013-02-12 21:00:21

Black ja odnoszę się do przepowiedni o końcu Kościoła:) jak będzie czarny to koniec ;D
Dzisiaj co nieco poczytałem, ale myślę, że Archeo dokładnie to wyjaśniłaby nam wszystkim

Loki - 2013-02-12 21:05:47

To sprawka bodajże Nostradamusa. Ale wtedy Mohery będą miały dylemat, bo to zabobon. Nie dość, że ich bogiem jest Żyd to jeszcze czarny papież.

BlackMoon - 2013-02-12 21:08:51

Ja się nie znam, ale w jednym z moich ulubionych utworów jest taki tekst:

"They pray to white Spanish Jesus who’s face is this?
But never talk about the black pope Gelasius"

Zawsze jak czegos nie wiem to sprawdzam, ale poczytałam trochę i raczej wygląda na to, że nie jest to prawdą :P

Archeoziele - 2013-02-12 21:10:26

Hyyrion napisał:

Black ja odnoszę się do przepowiedni o końcu Kościoła:) jak będzie czarny to koniec ;D
Dzisiaj co nieco poczytałem, ale myślę, że Archeo dokładnie to wyjaśniłaby nam wszystkim

Już Benedyktowi zarzucali, że czarny jest. Bo ma murzyna w herbie. Czyli wychodzi na to, że zostało nam jakieś 2 tygodnie do końca świata. Chociaż kiedyś czytałam inną przepowiednię, że koniec świata będzie jak papież wybierze imię Piotra II. Ale nie pamiętam czy to Nostradamus był czy jakiś inny szarlatan.

Hyyrion - 2013-02-12 21:40:32

Archeo według przepowiedni i za "Super Expressem": Złowrogie słowa przypisuje się żyjącemu w XII wieku irlandzkiemu duchownemu i jasnowidzowi św. Malachiaszowi z Armagh. Jego przekaz nie daje nam żadnej nadziei:

"W czasie najgorszego prześladowania Świętego Kościoła Rzymskiego zasiądzie Piotr Rzymianin, który będzie paść owce podczas wielu cierpień, po czym miasto siedmiu wzgórz zostanie zniszczone i straszny Sędzia osądzi swój lud. Koniec".

Katolicki biskup miał doznać objawiania podczas swej pielgrzymki do Rzymu. Natchniony boską mocą ujrzał, że począwszy od wybranego w 1143 roku papieża Celestyna II rządzić będzie ich jeszcze 111. Malachiasz spisał swe proroctwo dla potomnych. Duchowny nie podawał w nim imion kolejnych władców Stolicy Piotrowej, ale jedynie ich charakterystyczne cechy. I tak np. określenie De labore Solis (z pracy Słońca) ma odnosić się do Jana Pawła II. Papież Polak urodził się 18 maja 1920 roku w dniu zaćmienia Słońca, a jego pogrzeb odbył się też w czasie innego zaćmienia. Według proroctwa przedostatnim papieżem ma być Gloria Olivae (chwała oliwki) - określenie pasuje do Benedykta XVI wywodzącego się z zakonu św. Benedykta, którego symbolem jest gałązka oliwna. Ostatnim z papieży ma być Petrus Romanus (Piotr Rzymianin) i to podczas jego pontyfikatu ma nastąpić koniec Kościoła, a może nawet koniec świata.

Według niektórych interpretacji ostatnim papieżem będzie Włoch bądź biskup innej rasy, który przyjmie imię Piotr II. Jeśli koniec świata jednak nie nastąpi, oznaczać to będzie, że rację mieli ci historycy, którzy przepowiednię uważają za oszustwo. Twierdzą mianowicie, że powstała ona dopiero w 1590 roku po to, by zmusić konklawe do wyboru odpowiedniego kandydata.

Farellka - 2013-02-13 00:37:52

Już zdążyło zniknąć, więc ku pamięci...


"Tak jakby to moja 1 historia tutaj.
Idąc przez park widze ojca i dziecko (ok 6 lat a ojciec jak sie okazało idiota). No luz ide dalej. Nagle coś przeczuwam jakby miało się coś stać. I stało. Ojciec i dziecko wyskoczyli na mnie z 2 stron. Nie zareagowałem gdy pomysłowy ojciec walnął mi kijem przez nogi (zabolało) a dzieciak ?(z bliska) rzucił mnie cegłą.
No nie przesada więc zdenerwowany pytam co on do cholery wyprawia. Jego odpowiedź mnie załamała:
-No co? Ninja k@?!a...
No ninja k?@!a
*Może i nie piekielne ale dla mnie ojciec żałosny..."

NotoriousCat - 2013-02-15 22:31:53

Wy to takie fajne kwiatki znajdujecie...:) Ja pamiętam tylko jedną: była to historia w stylu "znajomy sąsiadki brata słyszał, że w naszym miasteczku była banda składającą się z lekarza, grabarza i kierowcy karetki. Zajmowali się wypisywaniem recept na zmarłych. Zbili grubą kasę, coś tam się wydało, ale do tej pory żyją w luksusie".

cornellka - 2013-02-18 17:26:17

http://piekielni.pl/47560 dzisiejsze arcydzieło :) Niejaka SzczwanaBestia.

Nie wiedziałam, że ludzie potrafią być tacy piekielni.

2 tygodnie temu zmarł mój wujek. Człowiek dobry więc wszystkim było żal tego co się stało.
Msza był w starym, rodzinnym kościele. Wszyscy byli na czas prócz piekielnej kuzynki [PK], córki zmarłego.
Wparowała w połowie mszy mówiąc, że wcześniej nie mogła bo poszła kupić sobie tusz do rzęs, bo ma stary i się kruszy. Mama ją uciszyła i msza trwała dalej bez przeszkód.
W końcu koniec mszy i wszyscy jadą na cmentarz pochować zmarłego. [PK] spóźnia się pół godziny. Musiała się przebrać* ,bo w taką uroczystość trzeba przecież ładnie wyglądać. Wszyscy już położyli znicze i kwiaty, to [PK] żeby nie odstawać bierze mlecza i rzuca na nagrobek. We mnie się zagotowało i po prostu uprzejmie powiedziałam, że na pogrzebach wypadałoby być kulturalniejszym wobec rodziny, a przede wszystkim wobec zmarłego. Skwitowała to mówiąc, że się czepiam i zawsze taka sztywna jestem. Odpuszczam, bo z głupszymi się nie kłóci, bo najpierw sprowadzą cię do swojego poziomu, a potem pobiją doświadczeniem.
Wszyscy pojechali na stypę do małej restauracji na obrzeżach miasta. Oczywiście [PK] znowu musiała się przebrać i minęła ją zupa. Wszyscy wspominają wujka podczas gdy [PK] siedzi na facebooku i śmieje się na cały budynek. Gdy mama ją upomniała [PK] z żalem schowała telefon.
W końcu rozmowa przechodzi na biedę zmarłego wujka. Każdy grosz liczył, a pracował ciężko. [PK] stwierdziła, że cyt.'Dobrze, że zdechł, bo go nawet nie było na alimenty na mnie stać'. Przywaliłam jej. Z pięści w twarz. Zaczęła się drzeć, że jestem równie popier*olona co wujek i jeszcze ją popamiętam. Po 30 sek byłam w drodze do domu. Żałuję, że jej jeszcze raz nie przywaliłam.

* [PK] najpierw była ubrana w czerwoną sukienkę z odkrytymi plecami, później w granatową w kwiatki a na końcu w czarną spódniczkę i czarną koszulkę z dekoltem, ledwo zasłaniającą pępek. + zero szacunku dla wszystkich.

Mahmurluk - 2013-02-18 20:13:27

^
Mleczyk... jaki piękny... pewnie ostatni w tym sezonie.

after - 2013-02-18 21:19:03

dzisiejsza historia, wręcz scenariusz do filmu sf, inteligentnych stalkerach, którzy łamią każdy zamek itd. ale i tak pewnie trafi na główną.

Byłam ofiarą stalkingu przez 2.5 roku. Obecnie mam 28 lat i wciąż żyję w koszmarze.

Zaczęło się całkiem niewinnie. Ponad sześć lat temu zadzwonił mój stacjonarny telefon o 3 nad ranem. Odebrałam, ale nikt się nie odezwał. Pomyślałam, że to zwykła pomyłka i poszłam dalej spać. Przez następne kilka dni nie działo się nic niepokojącego.
Kilka dni po tym zdarzeniu znalazłam liścik za wycieraczką: "przepraszam, stuknąłem pani samochód. Proszę zadzwonić i dogadamy się xxx-xxx-xxx". Obejrzałam auto, ale było całe. Numer podany na liściku nie istniał.

Nadal myślałam, że to tylko głupie żarty i w ogóle nie powiązałam ze sobą tych dwóch zdarzeń. Następnego dnia kolejny liścik za wycieraczką: "nie zadzwoniła pani, a przecież to takie brzydkie uderzenie! xxx-xxx-xxx" numer był ten sam, jednak tym razem miałam wgniecione przednie drzwi (od strony chodnika). Jeszcze raz próbowałam się dodzwonić na podany numer, ale nic z tego. Zgłosiłam sprawę na policję (wgniecenie było dość spore). I właściwie nic z tym nie zrobiono.

Przez kilka tygodni był spokój. A zaraz po tym okazało się, że to tylko cisza przed burzą. Jednego dnia wróciłam z zajęć i zastałam w moim mieszkaniu potworny bałagan, ale nic nie było zniszczone. Sprawdziłam całe mieszkanie, okna i drzwi były pozamykane. Nikt (nawet z rodziny) nie ma kluczy do mojego mieszkania. Zawiadomilam policję, ale stwierdzili, że nic nie zrobią bo to wygląda jakbym po prostu nie posprzątała. Nic nie było uszkodzone, nic nie było ukradzione.

Zaczęły się nocne telefony. Kiedy odłączałam stacjonarny i wyłączałam komórkę ktoś rzucał kamieniami w okno (gdy podeszłam nikogo nie widziałam, a kiedy stałam i obserwowałam nikt nie rzucał choć wydawało mi się, że mnie nie widać).

Kolejnego dnia znalazłam w mieszkaniu kilka kamerek internetowych (niepodłączonych). Leżały tak, że można było je zauważyć, wystarszyłam się, że w mieszkaniu są gdzieś inne, podłączone i ukryte. Tego dnia za wycieraczką znalazłam liścik i 300zł: "to na naprawę auta bo przecież pani nie zadzwoniła. xxx-xxx-xxx". Numer ten sam i wciąż nie szło się dodzwonić.

Zaczęłam dostawać maile typu: "piękna moja, cudzie wspaniały, zielonooka królewno" itp Z różnych adresów. Czasem w okienku nadawcy było napisane "brak" - ale nie znam się i nie wiem dlaczego tak. Później zaczęłam dostawać maile z mojego własnego konta e-mail. Ich treści zaczęły być bardziej niepokojące: "ładną bluzkę dziś miałaś na sobie, wydaje mi się, że kupno tej czekolady to nie był dobry pomysł, nie ładnie opuszczać zajęcia!" - zawsze zgadzały się z tym, co akurat robiłam. Na policji sporządzono notatkę i tysiąc razy zapytano mnie czy kogoś nie podejrzewam - nie podejrzewałam.

Na jakiś czas był spokój. Później znów ktoś był w moim mieszkaniu. Odciął słuchawkę prysznica, zabrał całe jedzenie z lodówki i zastąpił innym i znów zrobił okropny bałagan. Wieczorem dostałam maila: "powinnaś się lepiej odżywiać". Jego jedzenie wyrzuciłam bo bałam się, że jest zatrute albo niewiadomo co. Policja sporządziła notatkę. Następnego dnia rano mail (z mojego konta znów): "tyle jedzenia!".

Nastał spokój. Przygarnęłam kotka, który błąkał się po moim osiedlu. Tego samego dnia dostałam maila: "to niehigieniczne!". Dało mi to do zrozumienia, że fakt, że się nie odzywa nie znaczy, że przestał mnie obserwować. Kilka dni później ktoś znów był w moim mieszkaniu i "uszkodził" kicię. Poleciałam do weterynarza, po wyleczeniu wydałam ją w obawie, że znów jej coś zrobi. Wzięła ją moja koleżanka ze studiów. Jakieś dwa tygodnie później dostałam smsa, że koleżanka znalazła kotka martwego w domu i nie wie co się stało.

Zaczęłam, dosłownie, wariować. Po tysiąc razy sprawdzałam czy pozamykałam drzwi i okna. Potrafiłam wrócić się z połowy drogi bo wydawało mi się, że może czegoś nie zamknęłam, że ktoś wchodzi bo notorycznie zostawiam drzwi/okna otwarte. Później było jeszcze gorzej - dostałam fioła na punkcie zapalonych świateł. Potrafiłam chodzić po całym mieszkaniu i na przemian zapalać i gasić światła. Jeszcze później bałam się wejść do domu. Zdarzało mi się stać po 2-3h na klatce i zastanawiać się czy otworzyć drzwi czy nie.

Pękłam, nie mogłam doprosić się pomocy od policji, więc opowiedziałam o wszystkim koledze, który studiował informatykę. Chciałam żeby pomógł mi namierzyć kto włamuje się na moją skrzynkę mimo wiecznie zmienianego hasła. Kolega zaproponował, że zainstaluje mi dyskretny monitoring na korytarzu, żeby nagrało kto wchodzi. Jeszcze podczas montażu dostałam e-mail: "nieładnie oszukiwać...".

Następnie było tylko gorzej. Chciano mnie wyrzucić z pracy ponieważ "ja" naubliżałam szefowi w e-mailu. Na szczęście udało mi się odkręcić tę sytuację i szef zgodził się udostępnić kolejny e-mail dla policji. W końcu (po roku czasu) przyznałam się rodzicom. Zaraz po tym zaczęli dostawać dziwne maile z fotomontażami ze mną w roli głownej. BARDZO erotyczne, wulgarne wręcz.

Zaraz po sprawie z hasłem do skrzynki pousuwałam wszelkie konta na forach i portalach społecznościowych. Bałam się bo przecież skoro ma dostęp do skrzynki może mieć i wszędzie. Krótko po wyznaniu rodzicom prawdy okazało się, że mam konto na naszej klasie, gdzie zaprosiłam do grona znajomych wszystkich kolegów i koleżanki. Tam zaczęły się pojawiać wpisy typu: "zrobię dobrze każdemu, daję tanio" i podobne, czasem gorsze. Wszystko było podkreślone "odpowiednimi" zdjęciami. Fotomontaże, ale jak ktoś mnie długo nie widział mógł uwierzyć, że to ja.

Innym razem po powrocie do domu zastałam poprawioną pracę, którą pisałam na zajęciach. Zaczęłam myśleć, że to ktoś z grupy bo kto inny miałby dostęp do takich rzeczy? Zawiadomiłam o tym fakcie policje. Niestety nadal nie wiedziałam kto to może być...

Chciałam się wyprowadzić - dostałam maila: "nie podoba ci się tu, gdzie jesteś?". Przeniosłam się do rodziców. I tam po raz pierwszy (i niestety ostatni) zrobił błąd. Było to niecałe 2 lata od pierwszego telefonu. Moi rodzice mieszkają na osiedlu domków. Tam znudzone staruszki obserwują wszystkich i wszystko non stop. Tego dnia wszyscy od rana byliśmy w pracy. Moja mama kończyła pierwsza i po drodze wstąpiła do sklepu. Tam zaczepiła ją sąsiadka, która pełna oburzenia wygłosiła mojej mamie co sądzi na temat tego, że mój (sporo młodszy) brat urywa się ze szkoły i pod ich nieobecność siedzi w domu. Jednak... Mój brat był na szkolnej wycieczce od dwóch dni. Mama zostawiła zakupy i pobiegła do domu. Na miejscu zastała okropny bałagan. Dzięki sąsiadce mieliśmy pierwszy opis sprawcy. Niewysoki, w kapturze zielonej bluzy, jeansy, chodził zgarbiony. Więcej sąsiadka nie pamiętała. To niewiele, ale zawsze coś. Jednak to niestety nic nie dało.

Ja tym czasem wciąż miałam problem natręctw. Dniami i nocami chodziłam, sprawdzałam światła, drzwi i okna. Zmusiłam rodziców żeby pozakładali zamki w oknach i wszystkich drzwiach (nawet z pokoju do pokoju). Śledziłam internet z pojawiającymi się moimi zdjęciami i kontami na portalach społecznościowych, więc często nie spałam w nocy. Sytuacja w domu była nerwowa ponieważ wszyscy byli zmęczeni moimi wariactwami. Był długo spokój. Do dnia kiedy głuchy telefon otrzymał mój brat. Czułam, że zagrażam rodzinie, więc wróciłam do siebie (mimo ich sprzeciwów). W swoim mieszkaniu zastałam okropny bałagan, lodówkę pełną świeżego jedzenia i maile: "smacznego!" i "witaj w domu!".

Czułam się stale obserwowana, oblałam rok na studiach, straciłam pracę ponieważ zaczęłam się w niej niestawiać ze strachu (szczęście w nieszczęściu, że szef zgodził się rozwiązać umowę bez większych konsekwencji dla mnie). Po tym jak odkryłam, że ktoś siedział w moim samochodzie przestałam nim jeździć w obawie, że uszkodził hamulce lub co innego...

Naliczyłam jeszcze kilkanaście włamów do mojego mieszkania, otrzymałam kilkadziesiąt maili i karteczek. Wydawałam mnóstwo pieniędzy na wymiany zamków, naprawy zniszczonych sprzętów i terapię. I nagle ustało. Równo 2 i pół roku po pierwszym telefonie. Do dziś nie wiem kto i dlaczego, cały czas się boję jego powrotu.

Cierpię na ZOK, cały czas myślę, że ktoś mnie śledzi, potrafię sprawdzać e-mail kilkanaście-kilkadziesiąt razy na godzinę (jeśli z jakiś powodów nie mam dostępu do internetu i nie mogę tego zrobić wpadam w panikę). Wszędzie się spóźniam bo wszystkie drzwi muszę pozamykać i później pootwierać żeby się upewnić, że na pewno je zamknę. Później otwieram bo nie wiem czy zgasiłam światło, więc wchodzę i zapalam zeby zgasić i tak w kółko... Boję się prowadzić auto, nawet wsiąść do taksówki czy autobusu. Kupiłam rower i jeżdżę rowerem (ale potrafię się po drodze kilka razy zatrzymywać i sprawdzać czy wszystko z nim ok, więc podróż zajmuje mi dwa razy więcej czasu). Ubieram się grubo, zawsze kaptur (lato, nie lato...), duże ciemne okulary, boję się, że ktoś mnie rozpozna.
Okna mam na stałe zasłonięte, we wszystkich są zamki. W drzwiach założyłam cztery różne zamknięcia. Nie potrafię wejść do sklepu kiedy jest w nim za dużo ludzi, więc często zrywam się z samiutkiego rana żeby zrobić zakupy tuż po otwarciu, gdzie właściwie jest tylko obsługa. O pójściu do kina czy teatru mogę tylko pomarzyć. Raz się skusiłam, narobiłam sobie okropnego wstydu kiedy zaczęłam krzyczeć po zgaszeniu świateł. To samo z wyjściem wieczorem. Zimą jestem uziemiona w domu jak tylko robi się szaro. Zamawianie jedzenia (zwłaszcza zimą) to komedia - kiedy przyjeżdża dostawca, rzucam mu pieniążki i każe zostawić pizzę pod drzwiami. Biorę ją dopiero kilka minut po tym jak odejdzie.

Kiedy działa się ta sprawa polski wymiar sprawiedliwości nie znał jeszcze jako takiego pojęcia stalkingu. Teraz być może poszłoby łatwiej... A ja nawet nie wiem czy ta osoba zniknęła z mojego życia, czy jest gdzieś obok...

autor: niewidzialna_panna

http://piekielni.pl/47537

Nenek - 2013-02-18 22:59:59

Użytkowniczka już nie istnieje w serwisie :P

bukimi - 2013-02-19 07:18:19

Nenek napisał:

Użytkowniczka już nie istnieje w serwisie :P

Na pewno o niej jeszcze usłyszymy, wkrótce, pod innym nickiem. Ciekawe jaką życiową katastrofę obmyśla i czy postara się choć trochę ją urealnić ;)

rootadmin - 2013-02-20 15:52:30

Dzisiejsze dziwadełko, dodane z konta "Adzisia:

Adzisia napisał:

Pewnego razu szłam gdzieś z koleżanką, już dokładnie nie pamiętam gdzie.
W pewnym momencie usłyszałyśmy krzyk starszej pani, która krzyczała : "pomocy". Bez żadnego wahania podbiegłyśmy do niej. Zobaczyłyśmy jak jej syn (pod wpływem alkoholu) szarpie ją i wyzywa. Bez namysłu zaczęłyśmy go odciągać od niej.
Zaczął nas wyzywać i grozić nam. Był bardzo agresywny. Starsza pani błagała o pomoc. Wokół dużo ludzi tylko stało i się temu przyglądało zamiast pomóc nam albo chociaż wezwać policję.
W pewnym momencie przejeżdżający chłopak na rowerze, zatrzymał się i nam pomógł.Mężczyzna się przestraszył i zamknął się w jej mieszkaniu. Starsza pani około 80 lat nie miała nawet gdzie usiąść.
Wszystko działo się na ulicy gdzie było pełno osób i tylko my zareagowałyśmy. Starsza pani prosiła o pomoc sąsiada. Sąsiad odpowiedział : "Ja się nie mogę wtrącać".
Postanowiliśmy zadzwonić na policję. Dzwonimy.Po paru chwilach dodzwoniliśmy się ale otrzymaliśmy taką odpowiedź :
P.Podam wam numer telefonu na posterunek policji w waszym mieście.
Otrzymaliśmy numer. Dzwonimy drugi raz. Nikt nie odebrał telefonu. Tak zostaliśmy z niczym.
Po pewnym czasie syn tej starszej pani opuścił jej mieszkanie. Oczywiście zdążył jeszcze nas powyzywać.
Starsza pani bardzo dziękowała nam za pomoc. Powiedziała, że sama by sobie nie poradziła.

Morał tego jest taki, że w tych czasach nie można nawet liczyć na niektórych policjantów i na niektórych ludzi.
Nie bójmy się pomagać bo możemy uratować nawet czyjeś życie.
Chciałam jeszcze podziękować temu chłopakowi co nam pomógł bo jako jedyny z tylu osób postanowił zadziałać.

flecik - 2013-02-20 21:20:46

SecuritySoldier napisał:

Dzisiejsze dziwadełko, dodane z konta "Adzisia:

Adzisia napisał:

Pewnego razu szłam gdzieś z koleżanką, już dokładnie nie pamiętam gdzie.
W pewnym momencie usłyszałyśmy krzyk starszej pani, która krzyczała : "pomocy". Bez żadnego wahania podbiegłyśmy do niej. Zobaczyłyśmy jak jej syn (pod wpływem alkoholu) szarpie ją i wyzywa. Bez namysłu zaczęłyśmy go odciągać od niej.
Zaczął nas wyzywać i grozić nam. Był bardzo agresywny. Starsza pani błagała o pomoc. Wokół dużo ludzi tylko stało i się temu przyglądało zamiast pomóc nam albo chociaż wezwać policję.
W pewnym momencie przejeżdżający chłopak na rowerze, zatrzymał się i nam pomógł.Mężczyzna się przestraszył i zamknął się w jej mieszkaniu. Starsza pani około 80 lat nie miała nawet gdzie usiąść.
Wszystko działo się na ulicy gdzie było pełno osób i tylko my zareagowałyśmy. Starsza pani prosiła o pomoc sąsiada. Sąsiad odpowiedział : "Ja się nie mogę wtrącać".
Postanowiliśmy zadzwonić na policję. Dzwonimy.Po paru chwilach dodzwoniliśmy się ale otrzymaliśmy taką odpowiedź :
P.Podam wam numer telefonu na posterunek policji w waszym mieście.
Otrzymaliśmy numer. Dzwonimy drugi raz. Nikt nie odebrał telefonu. Tak zostaliśmy z niczym.
Po pewnym czasie syn tej starszej pani opuścił jej mieszkanie. Oczywiście zdążył jeszcze nas powyzywać.
Starsza pani bardzo dziękowała nam za pomoc. Powiedziała, że sama by sobie nie poradziła.

Morał tego jest taki, że w tych czasach nie można nawet liczyć na niektórych policjantów i na niektórych ludzi.
Nie bójmy się pomagać bo możemy uratować nawet czyjeś życie.
Chciałam jeszcze podziękować temu chłopakowi co nam pomógł bo jako jedyny z tylu osób postanowił zadziałać.

Juz zniknelo

fenirgreyback - 2013-02-21 02:27:15

http://piekielni.pl/47671 
Z wieczora. Cała opowieść w sumie niewarta jest przytoczenia, w skrócie-autor-badass leje pijanego kierowcę. Na uwagę zasługuje jedynie fragment

Od ponad 10 lat ćwiczę rozmaite sztuki walki, więc wcale się nie boję... Niemniej jednak mam podpisane oświadczenie na policji, że jeżeli kogoś pobiję albo przekroczę granice obrony własnej, to odpowiadam jak za napaść z bronią białą.

. Dla mnie bomba.

Loki - 2013-02-21 14:17:14

A ja wrzucę całą, największy kozak na dzielni. A historia pewnie zniknie.

Historia http://piekielni.pl/47338, której autorem jest papilotka48 przypomniała mi o wydarzeniu, które miało miejsce na początku tego tygodnia.

Po sąsiedzku mam jeden ze znanej sieci sklepów, którego parkingi zimowymi wieczorami młodociani "kaskaderzy" wykorzystują jako plac do "driftowania". Ale teraz nie o tym... W rogu tego parkingu codziennie widzę zaparkowanego busa. Ot taki sobie bus służący do przewozu osób, należący do firmy X.
Jak co dzień wracam do domu z zakupami i widzę już znanego mi busa, przy którym stoi kilku koneserów alkoholi niższego rzędu i klasy. Bus oczywiście otwarty, silnik uruchomiony, a u jednego z koneserów dostrzegam plakietkę kierowcy przypiętą do kieszeni na piersi. Totalnie mnie zamurowało... Czy ten człowiek za chwilę zamierza wsiąść za kierownicę i prowadzić tego busa? Czy ten osobnik za chwilę będzie przewozić innych ludzi? [Nadmienię jeszcze tylko, że od niedawna w zwyczaju mam strzyc się na 1mm czyli bez końcówki... No, ale strój elegancki. Taki mam styl.] Podchodzę do ów trzyosobowej grupki degustatorów i nawiązuje się taki dialog.
Ja [J]
Pan z plakietką kierowcy [K]
Kolega wyżej wymienionego pana [X]
Trzeci pan ledwo stał na nogach i nic nie mówił.

[J]- Przepraszam bardzo! Od kiedy to kierowcom wolno spożywać alkohol? Rozumiem, że normy normami i jestem świadomy tego, że istnieje coś takiego jak dopuszczalna ilość alkoholu we krwi. Niemniej jednak mniemam, że zamierza Pan zaraz wsiąść do tego pojazdu, tak?
[K]- No, a co?
[J]- Otóż to, że Pan jako kierowca odpowiada nie tylko za siebie ale także za pasażerów, których Pan przewozi, a po tym w jaki sposób wygląda Pana twarz wnioskuję, że to nie jest pierwsza butelka tego trunku w dniu dzisiejszym i badanie alkomatem raczej zagwarantowałoby Panu spore nieprzyjemności a może i nawet nocleg w jednym z najdroższych "hoteli" o niskim standardzie...
[K]- No, i?
[J]- No, i to, że w takim stanie stwarza Pan bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia nie tylko dla siebie, bo akurat Pana mi nie szkoda, lecz wielu innych osób, które zdecydowałyby się podróżować z Panem tym oto busem, a także innych uczestników ruchu drogowego.
[X]- A Ty co? Z policji jesteś?
[J]- Nie, ale nie rozmawiam z Panem, tylko z Pana kolegą. To po pierwsze. Po drugie nie jesteśmy na Ty...
[X]- Słuchaj ku***, skinie pier**lony... Idź stąd zanim stanie Ci się krzywda.
--- Od ponad 10 lat ćwiczę rozmaite sztuki walki, więc wcale się nie boję... Niemniej jednak mam podpisane oświadczenie na policji, że jeżeli kogoś pobiję albo przekroczę granice obrony własnej, to odpowiadam jak za napaść z bronią białą. Wierzcie lub nie, ale mimo braku bujnej fryzury, którą ściąłem kilka miesięcy temu przed zawodami i tak już zostało, bicie się jest dla mnie ostatnim rozwiązaniem ze wszystkich możliwych. Tak więc kontynuuję rozmowę. Oczywiście nieco już poddenerwowany na owych degustatorów ---
[J]- Ostatni raz Pana uprzedzam. Nie rozmawiam z Panem, lecz z Pana kolegą i nie życzę sobie aby Pan się tak do mnie zwracał.
[K]- Panie! Idź pan w ch**!
[J]- Wie Pan co? Pójdę! Zaraz po tym jak Panów zabierze stąd policja.

I... Się zaczęło. Szamotanina, bo raczej walką tego nie nazwę. Spacyfikowałem dwóch dżentelmenów w jak najmniej bolesny sposób (trzeci pan stwierdził, że woła go żona i on już idzie... i poszedł), no i zadzwoniłem po policję. Na szczęście niedaleko znajduje się komenda policji drogowej, toteż długo na przyjazd panów policjantów czekać nie musiałem.

Kierowca najprawdopodobniej już kierowcą nie będzie. Z jego kolegą nie mam pojęcia co się stało. Niestety jak się później okazało w busie siedział sobie mały chłopczyk. Zapłakany, wystraszony, bogu ducha winny syn szanownego pana kierowcy...

Nie powiem. Piekielna sytuacja. Wieczorem zastanawiałem się: "A co jeśli ten mężczyzna był jedynym żywicielem rodziny? Co się teraz stanie z tym chłopcem? A może on ma więcej osób na utrzymaniu"... Ale kurka wodna, no! CZY LUDZIOM BRAK WYOBRAŹNI? CO JEST DO JASNEJ CIASNEJ NIE TAK?

autor: http://piekielni.pl/user/Sapiens

Capitalny - 2013-02-21 15:01:07

Not bad.
Elokwencja, erudycja, empatia i elegancja.
A kiedy eutanazja?

Loki - 2013-02-21 16:26:41

Kolega się rozpędza:

Jak już wiecie (lub nie) z mojej poprzedniej historii, od niedawna strzygę się na 1mm. Jaki to ma związek z historią? O tym po niej.

Rzecz dzieje się w markecie, który mam po sąsiedzku. Wstąpiłem tylko po 2 bagietki i natychmiast szybkim krokiem nacieram na kasę. Pani oczywiście wszystko ładnie "skasowała", ja zapłaciłem i zmierzam ku wyjściu... Nie zdążyłem zajść za daleko, ponieważ nagle jakiś mężczyzna *ubrany dosyć normalnie, dżinsowe spodnie i kurtka, czarne adidasy... Nic nadzwyczajnego* łapie mnie za ramię i nawiązuje się grzeczny dialog.

[P]an - Przepraszam Pana najmocniej...
Sądząc, że jest to osoba potrzebująca jakiejś pomocy z uśmiechem na ustach ciągnę dialog.
[J]a- Tak? Słucham... W czym mogę Panu pomóc?
[P]- Czy mógłby Pan ze mną na chwilkę tam podejść? (skinął głowę na kasę numer 1, która znajduje się przy drzwiach na zaplecze)
Sądząc, że ma problem z zakupami z kasy numer 1 ochoczo podchodzę i pytam.
[J]- Słucham Pana, w czym problem? :)
[P]- Proszę za mną...
W tym momencie jego grzeczny do tej pory wyraz twarzy nabrał szorstkiego, zdecydowanego. Jednocześnie chwycił mnie za nadgarstek i ciągnie za sobą na zaplecze, którego drzwi okazały się być niedomknięte.
[J]- Przepraszam, nie bardzo rozumiem... O co chodzi?
[P]- Proszę pokazać co ma Pan w kieszeniach.
Jestem w szoku. Facet ubrany jak cywil, żadnej plakietki, nic... Zaciąga mnie na zaplecze, do którego wejście powinno być w jakiś sposób zablokowane dla cywili i prosi o opróżnienie kieszeni.
[J]- Słucham?
[P]- Proszę NATYCHMIAST opróżnić kieszenie.
[J]- Proszę Pana nie mam takiego zamiaru, bo nie wygląda mi Pan na ochroniarza tego sklepu, których z widzenia już wszystkich kojarzę.
[P]- Panie, nie tłumacz się Pan tylko wyciągaj Pan fanty z kieszeni!
[J]- Proszę Pana, rozmawia Pan z poważnym człowiekiem... Czy Pan stroi sobie jakieś żarty?
[P]- Jak nie wyciągniesz, łysa pało, fantów, to wezwiemy policję.
[J]- Nie jesteśmy na Ty. To po pierwsze. Po drugie proszę o pokazanie stosownego dokumentu upoważniającego Pana do przeprowadzenia rewizji lub wyświetlenie nagrania z monitoringu, które daje Panu podejrzenia, że wynoszę ze sklepu więcej niż te dwie bagietki. Chce Pan dzwonić po policję? Proszę bardzo! Ja mam paragon za te bagietki. Aha! Czekając na policję... Mogę sobie zjeść jedną bagietkę na miejscu? Jestem dosyć głodny.
[P]- Słuchaj, no... Zaraz wracam!
Facet wyszedł i dosłownie po 30 sekundach drzwi otwiera jakaś Pani i każe mi wyjść. Rozglądam się po sklepie ale nie widzę "ochroniarza"...
Czy ochroniarz przypadkiem nie powinien mieć swojego uniformu w pracy? Czy personel sklepu nie powinien pilnować aby drzwi na zaplecze były cały czas zamknięte?
Wiem, mogłem wyciągnąć wszystko z kieszeni i miałbym spokój... Ale są przecież jakieś zasady... Czy nie? A może brak bujnego owłosienia czaszki sprawia, że ludzie w ułamek sekundy przypinają nam metkę "złodziej", "bandyta", "kryminalista"...?

autor: http://piekielni.pl/user/Sapiens

Capitalny - 2013-02-22 09:54:51

- ma 21 lat
- od ponad 10 trenuje sztuki walki
- jakieś 5 lat temu (mając 16 lat) przekroczył granice obrony koniecznej i pobił 2 osoby, z których jedna wylądowała w szpitalu ("Jeden dostaje i ucieka, a drugi już nie ma gdzie uciec, bo jesteś na nim skupiony")

Zaraz się pojawi opowieść jak mu Najman nabluzgał gdy mu spuścił manto na treningu:)

Mahmurluk - 2013-02-22 14:38:47

Capitalny, przecież on już w brzuchu kopał. Doświadczenie się nabiło.
Mnie z kolei poraziła jego elokwencja i troska o bliźniego. Brakowało tylko "niechże szanowny pan..."

kambodia - 2013-02-24 07:11:55

Proszę Cię, spuśćmy zasłonę milczenia nad tym "dziełem".
Grafomaństwo jakiejś nastolatki i to młodszej, zero emocji, historia niespójna, nie zna realiów życia i konsekwencji prawnych sytuacji które opisuje.
Na portalu nawt nie komentowałem bo szkoda mi czasu.

cornellka - 2013-02-24 11:53:26

http://piekielni.pl/user/DoprawdyUrocze  Żenująca ściema.

DoprawdyUrocze (PW) ·
23 lutego 2013 , 14:20 | było Do ulubionych
Chciałam kupić myszkę. I podkładkę.
Idę do sklepu komputerowego, wchodzę, mówię grzecznie dzień dobry, rozglądam się.
Podchodzi do mnie sprzedawca, pyta, czego potrzebuję.
- Myszy, która będzie miała co najmniej X programowalnych przycisków, niezbyt dużej, najlepiej, gdyby nie ślizgały się na niej ręce… - miałam wyliczać dalej, ale wszedł mi w słowo.
- Jak chcesz kupić coś swojemu chłopakowi, to lepiej przyślij tu jego kolegę, DZIEWCZYNKO.
Nosz kułfa.
Ja dużo rzeczy rozumiem. Jestem pokojowo nastawiona. Ale nie będę tolerować takiego szowinizmu i nie pozwolę odnosić się do siebie jak do idiotki.
Dostał z liścia.
W media markt potraktowali mnie jak człowieka.
Niech mi ktoś wytłumaczy, bo ja zaczynam się gubić: Czy to, że jestem kobietą, znaczy, że mam grać tylko w simsy?

Salemone - 2013-02-24 12:22:59

O ile w sposób jak ją potraktowano jestem w stanie uwierzyć (sama zawsze się złoszczę na to jak mnie traktują w sklepach ze sprzętem elektronicznym), to w to, że ot tak strzeliła gościowi z liścia nie uwierzę... Zastanawiające tylko jest, że wspomniała o nie ślizganiu się, zamiast podać chociażby przedział czułości myszy (jak dla mnie to jest istotniejsze, niż to czy mysz jest śliska czy nie)

Nenek - 2013-02-24 14:05:50

Wiem, że to nieprawdopodobne, ale zdarzyło mi się to kilka dni temu. I to moja PIERWSZA historia, więc może być słaba.

Jadę spokojnie autobusem na drugi koniec miasta, nagle przed autobus wyskakuje jakiś mężczyzna i krzyczy, że mamy się zatrzymać i schować do schronu. Wszyscy wybiegli klaszcząc wybawcy. Siedzieliśmy 2 dni w schronie, oczywiście nikt nie zainteresował się, że tak duża ilość osób zaginęła. Po 2 dniach wyszliśmy, nad nami latały smoki, znowu wszyscy zaczęli klaskać, a jedna pani wyzywała młodą dziewczynę z dzieckiem. Poszliśmy do najbliższych zabudowań i schowaliśmy tam skarb, który znaleźliśmy w lesie.

Do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu dla tych ludzi, którzy pomimo presji zachowali spokój. Przepraszam za wszystkie błędy.
Ta historia wydarzyła się naprawdę!!


http://piekielni.pl/47790#comments

szczurzyca - 2013-02-24 15:38:55

Nenek napisał:

Wiem, że to nieprawdopodobne, ale zdarzyło mi się to kilka dni temu. I to moja PIERWSZA historia, więc może być słaba.

Jadę spokojnie autobusem na drugi koniec miasta, nagle przed autobus wyskakuje jakiś mężczyzna i krzyczy, że mamy się zatrzymać i schować do schronu. Wszyscy wybiegli klaszcząc wybawcy. Siedzieliśmy 2 dni w schronie, oczywiście nikt nie zainteresował się, że tak duża ilość osób zaginęła. Po 2 dniach wyszliśmy, nad nami latały smoki, znowu wszyscy zaczęli klaskać, a jedna pani wyzywała młodą dziewczynę z dzieckiem. Poszliśmy do najbliższych zabudowań i schowaliśmy tam skarb, który znaleźliśmy w lesie.

Do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu dla tych ludzi, którzy pomimo presji zachowali spokój. Przepraszam za wszystkie błędy.
Ta historia wydarzyła się naprawdę!!


http://piekielni.pl/47790#comments

Dobry trolling zawsze w cenie :D

Nenek - 2013-02-25 14:01:52

Historia znajomego.

Sytuacja z dzisiejszego treningu. Godzina 22.00. Biegnę sobie spokojnym tempem 4'50"-4'55" na kilometr, gdy w pewnym momencie, na 5 kilometrze, w jezdni, w dziurze (tak, w dziurze) leży skulony człowiek. Pierwsza myśl: Dlaczego to ja zawsze w trakcie treningu zimą muszę trafić na pijanego do nieprzytomności gościa (ten był trzeci w mojej biegowej karierze) i czekać następnie półtorej godziny na przyjazd straży miejskiej. Druga myśl: olać i biec dalej. Druga myśl (jednocześnie z poprzednią drugą, dlatego ma ten sam numer): Gość leży w ciemnym miejscu tuż za zakrętem i przejściem dla pieszych, więc zaraz go ktoś potrąci. Przerywam więc bieg i wkurzony idę podnieść człowieka (oczywiście pijany, że nie wiem). W tym momencie, z piskiem opon zza zakrętu wypada rozpędzony samochód. Puszczam kolesia (który upada z powrotem do dziury w jezdni), staję przed nim i macham rękami żeby zatrzymać samochód. Auto staje, ja próbuję podnieść gościa. Z samochodu wygląda kierowca i pyta czy w czymś pomóc, ja, że chętnie i zaraz razem odprowadzamy pijanego na chodnik, gdzie wyślizguje nam się z rąk i upada. Mój pomocnik widząc moje wkurzenie, że będzie trzeba czekać na odpowiednie służby przepraszającym głosem mówi, że musi jechać, bo mu się naprawdę spieszy. Ledwie zdążyłem wykręcić numer 112 (już przygotowałem sobie odpowiedzi na serię pytań, która miała paść: oddycha, ale jakby przerywanie; w tej chwili nie proszę pani, ale zapach i ślad na ubraniu wskazuje, że wymiotował i sprawia wrażenie jakby się czymś dławił - zawsze podkoloryzowuję, wtedy szybciej przyjeżdżają), gdy zza zakrętu z piskiem opon wypada samochód policyjny. Niewiele myśląc, w mojej świecącej biegowej kurteczce wyskakuję na jezdnię i zatrzymuję dzielnych stróżów prawa. Tu też jakbym znał scenariusz wcześniej: otwiera się szyba, a zza niej, z ustami pełnymi hotdoga (w USA wolą donuty), policjant pyta: co się tutaj dzieje?
Pijany człowiek leżał w dziurze - odpowiadam.
W jakiej dziurze? - pada niewyraźne z powodu przełykanej akurat bułki pytanie.
W tej, w jezdni - mówię, po czym zaraz grzecznie proszę: Panowie, zajmijcie się nim.
Tym musi się zająć straż miejska - pada stwierdzenie od drugiego policjanta, którego dotąd nie zauważyłem.
Dobrze - odpowiadam - ja zaczekam, ale pozwolę sobie zapamiętać numer na panów radiowozie, by ustalić później, czyj jest to zakres kompetencji.
Policjant wysiada, podchodzi do leżącego spokojnie na chodniku pijanego i pyta: Gdzie pan mieszka? Przy-szewskiego - pada bełkotliwa odpowiedź.
No dobrze - mówię - to ja już sobie pobiegnę dalej.
Nie tak szybko - powiedział z dziwną satysfakcją w głosie człowiek w mundurze - najpierw musimy spisać protokół. Pana godność?
Miller Marek - odpowiadam ze złością.
Zawód?
Dziennikarz - cedzę
W tym momencie policjant podnosi głowę, patrzy na mnie i mówi - Może rzeczywiście nie będziemy już pana tu trzymać, jeszcze się pan przeziębi...

Nauczyłem się dziś jak trzeba rozmawiać ze stróżami prawa i przekazuję tę wiedzę dalej. W istocie, media są czwartą władzą.


http://piekielni.pl/47826#comments

Archeoziele - 2013-02-25 14:36:24

Kolejna tragedia rodzinna:
Wiele razy tu, na Piekielnych pojawiły się historie o koszmarach z dzieciństwa.
Wiem z doświadczenia, że rodzina może wyrządzić człowiekowi największą krzywdę na świecie i robić to z uśmiechem na ustach.

Jestem ofiarą przemocy domowej.
Mam starszego o pięć lat brata, Adama. Adam miał być jedynakiem, ponieważ po jego urodzeniu moja mama usłyszała, że nie może mieć więcej dzieci. Bardzo to przeżyła, zawsze marzyła o gromadce dzieciaków. Nigdy nie traciła nadziei na to, że kiedyś ponownie zostanie mamą i w końcu po 5 latach udało się. Urodziłam się ja.
Adam od początku mnie nie akceptował. Płakał, zaczepiał mnie, chciał mieć rodziców na wyłączność. Mam powtarzała, że nauczy się, że musi się dzielić, z czasem miało przyjść przyzwyczajenie. Nigdy nie przyszło. Bił mnie codziennie, za najmniejszą głupotę, za rozlane mleko, rozrzucone klocki czy podobne bzdety. Tłukł mnie niemiłosiernie, odkąd tylko pamiętam. Rodzice nie potrafili mu przemówić do rozsądku, tata wielokrotnie zastosował metodę klapsa, który miał nauczyć Adama pokory. To nie skutkowało, sprawiało, że było jeszcze gorzej. Mój brat uznawał, że kary od rodziców to także moja wina i wyżywał się jeszcze mocniej.
Kiedy miałam 11 lat, Adam zawalił jakąś sprawę, co sprawiło, że wściekł się jak nigdy. Wpadł do domu, zaatakował mnie, zaczął bić, kopać, szarpać. Oddałam mu. Popchnęłam go na szafkę i rozciął sobie o nią głowę. Pamiętam jak dziś jego słowa w drodze na pogotowie. Obiecał mi po cichu, że w domu mnie zabije. W szpitalu nie odstępowałam mamy na krok, a w domu zamknęłam się w swoim pokoju i ze strachu weszłam pod łóżko. Przesiedziałam pod nim całą noc, bojąc się, że Adam wyważy drzwi od mojego pokoju, wejdzie i spełni swoje groźby.
Raz odważyłam się powiedzieć o wszystkim mamie. Rodzice bardzo się zdenerwowali, Adam wszystkiego się wyparł. Po wszystkim znowu mnie pobił. Zmusił mnie żebym poszła do rodziców i przyznała się, że wszystko wymyśliłam.
Codziennie modliłam się o jego śmierć, żeby mój koszmar się skończył. Ogromne siniaki przykrywałam długimi rękawami tak, że nikt ich nie widział. Przez to wszystko przestałam ćwiczyć na wfie. Ze stresu zawaliłam rok, powtarzałam szóstą klasę. Rodzicom mówiłam, że materiał jest dla mnie za trudny, że nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć. Adam kpił ze mnie, śmiał się i drwił. I ciągle mnie bił.
W końcu poznałam chłopaka, któremu opowiedziałam wszystko. Zebrał swoich kolegów, pobili mojego brata tak, że teraz on zaczął się bać. Na dwa tygodnie, po dwóch tygodniach pobił mnie prawie do nieprzytomności za „kapusiowanie”. Rodzicom powiedział, że spadłam ze schodów.
Wyniosłam się z domu przed maturą. Rodzice wynajęli mi kawalerkę, żebym miała spokój i ciszę i uczyła się. Adam przyszedł raz, ale go nie wpuściłam. Zarzekał się, że wróci i pożałuję. Wtedy uciekłam z miasta i zamieszkałam z chłopakiem.
Niedawno miałam ślub. Nie zaprosiłam Adama, bo nie chciałam żeby popsuł mi całe święto. Ale i tak przyjechał. Obraził mnie przy wszystkich moich gościach. Mój mąż nie wytrzymał i go uderzył. Teraz ma sprawę w sądzie.
http://piekielni.pl/47829#comments

Serenity - 2013-02-26 16:37:43

A w poczekalni wylądowało coś takiego. Pani o nicku "bogata". Chyba się jakiemuś gimnazjaliście nudzi
Ostatnio usłyszałam od mojej koleżanki, że jestem nieodpowiedzialna. Dlatego, że :

1. dziecko moje jeździ na quadzie bez kasku. Co mu się stanie jak spadnie na trawę : odp brzmi nic!

2. dziecko jest rozpuszczone, bo dostaje 500 kieszonkowego na tydzień.
I dlatego, że ma Iphona, Ipada, Maca itp.

3. Ma prywatne lekcje (do szkoły sama chołota chodzi)!

4. Córka chodzi do kosmetyczki i miała już operacje plastyczną

Co w tym nieodpowiedzialnego???

Archeoziele - 2013-02-26 16:50:43

Pojawiło się tego więcej. Ot, mamy kolejnego trolla. Przeminie z wiatrem, tak jak inni.

rootadmin - 2013-02-26 23:36:38

PełnaChata napisał:

Witam, to mój "pierwszy raz" tutaj.

Jeśli historia będzie miała łzawy wydźwięk, przepraszam z góry, nie jestem dobra w pisaniu :)

Jestem młodą mamą, żoną, studentką. Jakiś czas temu zakończyłam terapię u psychologa, diagnoza typowa dla tej dziedziny - depresja. Dopiero po 4 latach leczenia doszłam do źródła problemów, pomogła mi w tym ciąża i strach o własne dziecko. Udało mi się przezwyciężyć myśl, że to nie ja jestem winna wszystkiemu co się ze mną działo.

Źródłem problemów był mój dziadek, który od najmłodszych moich lat przekraczał granice relacji dorosły-dziecko. Fakt, że robił mi (i mojemu bratu, któremu na szczęście odpuścił swoje praktyki) krzywdę dotarło do mnie, gdy byłam już na studiach. Wszystkie przykre zdarzenia, które miały miejsce dzięki "czułościom" dziadka odbiły się na moim życiu. Niska samoocena, depresja, trudności w związkach.

Nigdy nie zapomnę gdy pokazywał mi treści erotyczne, a gdy miałam około 11 lat, wg. niego lunatykowałam, rozebrałam się do naga i on musiał mnie ubierać (jaki on był dla mnie dobry. Mogłam się przecież przeziębić)... Pozwolę sobie zakończyć wymienianie.

Na poważnie zaczęłam się bać podczas gdy byłam we wcześniej wspomnianej ciąży. Przerażała mnie myśl organizowania chrzcin (jako że to była impreza która dawała największe szanse na zaproszenie dziadka do domu), że będzie brał moje dziecko na ręce, ba, nawet będzie oddychał tym samym powietrzem.

Dodatkowy problem stanowiło to, że żona dziadka zajmowała się dwójką dzieci, które bywały ich gośćmi w domu. Dziadek odprowadzał je z przedszkola. W mojej głowie, jako przyszłej mamie kołatała myśl, że je i też uraczy swoją dobrotliwością i w panice dzwoniłam do mamy błagając ją o to, by porozmawiała z babcią. Prosiłam by nigdy nie zostawiała dziadka samego z dziećmi. Przełamałam się, powiedziałam dlaczego się boję. Odparła że to tylko moje hormony buzują.

Oliwy do ognia dolewały nieświadome niczego babcie, że nie dość że one pomogą mi w opiece, to pomoże i dziadek.
Widziałam się z nim rzadko, unikałam kontaktu, raz tylko dotknął mojego brzucha, co z racji moich wspomnień było bardzo stresujące.

W trudnych chwilach wspierał mnie mąż, który o wszystkim wiedział, chciał bym skupiła się na dziecku (słusznie zresztą). Było mi ciężko, bo jako przyszłej mamie i ofierze molestowania trudno było mi przejść obojętnie. Miałam stale poczucie winy, że wiem do czego jest zdolny, a nic z tym nie robię. Jedyne co mnie uspokajało to fakt, że dziadek jest stary i chory (teraz jest właściwie przykuty do łóżka), a dzieci którymi zajmowała się babcia nie dają sobie w kaszę dmuchać.

Gdy urodziłam, po około 8 miesiącach odważyłam się powiedzieć babci co mnie dręczyło. Jej reakcja mnie zaskoczyła, spodziewałam się gorzkich słów, jakie otrzymałam od mamy, ale uwierzyła mi. To co działo się później, to historia na osobny temat.

Dziadek gdy się dowiedział dlaczego babcia drastycznie schudła (ponad 10 kilo z nerwów), z rozżalonym głosem (relacja babci) odrzekł:
- to ja się z nimi bawiłem, a ona mnie tak oskarża...?!

Podsumowując: wszystko co się działo, wywarło na mnie ogromny wpływ, odbiło się na moim mężu, ciąży (stały stres), kontaktach z innymi ludźmi, moim zachowaniu. Wisiało nade mną poczucie bezsilności, złości, żalu. Gdyby nie dziadek, miałabym normalne dzieciństwo i życie bez lat lęku i wstydu.

Dlaczego to piszę? Bo jakiś czas temu dowiedziałam się, że istnieją organizacje, które prężnie walczą o równouprawnienie dla pedofilów. Uważają, że relacje pedofilskie nie są szkodliwe dla dzieci. Że dzieci nie mają nic przeciwko.

http://piekielni.pl/47895#comments

Chyba tej Pani założymy osobny wątek na tym forum...

Loki - 2013-02-26 23:45:51

SecuritySoldier napisał:

http://piekielni.pl/47895#comments

Chyba tej Pani założymy osobny wątek na tym forum...

Ta, też pomyślałem, że to ta sama osoba. Taki "szkolny" styl pisania.

rootadmin - 2013-03-06 09:15:43

lordvictor chyba traci grunt pod nogami. Razem z innym użytkownikiem wytknęliśmy mu błędy logiczne i pisownie w jego najnowszej historii. Skasował ja, a po chwili wrzucił cos takiego...

Podziwiam GIMBUSY na tym portalu.
Kolega, który już usunął swą wypowiedź.
Został ewidentnie oszukany przez prawo "urzędników"
Dostał sporo minusów i komentów typu : Tusk jest ok, Kaczor jest ok, pick or fake, na samosi było.
Cóż Piekielni to portal Gimbusów jak widać.
Czekam na artykuł " ktoś olał czerwone światło i ktoś zginał, ale kierowca autobusu wyskoczył i bił brawo!"
Kto chce by ten portal był dla normalnych niech pisze w komentarzach poparcie. Bo minusy bo wg "Gimbusy" trzepiące konie z radości, że coś napisały.

Regresji ciąg dalszy. Oto co wrzucił po negatywnych komentarzach pod poprzednim apelem:

I tak do usunięcia, ale dla GIMBUSÓW.
"Dostałem jedynkę! Więc Wiem co to porażka w życiu!"

I kolejna drama...

Dla wszystkich!!!
Po usunięciu Moich wypowiedzi dot niedojrzałych.
Będę wrednie pisał na temat każdej wypowiedzi.
Straciłem dziecko a komentarz był" Bóg tak chciał, źle ruch..., H z tym jesteś wolny, dobrze że pociekło."
Chciałem poparcia a co otrzymałem.

danidani - 2013-03-06 11:18:57

- dla kolegi co jechał po 4 piwach.+ nie chciał jechać patrz niżej.
- dla pogotowia co odmówiło przyjazdu.
+ za to, że przyjechał z URWANYM palcem
+ że go przyjęli.
- brak krwi na zabieg.
+ załatwił 4 dawców.

Palec przyszyty.
Polska Walcz o swoje.

No to jest kolejna do kolekcji: http://piekielni.pl/48114

Loki - 2013-03-07 21:31:04

Czy tylko mi coś tu śmierdzi?

Historia, moim zdaniem wstrząsająca, powiem szczerze, straciłem wiarę w ludzi.

W weekend wybraliśmy się, z żoną na zakupy do galerii handlowej. Zmęczeni zakupami, postanowiliśmy wybrać się na kawę. Zbliżając się do kawiarni zobaczyliśmy taką oto sytuację: dwóch spacerujących powoli mężczyzn w tulonych w siebie, a za nimi starszą kobietę, z oddali słychać było monolog starszej pani. Brzmiał miej więcej tak:

[s] Antychrysty jedne, cwele i gejuchy, no jak tak można jak? Bóg was pokarze! I to przy dzieciach! Deprawują biedne maleństwa pie*dolne pedofile. Kto to widział, żeby ch*je w dupy sobie wsadzać, niedorozwoje, toż to choroba. Leczyć, zamknąć gdzieś, albo lepiej pozabijać!

Byłem zaskoczony słownictwem kobiety. Już planowałem podejść, aby zwrócić kobiecie uwagę, lecz wtem jeden z nich stracił przytomność, podbiegliśmy z żoną, aby mu pomóc. Niestety nie było tętna. Przystąpiłem do resuscytacji, żona zadzwoniła po pogotowie i uspokajała drugiego mężczyznę. Miedzy nami a starszą panią wywiązał się dialog:

[s]- kobieta [J]- ja [M]-partner poszkodowanego

[s] Widzicie gejuchy, cwele jeb*ne, Bóg was pokarał i dobrze wam skur**syny. Przynajmniej mniejsza hańba dla narodu.

[J] Proszę stąd odejść, jak pani nie pomaga to proszę nie przeszkadzać.

[s] Ciebie ch*ju, też Pan pokaże. Oby ich wszystkich piekło pochłonęło „Ojcze nasz…” I zaczęła mnie bić torebką, na szczęście odciągnął ją jeden z gapiów.

[M] Zamknij się ty stara ku*wo on może umrzeć!!!

W tym momencie przyjechał zespół ratowniczy. Niestety mężczyzna zmarł , autopsja wykazała pęknięty tętniak rozwarstwiający aorty, jednym słowem wykrwawił się. Nic nie dało się zrobić.

Jak można być tak nietolerancyjnym, przecież każdym ma prawo do szczęścia! Całą sprawą zainteresowała się miejscowa prokuratura i najprawdopodobniej kobiecie zostaną postawione zarzuty. Nie wiem dlaczego, ale sprawą nie zainteresowało się żadne mass medium.

http://piekielni.pl/48174
autor: http://piekielni.pl/user/doktorek1

Archeoziele - 2013-03-07 21:43:06

Uprzedziłeś mnie, właśnie chciałam to wrzucić.

rootadmin - 2013-03-07 21:52:03

Loki, nie słysze co mówisz, bo ten cuchnący opar Cie spowija! Jesteś tam?! Haaaaalooooo!

Mijanou - 2013-03-08 07:03:39

Dzisiejszy kwiatek:  http://piekielni.pl/48189


Każdemu zdarza się pomylić słowa. I pół biedy, kiedy idę do sklepu i proszę o "Warkę Pstrąg", bo to i każdy z "Warką Strong" skojarzy, i jeszcze się z tego uśmieje. Nic się nie stało nawet wtedy, kiedy w zoologicznym poprosiłam o traumę i murki (kto się domyślił, że chodziło mi o karmę i wiórki?). Ale jedna z takich pomyłek była trochę mniej, hm, nieszkodliwa.

Weszłam oto do apteki i poprosiłam o "maść na wytryski". Jasne, że chodziło mi o maść na coś zgoła innego, czyli na zwykłe, uciążliwe wypryski, inaczej krostki. Jako, że było to dość dawno temu i lat wtedy miałam może z piętnaście, prawie spaliłam się ze wstydu.

Niestety, najgorsze było dopiero przede mną.

W aptece było dość tłoczno. Kiedy popełniłam swoją (wtedy chyba jeszcze nie freudowską) pomyłkę, kilka osób się roześmiało, kilka udawało że nie słyszy, a jeszcze kilka innych nie słyszało faktycznie. No i dobra, kupiłam pierwsze, co mi farmaceutka podała, zapłaciłam i zmyłam się jak najszybciej mogłam, wciąż czerwona jak burak.

Kiedy wróciłam do domu powitała mnie pełna grozy matka z pytaniem, czy ja może przypadkiem oszalałam, czy wiem co robię, czy zdaję sobie sprawę, że piętnaście lat to zbyt mało na tak poważne decyzje etc., etc.

Już wiecie, o co chodziło?

W aptece stała za mną przyjaciółka mojej matki. Najwyraźniej ze wszystkiego co mówiłam, usłyszała tylko część pierwszą, omyłkową. Sprostowanie jakoś jej umknęło i postanowiła jak najszybciej uświadomić moją mamę, że może niedługo zostać babcią.

Dzisiaj się z tego śmieję, ale wtedy... ;-)

miejsce publiczne niestety

Loki - 2013-03-24 18:44:25

Dla potomności, historii co prawda już nie ma ale chwała cache:

http://piekielni.pl/user/Diablica_z_piekla_rodem

Historia rodem z telenoweli.

Rok temu poznałam Jakuba. Jakub jest 35-letnim mężczyzną, za którym obejrzałaby się każda. Wysoki, przystojny, o pięknych oczach i czarującym uśmiechu. Do tego szalenie inteligenty, dobrze wykształcony, z ogromną wiedzą. Bogaty.

Ja - kilkanaście lat młodsza przeciętna studentka.
Dorabiałam sobie w sklepie z drogimi garniturami w jednej z poznańskich galerii.

Pewnego zwykłego, zeszłorocznego styczniowego popołudnia w sklepie pojawił się On - mój ideał mężczyzny - Jakub. Wraz z nim pojawiło się przyspieszone bicie serca. U obojga.
Gdy go obsługiwałam zapytał o której kończę pracę. Zaprosił na kawę.

Spotkaliśmy się raz, drugi, trzeci... Po 3 miesiącach nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Pokazał mi inny, lepszy świat. Zabierał mnie do drogich restauracji, na wakacje do egzotycznych krajów, wynajął i umeblował mi piękne, duże mieszkanie, kupił samochód. W zamian oczekiwał miłości i wierności.
Byliśmy bardzo zgodną parą, nie było między nami nigdy konfliktów. Byłam w nim zakochana do szaleństwa.

Lecz w tej pięknej historii musi być jakiś minus.

Dziś rano do sypialni wpadła pewna kobieta - jego ŻONA.

Na tym historia mogła by się skończyć, a Ty drogi czytelniku dałbys plusika i zostawił pocieszający komentarz.
Jednak po tym co zaraz przeczytasz zmienisz zdanie.

Tak, wiedziałam że Jakub jest żonaty. Nigdy nie zdejmował obrączki.

Zalatuje kolejnym wcieleniem malinowej.

Capitalny - 2013-03-25 09:24:34

Abstrahując od sedu fejka (facet mebluje mieszkanie, zabiera na drogie wakacje, a żona nic nie wie... ehe...), to czytając ostatnie zdanie zastanawiam się po kiego grzyba toto "dzieło" wrzuciła?
To tak jakby SS każdą przypowieść o Szczęść Boże kończył zdaniem "Ale i tak ja jej to kazałem powiedzieć."

anaszka - 2013-03-25 09:43:14

Capitalny - ona jest wśród Nas (a przynajmniej wczoraj była). Możesz zapytać.

Loki - 2013-03-25 10:33:33

Dzisiaj też jest w nowym wcieleniu jako http://www.piekielni.pun.pl/viewtopic.php?id=371
I nie, nie dam sobie wmówić, że jest inaczej.

meg - 2013-03-25 10:47:00

Dobra, o ile po stylu i innych szczegółach można poznać, że wiele tych historii to multikonta tej całej malinowej, to nie mam pojęcia skąd pewność, że Makemehappy to akurat ona. Ale serio i bez sarkazmu- nie śledzę sytuacji na bieżąco, a lubię teorie spiskowe:)

Nenek - 2013-03-26 20:32:49

http://piekielni.pl/48769#comments

"Smutna refleksja na temat polskich internautów...

Dziś natchnęło mnie, by podzielić się z Wami Szanowni Piekielni moimi spostrzeżeniami na temat kultury w internecie (a raczej jej braku).
Gdyby w Polsce przeprowadzono sondę pod tytułem "czy hejtuję w sieci", bądź "czy zachowuję kulturę i szacunek wobec innych osób wypowiadając się w internecie" z pewnością 99% osób ochoczo by przytaknęło, wytykając postępowanie innych jako to naganne i poniżej wszelkiej krytyki.
Ano właśnie.. Nie muszę szukać daleko, by podać liczne przykłady niemiłych komentarzy obrażających inteligencję osób znanych, lub udzielających się jako anonimowi użytkownicy- choćby na piekielnych.
Masz problemy z przedmiotami ścisłymi? Jesteś leniem i idiotą. Cierpisz na dysleksję? Jesteś podwójnym leniem i idiotą. Popełniasz dwa błędy ortograficzne na krzyż, bądź nie postawiłeś przecinka tam gdzie trzeba? Twój idiotyzm przybrał skrajną postać, i nie da się już tego wyleczyć. Śmiejemy się z filmików na youtubie, chociażby oglądając filmiki z Maćkiem z Klanu w roli głównej. Przecież to takie zabawne robić sobie jaja z osoby upośledzonej. Tłumaczymy sobie że NA PEWNO tego nie ogląda albo jako osoba znana MA DO SIEBIE DYSTANS (dodajmy że mówimy o osobie mającej wrażliwość i rozumowanie dziecka)
Z rozkoszą przeglądamy portale takie jak wiocha.pl czy pudelek. W końcu wrzucanie fotek wymalowanych lal nie robi im krzywdy. A to że wrzucający wściekłby się, gdyby jego fotka wylądowała na tym portalu kiedy to urżnął się z kumplami na domówce albo dla żartów ubrał różową sukienkę byłoby to wielką niesprawiedliwością i złem największym. Chcemy tolerancji dla gejów i lesbijek, bronimy ubranych na czarno metali czy rastafarian w dredach ( w końcu taki styl) nie akceptujemy blondynek lubujących się w różu i tipsach, słuchających Dody. Obrażamy Biebera, chociaż znamy jedną czy dwie jego piosenki z mtv, a to że wynaleziono pilot do telewizora i można przełączyć go na inny kanał jest o wiele trudniejsze, niż robienie o nim demotów i pokazywanie, jak to się młodziaka nienawidzi. Za co? że robi muzykę która nam nie leży? Bo niektórzy zachowują się tak, jakby im dom podpalił albo przespał się z ich matką. Każdy o odmiennym guście niż większość musi być "nauczony" jaki to jest wiochmeński i głupi ( szczególnie tyczy się to fanów disco polo i popu).
Wyzywamy od pasztetów puszyste gwiazdy "motywując" je do zgubienia kilogramów, a sami obrażamy się gdy znajomy skrytykuje nasz wygląd ( i to w cztery oczy, nie przed 40 milionami Polaków) Jesteśmy hipokrytami do sześcianu, i widocznie nie chcemy tego za nic zmieniać.
Chciałam tylko dać niektórym do myślenia, choć szczerze wątpię by przyniosło to jakikolwiek skutek. Ale cóż, musiałam... "


.
Oł, rilli? Niech oni sobie z tymi "apelami" i "refleksjami" na prywatne blogi pójdą... NO BŁAGAM.

Capitalny - 2013-03-27 09:26:36

Loki złożył dymisję, Nenek pisze z "gościa", Polska wygrała z San Marino - co się dzieje na tym świecie? :cry:

Salemone - 2013-03-27 11:57:22

Moja koleżanka jest opiekunka społeczna pracującą w MOPSIE. Ostatnio koleżanka poprosiła ją o pomoc przy umyciu starszej pani , która mieszka z pijącym , niepracującym synem.Poprosiła ją, bo się boi owego syna , gdyż od pewnego czasu czyni jej niewybredne propozycje. Przy myciu zobaczyły na podudziach pani spore siniaki a włosy łonowe były posklejane dziwną wydzieliną. Szok! Zapytały ją o to co, zobaczyły a pani na to , ze syn ma swoje potrzeby. Gdy mi to opowiadała to przeżyłam szok. Poradziłyśmy jej wraz z koleżanką by zrobiły przy następnym myciu zdjęcia i poszły na policję, ale może macie innym pomysł.

źródełko: http://piekielni.pl/48777#comments


Serio? Pracownik socjalny nie wie co ma zrobić z faktem? Coraz lepszą wyobraźnię mają :D

Bryanka - 2013-03-27 13:54:16

Właśnie czekałam, aż ktoś doda historię słynnej już Topmodel...Poczekajta do wieczora, a zobaczycie jak się zacznie pieklić w komentach, a potem historia magicznie zniknie z portalu...

Salemone - 2013-03-27 14:20:56

Tu pozostanie dla potomności ^^

anaszka - 2013-03-27 14:30:27

Ja tam jestem w stanie uwierzyć w taką historię. Nie tak dawno wyszło na jaw, że "ojciec" przez 30 lat gwałcił swoją córkę. I przez cały ten okres ona nic z tym nie zrobiła! Dopiero w wieku 40 lat zdecydowała się to zgłosić, za czyjąś namową!  http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,1441 … aid=1104df

Dlatego taka matka też może nie widzieć w tym nic złego... Trochę dziwi nieudolność pracownika socjalnego, ale może osoba opisująca nie potrafiła dobrze opisać tej historii i stąd taka "dziwność" wyszła.

kochanicadziedzica - 2013-03-28 14:40:57

Właśnie wyszło na Chb, wklejam dla potomności. Niesamowita historia użyszkodnika wielkiINFORMATYK piekielni.pl/48790

Oto kolejna historia serwisanta. Tym razem ze zwierzętami.

Pewnego dnia dostałem prośbę od kolegi kolegi, że jego komputer działa, ale wydaje dziwne dźwięku po kilku godzinach pracy, i zaczyna śmierdzieć.
Przyjechałem na miejsce, włączam, sprawdzam, szukam i nic. W systemie żadnej usterki. W międzyczasie faktycznie zaczęło coś piszczeć, ale nie był to żaden dźwięk znany z komputera, więc albo kolega miał komputer o jakieś superkonstrukcji piszczący inaczej, albo to nie komputer tworzył te piski. Doszedłem do wniosku, że nie można zrobić nic innego jak rozkręcić komputer.

Po rozkręceniu komputera, moim oczom oprócz podzespołów, ukazał się mały "coś". Ciężko stwierdzić co to było, na pierwszy rzut oka była to mysz, niestety dalsza identyfikacja nie była możliwa, bo to coś się zawinęło w kulkę i nie chciało wyjść, dopiero wyciągnięcie "cosia" "za szmaty" sprawiło, że mogliśmy go wyciągnąć i zidentyfikować. "Coś" okazała się być myszą, niestety strasznie brudną i poobdzieraną bo komputer się kurzy także w środku, dlatego "coś" wtarł w futro sporą część komputerowego brudu (swoją drogą zastanawiałem się jak nie wpadł w wentylator), pochaczył futro o luty wystające z karty graficznej i płyty głównej, ponadgryzał kable i tak dalej, dlatego tak ciężko było zidentyfikować to "coś". Niestety to czego nie mógł się pozbyć w sposób naturalny zostawił w komputerze, przez co w środku obudowy czuć było siekierę w powietrzu.

Pytanie nasuwa się samo, jakim cudem mysz się znalazła w komputerze ? Otóż brat kolegi, mały i wredny, chciał zrobić mu dowcip i dlatego zamknął mysz w komputerze, która zaczynała piszczeć gdy ten się nagrzewał, w dodatku gryźć kable i tak dalej. W efekcie komputer trzeba było rozebrać do ostatniej śrubki, dokładnie wymyć, odkazić i poskładać z powrotem. O bracie się dowiedzieliśmy, dlatego, że wchodząc do pokoju zobaczył nas przy komputerze i triumfalnie oznajmił, że to za zabranie mu zabawki. Oczywiście zabawkę kolega mu zabrał, bo bił nią kolegów, a miał dopiero 9 lat. Żeby było sprawiedliwie jego mama chcąc go ukarać kazała mu sprzątać cały dom, a pieniądze które by zarobił jego mama oddawała mojemu koledze aby zadośćuczynić jego krzywdzie, dodatkowo brat miał zająć się "cosiem" którego wsadził do komputera.

Taki kolejny zwykły dzień z pracy serwisanta sprzętu komputerowego.

Capitalny - 2013-03-29 10:37:23

O ja... Chłop się musiał nieźle nawdychać kadzidła na rezurekcji...

9-latek rozkręcił komputer, skręcił, a mysz sobie żyła X dni, podjadając izolację z kabli. A po jej uwolnieniu złapała procesor, transformowała się w motomysz z Marsa i odleciała w kierunku Związku Radzieckiego, cicho pochlipując...

Mijanou - 2013-05-14 06:43:36

Ej, ludzie! Malinowa wróciła w nowym wcieleniu! http://piekielni.pl/50211

Czytajcie, bo zniknie^^

Archeoziele - 2013-05-14 09:11:54

Historia Budyniek http://piekielni.pl/49899 przekonała mnie do rejestracji i wrzucenia własnej opowieści odnośnie 'tatusiów'. Będzie długo, smutno i z prośbą do was na końcu.

Mój ojciec zawsze był cholerykiem i tyranem. Nigdy nie było go w domu, a jak przyjeżdżał to musiałyśmy udawać, że pracujemy / sprzątamy, nawet jeśli wszystko było na błysk. Zawsze krzyczał, lecz jeśli tylko pojawiali się znajomi - udawał najlepszego z ojców.

Ojciec zakazywał nam czytać książek, co do tej pory budzi u mnie niezrozumienie, sam w życiu przeczytał jedną książkę (może i pięć razy, jak sam mówił, ale tylko jedną) i nie życzył sobie, żebyśmy 'marnowały czas na czytanie'.
Stąd pamiętam jak chowałam się w szafie by przeczytać przemycone od znajomej tomiszcze Harry'ego Pottera, zarywając noce i odsypiając na zajęciach w podstawówce.

Notorycznie opowiadał, że nie mamy pieniędzy - matce dawał sto złotych na wyprawienie świąt bożego narodzenia i kupienie prezentów, a sam przyjeżdżał z nowym komputerem, telefonem i wiertarką czy innym ustrojstwem. Bywało tak, że zmieniał telefon co dwa tygodnie, bo musiał mieć najnowszy, najlepszy, żeby 'na zewnątrz' pokazać jakim jest wielkim biznesmenem (w tych swoich krótkich spodenkach w hawajski design i koszulce jakiegoś browaru robił raczej marne wrażenie na innych).

Pomimo tego - kontakt miałam z nim całkiem dobry, zabierał nas na wakacje na obozy żeglarskie, na biwaki, ogniska, spływy. Czasem jechaliśmy na jakiś koncert czy zlot motocyklowy.

Wszystko to skończyło się gdy mama wyjechała do Norwegii na kontrakt, żeby sezonowo dorobić trochę pieniędzy.
Moja siostra już dawno na studiach, ja w gimnazjum, ojciec miał zostać ze mną i się mną opiekować. Zamiast tego 'wyjeżdżał do pracy' na dwa tygodnie, poczas gdy widziałam że jego samochód stoi pod obcym blokiem parę ulic dalej. Zostawiał mnie tak bez pieniędzy, bez jedzenia, więc któregoś razu po powrocie zrobiłam mu aferę, że muszę po sąsiadach chodzić bo nie mam co jeść, a on sobie po znajomych nocuje.
Kazał mi się wtedy wynosić z domu, że nie będę na niego krzyczeć, a kiedy rzeczywiście się spakowałam i wyszłam, to po godzinie przyszedł krzycząc, że mam w domu siedzieć.
Jego niezdecydowanie tylko mnie zdenerwowało, jednak zaraz potem znowu wyjechał i nie miałam nawet jak przelać na niego swojej złości.

Kiedy wrócił kazał mi się spakować i pojechaliśmy 'nad wodę', jak zawsze w ciepłe weekendy. Tam powiedział mi, piętnastolatce, że 'mężczyzna ma swoje potrzeby' i że 'matka mu nie wystarcza'. Zaproponował, że przywiezie do mnie swoją nową kobietę.
Byłam w szoku, ale postanowiłam dać mu szansę - no zdarza się, ludzie się rozchodzą, ja byłam akurat w trakcie 'poważniejszego' związku i rozumiałam o co chodzi. Kiedy przyjechali, okazało się, że jego 'nową ukochaną' jest moja nauczycielka z podstawówki. Razem z nią przywiózł jej dziecko, wtedy sześcioletnią rozpieszczoną pannicę.

Chciałam spróbować to poukładać, ale kiedy jego kobieta kazała mi mówić do siebie 'mamo', gdy moja matka akurat wróciła zza granicy, wściekłam się i krzyczałam, że nie ma prawa, bo ja mam już mamę.
Gdy opowiedziałam o tej sytuacji ojcu - nie uwierzył, odwiózł mnie do domu bez moich rzeczy i już więcej się nie pojawił.
Do czasu.

Gdy powiedziałam mamie co zaszło, podjęła się próby rozwodu. Nikt nie chciał poświadczyć, że ojciec ma kochankę, siostra nie chciała się kłócić z ojcem, mnie mama nie chciała wystawiać na stres. Sąsiedzi odmówili zeznań, rodzina ojca złożyła fałszywe ale nikt nie umiał nic udowodnić.
Stwierdzili między innymi, że matka leżała codziennie pijana, a mną się opiekowała babcia od strony ojca (która notabene przestała się mną interesować gdy miałam siedem lat), nie opiekowała się nami i nas biła.
Rozwód odbył się więc bez orzeczenia o winie, a z podziału majątku zostało nam jedynie mieszkanie, do spłacenia zresztą.
Mama popadła w depresję. Ponad rok zajęło nam doprowadzenie się do stanu normalności, ale w rok ten cholernie dojrzałam, rozwinęłam też dobrze zapowiadającą się znajomość.

Gdy stanęłyśmy na nogi, postanowiłam wyjechać do szkoły do dużego miasta. Mama wtedy dorabiała kursy zawodowe w innym mieście i obie uznawałyśmy, że to dobry pomysł.
Z alimentami wystarczającymi na dwa tygodnie życia i częścią pensji mamy wyjechałam osiem godzin drogi od domu, żeby zamieszkać niedaleko przyjaciółki i rozpocząć naukę w nowej szkole.

Od samego początku były problemy - ojcu w ogóle nie podobał się mój wyjazd, o którym dowiedział się od mojej starszej siostry. Załatwił mi co prawda dojazd do tego miasta, ale alimenty płacił jak mu się chciało. U mojej matki zdiagnozowano raka tarczycy. Wyjechałam wesprzeć ją w trudnej chwili - przez to zaczęłam mieć problemy w szkole.
Mama wygrała z chorobą.

W międzyczasie ja byłam trzy razy w szpitalu - wpadłam w nerwicę i musiałam rozpocząć terapię. Ojca zaś doszły słuchy, że umawiam się z kobietą, więc stwierdził, że to powinnam leczyć i on się nie przyznaje do takiej córki. Przez chorobę cudem zdałam do drugiej klasy.
Potem ojciec ściągał mnie dwukrotnie do rodzinnego miasta, żeby się sądzić, a wiadomo - to powodowało zaległości w szkole. Dowiedziałam się także, że wykryto u mnie guza. Z racji wcześniejszych doświadczeń z mamą, położono mnie na oddziale na obserwacje. Musiałam zrezygnować z roku nauki.

Powtórzyłam drugą klasę - poszło całkiem dobrze, choć doszły kolejne dwie rozprawy 'o obniżenie' i jedna z naszej strony 'o podwyższenie'.
W końcu udało nam się zasądzić tyle, że stać nas było na opłacenie stancji z alimentów. Moja mama zaś wyjechała by pracować za granicą.

I zaczęło się - jestem w trzeciej klasie. Od listopada do maja dostałam od ojca raptem trzysta złotych. Chcąc złożyć do komornika pozew egzekucyjny w lutym - nie mogliśmy, ponieważ 'na poprzednim papierze jest przestarzała klauzula, bo w tym roku klauzule się zmieniły'. Wyrok z klauzulą można otrzymać tylko na nowej rozprawie, taka też została wszczęta. Wpadłam w depresję z bezsilności.
Rozprawa odbyła się dopiero w kwietniu, bo sędzina była na urlopie.
I pomimo że ojciec w ogóle nie płacił, to próbował obniżyć alimenty, bo on się rozwiódł drugi raz i nie ma pieniędzy, zaś sędzina zawyrokowała o pięciuset złotych.
Złożył apelację, więc dokumentów nie dostałam żadnych.

Do komornika pójść nie mogę, bo nie mam uprawomocnionego wyroku. Składając wniosek o zasiłek muszę mieć... dokumenty o wszęciu postępowania egzekucyjnego.

Sprawa zostanie więc skierowana do sądu wyższej instancji i wyznaczona pewnie na czerwiec. Przez jeżdżenie w tę i we w tę straciłam ponad półtora miesiąca nauki - nie wiem, czy uda mi się to nadrobić.

Obecnie leczę się farmakologicznie z depresji, ale nadal siedzę w rodzinnym mieście, bo do piątku ma przyjść wezwanie sądowe na kolejną rozprawę. Pieniędzy jak nie było tak nie ma. Z wypłaty matki starcza na stancję i bilet miejski. Jem co mi dadzą, a popożyczałam od znajomych niemal dwa tysiące - teraz nawet nie mogę spojrzeć im w oczy, bo nie mam z czego oddać, choć obiecywałam.

Prawdopodobnie będę musiała zrezygnować ze szkoły, wrócić do rodzinnego miasta i podjać pracę 'po znajomości' na zmywaku czy coś. Wtedy nie będą mi przysługiwały alimenty od ojca 'bo się nie uczę', szkoda tylko, że się nie uczę, bo on mi nie pozwala.

A w telewizji powiadają, że młodzi wyjeżdżają 'bo bezrobocie jest'. Jest chory kraj i chora biurokracja, brak wsparcia i mętlik prawny.

Ma ktoś pomysł jak to rozwiązać? Piszcie, proszę, bo ja już tracę siły.

[Z racji, że znalazło się trochę zainteresowanych osób, które chcą pomóc rozmową, poradą, mentalnym wsparciem - piszcie na bulgotbulgot (at) gmail.com
Jak bedę miała wolną chwilę to na pewno odpiszę.

I jeszcze raz dziękuję wszystkim przyjaźnie nastawionym za porady - niedowiarkom życzę więcej zaufania do ludzi i mniejszego krytycyzmu. :)]

mongol13 - 2013-05-14 15:24:44

http://piekielni.pl/50275
Kto kiedykolwiek zbierał lalki Dollfie ten wie, że tanie nie są. Ja zafascynowana ich urodą zaczęłam je kolekcjonować, wydając na nie 3/4 pensji. Leżały one sobie spokojne w gablocie, ubrane, uczesane i urokliwe. Do czasu.
Pewnego dnia zaprosiłam do siebie kuzynkę. Która, o zgrozo, przyszła ze swoją trzyletnią dzieciną. Ja pokiwałam głową, wyciągnęłam z odmętów mieszkania jakieś zabawki, usadziłam dziewczynkę w moim pokoju a ja z kuzynką siadłyśmy w pokoju gościnnym. Po dwóch godzinach zdecydowała, że już idzie i zaczęła się ubierać, ja natomiast poszłam po dziecko.
Weszłam do pokoju i zamarłam. Dziewczynka odrzuciła zabawki i jakimś cudem otworzyła gablotkę, i zainteresowała się Dollfie. No cóż, dość poważnie się zainteresowała. Gdzieś wynalazła mój zestaw do makijażu i "ozdobiła" lalki. Przebrała je też, tłukąc u niektórych rączki lub nóżki (Dollfie są bardzo delikatne). Jednej wydłubała oko, drugiej oderwała perukę. Ja, pomimo że dorosła kobieta, zwyczajnie się rozpłakałam. Lalek było może z siedem, a najtańsza kosztowała osiemset złotych. Kuzynka przybiegła, co się dzieje, czemu płaczę etc. Wytłumaczyłam jej wszystko, wskazując na zniszczony zbiór. Pokiwała głową i stwierdziła, że ona mi to zadośćuczyni. Ja przestałam ryczeć, patrzę na nią i zaczynam się cieszyć, no bo w końcu bogata nie jestem, a te lalki sporo mnie kosztowały. Radowałam się do momentu, w którym kuzynka powiedziała:
- W zasadzie to ile? Te tu to porcelanowe, nie? Mogę ci dać pięćset złotych.
Ja parsknęłam śmiechem, bo za to nawet jednej lalki z kolekcji bym nie miała.
- Za nie wszystkie to dziewięć tysięcy siedemset - kuzynka zamarła. Tu zaczęły się przezwiska i nazywanie mnie podłą wyłudzaczką, głupią kłamczuchą i twierdzenie, że moja matka miała rację, że jestem nieudana, po czym złapała dziecko za rączkę i wybiegła z mieszkania, zostawiając zastygłą mnie pośród resztek Dollfie.
Koniec końców, dzięki mężowi kuzynki udało mi się odzyskać pieniądze, które w tajemnicy przed żoną mi zwrócił (z drobną nawiązką). Teraz chyba będę trzymała nowe lalki w szafie pancernej. :)

==========================

Na wszelki wypadek, jakby ktoś się zastanawiał, o co mi do jasnej ciasnej chodzi (i z resztą słusznie)- ano o to, co napisałem w komentarzu pod tą właśnie historią- takich historii, jak ta było już wcześniej kilka, co najmniej 4 (bo tyle akurat pamiętam):
  *właściwie identyczna (tylko z innym modelem lalek, ale schemat identyczny)
  *o dzieciaku i jego nożach (i wielkim płaczu ciotki, że jej synuś, czy innych chrabąszcz dobrał się do jednego i się nim dziabnął),
  *o zbieraczce modeli latających(dzieciak wpuszczony do pokoju z owymi modelami znudził się innymi zabawkami i zaczął radosną demolkę)
  *Sebastianie i jego komputerze(ciotka i jej synuś wpadli z wizytą, Sebastian wybył z domu, a kuzyn zalał mu kompa. Było tam co o "prawie-morderstwie" i megafochu ciotki, która to wszystko z zawiści wymyśliła)

Nie wnikam, która z nich jest prawdziwa, a która tylko oparta na dobrze przyjętym przez userów schemacie, nie pamiętam, która była pierwsza (podejrzewam, że ta o Sebastianie) . Ale o co mi chodzi- ano o wspólny dla wszystkich historii plan wydarzeń: (nie)spodziewany gość, najczęściej z dzieckiem, przychodzi na ploty, czy inną wizytę, zostawia swoje dziecko w innym pomieszczeniu, coby nie przeszkadzał i daje jakieś zabawki. Znudzony dzieciak zaczyna po pewnym czasie demolkę cennych zbiorów, ich właściciel się dowiaduje i wpada w (słuszną) furię lub rozpacz, a gość z GIGANTYCZNYM megafochem oznajmia, że to tylko zabawa i w zamian gwarantuje "zadośćuczynienie" w postaci niewielkiego procenta realnej wartości(historia z samolotami i komputerem), a rodzina gościa potem się reflektuje oddać po cichu całą sumę i przeprosić. Przypadek? Jakoś dla mnie to za dużo tych historii, jak na zwykły przypadek...

Ayati Sajani - 2013-05-14 20:46:09

Nie zapominaj o CallMeMaybe i jej szpilkach ;)

minus25 - 2013-05-14 21:14:17

Panie i Panowie, przydałoby się jakąś zorganizowaną grupkę łowcy trolli i maliniaków założyć :D Taki wysyp tego ostatnio że jeszcze zaczną pod gospodarstwa podchodzić, zwierzęta pogryzą i w szkodę wejdą!

kochanicadziedzica - 2013-05-15 00:17:24

Łowca Maliniaków, podoba mi się. :D

Fomalhaut - 2013-05-15 01:11:29

Jakaś plaga ostatnio http://piekielni.pl/50298#comments

Znajomy ma dosyć burzliwy układ z córką, panną lat 20, tak na prawdę z jego winy. Spieprzył sporo w życiu rodziny, zachowywał się skandalicznie, sam zasługuje na tytuł piekielnego (ale to oddzielna historia). W każdym razie facet jest upierdliwym cholerykiem i przyczepi się o cokolwiek, byleby wywołać awanturę, ponakręcać się i napsuć komuś krwi. Żona z nim nie dyskutuje, ale córka ma diabła za skórą i potrafi go usadzić. To co jednak zrobiła ostatnio wywołało u mnie nagłą utratę kontroli nad pracą pęcherza.
Jej matka to moja przyjaciółka od wielu lat, dziewczyna mówi do mnie "ciociu". Wbijam więc na herbatkę i przechodząc przez ogródek koło podjazdu (pochylnia w stronę garażu, dosyć głęboki kanał) zastaję Księcia Małżonka wyglądającego, jakby czegoś się bał. Wzruszam ramionami i wchodzę. Siedzimy, gadamy, nagle odzywa się telefon kumpeli. Ona w ryk.
- Co się stało
- Od 9 rano siedzi w garażu i pyta, czy mogłabym przynieść mu coś do żarcia i koc, bo nie zamierza pokazywać się na górze.
Spojrzałam pytająco. Ta jego blada, pełna lęku i pokory mina musiała coś znaczyć... facet na prawdę miał diabła za skórą, a jeszcze nie widziałam takiej trusi jak on wtedy.
- Ania ma babskie sprawy i jakoś wyjątkowo źle to znosi. Odezwał się do niej po prostu. Wydarła się na niego tak, że sąsiedzi słyszeli, częstując go półgodzinnym wykładem, podczas którego rzucała butami po przedpokoju, rwała za strzępy książkę telefoniczną i ganiała go po przedpokoju z patelnią. Ale najlepsza była treść - Kumpela upiła łyk herbaty - opier...liła go za to, że zamiast kutasa ma spuchniętą, krwawiącą co miesiąc macicę i to jego wina, że tak cierpi, bo sprzedał jej pierdzielony chromosom X a nie Y itd...
Od tamtego dnia minęły dwa tygodnie. Małżonek na dźwięk kroków córki spier... ucieka do garażu.

mongol13 - 2013-05-15 12:17:18

kochanicadziedzica napisał:

Łowca Maliniaków, podoba mi się. :D

I pod koniec roku zrobić jakieś głosowanie na największą głupotę roku. Nagroda- "karna malina za ch*jową historię"; złota odpada, bo zarezerwowana jest dla najgorszego filmu bodajże :D

Meena - 2013-05-15 12:50:56

Ta historia o PMS to zwykłe wyssane z palca bredzenie, ale 3moons popisała się jeszcze lepiej w poprzedniej historii - udając studentkę prawa...

kochanicadziedzica - 2013-05-15 13:54:02

mongol13 napisał:

kochanicadziedzica napisał:

Łowca Maliniaków, podoba mi się. :D

I pod koniec roku zrobić jakieś głosowanie na największą głupotę roku. Nagroda- "karna malina za ch*jową historię"; złota odpada, bo zarezerwowana jest dla najgorszego filmu bodajże :D

Nagroda im. Malinowej? :3

smokk - 2013-05-15 14:35:20

kochanicadziedzica napisał:

mongol13 napisał:

kochanicadziedzica napisał:

Łowca Maliniaków, podoba mi się. :D

I pod koniec roku zrobić jakieś głosowanie na największą głupotę roku. Nagroda- "karna malina za ch*jową historię"; złota odpada, bo zarezerwowana jest dla najgorszego filmu bodajże :D

Nagroda im. Malinowej? :3

A jako upominek dać Malinowe Ciastko. I parę słynnych szpilek.

mongol13 - 2013-05-15 18:29:46

smokk napisał:

kochanicadziedzica napisał:

mongol13 napisał:


I pod koniec roku zrobić jakieś głosowanie na największą głupotę roku. Nagroda- "karna malina za ch*jową historię"; złota odpada, bo zarezerwowana jest dla najgorszego filmu bodajże :D

Nagroda im. Malinowej? :3

A jako upominek dać Malinowe Ciastko. I parę słynnych szpilek.

No to postanowione! Teraz wystarczy tylko ustalić jakiś termin, w którym będzie można oddać swój głos (osobiście proponuję coś w połowie stycznia, możliwość oddanie głosu do końca stycznia). Byłoby też fajnie może zrobić jakąś ankietę, czy coś :) W końcu raz na rok można zaszaleć, nie? :p

Archeoziele - 2013-05-15 19:19:44

Albo zrobić plebiscyt "głupota miesiąca" a po 12 miesiącach z laureatów wybrać głupotę roku.

minus25 - 2013-05-15 20:28:30

To ja proponuję tak: tropić pilnie wszelkie fejki i głupie historie, wklejać je w odpowiednim temacie, i w ostatnich 3 dniach miesiąca organizować ankietę żeby wyłonić Malinę Miesiąca, a raz do roku w grudniu byłby plebiscyt z całego roku ?
:)

mongol13 - 2013-05-15 21:20:43

minus25 napisał:

To ja proponuję tak: tropić pilnie wszelkie fejki i głupie historie, wklejać je w odpowiednim temacie, i w ostatnich 3 dniach miesiąca organizować ankietę żeby wyłonić Malinę Miesiąca, a raz do roku w grudniu byłby plebiscyt z całego roku ?
:)

Super! To jeszcze jakaś ankieta i będzie cuuuudnie! :3

minus25 - 2013-05-15 21:44:22

Dla mnie... jeden z kandydatów. Niestety konto zamknięte tak szybko jak założone...   piękny debiut PsychicMind

Szczerze to nigdy nie czułem większej potrzeby by rejestrować się na Piekielnych, ale to co mi się ostatnio przydarzyło, w pełni mnie skusiło by wyjęczeć się tutaj ;-)

Jeżdżę rowerem, bardziej z przymusu, niż z zamiłowania do tego sportu. Mam nadwagę i pomyślałem, że coś nareszcie z tym zrobię. Jeżdżę już kilka miesięcy. Jeszcze kilka lat temu postanowiłem zebrać pieniądze na ten nowoczesny cud techniki, jakim jest tablet. Dwa tygodnie temu kupiłem owego majstersztyk współczesności i byłem zadowolony...

Do czasu.

Tydzień temu wybrałem się jak co dzień na rower. Czekałem wtedy na ważnego maila. Postanowiłem wziąć (ja głupi!) Tablet na kołowca (miałem specjalny koszyk do roweru) i tak też zrobiłem. Jechałem właśnie ulicą niezwykle górzystą, i bałem się że monitor wypadnie. Wziąłem go do ręki. Jedyne co umiem na rowerze to- jechać trzymając się obiema rękoma, jechać bez jednej ręki na kierownicy oraz jechać na dłuższy dystans bez trzymanki. Powoli więc jechałem bez trzymanki z tabletem w łapach, co parę sekund spoglądając na drogę. Włączam Wi-Fi i sprawdzam pocztę. Internet wolny, więc długo się ładuje. Patrzę na drogę, a tam czteroosobowa grupka chuliganów, na oko gimnazjalistów. Jeden Jabola w łapie, drugi Marlboro. Częsty tu to widok na przedmieściach, gdyż władzę wygnali slumsów do nas, z Rynku. Nie przejmując się jadę dalej. Pech chciał bym na drogę przez dłuższą chwilę nie patrzył i nie zauważył sceny, dzięki której tu jestem. Jeden z młodzików wziął kamień, i to spory i położył mi na trasę roweru. Wtedy się o niego potykam. Z impetem. Rower bez koła, a ja szoruję twarzą z metr po żwirze. Nos krwawi nie miłosiernie, ale na to uwagi już nie zwracałem. Mój piękny, nowiutki i drogi jak cholera Tablet w drzazgi. Tuż pod moim nosem leżą jego resztki. Nic nie dało się poradzić. Oczy miałem jak... Pięciozłotówki to mało powiedziane. W czasie gdy zbierałem szczękę z ulicy (po części dosłownie) dzieciarnia miała ubaw w najlepsze. To co leżało tuż przede mną było dla mnie po prostu nie do opisania. Klęska żywiołowa. Jak się otrząsnąłem i uświadomiłem sobie co się stało, łzy napłynęły mi do oczu. Tablet bez gwarancji, używany z Allegro. Jak nie wrzasnę i jak nie zrobię na miejscu mięsa hurtowni... Eh... To i tak na marne. Zbóje, bandyci wystraszyły się i zbiegli, hen daleko. Siedziałem tak kilka minut szlochając nad losem moich grubych pieniędzy. Nagle miłosierny pan z domu obok mnie zobaczył i podszedł. Pomógł pozbierać resztki Tableta i roweru. Pan był mechanikiem, Tableta na moje życzenie wyrzucił, ale obiecał oddać rower za dwa dni. Oddał naprawiony. Ja miałem połamany kinol.

Przysięgam, że gdy zobaczę tych gnojków po raz drugi, to nogi z dupy powyrywam!
P.S.
To jest moja pierwsza historia i jestem w pełni świadom tego, że popełniłem tu wiele błędów. Jeśli nie podoba ci się wystaw komentarz i wyjaśnij, gdzie popełniłem błąd, bo to odróżnia krytykę od hejtu, że gdy krytykujesz- opisujesz dlaczego to nie podoba, a hejt jest nie objaśniony ;-)

Uwielbiam gdy ktoś mi mówi za co mam dać "mocne", za co "słabe", kiedy dać komentarz i czy to pierwsza czy osiemdziesiąta historia.. zwłaszcza tak głupia.

Fomalhaut - 2013-05-15 22:28:16

To może ożenimy te dwie nagrody i naszą nazwiemy "Malinową szpilką"? Oprócz tego możnaby przyznawać jakies nagrody pocieszenia, ewentualnie nagradzać również drugie i trzecie miejsca. Proszę o podawanie propozycji nazw dla tych wyróżnień. Mnie tak na szybko przyszły do głowy następujące: złamane pióro, zardzewiałe pióro, cierpliwy papier, nagroda imienia koszmaru sennego Gutenberga. Generalnie kandydatami są historie zmyślone, dziejące się wyłącznie w głowie autora. Możnaby, oczywiście w miarę przybywania nowych, pomyśleć o innych kategoriach, ale to jak sądzę "wyjdzie w praniu".

mongol13 - 2013-05-15 22:37:07

minus25 napisał:

Dla mnie... jeden z kandydatów. Niestety konto zamknięte tak szybko jak założone...   piękny debiut PsychicMind

I dobrze- jak miałaby takie bzdury wypisywać, to z palcem w nosie, jak nie w d**ie przebiłaby Malinową. Z resztą- nick zobowiązuje, nie? Takie są skutki odstawiania pigułek :p
Co do tej historii- taa- jechała na rowerze, bez trzymanki, szperała po necie na tablecie, w międzyczasie ogarniała drogę (no dobra- nie do końca) i była zdziwiona, że się wyje*ała i rozje*ała. Nie wnikam, czy ci "zbóje" byli prawdziwi, czy tylko tworem psychicznej wyobraźni (znów ten nick!!), ale NO CZŁOWIEK ORKIESTRA NORMALNIE! Brakuje tylko, żeby zaczęła na tym rowerze żonglować jajami, jodłować i programować w assemblerze w czasie rzeczywistym! Jak dla mnie, to murowany kandydat na "malinę miesiąca"!

Tak mi się teraz przypomniało, że mam coś odpowiedniego do tej historii: CZŁOWIEK ORKIESTRA!
http://img801.imageshack.us/img801/152/odpowiednaogoszenie.jpg

minus25 - 2013-05-15 23:15:09

Dobre mongoł :D

A ja mam nową perełkę... i teraz pytanie, czy to ze mną coś jest nie tak, czy kolejny atak trolli?

Czytając pewna piekielna historie o psie i dziecku przypomniała mi się historia sprzed 2 lat .

Miałem psa typu york, no niestety miałem .

Często po pracy wychodziłem z nim na spacer.
Przechodzę się po parku piesek sie bawi gdy nagle podbiega dziecko w wieku ok 6-7 lat i walnął pieska patykiem ! było słychać pisk na szczęście to była zwykłą gałązka ale psa zabolało .
Podbiega matka (Piekielna, dziecku można wybaczyć) i drze sie na caly park
P: Czemu ten kundel atakuje moje dziecko
(atakuje ! skulony za moją nogą kryje sie przed dzieckiem)
J: Pani dziecko uderzyło patykiem mojego psa, jak pani widzi moj pies sie boi .
P: To tylko pie....ony pies a ty robisz takie wielkie problemy (dowiedzialem sie ze przeszlismy na ty)
Zamroczyło mnie, biorę psa na ręke i wróciłem do domu.
Do teraz jak o tym mysle to nie moge sie pozbierac.

Też się nie mogę pozbierać jak czytam takie pierdoły ze stajni "popopejo".

Ps... może ktoś zrozumiał- czy ten pies zdechł na zawał słysząc kobietę, czy strzelił sobie w łeb słysząc że jego pan wrzuca takie bzdety na piekielnych?

mongol13 - 2013-05-16 09:42:20

minus25 napisał:

Też się nie mogę pozbierać jak czytam takie pierdoły ze stajni "popopejo".
Ps... może ktoś zrozumiał- czy ten pies zdechł na zawał słysząc kobietę, czy strzelił sobie w łeb słysząc że jego pan wrzuca takie bzdety na piekielnych?

O_o Z historii nie wynika, żeby ten "incydent" był bezpośrednią przyczyną zgony psiaka, więc ja bym jednak obstawiał strzał w łeb, po tym, jak się dowiedział, co za bzdury jego pan wypisuje. Bo samobójstwa przez powieszenie, pochlastanie, czy upicie na śmierć jakoś nie przewiduję. Aż dziw, że aż tak łagodna ocena się ukształtowała(-9/23), zanim trafiło toto do archiwum. Ale koniec końców te bzdury to- jakby to Anglicy określili- whole new level! Ta "historia" już się nawet na Malinową nie kwalifikuje, a to już spore osiągnięcie. :zdziwiony: Bricks have been shat...

smokk - 2013-05-16 10:02:37

mongol13 napisał:

Aż dziw, że aż tak łagodna ocena się ukształtowała(-9/23), zanim trafiło toto do archiwum. Ale koniec końców te bzdury to- jakby to Anglicy określili- whole new level! ]

Mnie dziwi, że te "dzieło" w ogóle plusa dostało. Społeczeństwo fejsbuka. Ech...

mongol13 - 2013-05-16 10:16:51

Kolejny pretendent! Przeniosłem, zanim zniknie w odmętach archiwum (a zniknie na pewno!)
http://piekielni.pl/50314



Oto mój kandydat na Ojca / Męża Roku (zgłaszam w dwóch kategoriach):

Tatuś do syna (syn lat ok. 7, może 8):
- Rośnij, młody, rośnij. Jak urośniesz, to razem wp...limy matce.

Kurtyna.



Taa, a świnie potrafią latać... Zostaje tylko http://emotikona.pl/emotikony/pic/0suicide.gif

smokk - 2013-05-16 13:13:03

Koleś wygrał w lotto i ksiądz chce kasę na furę. Mhm...

Mój przyjaciel trafił w lotto. Niedużo bo 800tys, ale to pozwoliło mu rozwinąć firmę, wyremontować dom. Ogólnie stanął na nogi.
A, że mieszka we wsi od razu pojawił się ksiądz. Bo potrzeba 300tys na remont kościoła i 100tys na wóz dla proboszcza bo potrzebuje X6 by jeździć do wiernych.
A przykładny katolik, powinien żyć w ubóstwie, a pieniądze dać na kościół.
Odmówił, i od tej pory jest wyklęty na wsi, bo jak to proboszczowi nie dać kilkuset tysięcy.


Potem były lepsze akcje, typu atrakcyjne przyszłe żony.

http://piekielni.pl/50341#comments

PS. Wam też (16 maja 2013 około godziny 13:00) komentarze z portalu nie działają?

Monomotapa - 2013-05-16 13:17:12

Mnie również. Wysłałam do adminów zapytanie w tej sprawie. Jeżeli jedyną opcją ma być komentowanie przez Facebook, to chyba podziękuję za korzystanie z tej strony.

MorticiaAddams - 2013-05-16 13:28:09

smokk napisał:

PS. Wam też (16 maja 2013 około godziny 13:00) komentarze z portalu nie działają?

To się dzieje już od paru dni. Nie dość, że poziom się coraz bardziej obniża to i funkcjonalność portalu kuleje.

minus25 - 2013-05-16 15:27:48

Naprawiło się z tymi komentarzami, czy to spontanicznie się psuje? I co to znaczy "nie działają?"

mongol13 - 2013-05-16 16:29:31

minus25 napisał:

Naprawiło się z tymi komentarzami, czy to spontanicznie się psuje? I co to znaczy "nie działają?"

Na razie naprawiło- to taki spontan- jest, jest, nagle nie ma na godzinkę- dwie i znów jest. Co to znaczy "nie działają"? No... nie działają- podczas takiej "awarii" jest tylko opcja dodawania komentarza z fejsboga, tej dodawania z portalu po prostu nie ma. W dodatku wtedy nie widzi się komentów pod historią, nie można wejść na zakladkę komentarze na jakimkolwiek profilu, bo silnik strony wywala błąd... i tyle, a ty poza takim odczuciem: :zdziwiony:  zastanawiasz się z takim wyrazem twarzy: :wtf: , co tu znów się zje*ało i w ogólnym rozrachunku dostajesz: :angry2: lub :wkurw: ...

Bo adminom ostatnio chyba nie chce się przykładać do roboty i mają stronę techniczną w tyłku

minus25 - 2013-05-16 18:16:34

Ok fajnie- napisałem komentarz pod jedną historią, dodało go pod drugą... a pisałem w czasie gdy ta druga jeszcze nie była wrzucona do poczekalni. Nice.

mongol13 - 2013-05-17 13:54:19

Kolejna "drogówka", tym razem autorstwa Annis666 (czytać, zanim zniknie): http://piekielni.pl/50382

Właśnie wróciłam z córką ze spaceru. Na przejściu dla pieszych o mało nas nie rozjechał pan, któremu się najwyraźniej bardzo gdzieś spieszyło (jechał po mieście zdrowo ponad 100 km/h). Ale nie to było piekielnie. A co w takim razie? Ów pan miał otwarty szyberdach. A na przednim siedzeniu, wystawiając głowę przez dach auta stał ok. 8-letni chłopczyk. Kurtyna.






Czyli mamy właściwie wszystko- przejście dla pieszych, obowiązkowo pokrzywdzonego pieszego i jego dziecko(szkoda, że nie w wózku, byłoby +100 do współczucia), prawie-rozjechanych oczywiście, mega pirata drogowego, co to limity prędkości, jak i umiejętności jazdy brał chyba z serii Need for Speed i Grand Theft Auto, mamy dzieciaka pirata (szkoda tylko, że go nie zgilotynował jakiś nisko lecący kabel, czy tafla szkła, coby dodać pikanterii tej "historii"), jest i kurtyna! Ogólnie do pełni szczęścia brakuje tylko karpika, wybuchów w Hollywoodzkim stylu i velociraptora z laserową dzidą ujeżdżającego rekina-ludojada. A to wszystko w rytm Harlem Shake, albo Gangnam Style. Jaaasne, tu mi czołg jedzie... :lol2:

http://9gag.com/gag/6002799

smokk - 2013-05-17 16:52:55

@mongol13 Zapomniałeś dodać, że autorka tekstu pochodzi z rodu fotoradarów.

No a tu mamy kolejne pozdrowienia:

Historyjka sprzed chwili, Veturilo Warszawa.
Wypożyczam rower, odpinam go z zamka , wyciągam, poprawiam siedzonko, już mam ruszać i...
nie zarejestrowałam, że rower nie posiada łańcucha. :)
Pozdrawiam szczęśliwego posiadacza łańcucha od tego roweru :D

http://piekielni.pl/50390

Chyba w "polskim" internecie przydał by się jakiś portal typu pozdrowdebila.com albo coś w ten deseń.

A tu mamy kolejną gimboateistyczną bajeczkę:

Historia z wczoraj, może niezbyt piekielna ale dobitnie pokazuje podejście księży do poglądów innych niż ich.
Jestem osobą pełnoletnią, ochrzczoną katoliczką, miałam komunię, bierzmowania już nie (bo zależało to ode mnie). Udałam się do kancelarii parafialnej ze stosownym papierkiem i odpisem aktu chrztu aby dokonać apostazji. Narzeczony poszedł ze mną w ramach spaceru. Ksiądz nas przywitał, wydawałoby się,że wszystko przebiegnie bez jakichkolwiek problemów. O ja naiwna...
Ksiądz zaczął pytać narzeczonego w co wierzy, jakiego jest wyznania - odpowiedział, że wierzy w "pieniądze" czego ksiądz nie za bardzo zrozumiał. W sumie półgodzinna rozmowa opierała się na słownych przepychankach narzeczonego z księdzem. Usłyszeliśmy, że:
- bóg istnieje tak samo jak powietrze - nie widzimy go ale jest
- nie mamy pojęcia o tym czym jest ateizm i apostazja
- to wina naszych rodziców, że nie praktykujemy
- nie jesteśmy świadomi swojego wyboru (ostatnie usłyszeliśmy kilkanaście razy podczas rozmowy)
na odchodne poinformował mnie, że jestem niedojrzała i on się nie zgadza na moje odejście od kościoła odprawiając mnie z "kwitkiem".
We wtorek idę do proboszcza, zobaczymy co on powie na ten temat.

http://piekielni.pl/50415

mongol13 - 2013-06-02 22:23:34

Absolutny "hicior" internetów, czyli przestroga przed tym, co się dzieje, jak się nie chroni swojej własności/ danych :P ENJOY!
http://piekielni.pl/50886

Wale konia

(w komentarzach wytłumaczenie")

Bardzo przepraszam za to, to kuzyn zrobił mi głupi żart. Proszę o usunięcie historii i nie banowanie mnie

minus25 - 2013-06-08 17:41:04

Agapo powraca! 

http://piekielni.pl/51079#comments

Gdyby ktoś nie wiedział- ta pani ma 19 lat, męża i dwóch synków. Jeden ma 9 a drugi 11 lat.

(wyjaśnienia- http://piekielni.pl/42813 , http://piekielni.pl/42981 )  Uwielbiam takie obvious trolle :)

Monomotapa - 2013-06-16 11:57:16

Aż mi się wierzyć nie chce, że nikt nie wspomniał o użytkowniczce 3moons. Dotychczas:
- jej mąż chciał zabijać dzikie koty podłączeniem węża ogrodowego do agregatu http://piekielni.pl/50986,
- chodziła po wsi z sznaucerem olbrzymem ważącym 80 kg i strzelbą z bagnetem po pradziadku, bo ktoś kaleczył zwierzęta, nie zostawiając żadnych śladów http://piekielni.pl/51091
- sama spuściła łomot grupce gimnazjalistów w stylu Chucka Norrisa, a świadkowie (mohery) zeznawały, że to ona na nich napadła (bo babciom nie podobała się jej skórzana kurtka i skojarzyły ją z "szatanowcami") - niestety, usunięta,
- stłukła kijem golfowym siostrę koleżanki, bo ta, dowiedziawszy się, że rzeczona koleżanka jest w ciąży, uderzyła ją w brzuch, wywołując poronienie (siostrzyczka dodatkowo wywalona z domu i żadnych więcej konsekwencji) http://piekielni.pl/51347

minus25 - 2013-06-16 15:22:59

Jak mogłem ją przeoczyć :) Strzelba z bagnetem tak mnie przecież rozbawiła... ehh ludzie ludzie :D

mongol13 - 2013-10-02 10:22:16

Historia usera  Jaca z 1 października 2013 , 21:41
Na szczęście już nie istnieje- chyba autor się zorientował, że zrobił z siebie zwykłego debila, bo robił koło dupy policji, która wywiązywała się tylko ze swoich obowiązków...

Głupota boli, a przynajmniej kosztuje.

Siedzieliśmy wieczorem z kolegą w parku rozprawiając o wpływie seriali telewizyjnych na rozmnażanie pingwinów w Argentynie i przyglądając się stojącym na ulicy stróżom prawa i sprawiedliwości z drogówki przeprowadzającym kontrole kierowców. Ławka na której siedzieliśmy znajduję się na tyle blisko, że w miarę dokładnie wszystko słychać.

Uliczka nieduża, panowie stali pomiędzy dwoma przejściami dla pieszych, od pierwszego jakieś sto pięćdziesiąt metrów, do drugiego nie więcej, niż pięćdziesiąt.

Wtem pięć metrów od policjanta kontrolującego samochód dostawczy około czterdziestoletnia pani postanowiła raźno przedreptać na drugą stronę ulicy. Policjant na nią spojrzał, lekko pochylił głowę w bok jak gdyby zobaczył jednorożca i stwierdził głośno "chyba pani kpi". Pani na to zawołanie nie zwróciła uwagi jednak nim zdążyła odpatatajać policjant podszedł do niej i kazał zaczekać przy radiowozie.

Na nic zdały się tłumaczenia, że mieszka w domu na wprost miejsca w którym przechodziła, prośby i błagania, mandat wypisany.

smokk - 2013-10-07 15:55:34

Najprawdziwsza perła. Urząd Miasta wydaje dekret, UNESCO dba o prawa zwierząt a autor będzie wnosił pozew do Parlamentu Europejskiego (dobrze, że nie do Trybunału Praw Człowieka).

Od pewnego czasu próbuję uzyskać informacje z Urzędu Miasta na temat pewnego dekretu, który został uchwalony, a mi się wydaje że ten przepis jest niezgodny z prawem.
Żeby nie nudzić, chodzi o prawa zwierząt. Zbierając informacje, przeglądając paragrafy, studiując prawo Unii Europejskiej, dokumentów UNESCO itd. a także po konsultacjach z organizacjami pro zwierzęcymi, wysmarowałam pisemko i zaczęłam e mailowy najazd.
Po kilku dniach oczekiwania, przyszła odpowiedź a w niej oświadczenie, że nowy przepis jest zgodny z prawem. Napisałam drugie pismo w którym uwzględniłam znane mi paragrafy i przepisy, które przeczą tej teorii. Odpowiedź: nie przeczą. Ot tak, żadnego wyjaśnienia ze strony urzędnika.
Trzeci e mail. Troszkę ostrzej, bo jeśli ja jako laik potrafię wygrzebać artykuły i przytoczyć ich treść, wymagam od urzędnika choć potwierdzenia jego slow (potwierdzenia prawnego).
Odpowiedz na moje pytanie dlaczego (i tutaj moje przypisy), bardzo wyczerpująca : BO TAK.

(Oczywiście korespondencje mam zachowaną , screen shooty itd.)
Nie obejdzie się bez wniesienia pozwu do Parlamentu Europejskiego i pewnie petycja na change.org
A tymczasem zwierzaki niech radzą sobie same...przecież to tylko zwierzęta.

http://piekielni.pl/55124#comments

mongol13 - 2013-10-07 17:43:27

Historia usera Aztec (http://piekielni.pl/55100), który, jak wynika z paru komentarzy jest zapewne jakąś reinkarnacją innego bajopisarza...
Czytać szybko, bo najlepsze i tak są komentarze, a historia (albo i całe konto) najprawdopodobniej za niedługo znikną...

Byłem studentem prawa. Byłem, bo studia mam już za sobą. A od 2lat pracuję w Kancelarii Prawnej.

Jestem niesamowitym maniakiem motoryzacyjnym, interesuje się tym od dawna i o motoryzacji wiem naprawdę dużo. Lubię szybkie samochody i lubię prędkość. Postanowiłem kupić samochód o którym marzyłem od dawna, a mianowicie Audi RS4 B7 4.2I (Każdy kto zna się chociaż trochę na samochodach, wie co potrafi to cudo), szukałem szukałem aż w końcu znalazłem. 2006r, kolor "Biała perła", w bardzo dobrym stanie technicznym, sprawdziłem w ASO, właściwie nie ma co się dłużej zastanawiać! Biorę!

Niedawno coś zaczęło stukać i pukać w tylnym zawieszeniu, nie zastanawiając się długo po prostu postanowiłem wymienić połowę tylnego zawieszenia a przy okazji z przodu niektóre części, a w końcu wyszło na to, że chciałem wymienić kompletne zawieszenie z tyłu i większość części z przodu. Poczytałem trochę w internecie i znalazłem pewien warsztat komentarze były pozytywne a fachowcy podobno rzetelni i porządni w tym co robią. Auto zaprowadzone, opisane co ma być zrobione, części zamówione, tydzień czekać na odbiór (Wiadomo, części do rzadkich modeli samochodów nie zawsze są na miejscu). Samochód odebrany, fakturka jest, zapłacone i klient zadowolony, ale tylko przez chwile... Jestem dość spostrzegawczy, od razu zauważyłem że zawieszenie pracuje inaczej niż powinno, jest dużo miększe niż seryjnie, w dodatku na zakrętach samochód po prostu latał niczym szatan i w niczym nie przypominał wersji przed naprawą. Chcąc sprawdzić cóż się tam kryje, pojechałem na kanał do pobliskiego mechanika, wystarczyło rzut oka mój i jednego z tamtejszych pracowników żeby stwierdzić, że zamiast oryginalnego zestawu, zostały zamontowane jakieś chińskie zamienniki, BA! Zamienniki to za duże określenie jak na to co się tam znajdowało, bo nie było to warte nawet 1/10 tego co warte jest zawieszenie oryginalne do tego modelu. Zawieszenie to nie dość że było UŻYWANE to jeszcze od zupełnie innego modelu samochodu (też Audi), swoją drogą do dziś nie wiem jak to pasowało, ale przecież wiadomo, że Polak jak chce to wszystko potrafi. Ciśnienie automatycznie skoczyło mi do 220 i nie zważając na nic pojechałem prosto do tego, zwał jak zwał "warsztatu". Narobiłem takiego zamieszania że na baczność stali chyba wszyscy pracownicy razem z "szefem" tej ferajny (z drugiej strony wyglądało to dość komicznie), wywiązał się taki oto dialog:

[J] - Ja
[SF] - Szef ferajny

[J] - Zdaje Pan sobie sprawę co grozi za takie wykroczenie? Jest to zwykłe oszustwo, faktura wystawiona jest na przeszło 9000 a Pan mi jakieś gówno wciska i myśli że się nie zorientuje?!
[SF] - Przepraszamy, nie wiemy jak to się mogło stać, przecież...
I tu przerwałem ja, może trochę nie kulturalnie, no ale co?
[J] - Proszę pana, naprawdę mnie nie interesuje jak to się stało, jeszcze dziś wieczorem chcę mieć kompletny samochód ze starym zawieszeniem, które na pewno jeszcze tutaj macie. Do widzenia!
[SF] - Ale...
[J] - Do widzenia!

Jak powiedziałem tak zrobiłem, wróciłem pod wieczór do "warsztatu", a samochód jak zostawiłem tak stał do tej pory.

[J] - Dlaczego jeszcze nie zrobiony?
[SF] - Nie mamy Pana starych części, wyjechały na złom. Mechanicy pojechali ich szukać. Samochód będzie gotowy najszybciej za 2dni.

Yhy, Yhy.. Tylko kompletny idiota i laik wyrzucił by części do takiego samochodu, zwłaszcza że przednie zawieszenie było jeszcze całkiem dobre i było widać to gołym okiem..

[J] - W takim razie porozmawiamy inaczej. Do widzenia.

Jeszcze tego samego wieczoru napisałem podanie do sądu. Ale nie jestem głupi i nie wysłałem go. Wziąłem znajomego rzeczoznawcę, który wcale nie zna się na tym bo zajmuje się inną dziedziną, ale przecież kto to będzie sprawdzał? Chodziło tylko o lekkie nastraszenie. Poinformowałem go co i jak, oraz ile kosztuje takie coś.
Idziemy sobie obaj rano do "warsztatu" i na wstępie wołamy [SF]. Kolega zaczyna swoja gadkę ja pokazuje podanie. Nigdy nie widziałem żeby ktoś zbladł tak szybko i żeby aż tak komuś ugięły się nogi.

[SF] - Ale.. ale.. Proszę tego nie robić..... Proszę przyjść wieczorem, samochód będzie gotów.

Oooo! I części się znalazły i czas :)

[J] - Nie proszę Pana, ja nie będę czekać. Pan chyba nie zdaje sobie sprawy, że oszukał mnie Pan na 8500zł i tutaj nie mamy o czym rozmawiać.
[SF] - Przepraszam bardzo, samochód będzie gotowy za 2h, pasuje Panu?
[J] - No i już jest inna rozmowa, proszę tu jest faktura którą Pan wystawił, jeżeli dzisiejszą ostatnią transzą przejdą te pieniądze, zapomnimy wszyscy o sprawie.

I nagle! Szok! Jak było 4 mechaników, wszyscy dosłownie jak jeden mąż rzucili się do mojego samochodu razem z [SF], aż zaniemówiłem z wrażenia.

Faktycznie jak o 10.10 wyszedłem stamtąd tak o 12:20 miałem telefon że samochód jest do odebrania.
Tego samego dnia zawiozłem go do innego mechanika, tym razem już pewnego i został samochód zrobiony na cacy w 3dni.

Pieniądze wpłynęły, ale więcej niż na fakturze z podpisem "Zwrot pieniędzy z faktury nr...... + rekompensata" Myślę sobie "A wsadz sobie tą rekompensatę w cztery litery" i nadwyżkę odesłałem.

Swoją drogą, drogi [SF] myślał chyba że jak mam taki samochód to tylko dla lansu i nie znam się na niczym co związane z mechaniką pojazdów. Niestety bardzo się zawiódł i gorzko pożałował, bo każdego kogo spotykam od razu uprzedzam o tym mechaniku od sześciu boleści.


Źródło: Mechanik - Wrocław (Mam nadzieje że wybaczycie mi poprzednią wpadkę teraz historia poprawiona)

W dodatku autor widać nie może przeboleć, że ktoś poważył się skrytykować jego "dzieło", pogrzebać trochę, wypisać mu paragrafy i nazwać to stekiem bzdur. Przynajmniej to sugeruje źródło, w którym pisze, że wrzuca to kolejny raz. Chyba biedaczek myśli, że tym razem ludzie będą kulturalnie milczeć i udawać, że jest okej... :hahaha:

smokk - 2013-10-11 11:20:39

Geniusz zła się objawił.

Sytuacja która miała miejsce przed chwilą mam nadzieję,że da mi spokój już na dosyć długi czas.

Dzwoni telefon stacjonarny.
(J)a-Halo
(P)an z call center-Dziębry(taki bełkot) Piekielny Piekielnowski wydawnictwo Piekielne.Czy z panią mamą szakalusową mogę rozmawiać?
J-Niestety nie ma mamy.
P-A kiedy mogę zadzwonić żeby z panią szakalusową mamą porozmawiać?
J-Tak za jakieś 10 lat jeśli byłby pan łaskawy.Mama jest za granicą i póki co nie zamierza wrócić do Polski.
Cudowny dźwięk przerwanej rozmowy daje mi poczucie satysfakcji.

Dodam tylko że moja rodzicielka była tylko za zachodnią granicą i to nie dłużej jak tydzień.

http://piekielni.pl/55235#comments

Archeoziele - 2013-10-12 12:41:52

http://piekielni.pl/53904
To chyba już nie zniknie, historia sprzed ponad miesiąca. Aż dziwne, że nikt tego tu nie wrzucił. Gimnazjalista-wybitny historyk :D

chiac - 2013-11-09 18:58:07

To ja proponuję urban legend z brodą do ziemi! :)

   
 

Historia nie moja, znam jedynie z opowieści, ale wiem, że jest prawdziwa.

Ciocia mojej koleżanki jedzie sobie samochodem, sama. W pewnym momencie spostrzega autostopowicza i postanawia go podwieźć. Facet wygląda na ogarniętego, na poziomie, w średnim wieku, elegancko ubrany z teczką w ręce. W drogę więc.

I tak sobie jadą kawałek, normalnie rozmawiają o pogodzie, polityce i w pewnym momencie facet mówi:
[F]- Pani to ładnie wyglądałaby w trumnie...

Kobietę zmroziło. Ale nie pokazała tego po sobie. Dalej prowadziła samochód jak gdyby nigdy nic. I w pewnym momencie zauważa, że coś nie tak z kołem. Zatrzymuje się na poboczu, wysiada z auta, facet razem z nią zgłaszając chęć pomocy...
Kobieta nagle zawraca do samochodu i ,modląc się w duchu, by facet jej nie dogonił, podejmuje próbę ucieczki.

Udało się. Roztrzęsiona, ale jednocześnie z wielką ulgą, dociera na komisariat policji. Opowiada co się stało i co powiedział jej ten mężczyzna. Wspomina także o teczce, która została w samochodzie podczas próby usunięcia wymyślonej przez nią usterki auta. Policjanci postanowili przejrzeć jej zawartość. Wyobraźcie sobie co kobieta poczuła, gdy okazało się, że w teczce były jakieś noże, liny, sznurki, taśma... Gdyby próba ucieczki się nie powiodła, kto wie czy dziś by żyła.

Jeśli chodzi o tego psychopatę- na podstawie zeznań kobiety sporządzono rysopis i jest poszukiwany, jak na razie- bez skutku.

I jak tu ufać nieznajomym i podwozić autostopowiczów po takiej historii? Wiem, że nie każdy autostopowicz to potencjalny morderca i nie należy popadać z skrajności ale ja chyba nigdy już nikogo nie podwiozę. Wątpię, czy zachowałabym zimną krew na jej miejscu.

źródło: okolice Ostrołęki

A autorka w komentarzach obraziła się na wszystkich bo ani ona,  ani jej koleżanka nie kłamią i nie jarają się zmyślonymi historyjkami ;)

mongol13 - 2013-11-11 17:23:22

Jedziem dalej- dziś na tapecie bełkot stulecia! http://piekielni.pl/56040 (EDIT: właśnie spadła do archiwum; na szczęście)

Dziękuję zastępcy burmistrza Panu Dalidze że po umówionym zemną dniu był u mnie w sprawie wody trzymam go za słowo że tą wodę będę miała,tylko zastanawia mnie dlaczego przyjechał do mnie z socjalną z Mops kiedy jej nie zapraszałam,a przy okazji rozjechał pan mi dwa koty nieźle! no cóż kierowca nie zawsze musi widzieć co mu pod koła leci.Dziękuję również pani sekretarz za to że jak rozmawiałyśmy miało to zostać między nami a pani przekazała wszystko panu Dalidze a on powiedział wszystko przy socjalnej,widać w naszej gminie nie ma tajemnic wszystko sobie przekazujecie a ja pani zaufałam tak się nie robi jest mi bardzo przykro. Muszę to wygarnąć bo nikt się nami nie przejmuje,tylko każą szukać stałej roboty?ale gdzie?jak brak pracy po za tym nikt mnie po trzech operacjach kręgosłupa nie przyjmie do szycia tym bardziej że ostatnią operację jaką miałam to są wstawione implanty w kręgosłup i stabilizator,ale niech gmina dalej daje tym co nie trzeba mieszkania a my żyliśmy bez wody to możemy żyć tak dalej co ich to interesuje przecież 21wiek to można żyć bez sensu.

Brak akapitów, zdania zaczynamy jak nam się podoba, interpunkcji nawet nie można określić jako 'szczątkowa', spacja po znakach interpunkcyjnych według uznania, sensu tyle, co nic, *ze mną (zemną ), "21 wiek"... KILL YOURSELF PLZ
Zastanawia mnie tylko to:

Spoiler:

Ocena: -20(Głosów:  24)   KTO dał temu plusa?!

:nazi: :nazi: :szlag: :szkur: :wkurw: http://fc08.deviantart.net/fs40/f/2009/023/1/5/15338dfb5bb04ff9fd7c93461c1447f7.gif http://fc05.deviantart.net/fs71/f/2012/035/7/4/fuk_ur_grammer_by_arsehole-d4opfh3.gif

Owieczka - 2013-11-12 09:02:13

Wrzucę tak, bo boję się, że niebawem zniknie w odmętach nicości :D

Historia Dereszki o patologii, co uważa, że wszystko mu się należy. A praca to o Jezu pogwałcenie jego praw. Przypomina wypisz, wymaluj chłopaka z mojej poprzedniej firmy.
Wychowanek bramy i kolegów od butelki, dostał wybłagana pracę w magazynie ( wiecie matka piła, ojciec też. Siostra kur.. w wieku 12lat 5tka dzieci).
W każdym razie robota prosta. Umiesz czytać? Tak, super. To co napisane bierzesz. Umiesz Liczyć? Jeszcze lepiej. To wiesz ile brać i na wóz odbiorcy.
Zatem przerwana fajkę co 10 sekund, lub po gwałtowniejszym ruchu. Ale był problem chłopak palił tylko markę Cudzessss. A w firmie bardzo mało osób paliło, to był wręcz oburzony.
Praca od 8 rano. No przecież on wtedy śpi w najlepsze.
Co firmowe, to i moje. Wynosił co się dało.
Wszedł w układ z jednym odbiorcą. Ten dał mu kilka stów, za nadmiar towaru, za 2tyś. I myślał, że nie wyjdzie na inwentaryzacji.

W każdym razie został zwolniony dyscyplinarnie, plus wezwanie do zapłaty za wyniesiony towar.

Szef dostał 2 tyg potem list, niby z wycinków, jak na filmach. "Odwołaj te 2 tyś, albo Twoje dziecko szla...trafi"

smokk - 2013-11-13 11:53:05

Dziś dwie historyjki co by kontekst zrozumieć.
Pierwsza:

Dużo ostatnio o tęczy, a przede wszystkim przez jedno jej symboliczne znaczenie, jakoś dziwnie z pominięciem innych, to ja opowiem jak jest po drugiej stronie tego typu tęczy właśnie. Otóż, bywa piekielnie.

Sytuacja miała miejsce na krakowskich plantach. Jest tam sobie altana. Lubiłam dotąd to miejsce, fajnie się stoi i rozmyśla patrząc na przejeżdżające ulicą Westerplatte samochody i słysząc śpiew ptaków jednocześnie. Taki ciekawy kontrast. I w deszczu też można stać pod tym daszkiem. Lubiłam w formie przeszłej, bo teraz kojarzy mi się z bardzo przykrym doświadczeniem.

Wybrałyśmy się z moją dziewczyną na spacer i jakoś tak wylądowałyśmy w owej altanie. Stoimy sobie spokojnie i rozmawiamy, trzymając się dość luźno za ręce. Ani się nie przytulamy, ani nie całujemy, ubrane zwyczajnie.

Przechodzi sobie pan pod tą altaną i spogląda do góry i zauważywszy nas patrzy ze zgrozą na nasze splecione dłonie i zaczyna krzyczeć:
-Co to ma być! Wypier..... mi stąd lesby je....!
czy coś w tym stylu i tak dalej przez kolejne 5 minut, w każdym bądź razie mięso latało w ilościach hurtowych, szkoda cytować.
Nie doczekawszy się reakcji odszedł by po chwili wrócić i dalej nas obrażać oraz dawać rozkazy:
-Za 5 minut ma Was tu nie być, albo ja zrobię z tym porządek.
Pan powtarza wulgarne obelgi i groźby przez dłuższy czas aż w końcu na szczęście odchodzi.

Ta historia nie ma w swym zakończeniu naszej ciętej riposty ani zabawnej puenty. Byłyśmy obie w takim szoku, że zwyczajnie nie wiedziałyśmy jak zareagować.

Dobrze dowiedzieć się jak jestem zboczona, bo stoję kulturalnie nie robiąc nic specjalnego poza trzymaniem osoby tej samej płci za rękę. Dobrze dowiedzieć się, że jest to bardziej szokujący i budzący grozę fakt niż to, że dosłownie parę metrów dalej w trakcie całej sytuacji jakiś facet sika pod drzewem i chodzi po zieleni.

Już nawet nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać gdy wracając do domu zaobserwowałam wciąż na plantach scenę gdzie mężczyzna jest mocno bity przez drugiego a kilkadziesiąt ludzi widzących to udaje że nie widzi i nie reaguje nikt poza drobną kobietą, która chyba ich zna i rozdziela.

Na świecie wiele ludzi doświadcza agresji, bo czymś się różni od większości i to wzbudza więcej emocji niż gdy istotnie dzieje się coś złego i gdy trzeba zareagować, pomóc.

Tęcza czy brak tęczy nie sprawi, że będzie więcej osób innej orientacji. Brak tolerancji, znieczulica i niema zgoda na wandalizm i agresję sprawi, że będzie mniej człowieczeństwa w człowieku.

Niestety historyjka się nie przyjęła więc wstawiona została kolejna:

O piekielnych na piekielnych.
Czytam piekielnych od dawna. Usunięcie ostatniej historii i dodanie tej będzie moją ostatnią wizytą.
Rozumiem minusowanie historii za niepoprawną polszczyznę.
Rozumiem wyrażanie własnego zdania w niewulgarny i nie obraźliwy sposób.
Próbowałam nieśmiało dodać historie o czymś dla mnie osobistym i piekielnym, a za każdym razem użytkownicy portalu śpieszyli mi udowodnić, że ich komentarze mogą być bardziej piekielne niż historia sama w sobie.
Zaraz pójdzie sto milionów minusów, ale jakoś mnie to nie obchodzi.
Setna historia o piekielnym kliencie, kasjerze i innych mainstreamowych rzeczach - fantastycznie.
Drażliwy społecznie temat, wyrażenie innej od powszechnej opinii, pokazanie co czuje ktoś, kto zdecyduje się mówić o jakiejkolwiek inności i tym jak ludzie na nią reagują niech przygotuje się na tonę niemiłych, obraźliwych wręcz niekiedy komentarzy, czy gdy chodzi o orientacje, sposób żywienia, rodzaj pracy czy cokolwiek innego, już gorzej.
Ludzie piszą tu by wylać frustracje na piekielną sytuację w ich życiu i dostają dodatkową porcję piekielności, widziałam to w komentarzach pod wieloma historiami.

Sami antyhipsterzy i homofobi na tych piekielnych.

[EDIT] Żadna z historii nie jest już dostępna więc linków nie będzie. Zamiast tego dam link do postu kanarinho, który ciągnie temat dalej http://piekielni.pl/56078

mongol13 - 2013-11-13 12:38:50

Szczerze mówiąc nie znalazłem tego na piekielnych... a szkoda, bo chciałbym sobie poczytać te komentarze. Niemniej jednak obaj macie trochę racji- z jednej strony Smokku dobrze pisze, że autorka trochę przesadza.

Ale jednak autorka ma też trochę racji, bo gnoić kogoś za to, że trzyma inną osobę tej samej płci za rękę, czy już przyjmijmy, że nawet jest tą lesbijką/ tym gejem... a co to zmienia? Póki mi nie zaglądają do sypialni i nie próbują wmówić, mam żyć, jak oni, albo przerobić się na to Grodzkie coś, to co mnie to lata? Tak samo ma rację z tymi historiami... i to często widać. Szczególnie BYŁO widać jeszcze jakieś pół roku temu- dziesiąta historia z rzędu pt.: "nawiedzony moher/sąsiad/losowy człowiek" okej, ale już coś innego, coś nowego w znacznej większości było gnojone i spadało do archiwum w chwilę po dodaniu. Mimo, że było opisane ciekawie poprawnie stylistycznie i bez żadnych błędów.

BTW- Smokku- jakbyś dał radę to mógłbyś zeditować posta i wkleić tam linka od tej historii?

Mahmurluk - 2013-11-13 13:33:49

mongu, masz tu streszczenie dyskusji:

- ja mam rację, że homo są obrzydliwi
- ja mam rację, że homo są spoko

smokk - 2013-11-15 15:14:24

Czyżby powrót Malinowej?

Południe, piwnica, pogrywam sobie na perkusji. Nagle dzwoni telefon. Nawet nie zdążyłam po niego sięgnąć, (leżał kilka centymetrów ode mnie) a przestał dzwonić. Tak jakby ktoś puścił bardzo krótki sygnał.
Chciałam oddzwonić, ale co poradzić, jeśli ktoś dzwoni z zastrzeżonego? No cóż, jak coś ważnego, zadzwonią jeszcze raz.
Pogrywam sobie dalej, mija może z czterdzieści minut, telefon dzwoni po raz drugi. Tym razem nieco dłużej i na wyświetlaczu komórki pokazuje się numer mojej młodszej siostry (nazwijmy ją w tej historii Ania).
[J]: Halo?
[A]: 16again, proszę, przyjedź jak najszybciej pod komisariat na Piekielnej.
[J]: Ale co się stało?
[A]: Błagam cię, przyjedź, pa.
I tak po prostu się rozłączyła.
Wystraszyłam się i to nie na żarty. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to to, że ją okradli, zgwałcili czy Bóg wie co jeszcze. W głowie układając najgorsze scenariusze, biegłam na przystanek.
Pod komisariatem byłam dziesięć minut później. Pytam się o moją siostrę, co się dzieje, czy tu w ogóle była (może postanowiła zrobić mi nieśmieszny żart, można się po niej spodziewać wszystkiego) etc.
Była, była, przed chwilą wzięli ją na przesłuchanie... Ale zobaczyć się z nią nie mogę, mam czekać.
No to czekam. Minut dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści. Dla mnie była to cała wieczność, chyba rozumiecie...
Po pół godzinie siostra wróciła i opowiedziała mi całą historię.

Ania ma przyjaciela z gimnazjum. Przyjaciel ten (nadajmy mu imię Piotr) nie jest lubiany w szkole. Z powodów niewiadomych, ot tak, po prostu, typowi cwaniarze się na niego uwzięli, tyle. Jednak przesadzili, gdy ukradli mu telefon. Ania dostała w sumie 23 SMS-y o treści "Piotr nie żyje", "Zaj*bałem tego sk*rwysyna", "Możesz szykować się na jego pogrzeb" itp. Siostra nie mówiła o niczym (za co ją skarciłam), po prostu bała się. Później było tylko gorzej. Bachory włamały mu się na Facebooka. Ania była pewna, że pisze z Piotrem i postanowiła poruszyć intymny dla niej temat. Wypisywała, że od dawna jej się podoba, że ma piękny uśmiech, etc. Jednak nie otrzymała odpowiedzi, jakiej się spodziewała... "Piotr" napisał jej, że on też uważa Anię za kogoś więcej niż przyjaciółkę i poprosił o jej zdjęcie NAGO. W tym momencie Ania zorientowała się, że to nie on i wyłączyła Facebooka bez słowa. Sprawa zrobiła się nieco poważna, po jakimś czasie cwaniarze włamali się do CAŁEGO komputera. Z małą pomocą starszego brata informatyka. Naprawdę gratulować...

Ale co było w tym najbardziej piekielnego dla samej Ani?

Policjanci chyba pomylili rzeczywistość z filmem. Trwa przerwa, nagle do szkoły wchodzą "bohaterowie"... Cała szkoła wzrok na nich, wszyscy się przepychają, co się dzieje, kogoś zamordowali, coś ukradli?! Otóż nie, sekretarka po krótkiej rozmowie z policjantami woła jedną osobę. Ania przerażona wychodzi z tłumu. Policjanci bez ogródek i jakichkolwiek dokładniejszych tłumaczeń zabierają ją na komisariat. Dlaczego nie uzgodnili tego z opiekunem, że zabierają dziecko ze szkoły? No tak. Bo nie odbierałam telefonu...
Od tygodnia nikt z Anią nie rozmawia. Po szkole chodzą plotki. Kilka osób wprost nazwało ją kryminalistką.

Czy nie można było zrobić tego dyskretniej?

http://piekielni.pl/56121

mongol13 - 2013-11-15 17:21:42

...bardzo możliwe, bo dam sobie głowę uciąć, że właściwie idento historię czytałem jakiś- no nie wiem- rok temu... :facepalm: że też się jej to nie znudzi. Teraz nie pozostaje nic, tylko czekać na kolejną historię o gwałcie, brawurowej ucieczce i płaczu, że nikt nie chce w to wierzyć... 10 raz...

mongol13 - 2013-12-04 22:20:12

Dzisiejsze podróże w czasie sponsorowały dla państwa: Allegro i Poczta Polska :wee:

Historia o Allegro i poczcie polskiej :)

Rok około 2003, trzecia klasa podstawówki, założyłem sobie internet (a raczej rodzice mi go założyli). Dopiero zaczynałem odkrywać różne strony, aż w końcu trafiłem na Allegro. Nie szukałem niczego specjalnego, po prostu przeglądałem, i znalazłem coś co przerosło moje oczekiwania. Otóż wszystkie odcinki anime Dragon Ball nagrane na płyty w cenie ok. 50 zł jeśli dobrze pamiętam. Anime z mojego jeszcze wcześniejszego dzieciństwa, teraz nawet nie pamiętam czy w tamtej chwili pamiętałem cokolwiek poza przebłyskami, wiedziałem jednak, że muszę to kupić. Od razu do mamy 'Mamo mamo mogę coś kupić na Allegro?'. No i zamówiłem, wszystko świetnie, napisałem nawet maila do sprzedawcy z danymi itd. żeby się upewnić, że na pewno dobrze wszystko zrobiłem. No i zaczęło się czekanie, nie miałem pojęcia po jakim czasie to może przyjść, dlatego nie reagowałem po paru dniach, czy nawet po tygodniu. Gdy minęły 2 tygodnie stwierdziłem, że nie będę już dłużej czekał i napiszę maila do sprzedawcy iż odwołuję zakup (przypominam, miałem 10 lat, nie miałem pojęcia o zasadach Allegro itd.). Koleś krótko mówiąc nie przyjął tego na spokojnie, odpisał (pamiętam ze sporo Caps Locka tam było), że łagodnie mówiąc go to nie interesuje, że on już wysłał i mam zapłacić jak przyjdzie (płatność przy odbiorze). No to ja, rozsądny 10 latek, kupiłem od innego sprzedawcy i pomyślałem sobie, że najwyżej jak przyjdzie to nie zapłacę. Nowy przyszedł po paru dniach a stary...

no cóż, przyszedł dziś, po ponad 10 latach :)

Goryl - 2013-12-05 04:01:12

O pazernej biedronie, surfujących emerytach i pogromcy usług premium.  piekielni.pl/56561

Być może część z Was widziała, że ostatnio w sieciówce z robalem na żółtym tle były w sprzedaży komórki "dla seniora". I wszystko fajnie duże klawisze, ładowarka taka, że wystarczy postawić telefon na stojaczku, wszystko jak dla takiej dobrze przemyślane.

Moja mama kupiła właśnie taki telefon dla starszej osoby z naszej rodziny i na szczęście zanim go wręczyła tato się do niego dorwał.

A tam...

Włączone wszystkie możliwe płatne usługi dodatkowe!
Granie na czekanie, internet itp. już nie wszystkie pamiętam. Bo oczywiście jak ktoś ma telefon z klawiszami XXL to surfuje po necie...
Poszperał, poszperał i udało się to powyłączać.

Jednak przeciętny dziadunio kupi takie cudo i będzie się dziwił czemu ma tak wysokie rachunki.

villemochouette - 2013-12-11 19:40:00

Historia osoby Shuna1, jedna z bardziej absurdalnych ( chociaż pasuje poziomem do pozostałych historii autorki- może jakaś inspiracja Malinową czy coś- inspiracja bo krótsze)


Poczta, czyli miejsce, z którym większość z nas miała już jakieś przygody. Okienko do nadawania paczek, listów. Przede mną jedna osoba, myślę jest ok, szybko pójdzie, ale nieeee. Klientka chciała wysłać list do Londynu, niestety dla Pani z okienka okazało się to za trudne.
Klientka : -do Londynu ten list
Poczta: - czyli do Niemiec?
K:- nie, do Londynu
P:- ale to przecież Niemcy...
Taaaak, ja wiem że nie każdy jest fanem geografii, jak ja, ale żeby nie mieć tak podstawowej wiedzy? Po 5 min.takiej wymiany zdań, krzyknęłam, że Londyn to Wielka Brytania. Pani z okienka czerwona jak burak, a kolejka, która w tym czasie się utworzyła zaczęła mi bić brawo.

kochanicadziedzica - 2013-12-13 17:51:24

Yay, Malinowa wróciła! :excited: http://piekielni.pl/56751

Chciałbym napisać coś o uzależnieniach. Nie zawsze bywają tak widowiskowo skrajne ja te w filmach. Nie zawsze widać ich wpływ. Rzadko otrzymuje się pomoc i wsparcie. Częściej uzależnionemu towarzyszy lęk. Najmniej przed niezrozumieniem innych. Najwięcej przeważają chyba konsekwencje karno-prawno-socjalne. Ludzie chyba czasem myślą, że tym jak katarkiem można się uzależnić.
Wydaje się, że nie miałem najtrudniejszego dzieciństwa, chociaż mój psychiatra nie podziela mojej opinii. Do dzisiaj wydaje mi się normalnym lanie dziecka pasem do momentu aż nie będzie wstanie na tyłku usiąść. Do dzisiaj towarzyszy mi pewien rodzaj panicznego strachu, który manifestuje się szczerą agresją z którą radziłem sobie jak mogłem, a że potulniałem pod wpływem (alkoholu, narkotyków) to wolałem to niż znowu kogoś wysłać na OIOM.
Pierwszy raz po tramal sięgnąłem jak miałem lat 14. Lekarz przepisał mi go na ból kolana bo za często na nie narzekałem. Wypisanie recepty jest szybsze niż postawienie diagnozy- no przecież lekarz nie ma czasu... Bardzo szybko zdałem sobie sprawę z tego, że w odpwiednich ilościach występują bardzo fajne efekty otępienne. No i na początku wystarczyło mi niecałe 100 mg. Po okolo miesiącu żeby dojść do efektów otępiennych musiałem brać 200 mg. Po pół roku było to gdzieś między 0,5 a 1g. Lekarz stwierdził, że nie ma sensu brać takich dawek i przepisał mi oxycodon. Jak już wcześniej nadmieniłem wypisywanie recept jest szybsze niż stawianie diagnozy. Początkowo znowu zaczynałem od małych dawek, aż skończyłem na ok. 200-300mg. W międzyczasie musiałem robić sobie wymuszone przerwy bo lekarz kręcił nosem na moje zbyt częste wizyty. W końcu chyba zdał sobie sprawę, że nie używam tego tylko do celów medycznych. Każdemu chybaby się wydało podejrzane, że 60 tabletek tramadolu w kapsułkach 200 mg potrafię wykończyć w pół miesiąca. Przerwy miałem czasem dwu- a czasem trzymiesięczne. Aż do momentu kiedy odkryłem lewe źródło tabletek. I raz brałem od lekarza a raz ze źródła. Dzięki temu lekarz juz nie kręcił nosem że za dużo biorę. Po 6 latach brania różnego rodzaju opiatów zdałem sobię sprawę, że jestem uzależniony. Jak mi brakowało to kradłem wujkowi choremu na raka- top oksykodon to morfinę.
Tak z perspektywy czasu patrząc aż sam się sobie dziwię, że jeszcze żyję. Mieszałem to z innymi lekami dla wzmocnienia efektu- z benzydaminą, z DXM, z marichuaną. Dwa razy zdażyło mi sie ostro przecholować. Raz w wieku ok. 16 lat kiedy to 3 tabletki 200 mg popiłem buteleczką płynnego tramadolu i następnie dla zabicia smaku napiłem się wódki. Moja narzeczona potem powiedziała mi, że gdyby nie to że bylem w stanie niemal terminalnym na mój widok na pewno dostałaby conajmniej zawału serca. Oczywiście nie zgodziłem się na szpital. Dość szybko mi to przeszło- majaki i drgawki trwały tylko pół nocy podczas których to moja kobieta wycierała mi twarz z rzygowin i słuchała najdziwniejszych na świecie historii. Nikomu nie życzę takiego zjazdu jakiego miałem wtedy. Drugi raz przecholowałem dużo gorzej. Pamiętam tylko początek imprezy- naawet nie pamiętam ile dokładnie wziąłem tramadolu, jaką ilością alkoholu to popiłem, ile marichuany do tego spaliłem, i czym to jeszcze popchnąłem. Skutkiem były podobno majaczenia moje, ktorych w przeciwieństwie do poierwszych nie pamiętam. Rano czułem się na tyle fatalnie i słabo, że stwierdziłem iż powinienem udać się do szpitala- czego oczywiście nie zrobiłem.
Teraz leżę w łóżku. Moje źródło jest w więzieniu. Mi zostały cztery tabletki. jak codziennie nie wezmę chocby 300 mg to chodzę jak w amoku. Leżę, patrzę w świecący się monitor i tak się zastanawiam jak tu zasnąć. Bo ani w dzień nie potrafię bez tego żyć ani nie potrafię spać bez tego. Byłem u wielu specjalistów- żaden mi nie pomógł. Chciałem o tym z kims porozmawiać. Nikt nie chciał mnie wysłuchać. NIkt nie chciał pomóc, jedyne na co ludzie potrafili się zdobyć to na ocenę i przypięcie mi karteczki ćpun na czole. Chociaż nie. Są dwie złote osoby, które potrafią mnie nieco dźwignąć kiedy mam przymusową przerwę w braniu. I chyba tylko im zawdzięczam to, że jeszcze z żalu żadna pętla nie owinęła mi sie wokół szyi.
Doprawdy nie jestem wstanie określić kto był tu piekielny- czy lekarz który zapisał gówniarzowi narkotyki, czy ja wierząć we własne siły, czy nauczyciele, rodzice, przyjaciele którzy nie widzieli że niemalże dzień w dzień chodzę przymulony (spowolnione ruchy, źrenice jak szpileczki, dłuższy przewód myślowy)
Więc mój drogi piekielny następnym razem jak będziesz chciał sięgnąć po tego typu leki to się zastanów czy wystarczy ci sił by je odstawić. Mi tych sił nie zabrakło a do słabych na pewno nie należę.

Ayati Sajani - 2013-12-13 18:43:45

Aż się łezka w oku kręci ;]
Wraz z nadejściem świąt widać nie tylko ciężarówki Coca Coli wracają do nas :D

mongol13 - 2013-12-14 06:23:51

A tak, tak- czytałem :) Ale tak szczerze jak miałbym mówić- to nasza Malinowa wypadła z formy, bo to jest chyba jej pierwsza w miarę normalna historia (normalna, czyli bez gwałtów, widowiskowych pościgów, wybuchów, i czego tam jeszcze). Ale i tak, jak to się czyta, to ma się wrażenie, że jeśli by to była prawda... co ja pier*olę :facepalm: jaka prawda *spogląda na zegarek* dobra, wszystko jasne...

anaszka - 2013-12-14 12:07:07

A skąd Wy wiecie, że Malinowa to Malinowa? Ma jakieś cechy charakterystyczne?

Ayati Sajani - 2013-12-14 13:39:17

Ana, myślę, że to nawet nie chodzi o Malinową jako konkretną osobę, ale bardziej o Malinową jako zjawisko :)

poisonivy - 2013-12-15 22:16:11

http://piekielni.pl/56806 uroczo naiwne (i niemniej dramatyczne) bzdurki powstałe na fali historyjek o anoreksji. czego tu nie ma! ćwiartka jabłka dziennie, trening po 8-9 godzin, źli nauczyciele, którzy nie zaglądają w talerz, jeszcze gorsi dietetycy-krwiopijcy i niemal samoistne wyleczenie z anoreksji wyłącznie dzięki ogromnej sile woli.


Historia CichoByc, pokazuje coś, o czym się nie mówi.

Miałam 13 lat, kiedy zaczęłam się głodzić. Jedno jabłko dziennie? Zmniejszałam do ćwiartki. W pewnym momencie, chciałam odmawiać sobie nawet picia wody, bo w moim chorym mózgu uroiłam sobie, że woda też ma kalorie. Gdy musiałam coś wypić, bo nie mogłam wytrzymać, miałam ogromne wyrzuty sumienia, karałam się nacięciami żyletką na ramieniu.

Na początku obsesyjnie ćwiczyłam (póki nie opadłam z sił), po 8-9h dziennie. I to nic, że po połowie czasu nie miałam ochoty chociażby mrugać. Nie mając siły, potrafiłam stać i kiwać się w miejscu ze skakanką, albo leżeć i chociaż tę nogę zginać.
W 3 miesiące zrzuciłam ponad 30kg. Z dziewczynki 160cm/65kg zmieniłam się w szkielet ważący jakieś 30-34kg.

Czemu nikt nie zauważył? W tym momencie mieszkałam tylko z mamą, która pracowała na dwa etaty, wychodziła koło 5 i wracala o 23, kiedy już spałam. Z dalszą rodziną się nie widywałam, tata był za granicą.

Nauczyciele w szkole, pedagog? Dobre sobie. Nosiłam duże ciuchy, raz (!) nauczycielka biologii spytała, czy jestem chora, bo zbiedniałam na twarzy mocno. Wystarczyło, że powiedziałam, że nic mi nie jest. Żadnego tłumaczenia.

Wszystko wydało się, kiedy mama wróciła z pracy szybciej, akurat wychodziłam spod prysznica w ręczniku, kiedy weszła. I zobaczyła nogi jak patyki i wystające łopatki.

Popłakałyśmy się, nie wiedziałyśmy, co robić. Obiecałam więcej jeść, poszłyśmy następnego dnia do dietetyka, który dziewczynie, która od kilku dni jadła jakieś 100 kalorii i nie miała siły wstać, wydrukował menu na 2000 kalorii, zainkasował stówę i dał numer do prywatnego trenera fitness.
Nie wiedziałyśmy, czy to dobrze czy nie, mama wzięła urlop, gotowała mi wg menu (i to jakiego! Kapary, melony, małże itp. - które nie zawsze są najtańsze i dostępne u mnie, o czym facet wiedział, bo mama powiedziała mu, gdzie mieszkamy).

Oczywiście, jadłam mniejsze porcję, bo w tym stanie nie zjadłabym całej michy np. zupy.
Ale po pierwszych kilogramach w górę, dostałam amoku, jedzenie było tak cudowne, jadłam ogórki zagryzając cukierkami, ciastka popijałam żurkiem, wszystko, od czego wymiotowałam potem oczywiście. I zdałam sobie sprawę, że to sposób świetny! Jem, ile chcę i co chcę, a nie przytyję jak świnia, bo wyrzygam wszystko.

Kryłam się tak dobrze, że mimo, że mama była w domu i mnie pilnowała, ja potrafiłam być tak cicho, że święty by się nie zorientował.
Nie chciałam, żeby mi ktoś pomógł, mi było tak dobrze. Gdy próbowano mnie na siłę do psychiatry zaciągnąć, groziłam, że coś sobie zrobię, uciekałam. Po jakimś czasie, gdy po prostu od rzygania zbrzydłam, byłam zaniedbana - wzięłam się w garść. Tak po prostu. Nie umiałam nie liczyć kalorii, dlatego jadłam, nie znałam umiaru, nie wiedziałam, kiedy jestem głodna, a kiedy przejedzona, ale jadłam i nie wymiotowałam. Sama z siebie tak postanowiłam. Oczywiście, najbliżsi już wiedzieli o wszystkim. Nie chciałam wsparcia na siłę. Sama dla siebie to zrobiłam.

Przytyłam do 72 kg, ale umiałam już jeść w miarę racjonalnie. Nie akceptowałam siebie, ale wiedziałam, że muszę. Waga wahała się nawet +/- 10kg, ale dawałam radę sama. W ciągu kolejnych trzech lat walczyłam o stałą wagę i zaprzestanie obsesyjnego myślenia. Jadłam, wykluczyłam przetworzone rzeczy, dużo czytałam, brałam witaminy (po drodze przyplątała się anemia), chodziłam na długie spacery, czasami pływałam, czasem jeździłam rowerem.

Teraz, po sześciu latach, ważę około 55kg - nie sprawdzam tego, mówię "na oko". Ciuchy M dobrze leżą. Mam jędrną skórę. Pozostałości po tamtym czasie, to na pewno problemy z zębami, cerą, włosami, ale na tyle drobne, że wyglądam tak, jak chcę. Ale w głowie wciąż coś mam. Taka myśl, kiedy kupuję spodnie i nie mogę się w nie wcisnąć, kiedy kupuję paczkę czipsów albo oglądam się nago w lustrze. Tylko jedna myśl, która od czasu do czasu mnie nawiedza.

Może się żalę tylko, może coś mi w głowie zostało.
A może ktoś, przypadkiem natknie się na historię.
Po prostu się rozejrzycie wokół siebie. Może to Wasze dziecko, rodzeństwo, przyjaciel.

Tego się nie widzi i o tym się nie mówi. Nauczyciele mają to w nosie, dietetyk chce tylko zarobić, rodzice nie mają czasu dla dziecka. Nie każdy jest na tyle silny, by wyjśc z tego.

Nie lekceważcie nas.

Tiszka - 2013-12-30 20:04:25

Myślę, że ta się nada :) Autorka narzeka, że powiedziała księdzu podczas spowiedzi, że mu nie powie wszystkich grzechów, a ten odmówił rozgrzeszenia.

http://piekielni.pl/57112

Otóż kilka dni temu postanowiłam się wyspowiadać. Niby nic, zwykła spowiedź... Ale aż mnie krew zalewa po tym wydarzeniu.
Podchodzę do księdza, klękam, mówię formułkę i przechodzę do grzechów. Jestem osobą, która nie ufa przesadnie księżom, dlatego też grzechy mówię bez zbędnego rozgadywania się.
Przejdźmy do sedna - opowiadam księżulkowi, jaka jestem zła itp. i mówię, że nie dostosowałam się do jednego z 10 przykazań. Zaznaczam mu, że jest to dosyć prywatna i intymna sprawa - no przecież jakbym kogoś zabiła, siedziałabym w areszcie...
A księżulek jak się nie poderwie, jak nie powyzywa, jak się nie zbulwersuje, nie będzie zaspokojony... Oznajmił mi, że nie znam warunków spowiedzi, jestem nieprzygotowana i on chce konkretne grzechy znać, konkretne!!! No przepraszam, nie będę prywatnych rzeczy mówić nawet księdzu. Kochany odpukał i odwrócił się, spowiadając innych.
Nigdy więcej się nie wyspowiadam w tej parafii!

mongol13 - 2013-12-30 21:07:38

No z jednej strony historia naprawdę... barwna... a z drugiej niestety tacy księża, co to gdyby byli w stanie uciec, to by do łóżka zajrzeli- też (i ku&wa niestety) są. Ot magia indywidualnej spowiedzi- wymyślonej po to, żeby samemu na siebie donosić :/

Wracając- szkoda, że historia usunięta, bo poczytałbym sobie komentarze :devil:

mongol13 - 2014-01-01 13:45:49

Dobra- to może i coś ode mnie. Może nie jakiś straszliwy fejk, ale jak dla mnie to zalatuje maliniakami :P
Historia http://piekielni.pl/57142 autorstwa usera nowekonto12345!

Spośród wszystkich kandydatek nominowanych do tytułu Matki Dekady pierwszą nagrodę otrzymuje...

Pewna bardzo malownicza i rozrywkowa część Polski. Mieszkanie wynajmowane przez ludzi młodych, pracujących. Mieszkanie duże, więc i młodych dużo, coby zarobione pieniążki wydać na imprezy, a nie przepłacać za nocleg. Ogólny nieład (delikatnie mówiąc), chaos, z resztą - można sobie bez problemu wyobrazić jak wygląda mieszkanie, gdzie mieszka około 10 osób, z których większa część niezbyt lubi ład i porządek. Dla zobrazowania - tygodniowa, zaschnięta zupa w garnku nie jest dobrym powodem do tego, aby ten garnek umyć, a resztki keczupu na talerzu są przecież świetną popielniczką!
W takich miłych okolicznościach życie się toczy, ludzie chodzą do pracy, gotują, jedzą i śpią, a wśród tej radosnej gromadki mieszka sobie, dajmy na to, Kasia. Kasia jest osobą bardzo specyficzną. Posiada dwójkę dzieciątek w przedziale wiekowym 3-5 lat. Kontakt z nimi ogranicza się do rozmów telefonicznych 2, może 3 razy w tygodniu, wtedy, kiedy ona ma to ochotę. Ale to jeszcze nie jest piekielne. Czytając dalszą część historii przekonacie się o tym.
Kasia pracuje w branży rozrywkowej, głównie nocą. A wiecie co lubi robić w wolnym czasie? Głównie to spać, ale czasem też znajdzie czas na pójście na solarium. Ponadto Kasia lubi sobie wypić (zazwyczaj przed pracą) i czasem coś wciągnąć. Taki krótki opis wystarczy, aby większość z Was stwierdziła, że im dalej dzieci są od Kasi tym dla nich lepiej. Owszem, ale w tym miejscu zaczyna się 'wesoła' historia.
Pewnego pięknego dnia w mieszkaniu Kasia zjawia się z jedną, ze swoich pociech, a wraz z nią jej siostra, dajmy na to, Basia, która pełni tutaj funkcję opiekunki dziecka. Aby nie przedłużać napiszę tylko, że Basia wiele od Kasi się nie różni. Tutaj dowiadujemy się skąd wzięli się ci przybysze. Basia mieszkała ze swoim chłopakiem (mała dygresja na jego temat - wyszedł niedawno z więzienia) i robiła za opiekunkę dla dziecka Kasi. Jednak niezbyt dobrze im się układało -do tego stopnia, ze chłopak wyrzucił Basię z dzieckiem z domu. Kasia przygarnęła ich pod swój i 10 innych osób dach. Na początku wyglądało to tak, że większość im współczuła i wykazywała chęć pomocy, co oczywiście było przez obie wykorzystywane do granic możliwości. Ich opieka nad dzieckiem wyglądała tak, że Kasia przychodziła nad ranem i szła spać, Basia spała pół dnia, a dzieciak wstawał około 7-8 i robił co mu się żywnie podobało. Gdy budził swoją mamusię, słyszał od niej czułe - spierd****, po czym odwracała się na drugi bok i szła spać dalej. Basia robiła dokładnie to samo. Już w pierwszych dniach swojego pobytu dzieciak pochwalił się wszystkim swoim bogatym słownictwem. Co prawda słowo 'pszczółka' było dla niego za trudne, ale już cała gama przekleństw wychodziła mu niemalże perfekcyjnie. W sumie to nie ma się co dziwić, jak się chowa w takich warunkach... Bywały najróżniejsza sytuacje w czasie, gdy jego opiekunki spały. Darł różne ważne papiery, rozlewał lakiery do paznokci, jak to małe dzieci zostawione bez opieki. Po pewnym czasie lokatorzy powoli zaczynali mieć tego dość. Zapomniałam wcześniej dodać o notorycznych kłótniach sióstr i wzajemnych wyzwiskach. Średnio 2-3 razy w ciągu dnia. Oczywiście wszystko przy dziecku.
Aby przybliżyć relacje Kasi z dzieckiem przytoczę jedną sytuację.
Godzina około 10 rano. Kasia śpi oczywiście, dzieciaka energia rozsadza. Dopadł torebkę Kasi i wysypał jej całą zawartość. Wszystkie pudry, podkłady, cienie do powiek itp. były pięknie rozmazane na łóżku i na podłodze. Kasia, gdy się obudziła i zobaczyła tęcze ze swoich kosmetyków, wpadła w szał. Wstyd pisać to, co ona wtedy mówiła do swojego dziecka. Brzmiało to mniej więcej tak: "Ty mały kur** jeb*** sku******, jak ci zaraz pierd*** to się kur** zjeb***, ty pierdo*** mały kur** pedale. Wypier**** mi stąd, nie chce cię widzieć na oczy, jak stąd nie spier***** to cię kur** zaje***
Nie wymaga to komentarza. To było na porządku dziennym. Zapewne część z Was zapyta się czemu nikt z mieszkańców nie zgłosił sytuacji gdzieś do opieki społecznej. Każdy w miarę możliwości pomagał, ale też się bali, bo to były dziewczyny, które był zdolne do tego, aby się zaczaić gdzieś na daną osobę i wbić tej osobie nóż w plecy.
Po 3 tygodniach sytuacja stała się na tyle uciążliwa nie tylko dla współlokatorów, ale również dla sąsiadów, że właściciel dał tydzień czasu na wyprowadzkę dla piekielnych. Ich reakcja była też ciekawa. Zamiast podziękować lokatorom za pomoc w opiece i zacząć się zastanawiać nad zmianą lokum, one powiedziały, że się stąd nie mają zamiaru ruszyć. No cóż... Kolejne dni mijały, a było coraz gorzej. Bywały takie sytuacje, że Kasia prosiła jedną ze współczujących osób, chętnych do pomocy, aby chwilę zajęła się dzieckiem, w czasie gdy ona skoczy do sklepu, albo coś załatwić. Zwykle kończyło się to tak, że wyłączała telefon i szła na imprezę wracając następnego dnia koło 15… A dziecko? Czy to ważne… Jednej nocy siostry jak zwykle się pokłóciły. Kasia, zamiast do pracy, poszła w tango, a Basia w tym czasie spakowała siebie i dziecko i wróciła do kochającego chłopaka...
Na drugi dzień awantura, oskarżenia o uprowadzenie dziecka. Skończyło się na tym, że siostry jakoś się dogadały i było kilka dni spokoju. Ale sielanka nie mogła trwać zbyt długo. Po 3 dniach twarz Basi została przyozdobiona pięknym, fioletowym limo pod okiem i zapewne domyślacie się jak to się dalej potoczyło... Tak, Basia z dzieckiem znowu wróciła do mieszkania. Tylko, że teraz sytuacja stała się jeszcze bardziej piekielna. Kasia przez swoje wybryki została zwolniona z pracy i nie dostała wypłaty, a właściciel był nieugięty. Kasia chciała wcisnąć dziecko tatusiowi, ale on odciął się od wszystkiego. Awantury były coraz większe, Kasia nie dała się wyrzucić z mieszkania, wyrzuciła za to… Basię. Parę dni posiedziała z dzieckiem, a jej „opieka” wygląda tak, że niemal 24 godziny na dobę rozmawiała z dowolnymi chłopakami przez telefon, a dzieciak robił to samo to wtedy, jak mamusia spała. Przerywała rozmowy telefoniczne na upominanie „zejdź kur** z tej je***** szafki, bo ci zaraz przypier**** zasrańcu mały”.
W końcu przyszedł dzień, w którym właściciel osobiście pofatygował się, aby usunąć Kasię z mieszkania. Kasia oddała dziecko… Basi (ich relacje trudno jakkolwiek określić – w poniedziałek wyzywają się od najgorszych i wyrzucają wzajemnie z mieszkania, a we wtorek już zajmują się razem dzieckiem i już jest wszystko okej…), a sama wyprosiła jeszcze 2-3 dni, bo zrobiła z siebie bezdomną przed właścicielem. Basia w międzyczasie dostała zakaz przebywania w mieszkaniu. Wszyscy już powoli zaczęli oddychać z ulgą, ale…
Na drugi dzień Kasia bezczelnie oznajmiła lokatorom, że Basia się znów wprowadza z dzieckiem, tylko, żeby absolutnie nikt nie śmiał nic wspominać o tym do właściciela. Gdy Basia zjawiła się na mieszkaniu rozpętała kolejną awanturę. Skończyło się na tym, że właściciel przyjechał w asyście policji i piekielne już nie miały wyjścia. Musiały się wyprowadzić. Podczas procesu wyprowadzki groziły właścicielowi i wyzywały go i resztę lokatorów od najgorszych. Mało tego, Basia nawet dziecko napuszczała, żeby przeklinało do właściciela…
Ta historia mogłaby się zakończyć zupełnie inaczej, gdyby tylko Kasia okazała trochę pokory i wdzięczności za pomoc i w jakikolwiek sposób zajęła się SWOIM dzieckiem… Wszystkim jest szkoda tego dziecka, ale faktycznie w takiej sytuacji niewiele jesteśmy w stanie zrobić. Nikt nie ma pewności czy Kasia, albo Basia, albo ktokolwiek nasłany przez nie nie koczuje z nożem pod blokiem. One są zdolne do wszystkiego.
Tylko czemu jest winne takie dziecko?

Mahmurluk - 2014-01-05 14:13:37

http://piekielni.pl/57222#comments Vixen_, chodzące nieszczęście, obrywa po raz N-ty

Długo zastanawiałam się, czy opisać tę historię. Ale stwierdziłam, że chcę mówić, a nie udawać, że jest dobrze. Nie wiem, kto jest najbardziej piekielny, ocenicie sami.

Przed świętami szkoła zorganizowała zabranie, tylko i wyłącznie w celu podania rodzicom kart z ocenami na koniec semestru. Niestety - wiadomo, w okresie przedświątecznym ciężko sobie wolne zorganizować, dlatego ode mnie nikt nie przyszedł, więc oceny wysłano pocztą, ponoć listem poleconym. "Ponoć", ponieważ list do nas nie dotarł. Nie tak, jak powinien.

Wychowawczynię mam złotą kobietę, wyjaśniłam sprawę, że listu nie ma, nikt z domowników nie potwierdził odbioru, skrzynka sprawdzona, ale tam również pusto. Obiecała mi kobitka, że sprawdzi w sekretariacie, czy list aby nie wrócił, czy został poprawnie zaadresowany itp. Nie, wszystko jest w porządku, co więcej!, jest potwierdzony odbiór. Mam się stawić u dyrektora.

Słowem wyjaśnienia, Dyrektor również jest złotym człowiekiem; miły, sympatyczny, z uczniami pogada. Niestety, pełni jedynie funkcję "reprezentacyjną", szkołą bardzo rygorystycznie rządzi wicedyrektorka, przez uczniów ochrzczona jako "Eseswoman". Tyle wyjaśniania.

Wizyta pierwsza.
Pani oświadcza mi, że ona WIE!, że przechwyciłam ten list, bo bałam się reakcji rodziców na moje fatalne oceny. Że nie będę robić z niej idiotki, to godzi w jej dobre imię, ona pracuje już tyle lat i nie pozwoli, żeby jakaś gówniara niszczyła jej reputacje. Że mam natychmiast oddać list matce. Że ona tego tak nie zostawi, zgłosi na policję, bo jestem młodocianą przestępczynią i od poczty się zaczyna, a w następnej kolejności będę fałszować paszporty.

Wizyta druga, z rodzicami, którzy zostali wezwani.
Pani nadal w swoim tonie, a na protesty mojej matki, że rzeczonego listu nigdy u nas w domu nie było, stwierdziła, że każda matka broni swoich dzieci, nawet jeżeli te są kryminalistami. Że moje miejsce jest w zakładzie poprawczym, a nie normalnej szkole.

Po wyjściu stało się coś, co... sama nie wiem, chyba na zawsze zmieni moje życie. Przyznam, że długo zastanawiałam się, czy to opisać, ale zdecydowałam się mówić o problemie, nie chcę udawać, że nic się nie dzieje. Mianowicie, ojciec uwierzył Pani Eseswoman i chociaż wie, że problemów w szkole nie mam i ukrywanie ocen nie daje mi żadnej korzyści, zażądał oddania tego listu. A skąd ja mam go wziąć, skoro go nie mam? Uderzył mnie "za kłamstwo". Otwartą ręką w twarz, ale z taką siłą, że podbił mi oko. Sekundy, matka nie zdążyła zareagować...

I po co to wszystko?
Ano, wrócili sąsiedzi, którzy mieszkają w tym samym bloku co my, ale w pierwszej klatce. Na święta wyjechali do rodziny w Londynie, potem Sylwester, Nowy Rok... Jakoś zeszło. Tak, w ich skrzynce pocztowej leżał nasz, rzekomo polecony, list.

Reakcja Wice?
Zapytałam, może złośliwie, kto, wobec takiego rozwoju sprawy, podpisał odbiór? Spojrzała na mnie wzrokiem ciskającym gromy i z wielkim fochem stwierdziła, że "skąd ma wiedzieć?".

Ojciec?
Nie czuje się winny. Rany, mam sobie przyłożyć kurczaka z zamrażalnika i nie histeryzować, bo nic wielkiego się nie stało, opuchlizna zejdzie, a jak mi nie pasuje, to mam się pomalować. Jeszcze jest wielce obrażony, bo ani ja, ani matka się do niego nie odzywamy. Ciekawi mnie jego reakcja na papiery rozwodowe, które niedługo dostanie?

mongol13 - 2014-01-05 15:06:40

Dobry Boże, w takim tempie to ona wakacji nie dożyje :zdziwiony:

ShapeOfMyHeart - 2014-02-12 21:34:27

Mamy nowego bajkopisarza... Niejaki "Vatharian", nick podaję na wypadek, gdyby zamieszczoną historię usunął, co bardzo prawdopodobne z powodu ilości negatywnych komentarzy.

http://piekielni.pl/58096

Mieszkam na środku średniej wielkości osiedla, w bliskości poczty i głównej drogi wojewódzkiej, opatulonego drogami i gęstą siecią chodników. Innymi słowy: marzenie dla doręczycieli, zarówno pieszych jak i zmotoryzowanych, co świetnie widać po ilości spamu zapychającego mi codziennie skrzynkę pocztową. Niestety nie dotyczy to najwyraźniej ani listonoszy, ani kurierów - z jakiegoś powodu to dla nich jakaś mhroczna dziura. A niestety z racji zamiłowania do elektroniki, drobnych przesyłek przychodzi do mnie całe mnóstwo. Poniżej tylko kilka wybranych cukierków:

1. Pan Listonosz.
Godzina 6.30 rano - nie, nie żartuję - pod domofonem. Otwieram mu, gdyż skrzynka jest w środku - i do tego vis a vis moich drzwi (mieszkam na parterze). Wychodzę więc na korytarz, by wyjąć mu przesyłkę z ręki. Dostaję... awizo. Do ręki. "Nie zastano adresata", a obok godzina - 14.10. Po raz kolejny krążą mi po głowie myśli o zrobieniu Panu Listonoszowi Grunwaldu na twarzy, czy innej Jesieni Średniowiecza. Przecież mam alibi w ręku...

2. Pani z Okienka na poczcie.
W ciągu tygodnia nazbierało się może z 8-10 druczków awizowych, więc hurtem je odbieram w sobotę, bo w tygodniu rozmijam się z godzinami pracy poczty. Zrzucam więc w okienku "ładunek" na blat i natychmiast słyszę:
[pani z okienka] Proszę to zabrać. Nie ma.
[ja] słucham?
[PzO] nie słyszał? Jak trzyma awiza miesiąc, to już wróciły. Następny!
Ja karpik. Po kilku sekundach mnie odetkało
[j] proszę mi wydać awizowane przesyłki.
[PzO] następny mówię!
Idę na bok. Na tablicy numer do Pani Kierownik. Dzwonię. Słyszę dzwonek na zapleczu.
[ja] Dzień dobry, *tutaj opisuję sytuację*, więc proszę o wydanie polecenia służbowego, by PzO raczyła wykonać swoje obowiązki.
[Pani Kierownik] Tak, oczywiście.
Odkłada słuchawkę, jeszcze słyszę westchnienie. Staję w kolejce znowu, widzę, PK jak wychodzi z zaplecza i coś peroruje PzO, po czym wraca do siebie. Staję znów pod okienkiem. Kładę awiza na blacie, PzO zgarnia je jednym płynnym ruchem, po czym... drze je na drobne kawałeczki.
[PzO] Nie będzie mi tu żadna prukwa mówiła co mam robić. Następny!
Ja - karpik. Wycofałem się tyłem, ciesząc się w duchu, że nie zdążyłem podać jej dowodu. Przesyłek nie odebrałem, w następną sobotę już ich nie było - wróciły do nadawców.

3. Kurier Pieniacz
Kupiłem kilka drobiazgów z zagranicy, zapłaciłem kartą (co ważne). Jako miejsce docelowe wpisałem adres miejsca pracy - bo inaczej kurier klamkę by pocałował. Więc radośnie czekam na transport dóbr zakupionych. dwa dni po terminie, w południe telefon. Nieznany numer, włączam nagrywanie (smartfon to jednak fajna rzecz):
[Kurier Pieniacz]: Otwórz żesz człowieku, nie będę tu sterczał przez cały dzień.
[ja] Ale osochozi? To chyba jakaś pomyłka?
[kp] No k***a, otwieraj, bo Ci tą j***ą przesyłkę na śmietnik wyj***ę.
[ja] hmmm, czy pracuje pan w *Znanej Firmie Kurierskiej*?
[kp] taaa. Otwierasz?
[ja] proszę poczekać w recepcji, już schodzę do pana.
[kp] recepcji? Na tym zadupiu? Naćpałeś się?
[ja] yyyy.... a gdzie w takim razie PAN (z naciskiem) jest?
[kp] no jak to gdzie, na *ulica, na której mieszkam*!
[ja] Na ten adres nie zamawiałem żadnej przesyłki. Na inny, *tu podaję adres mojej pracy - w środku miasta wojewódzkiego*, tak.
[kp] a na to zadupie jeździł k***a nie będę.
*klik*
No tak, na paczce jest adres płatnika i adres doręczenia, coby zidentyfikować odbiorcę, bo to przesyłka do rąk własnych. Dzwonię do centrali *ZFK* w celu wyjaśnienia.
[Pani z centrali] Przesyłka została odebrana dwa dni temu. Nie, nie wiedzieli, że przesyłka jest do rąk własnych. Tak, kurier potwierdził zgodność danych. Nie, nie przyjmują reklamacji, bo przesyłka prawidłowo doręczona.
Puszczam więc pani z przez telefon nagranie rozmowy z PK.
[PzC] Tak, przyjmą reklamację. Tak, przesyłka zostanie na pewno doręczona na prawidłowy adres.
Dwa dni później dostaję telefon z recepcji w pracy - kurier. Schodzę, widzę zdenerwowanego pana w skórzanej, obtartej kurtce i wymiętolonych spodniach, z czapeczką firmy *ZFK*.
[ja] dzieńdobbbbuuuuuuch!
nie dokończyłem, bo dostałem paczką. Tak, rzucił ją we mnie (na szczęście to drobna elektronika w folii bąbelkowej - nic potencjalnie smiercionośnego).
[pk - poznałem po głosie] Masz ch***u i udław się nią.
Mina koleżanki za biurkiem - bezcenna.

Te i następne cukiereczki sponsorowali Poczta Polska i *ZFK*.

Mahmurluk - 2014-02-17 10:55:06

Vatharian drugi raz z rzędu http://piekielni.pl/58173

Pracowałem kiedyś jako sprzedawca w pewnym sklepie z drobną elektroniką i komputerami. Mieliśmy na zapleczu mały, ale dobrze wyposażony serwis, więc praca była. Pewnego pięknego dnia dołączył do nas straszliwie spłoszony chłopaczek, o jakże przedziwnym imieniu Antoine (fantazja rodzielki), o posturze wygłodzonego szkieletu, jąkający się, wystraszony, straszliwie biednie, chociaż czysto ubrany. Szef go wziął chyba z litości, ale nie tylko miał całkiem niezłą wiedzę, ale sobie nawet radził. Ochrzczony Antusiem stał się integralną częścią ekipy. Tylko od początku dziwnie się zachowywał. Najpierw poprosił o zamykaną szafeczkę - wcisnął do niej masę papierów i zamknął na głucho, denerwując się, jak ktoś o nie pytał. Potem jak tylko ktoś wchodził do sklepu, natychmiast cichł i sowiał wystraszony, głębiej wciskając się w biurko. Pracował coraz więcej, aż w końcu siedział całe dwanaście godzin jak sklep był otwarty, wychodząc z wyraźną niechęcią. Za każdym razem jak była praca na noc (zlecenia), to Antuś był pierwszy w kolejce. Zaczęliśmy podejrzewać, że naraził się jakiemuś dilerowi...
Któregoś dnia przyszedł do sklepu dobrze ubrany jegomość o posturze szafy, i od progu zażądał wydania "tego szczura". Usłyszeliśmy z zaplecza huk i krzyk Antusia, na co jegomość ruszył, roztrącił nas i wpadł na zaplecze, a tam... nikogo nie było. Antuś zwiał przez zakratowane okno, skacząc pewnie, z pierwszego piętra. No cóż, był wystarczająco chudy, żeby się zmieścić. Udało nam się z szefem wyciągnąć wyraźnie rozwścieczonego gościa z zaplecza, wezwaliśmy policję, ale zanim raczyli przyjechać - jegomościa nie było. Antuś pojawił się dwa dni później, w poszarpanym ubraniu, cały potłuczony, grzecznie przeprosił i poprosił o... możliwość zamieszkania w sklepie.

Tutaj powiem, że w sumie było tam sporo miejsca - sklep był w długim pomieszczeniu i dosyć wysokim, co pozwoliło zbudować antresolę służącą za magazyn. W sraczyku mieliśmy prysznic, więc warunki ku temu były. Szef wziął Antusia na bok i po dłuższej rozmowie się zgodził. Zamontowaliśmy przeciwwłamaniowe drzwi na zaplecze, materac z lampką na antresoli i chłopak tak sobie pomieszkiwał. Pracował tak, że nam się głupio robiło, ale wyraźnie się rozpogodził, żartował z nami i w ogóle się odmienił. Czasem znikał na dzień-dwa, ale szef tylko wzruszał ramionami.
Trwało to może z pół roku. Mieliśmy kilka wizyt owego jegomościa, ale natychmiast ktoś chwytał za słuchawkę i dzwonił na policję, więc mieliśmy spokój. No i któregoś dnia kolega przyszedł rano do sklepu, gdzie zamiast Antusia przywitała go cisza. Antuś leżał grzecznie w swoim łóżeczku - zmarł we śnie.
W trakcie całego cyrku, który nastąpił później, otworzyliśmy szafeczkę z jego dokumentami, a szef dopowiedział resztę.
Antoine pochodził z bardzo (nowo)bogatej rodziny. Ojciec (ów krewki jegomość) z góry stwierdził, że jego dzieci się pracą parać nie będą, bo są wystarczająco bogaci, by nie zniżać się do plebsu. Ewentualnie mogą być stanowiska dyrektorskie, czy raczej prezesowskie i w tą stronę została skierowana edukacja pociech. Antuś się z tym nie zgadzał, jako, że miał smykałkę do majsterkowania, był świetnym samoukiem, zamykał się w pokoju i "inżynierzył". Konflikt z ojcem wpędził go w depresję, próby samobójcze, na co został... wyrzucony z domu (na szczęście w okolicach matury). Dawał sobie jednak radę, dopóki nie dowiedział się, że jego aparycja szkieletora jest dziełem raka. Ugiął więc karku i poszedł błagać ojca o pomoc. Ten sprał go i wyrzucił ponownie za drzwi, ze słowami że "w mojej rodzinie raka nie ma, zawsze podejrzewałem, że matka się sk...wiła, a rak to potwierdza. Won, sku...nu!". W tym momencie zamieszkał u nas w sklepie. Pół roku później, nie mówiąc nikomu ani słowa, że jest chory - zmarł. W szafce były niewykupione recepty na bardzo drogie leki oraz wyniki badań. I list pożegnalny do mamy, w którym pisał, że boi się tatusia, bo jest surowy.

Chodzę co roku na grób Antusia i za każdym rozmazuję się jak dziecko. Nikt poza naszą czwórką ze sklepu i starszą kobieciną, u której pomieszkiwał, nie przyszedł na pogrzeb.

Jestem absolutnie pewien, że byli synem i ojcem. Czupryna, kolor oczu, kształt twarzy, wszystko takie samo. Jakim piekielnym trzeba być, żeby odrzucić własne dziecko, bo jego zainteresowanie nie pasują do własnych ambicji? I odmówić pomocy temu ciężko choremu dziecku?

mongol13 - 2014-02-17 16:57:32

Taa Mah, czytałem to rano :D Widzę rośnie nam nowa malinowa generacja... maliniaków :D Szczęście w nieszczęściu, że to nie jest znów taki kaliber, jak Aztec (przypomnienie dla wszystkich: byly student prawa a zarazem prawnik (możliwe że mopowy lub pracujący u tatusia) mylący pozew z podaniem, straszący mechanika samochodowego podaniem do sądu (wait, wat?! :wtf: ) za rozmontowanie jego legendarnego wręcz Audi RS4 B7 4.2I)...

Intro - 2014-02-17 18:45:49

A co głupiego w tej historii jest?

anaszka - 2014-02-17 19:36:18

Intro - poczytaj komentarze pod historią na stronie - rozwiejesz wątpliwości.

mongol13 - 2014-02-17 19:57:14

Intro- ujmijmy to tak: jak się człowiek naczytał poprzednich wcieleń Malinowej i jej łzawych historyjek o gwałtach, porwaniach i czym tam jeszcze to jednak zaczyna rozpoznawać pewne schematy. Mógłbym się tu rozpisać na temat "co z tą historią" jest nie tak, ale zamiast tego wezmę to zbiorę w punktach:

1. Autor (Człowiek Nieszczęście- dla uproszczenia CN) zabłysnął już poprzednią historyjką gdzie brzydki listonosz przyszedł bladym świtem, na awizie machnął się o pół dnia
2. Potem niedobra pani z okienka podarła jego awiza, a on tylko wycofał się ciesząc się jak durny do sera że jest dobrze
3. A- no i że kurier nawrzucał mu mięchem i też wszystko jest spoko




Co do tej historii:

1. Połowa informacji pojawiła się nagle i właściwie nie wiadomo skąd ("bo szef dopowiedział"- jasnowidz czy jak? Będę to chyba oznaczał * )
2. Ojciec wywalił Antka z domu bo mama poszła w tango (* WTF?!)
3. Mimo tego, że go wyje*ał dowiedział się gdzie pracuje i mieszka i go tam nachodził (dobra- tu jestem jeszcze w stanie przyklepać)
4. Mimo zachowania ojczulka nie zgłosił sprawy na policję (Masochista? Syndrom sztokholmski? Bo raczej po czymś takim to nie bezwarunkowy szacunek i miłość do rodziciela, nie? * )
5. Był majsterkowiczem przez co dostał robotę (czyli nie był swoistą dupą wołową) i był na tyle zdesperowany, że nie wstydził się prosić o pozwolenie na nocowania na sklepie, ale jednocześnie o pieniądzach na leki nigdy słowem nie wspomniał.
6. "Zamontowaliśmy przeciwwłamaniowe drzwi na zaplecze, materac z lampką na antresoli i chłopak tak sobie pomieszkiwał" - spoko, szef wyłożył wcale nei groszową sumę ot tak z własnej (widać przepastnej) kieszeni i zgodził złamać przepisy, żeby jakiś no-name mógł sobie zamieszkać. Tak za ładne oczy plooosiiieeem :maq: . Taa, tu mi czołg jedzie. Nawet cała dywizja. (*)
7. Widać nie interesowała go żadna refundacja, żadna pomoc z zewnątrz, skoro te recepty sobie kolekcjonował
8. W ogóle żadna pomoc finansowa go nie interesowała (cóż- pracował koło pół roku, jak podaje historia, mieszkał za darmo, więc jedyne co mógł opłacać to faktycznie tylko jedzenie i ubrania)
9. Matka, która go rzekomo kochała jakoś się nie zainteresowała sytuacją synka (*)
10. Jego rodzeństwo ("edukacja pociech" czyli nie był jedynakiem!) też go miało w tyłku (*)
11. Znikał na kilka dni, potem pojawiał się- wszyscy traktowali to jako coś zupełnie normalnego, nic się nie stało, Just another usual day in Russia (*)
12. Miał sytuację, jaką miał, wyglądało to jak wyglądało i raczej nie dało się tego przeoczyć (nawet ślepy by się domyślił, że coś nie bangla)- nikt nie próbował podjąć tematu z grubej rury, ba- nawet mimochodem się nikt nie zapytał czy wszystko w porządku, czy nie potrzebuje pomocy. Przez pół roku. Wierzycie w cuda? (*)
13. Pogrzeb- kolejna wielka niewiadoma! (*)
14. Podsumujmy do tej pory: pewnego dnia w sklepie pojawia się Antek i na przestrzeni niecałego pół roku buduje do siebie takie zaufanie, że wszyscy stają za nim murem, właściciel pozwala mu spać w sklepie, pośrednio mu to umożliwia i funduje, w dodatku po jego śmierci szefu jest taki szczodrobliwy, że funduje mu pogrzeb (pewnie mu jeszcze grobowiec postawił)... (********** - tutaj absurd zakrzywił czasoprzestrzeń i stworzył własny wymiar, gdzie obowiązują zupełnie inne prawa)
15. Wyjście "towarzyszy" na grób- w końcu ponoć tak kochająca go mamusia dalej ma go gdzieś
16. Mimo tego wszystkiego nikt nie zainteresował się tym rzekomym tatuśkiem, którego widać też to wszystko obeszło. Mamusię z resztą też. Takoż i rodzeństwo




Tak, w tym już stworzyliśmy 1 alternatywny wymiar. Więcej lepiej nie tworzyć, bo źle się to skończy. Malinowo. Nomnomnomnomnom :3 A tak na serio- potrafię uwierzyć w sporo rzeczy. I nawet niektóre fejki mogę jeszcze bronić przymykając oko na wymysły nie z tej planety i nieścisłości rozmiarów Rowu Mariańskiego. Ale takiego bajania, jak to tutaj to ja nigdzie poza historiami Malinowej i jej kolejnych wcieleń nie widziałem. Serio... To już jest zupełnie inna liga bullshitu...

Kangaroo - 2014-02-17 23:48:55

". Zamontowaliśmy przeciwwłamaniowe drzwi na zaplecze, materac z lampką na antresoli" nie jest powiedziane że drzwi i materac zostały specjalnie kupione na ta okazję, i czemu jest niby dziwne że przez pół roku nie mógł zdobyć zaufania tych ludzi?

mongol13 - 2014-02-18 08:12:37

Coś czuję, że z tego zrobi się taka durna przerzucanka argumentami, ale co mi tam- no niestety, ale czytając ten kawałek

Tutaj powiem, że w sumie było tam sporo miejsca - sklep był w długim pomieszczeniu i dosyć wysokim, co pozwoliło zbudować antresolę służącą za magazyn. W sraczyku mieliśmy prysznic, więc warunki ku temu były. Szef wziął Antusia na bok i po dłuższej rozmowie się zgodził. Zamontowaliśmy przeciwwłamaniowe drzwi na zaplecze, materac z lampką na antresoli i chłopak tak sobie pomieszkiwał.

IMHO nie ma innego wytłumaczenia, jak to, że te drzwi zostały tam zamontowane specjalnie na tą "okazję". A to tylko drzwi. A materac? No cóż- to jest taka rzecz, której ot tak dla własnego widzimisię raczej nie wrzucasz gdzie popadnie, nie?


Z tym zaufaniem- tu punkt dla ciebie, bo źle to ująłem ;) Zaufanie jak najbardziej można zdobyć. Chodziło mi tutaj raczej o pewną więź tworzącą się między ludźmi (nie do końca wiem, jak to nazwać- przyjaźń też tu nie pasuje :/ ), która by "skłaniała" innych aż do takich "przysług". Poza tym- pracujesz gdzieś? Nie- nie ma tu żadnych podtekstów, czy ironii- po prostu chodzi mi o taką hipotetyczną sytuację: przyjmujesz się gdzieś do roboty, najlepiej na taki sklep, pracujesz pół roku, a po tym czasie podchodzisz do szefa z takim pytaniem, czy nie mógłbyś nocować na sklepie ;) Nie czarujmy się- świat to nie jest utopia, ludzie to nie krzyżówki Matki Teresy, Dalajlamy i Jana Pawła 2- w najłagodniejszym wariancie usłyszałbyś, że chyba cię posrało, ew. bredzisz, bo zjadłeś coś nieświeżego i się strułeś. W najgorszym zostałbyś posądzony o próbę kradzieży i kto wie czy nie coś gorszego.

Mahmurluk - 2014-02-18 20:04:17

mongu, zapomniałeś jeszcze, że podejrzewają gościa o podpadnięcie dilerom/gangsterom, ale nie ma problemu z zostawianiem go w sklepie na nocne zlecenie.

Antuś zwiał przez zakratowane okno, skacząc pewnie, z pierwszego piętra. No cóż, był wystarczająco chudy, żeby się zmieścić.

Zmieścił się razem z głową przez kratę w oknie, to pewnie był wystarczająco chudy, żeby powiew wiatru zamortyzował upadek z 1. piętra. Fakt, jest tam dalej, że wrócił potłuczony, ale na litość - koleś który przeciśnie się przez kraty w oknie ma mieć tylko potłuczenia po panicznym skoku z piętra?

Jeszcze edytka, bo zapomniałem: Kangu, zaufałbyś gościowi, który coś ciągle chowa, ma masę tajemnic i w ogóle zachowuje się jak zastraszone zwierzę?

mongol13 - 2014-02-18 21:21:13

Mahu- no dokładnie :piateczka:

Laboleth - 2014-02-19 17:38:56

Łooo, ktoś usłyszał jedną z najnowszych urban legend i się nią postanowił podzielić - tym razem franiek - http://piekielni.pl/58220

Historia rodem z kryminału. Historia w której prawdziwość dlugo nie mogłam uwierzyć. Historia bliskiej znajomej. Głowę zawsze miała na karku i to ją uratowało.

Wracała ze szkoły jak zwykle około południa. Mniej więcej w połowie drogi zauważyła mężczyznę podróżującego na stopa. Ładnie ubrany, a w ręce teka. Wygląd typowego biznesmena. Zatrzymała się, jak się okazało celem ich podróży było to same miasto. Podróż przebiegała dosyć miło, mężczyzna był bardzo sympatyczny, opowiadał o pracy i rodzinie. W pewnym momencie nieśmiało zagaił:
- Ale pani jest piękna...
Koleżanka, nieco speszona, podziękowała i stwierdziła, że różne są gusta. Znów rozpoczęli normalną rozmowę. Temat urody koleżanki jednak znów się powtórzył, dwa razy. Za czwartym razem mężczyzna stwierdził, znów tak nieśmiało:
- Pięknie wyglądałaby pani w trumnie...
Koleżankę zamurowało, jednak podziwiam ją, bo zachowała zimną krew. Zażartowała i zmieniła temat. Po kilku minutach zaaranżowała awarię samochodu. Udawała, że wychodzi z auta - w jej ślady poszedł mężczyzna-pasażer. Odjechała wtedy z piskiem opon, prosto na policję.

Dopiero tam policjanci otworzyli zostawioną w samochodzie tekę, należącą do mężczyzny. W środku oprócz dokumentów znajdowała się jeszcze jedna rzecz. Duży, kuchenny nóż...

Mahmurluk - 2014-02-19 17:49:56

Tylko kuchenny nóż? Coraz słabsi ci mordercy z legend miejskich...
Historia już w archiwum :D

Laboleth - 2014-02-19 18:07:48

No dokładnie, coraz słabiej :D
Jak ja to pół roku temu słyszałam była siekiera i sznur...

anaszka - 2014-02-19 19:00:18

O lol... Ostatnio to samo powtórzyła Gazeta Lubuska a propo zaginięcia jakiejś kobiety. Tyle, że facio był autostopowiczem. I szukali innej kobiety, która go zabrała na stopa :D LOL.

Kangaroo - 2014-02-19 23:12:55

nóż jest fajniejszy można poderżnąć gardło, wyciąć serce, wyłupać oczy, obciąć uszy :3

mongol13 - 2014-02-20 08:03:57

Taa, urban jak stąd na Słońce.... słyszałem to już jakiś czas temu w wersji z nożami, sznurami i siekierami... Ja nie wiem- wstawiający takie historie myślą, że inni już nic nigdy nie czytali i nie mogli tego widzieć? :zdziwiony:

mongol13 - 2014-03-12 11:04:00

Czas na kolejnego pretendenta do Maliniaka roku! :radocha:
Panie i Panowie- prezentuję wam http://piekielni.pl/58582 autorstwa satan11

Więc tak, najtrudniej się pisze o sprawach dotyczących swojej rodziny, bo po części trzeba pisać o sobie, ale czasem jest to jedyny sposób aby opowiedzieć komiczną sytuację.

Historia rozpoczyna się kilka lat temu, po śmierci mojej Matki i odebraniu praw rodzicielskich Ojcu, sytuacja zmusiła mnie, aby zamieszkać z starszym bratem i jego ,,rodziną''. Z bólem, a jednocześnie z ulgą cieszę się, że to się skończyło. Były to lata, kiedy najczęściej przez głowę przewijała się myśl o ucieczce z tego ,,domu''. Nieustanne furie, awantury i gardzenie drugim człowiekiem, doprowadzały mnie do stanu bezsilności i bezradności w zaistniałej sytuacji.
Sprawa nabrała obrotu, gdy osiągnęłam pełnoletność. W dniu moich osiemnastych urodzin wraz z ironicznymi życzeniami, które mnie osobiście bardzo uraziły, zastałam wyproszona za drzwi. Wiec nie zostało mi nic innego jak wrócić do pustego domu rodzinnego. Szczerzę przyznaję, że Dom ten budził we mnie niepokój, ponieważ parę miesięcy wcześniej mój Ojciec odebrał sobie w nim życie. Do uregulowania spraw spadkowych potrzebne było zgodne współdziałanie mnie i mojego rodzeństwa(jest nas czworo). Oczywiście, oprócz mnie, najmłodszej, nikomu nie było to potrzebne, gdyż każdy ma swój dom i jest ustawiony w życiu. Pomimo niepewnego jutra, starałam się patrzeć pozytywnie w przyszłość, z nadzieją że będzie już tylko lepiej. Niestety okazało się, że nie tak łatwo uwolnić się od roli popychadła starszego brata. Pomimo tego, że mieszka niedaleko, i ma swój własny dom, uważa że ma wyłączne prawa decydowania o domu rodzinnym. Zaczęły się nieustanne groźby, wyzwiska i szykany, miało to miejsce na porządku dziennym. Uważał że, każdy z jego otoczenia jest jego parobkiem i nikt nie może mieć własnego zdania. Sytuacja ta osiągnęła punkt kulminacyjny pewnego wieczoru. Widząc samochód na podwórku, z którego wysiada rozwścieczony i pijany brat, który po kłótni z żona, postanowił rozładować emocje na Bogu ducha winnych osobach. Co prawda, umiem się bronić, ale wtedy coś pękło, nie miałam ochoty poraz kolejny szarpać się z Nim, i być monizaną w dotkliwych sposób, pakowałam się szybko, w popłochu po kilku jego ciosach szumiało mi w głowie, ale ściskając mocno torbę w ręku, uciekłam, wsiadłam do swojego samochodu, i ze łzami w oczach musiałam się poddać! Musiałam to wszystko zostawić, przeniosłam się do mojego mężczyzny. Który z resztą też był szykanowany i nietolerowany przez moją ,,rodzinę''. On sam dobrze wiedział o tej sytuacji, wielokrotnie próbował rozmawiać z moim bratem, ale to się kończyło na wyzwiskach i groźnych. Widząc że jest na przegranej pozycji, bo nic normalną rozmową nie jest w stanie osiągnąć, próbował mnie kilkakrotnie nakłonić żebym się wyprowadziła do Niego. Lecz ja twardo twierdziłam ze muszę się zająć domem i nie mogę wszystkiego zostawić(przywiązanie, strach, nie wiem co to było). Od tego czasu minęło kilka miesięcy. Wydawało się że w końcu będę mieć spokój, pomijając groźby telefoniczne.
Przechodząc do sedna sprawy, dziś odwiedziła mnie policja, z informacją, że został złożony wniosek o ściganie mnie, za rzekome przywłaszczenie lampy grzewczej z lat 80. oraz przecinaka ręcznego z lat 90.Rzeczy te były w moim domu rodzinnym. Sytuacja ta jest tak KOMICZNA, że nie wiem czy mam się śmieć, czy płakać! Tak naprawdę nie rozumiem, jaki cel przyświeca osobom które tak absurdalnymi urojeniami utrudniają i tak niełatwą pracę naszym organom ścigania. Czytając to, pewnie nasuwa się pytanie dlaczego się nie sprzeciwie, tylko uciekam. A dlatego ze już nie mam wewnętrznej siły, by to robić. Trudno mi jest uwierzyć w jakąkolwiek pomoc, rodzeństwo woli umyć ręce i udawać ze mnie nie zna. Co do wymiaru sprawiedliwości, też nie wiąże z nią wielkiej nadziei, ponieważ przez tę parę lat były interwencję policji, zgłaszane przez różnych ludzi, którzy mieli nieprzyjemności z moim bratem. Głównie z powodu awantur. O niczym tak bardzo nie marzę, jak o spokoju i normalnym życiu.

CYTUJĄC EINSTEINA: "Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej".

A jak ktoś będzie szukał ofiary, to zawsze ją znajdzie!!!

A jak ktoś będzie szukał ofiary, to zawsze ją znajdzie!!! Tak bardzo głęboki morał...
Chyba ludzie jednak nie dają się już tak łatwo wkręcać w te bzdury, skoro historia właśnie wylądowała w archiwum z zawrotną oceną Ocena: -2 (Głosów:  144)

Tiszka - 2014-03-12 11:45:34

Widziałam na stronie, ledwo przebrnęłam i pod koniec miałam minę "o ch*j chodzi?" :P

Archeoziele - 2014-03-14 18:47:57

http://piekielni.pl/58626#comments
Mordercza capoeira :D

no i usunęli kapojerę :P temu warto wrzucać poza linkiem cały tekst -m13

Tiszka - 2014-03-16 20:31:08

http://piekielni.pl/58658

Czyli piękne uogólnienie, bo każdy na socjalu to "patola" :) Nie znoszę tego typu historii - nic nie wnoszą, a tylko budzą "społeczny sprzeciw" wobec zjawisk, z którymi autor i tak nic nie zrobi, a jedynie wyżyje się i pokaże swoje uprzedzenia.

Kojarzycie komiks z serii countryballi, gdzie ulubionym zajęciem Grecji było palenie pieniędzy? Polska wcale nie jest daleko w tyle...

Kilka kwiatków od mojej znajomej z opieki społecznej, dotyczących, jak to ich określają media "biednych, potrzebujących, pokrzywdzonych przez los". Albo jak ich określają ludzie siedzący w temacie - zwykłych patoli.

1. Patole nie piorą ubrań. W ogóle. Po co? Noszą je przez tydzień (łącznie z bielizną), a potem... wyrzucają i idą do opieki społecznej, lub organizacji charytatywnych, po nowe. I tak w kółko.

2. Nie umieją gotować. Dostają regularnie całe stosy darów takich jak np. ziemniaki czy mąka - nawet nie wiedzą, co się z tym robi (!) więc wszystko idzie na sprzedaż po sąsiadach (sklepy tego nie biorą bo np. na mące jest oznaczenie "pomoc ze środków UE, nie na sprzedaż") a pozyskane pieniądze jak myślicie - na co idą?
Wszystkim, którzy odpowiedzieli inaczej niż na "trunki o zawartości 40% lub ewentualnie piwo" radzę zejść na ziemie.

3. Istnieją rodziny, w których nie pracował NIKT przez ani jeden dzień od 1989 (wcześniej jak wiadomo był przymus pracy, choć i od tego często się migali łapówkami).

4. Hierarchia wartości i potrzeb jest następująca: 1) alkohol 2) papierosy 3) lans (np. smartfony warte 2000 PLN lub samochody, często lepsze niż większości pracujących Polaków). Innych nie ma, bo takie rzeczy jak odzież czy żywność mają zapewniane przez instytucje. Jak nie chcą dać bo np. wykorzystali limity - to stosują starą metodę: drzeć japę. Oczywiście tylko w urzędach, bo tam petenta wywalić za drzwi nie można, w prywatnych fundacjach ochrona takiego gościa po prostu wystawia z wilczym biletem.

5. Pamiętajcie - w domach patoli dzieci mogą chodzić głodne i brudne, ale na wódkę pieniądze zawsze się znajdą.

6. Ostatnio nasza genialna władza postanowiła polikwidować Izby Wytrzeźwień, których patologia jednak trochę się bała bo zbyt przyjemnie tam nie było. W wielu miastach zniknęły w ogóle. Efekt? Wzrost liczby "upojeń alkoholowych" wymagających interwencji o 300%. Gdzie trafiają pijacy? Do szpitali - gdy tymczasem wśród normalnych obywateli bywają przypadki zgonów spowodowanych nieprzyjęciem do szpitala "bo nie ma łóżek". Nie ma, bo ileś z nich zajmują patusy...

Archeoziele - 2014-03-16 22:13:10

Państwo polskie kocha swoich obywateli.

Mój brat mieszka w Rzeszowie. Ma sąsiada - starszego pana, który cierpiał na jakąś bardzo bolesną przepuklinę. Był ledwo w stanie funkcjonować. Próbował starać się o operację na NFZ przez parę lat. Odbijał się od szpitali, które odpowiadały mu prosto: "nie mamy wolnych terminów". W końcu sąsiedzi zrobili solidną zrzutę (łącznie trzeba było zebrać 7000 zł) i wysłali starszego pana na prywatną operację. Gdyby nie to, nadal by się męczył.

Te same szpitale, które olały Polaka, teraz masowo przyjęły rannych "bojowników" z Majdanu. Dla nich miejsca jakoś są.

Piekielność? Dopiero się zaczyna...

Ten starszy pan pochodził z Wołynia. Jego rodzinę wymordowali niemal co do jednego zbrodniarze z UPA. I jeden z rannych "bojowników" to... syn jednego z tych zbrodniarzy. Nawet się przyznał i jest ze swojego ojca dumny - że "walczył z Lachami".
W szpitalu w którym leży, jest jeszcze kilku Ukraińców. Kliku z nich jest potomkami bandytów z UPA. Niemal wszyscy to nacjonaliści i zagorzali naziści - powywieszali na łóżkach czarno-czerwone flagi UPA, na szafkach postawili w ramkach portrety Hitlera, Bandery i Szuchszewycza. Jeden ma sporą kolekcję gadżetów związanych z SS. Wszyscy twierdzą, że duża część województw podkarpackiego i lubelskiego powinna być w granicach Ukrainy. Do lekarzy potrafią krzyczeć: "Polska za Wisłę i San!"

To jest dopiero piekielne - Polska ma w dupie swoich obywateli, ale potomków morderców Polaków, nienawidzących Polski i domagających się od niej ustępstw terytorialnych, chętnie przygarnie. W imię polityki.



http://piekielni.pl/58659#comment_659223

mongol13 - 2014-03-17 17:40:05

no to teraz czas na bełkot i bezsens miesiąca- autorka narzeka... na wszystko, czyli tak naprawdę na nic- historia z numerem #58673 (już "dziwnym trafem" usunięta, więc nawet linka nie podam) autorstwa donki. Voila!

Macie czasami wrażene,że chcecie komuś pomóc, a ten ktoś robi sobie z was przysłowiowe jaja? No ja tak miałam, nie pierwszy raz,ale teraz cytując klasyka "Pałka się przegła".

Pracuję w pewnej firmie w centrum handlowym, tutaj też poznałam pewną dziewczynę pracującą w sklepie obok. Miła,wesoła,pracowita,rozdądna dziewczyna( powiedzmy Kaśka). Z pewnych względów Kaśka musiała zrezygnować z pracy w sklepie w tym centrum handlowym co ja- po prostu jej brat wpadł na pomysł wspolnego biznesu w postaci franczyzny kawiarni w innym centrum handlowym. Jak postanowiła ta i zrobiła.
Kilka dni później odezwała się do mnie relacjonując,że zmęczona,że szkolenia, że zero czasu, jak to na początku rozkręcania biznesu. Spytała czy znam kogoś, kogo mogę polecić do pracy w weekendy, ja od razu napisałam na forum swojej specjalizacji ze studiów [ z racji profilu dziewczęta, które są ze mną w grupie naprawde są świetne,sumienne....]

Kilka osób napisało pod postem swoję kandydatury,ale wiadomo,że z polecenia-polecenia brzmi jeszcze inaczej niż po prostu "Kolezka mowi,żebyś wysłała mejla tu i tu, ja się odezwę drogą mejlową". Szepnełam słowko Kaśce, by wzieła dziewczynę X, ponieważ jest naprawde godna zaufania i przoduje wśród reszty w moim mniemaniu (jako handlowiec chyba juz umiem rozpoznawać, a tak prznajmiej mi się wydawało do tamtego czasu). Najpierw oczywiście skonsultowałam sprawe z dziewcxzyną X- była zadowolona, nie widziała nawet problemu w tym,ze musi KILKa ładnych kilometrów od siebie z domu zrobić.
Uważałam sprawę za zamkniętą-myśle sobię :ŚWIETNIE. Każdemu studentowi dziennemu przyda sie troche pieniedzu.Dziewczyna ma prace, Kaską ma świetnego pracownika, czego chcieć więcej w dzisiejszych czasach?

Aż tu nagle moim oczom ukazał się post na forum grupy, że dziewczyna Y szuka kogoś do pracy w weekendy. Klęska urodzaju-myślę, same oferty! Jak ktoś szuka pewnie ma w czym wybierać!I odpowiedź Panienki X: " hahah chętna ja !" Praca dot. ( co ciekawe, praca którą proponowała Y bmiała byc w centrum handlowym niekoniecznie bliżej miejsca zamieszkania koleżanki X., a wręcz podobna droga jak to centrum, w którym prace proponowała Kaśka) Bo ocknięciu sie...spytałam czy do niej nie dzowniła moją kolezanka -Kasia, przed którą RĘCZYŁAM, że X jest świetną kandydatką, że można na nią liczyć. Kaska zgodziła sie ja przyjąć, mioże to bała się-wiadomo pierwsza WŁASNA "firma", stres,ale ufała mi. Odpowiedź X: ''ej bo coś [coś ? serio? ]ale przyszedł mi sms ze dzowniono bo nie miałam zasieg", dodatek: ''bo factory* to chyba u mnie odpada ;p"

Zastanawia mnie co zabawnego-obrazują to te durnwoate emotikony -jest w robieniu z człowieka , który chce pomoć idioty i kretyna, ktróry musi świecić oczami? Czy takie zachowanie w dzisiajszych czasach jest wyznaczkiem bycia " ELO", "FLOŁ" i "JOŁ"?

Apel: Jeżeli kiedyś spotkacie na swojej drodze rocznik 93** przejdźcie obok i nic nie mówcie (bądźcie ostrożni), bo to może skończyć sie chorobami na tle nerwowym.



*  Factory-cetrum handlowe we wrocławiu,w którym ja proponowałam X prace.
**Zaczełam jak na złośc studia z takim własnie rocznikiem...

Pomijając nieudolną próbę zamachu na oczy, to tak... mamy tu coś o przejściu do własnej pracy, coś o poszukiwaniach... i tyle. Potem nagle wątek się urywa, są jakieś nieuzasadnione "rzale" o emotikony, o rocznik 93 (a co myśmy wam zrobili? I czemu zaraz że wszyscy?! bez jakiegokolwiek poważania- rocznik 92 ) i o studia. O ch*j chodzi? :zdziwiony:

Luna - 2014-03-19 14:16:58

Pomyślałam, że wrzucę całe konto, co się będę szczypała... hurtem lepiej :3 Aha, ostrzegam - czytanie tego powoduje ból wszystkiego...

http://piekielni.pl/user/ggggg14/page/1

Luna - 2014-03-19 14:38:32

I jeszcze coś ciekawego :3

http://piekielni.pl/user/Pokerfejs

Archeoziele - 2014-03-24 16:53:38

Malinowa w formie:
http://piekielni.pl/58823#comments

//mongol13
|
V

Tym razem jako Ramzes7755

To nie będzie historia ani wesoła, ani z happy endem. Jak już ktoś napisał w poczekalni, ponoć większość historii to są fejki. Nie będę nikogo zmuszał do tego, żeby mi uwierzył. Nie zmieni to niczego.

Gdy byłem dzieckiem, większość czasu spędzałem na wsi. Nie była to gęsto zaludniona wieś, można by rzec, że nawet taka trochę sielankowa. Nie było tam alkoholików, nie było bezdomnych, czy skrajnie biednych osób. Sąsiedzi pomagali sobie, gospodarstwa wyglądały jak z bajki. Idealne miejsce dla romantyka, nic tylko rozkładać sztalugi, rysować pejzaże, pisać wiersze. Z czasem zakolegowałem się z starszym ode mnie towarzystwem. Nie było żadnych chłopców w moim wieku. Im to się opłacało materialnie, bo zawsze coś dostali od mojej babci za opiekę, a to cukierki, a to dobre ciasto, a ja nie nudziłem się sam i można było mnie zostawić pod czyjąś opieką.

Lata płynęły, ukończyłem 5,6,7,8,9 rok życia..Pewnego dnia, kawałek od domu, grupa owych starszych kolegów, złapała mnie pod ramię i ściągnęła z ulicy. Starali się bić mnie tak, żeby nie było potem tego widać. Z początku nie mogłem nawet uwierzyć w to co się dzieje, byłem w szoku. Próbowałem krzyczeć, wzywać pomocy, płakać. Nie wiem czy sąsiedzi mnie słyszeli, nawet jeśli to udawali, że tego nie widzą. Potem rozebrali mnie i sprawili, że krzyczałem jeszcze głośniej.

Dopiero teraz, po latach zrozumiałem co się wtedy stało. Mogę jedynie domyślać się, jaki pogląd miałbym na świat, gdybym nigdy tam nie pojechał. Jednak najgorsze są, te pseudo śmieszne żarty, które można dziś usłyszeć wszędzie, na uczelniach, w szkołach, czy pracy. Bo kupa śmiechu jest, przed cieżkim wykładem, gdy ktoś zarzuci dowcipem o tym, jak ojciec pijany komuś wchodzi do sypialni. Równie dowcipne, jak żartowanie z osób, które głodzą się, tną czy maja załamania psychiczne. Nie da się tak po prostu zapomnieć o przeszłości, albo odciąć od problemów. To zawsze wraca.

Intro - 2014-03-24 20:45:24

Co Ty z tą Malinową?

Archeoziele - 2014-03-24 21:11:37

Gość ma bardzo podobny styl pisania do Malinowej.

Fomalhaut - 2014-03-25 11:15:36

Rzeczywiście wygląda na to, że maliny obficie ostatnio zakwitły. Bardzo jednak proszę o wrzucanie tekstów historii a nie linków do nich. Najlepsze perełki, a nawet całe konta znikają szybciej od tęczy po wiosennej burzy.

Mahmurluk - 2014-03-25 15:15:57

Intro napisał:

Co Ty z tą Malinową?

Malinowa to określenie zbiorczej "inteligencji" piszącej takie bzdurne historyjki. Każdy Borg jest Borgiem, każdy Geth Gethem i każdy taki bajkopisarz jest Malinową.

mongol13 - 2014-03-25 17:55:10

Mahu- może i zbiorowej, ale z pewnością nie inteligencji :lol: Jak już, to zjawiska, które przy pomocy tego określenia jednoczy takie "ofiary losu" (tudzież nazywane 'attention whore') różnych śledzeń, stalkingów, nachodzeń, kradzieży, gwałtów, aborcji i innych morderstw . Takie bujdy na resorach XXXXXXXXXXL, które każdemu się już przejadły po pierwszej tego typu historii.

Podobnie, jak Vixen_ - biedna sierotka, ofiara losu, co się na nią życie uwzięło. Normalnie cud, że jeszcze w ogóle żyje...

mongol13 - 2014-03-26 10:10:54

dobra- jeśli ta historia nie jest maliniakiem, to przez swoje podkolorowanie jest tego naprawdę baaardzo bliska. Panie i panowie- oto http://piekielni.pl/58864 autorstwa KejtiM, czyli kolejnej ofiary życia z ukierunkowanie na masochizm... (OMFG not again...)

Historia Annairu http://piekielni.pl/58853# natchnęła mnie do opisania tego, co dzieje się w moim domu praktycznie od zawsze.

Mój brat, Karol ma obecnie 9 lat, ale jest dzieckiem tak okropnym i tak nieznośnym, że szok. Drugą sprawą są rodzice - popierający jego we wszystkim i sami w sobie również są piekielni, o czym poniżej.

Nie mogę zamykać drzwi do swojego pokoju. Bo nie. Mimo, że już skończyłam 19 lat. Rodzice argumentują to tak: "Musimy widzieć cały czas, co ty robisz" oraz tu mój ulubiony argument ojca: "Ja muszę widzieć (taa koniecznie przez moje okno) co się dzieje u sąsiadów i jak samochód drogą jedzie". Drzwi nie mogę zamknąć, ani nawet przymknąć gdy się przebieram, śpię, cokolwiek co wymaga prywatności. Przez 19 lat wynegocjowałam jedynie prawo do nieczytania mojej korespondencji oraz prywatne hasło do komputera.
Z WIELKIMI PRETENSJAMI matka przestała grzebać w mojej torebce.

Muszę kąpać się przy uchylonych drzwiach, które Karol bez sprzeciwu rodziców otwiera na oścież. "Bo zemdlejesz". - taki argument usłyszałam.

Moje rzeczy są notorycznie niszczone, pocięte, zjadane, oplute przez Karola. Rodzice oczywiście zero reakcji. Zdążył zniszczyć mi już nowy monitor, Pismo Św.(pamiątkę z bieżmowania), biurko, parapet, łóżko, ściany, opakowanie z podpaskami(!). Zero reakcji... A nie! Przepraszam, była reakcja: "On jest mały, uspokój sie".

Są wielkie pretensje, jeśli nie ODRABIAM ZA NIEGO zadań. Nie, nie chodzi tu o pomoc, ale o robienie za niego wszystkiego. Szczerze nie mam ochoty iść mu na rękę w czymkolwiek, skoro tak sie zachowuje...

Karol ma wszystko. Nowego laptopa, wieżę, telefon komórkowy, ma więcej ciuchów ode mnie, je ponad normę (9-cio latek ma 70 cm w pasie, tyle co ja obecnie, więc możecie sobie wyobrazić jak on wygląda) i to same najlepsze rzeczy. Za tydzień rodzice kupują mu rower za 1400 zł. Prawie na bank jestem pewna, że ojciec bierze na to wszystko pożyczki, bo u nas w domu z kasą się nie przelewa. Ostatnio był problem, bym mogła pożyczyć sie 2 zł na mineralną...

Jestem notorycznie obwiniana za to, że aktualnie nie mam pracy i nie szukam jej (w tej chwili wysłałam już ok. 100 CV w różne miejsca, rodzice wiedzą o tym), za brak porządku (ojcec chce, żebym była kuchtą domową i robiła w domu WSZYSTKO, odkurzam i myję podłogę u siebie w pokoju co 2 dni, pranie również co 2 dni, czasami nawet nie ma czego prać, ale żeby widział, że coś robię) i ogólnie za całe zło tego świata. Za przeziębienie Karola też, w końcu to ja zrzuciłam jego przemoczone buty z kaloryfera, żeby wysuszyć swoje i biedaczek sie rozchorował...

Nie mogę siedzieć długo na komputerze, nawet, jeśli mam czas wolny. Bo nie. Karol siedzi godzinami, ewentualnie wychodzi w sobotę o 8 rano do kolegi i wraca tak ok 7 wieczorem. Ja nie mogę jechać do chłopaka na kilka godzin, bo jestem szmatą.

Są to ludzie dwulicowi. Dla mojego chłopaka bardzo mili, by zaraz po jego wyjściu obgadać równo i mnie i jego. Nie mamy przyzwolenia na mieszkanie razem przed ślubem, co jeszcze mogę zrozumieć, moi rodzice uważają się za bardzo religijnych.

Miałam kiedyś świetną ofertę pracy, doskonałe godziny, wszystko mi odpowiadało. Gdy rodzice się o tym dowiedzieli ZAMKNĘLI MNIE W DOMU i zabrali komórkę i nie dotarłam do pracy. Bo IM się nie spodobało...

Przyłapałam się na tym, że zaczynam nerwowo reagować na głośniejsze kroki w domu, nie mogę w spokoju umyć się czy skorzystać z toalety (bo wiecznie ją blokuję). Rozważałam mozliwość nawet załatwiania się na zewnątrz (mieszkamy na wsi), no ale kurcze, mamy jednak ten XXI wiek...

Mieszkam jeszcze w domu z babcią, ale ona jest chora (coś jak choroba psychiczna, materiał na osobną historię), więc w naszych relacjach jest całkowicie wykluczona. Jest jeszcze wujek, pomieszkuje od czasu do czasu, ale on też nie wtrąca się w nasze życie, bo z jego prywatnym też nie jest najlepiej.

Dodam tylko, że nigdy nie zawiodłam zaufania rodziców, zawsze dobrze się uczyłam, miałam świadectwa z czerwonymi paskami lub blisko tej średniej, poniżej 4,0 nie zeszłam nigdy. Może dlatego mnie tak traktują, ponieważ mam dość wybuchowy temperament i nie dam sobą pomiatać?

Dostałam teraz ofertę pracy za 1200zł netto. To za mało, by samemu się utrzymać i opłacić swoje mieszkanie. Pragnę jednak odłożyć trochę grosza, znaleść lepszą pracę i wyprowadzić się, nawet pomimo ich protestów.

Żałuję jedynie, że dopiero niedawno otworzyły mi się oczy: gdy za podstępną namową matki zerwałam z byłym chłopakiem. Bo JEJ się nie podobał.

Płakać mi się chce gdy piszę to wszystko, gdy muszę tak źle mówić o najbliższych mi osobach. Jednak przez ich zachowanie straciłam do nich zupełnie swoje zaufanie.

Fahren - 2014-03-27 16:52:06

Malinowa atakuje :woo:

Pisze Studentkap32, numer 58415

W czasie liceum zachorowałam na depresje emocje wyniesione z dzieciństwa, nacisk nakładany przez rodziców. Miałam problem z polskim,byłam zagrożona oraz ciężko mi szło z innych przedmiotów. Międzyczasie poznałam chłopaka zakochałam się w nim,był jest inny od których poznałam.Był opiekuńczy,zabawny wysłuchał mnie ale miał wadę w jego głowie siedziała ciągle jego była dziewczyna która go zostawiła dla innego i uciekła.
Byłam bliska powiedzenia mu że go kocham ale dowiedziałam się od niego że on mnie też kocha tylko jako siostrę.Młodszą siostrę, wtedy doszło do mnie że ma sensu żyć i wzięłam żyletkę. Oni jak w filmie mama przychodzi i widzi córkę we krwi,zadzwoniła po karetkę.Na rozmowę zostali wezwani moi rodzice do dyrektorki mojej szkoły,
Kiedy weszli do gabinetu za biurkiem siedziała dyrektorka,pedagog i moja wychowawczyni
D: Z akt studentka32 wynika że jest kiepską uczennicą i musi cię brać pod uwagę państwo że pańska córką ma nikłe szanse na zdanie matury,proponuje przenieś ja do pierwszej klasy zawodówki.
P:Zgadzam się bardzo dobry pomysł,nie będzie musiała się stresować nauką i zdobędzie zawód.
Mój tata się na nie gapił dobre kilka minut
T:Ale moja córka ma problemy tylko z polskim, chodzi na korki z matmy i angielskiego.I nie widzę sensu ją pchać od początku!!!
MW:Proszę panna zgadzam się z pana opinią, sądzę że wyrwanie ją z klasy źle by się skończyło.
Według zeznań mojej mamy dyrektorka przez godzinie gadała że nie zdam matury, tego roku i że mają mnie zmusić do podjęcia nauki w zawodówce bo to będzie wstyd.

Dla wiadomości maturę zdałam i z przyjemnością poszłam do gabinetu dyrektorki,położyłam przed nią moje wyniki z matury.

Mahmurluk - 2014-03-27 16:59:06

Do tej historyjki pasuje tylko stare anglosaskie: I can't even!

Fahren - 2014-03-28 11:56:46

User "zawiedziony", czyli kolejna bajeczka:

Postanowilem opisac pewna historie ktora mi sie przytrafila pare miesiecy temu. Tak naprawde mam nadzieje, ze ktos bedzie mi w stanie wytlumaczyc cala ta sytuacje gdyz ja, mimo uslinych staran, nie potrafie.
Mieszkam w Londynie. Przyjechalem tutaj rok temu. Z moja byla dziewczyna postanowilismy wyniesc sie z Polski (bylem z nia ponad 5 lat) - byla to nasz wspolna decyzja, miliony rozmow planow, a ze bylem tu juz to stwierdzilismy ze jade pierwszy, znajduje mieszkanie, prace po czym ona przyjezdza z calym naszym dobytkiem, wliczajac dwa koty ktore mamy od czterech lat. Przyjechalem, znalazlem prace - dobra jak na warunki angielskie - znalazlem mieszkanie, na tyle tanie ze we dwojke moglismy je spokojnie utrzymac, samemu nie ma szans. Moja dziewczyna przyjechala po pol roku. zostala 3 tygodnie po czym powiedziala ze mnie zdradza od roku i ze ona wraca do Polski. Zostawila mi na glowie cale nasze zycie, okolo 5k funtow dlugu (zrywanie umow po miesiacue wiaze sie z wysokimi kosztami i wpisem do rejestru, przez co przez nastepne 5-10 lat nie mam co marzyc o mieszkaniu, kredycie, moge jedynie wynajmowac pokoje gdzies po ludziach), dwa koty i gore rzeczy, ktora wiekszosc musialem wyrzucic jak sie wyprowadzalem. Dziewczyne znam od 17 lat, byla moja przyjaciolka przez wiekszosc mojego zycia. Czy ktos jest mi w stanie to wylumaczyc jakos logiczne? Czemu nie zostala w Polsce i tylko mi powiedziala przez telefon ze nie przyjezdza? Czemu mi nie powiedziala jak wyjezdzalem? Okazalo sie ze byla z tym drugim kolesiem przez ostatnie pol roku jak bylismy razem w Polsce. Czemu w takim razie wyjazd?

Fomalhaut - 2014-03-28 12:01:10

Ale pierdoły. Że też się złącza nie poprzepalały podczas wysyłania tego gniota.

Mahmurluk - 2014-03-29 15:57:45

Tylko mi ta historia *klik* wydaje się naciągana?

O tym jak zostałam potrącona przez motocyklistę.

Historia już trochę stara, miałam wtedy jakoś 14 lat. Jechałam akurat przez las, zmierzając na stację benzynową na rowerze mojego brata.
Za sobą usłyszałam ryk silnika typowego "ścigacza", ale nie przejęłam się tym zbytnio. Zazwyczaj motocykliści omijali mnie i innych rowerzystów szerokim łukiem.

Ten młody człowiek próbował mnie ominąć jak najbliżej się tylko dało. Chciał się chyba popisać lub przestraszyć mnie. Cóż, udało mu się, szczególnie jak manewr mu nie wyszedł i zahaczył o moje przednie koło (całe szczęście, że nie o moją nogę). Jechał na tyle szybko, że koło wygięło się w literę S, a rama pękła od siły uderzenia. Nic mi się nie stało, poza spadnięciem z roweru na cztery litery z dużą siłą.

Sam motocyklista odbił w lewo uderzając w odrodzenie pobliskiej działki, przetarł je nieco i ponownie odbił w prawo upadając na środek drogi jakieś 50 - 60 metrów ode mnie.
Nawiązał się monolog godny greckiego dramatu:

[Motocyklista]: NO K***A NIE! NO NIE! TY GÓWNIARO ZARAZ ZA TO ZAPŁACISZ! - szanowny pan zaczyna iść w moim kierunku. Ja, czołgam się do tyłu po asfalcie przerażona że to jeszcze nie koniec. Nie myślałam zbytnio co robię.

I co się dzieje? Nie może być! Takie rzeczy się nie dzieją. Akurat podjeżdża radiowóz!
Okazało się, że panowie czatowali na takich co przekraczają szybkość w pobliskiej dróżce i widzieli całe zdarzenie.
Podjechali do motocyklisty, darł się wniebogłosy, machał rękami, wskazywał to na mnie to na swoją maszynę leżącą smutno na drodze. Ja w tym czasie w transie pozbierałam się z miejsca i ściągnęłam rower na pobocze.

Policjanci podjeżdżają do mnie i mówią [P] - policjant, [J] - ja:

[P]: Cała jesteś? - nie pofatygowali się żeby choćby wysiąść i sprawdzić.
[J]: Chyba tak.
[P]: Spowodowałaś wypadek, ale poszkodowany tego nie zgłosi. Możesz iść do domu.

Nie czekali na odpowiedź, po prostu odjechali. A ja, nadal w transie, złapałam rower i ukryłam się w lesie. Kto wie, może pan motocyklista wróci po zapłatę.

I gdzie tu piekielność? W szoku po wypadku ludzie robią różne rzeczy. Mogą mieć obrażenia i nie odczuwać bólu, adrenalina robi swoje. Według mnie obowiązkiem policji powinno być chociaż ustalenie jak się nazywam, gdzie mieszkam. Kontakt z rodzicami? A gdzie tam. Nie mówię już o dokładnym sprawdzeniu czy nic mi nie jest.
Kilka dni po zdarzeniu dowiedziałam się pewnego szczegółu. Motocyklista ma w rodzinie policjanta na wysokim szczeblu :)

Acha i jeszcze jeden smaczek. Po powrocie do domu i przedstawieniu sytuacji, jedyne co usłyszałam od rodziców to 10 minutowa awantura o zniszczony rower mojego brata. Oczko w głowie mojej mamy. To tyle.

mongol13 - 2014-03-29 20:05:58

uderzając w odrodzenie pobliskiej działki

...znaczy, że działka przeżyła zamach na swój renesans? Dafuq? :P już poprawione widzę na piekielnych

Tiszka - 2014-04-02 12:06:50

Wrzucam, zanim zniknie. Historia użytkowniczki Mokuren (http://piekielni.pl/59005)

Pominąwszy już inne akcje: kto zgadza się na to, żeby ciął go chirurg, który właśnie zemdlał? I jaki chirurg się tego odejmuje? Kto czeka cierpliwie na terminy wizyt z zaropiałą raną po zabiegu...? I w ogóle ;)

Czytając opowieści związane ze służbą zdrowia, postanowiłam opisać swoją.

Od urodzenia na dekolcie miałam dość duży pieprzyk. Przyzwyczaiłam się, odmawiałam usunięcia ze względów estetycznych, i tak sobie było aż pieprzyk zaczął "żyć własnym życiem".
Gdzieś na początku zeszłego roku zaczął się nieregularnie rozrastać, "pączkować", pojawił się dziwny nalot.
Przestraszyłam się czerniaka, czy innego świństwa, zatem skierowałam się do dermatologa. Znudzona Pani doktor w kwietniu zaprosiła mnie na zabieg na jesieni (to znaczy na kolejną wizytę, na której wystawi skierowanie do chirurga na badanie, który wystawi mi skierowanie na zabieg - oczywiście do samego siebie, na kolejny termin).
Stwierdziłam, że mogę od razu sama zapisać się do chirurga omijając dermatologa, i oczywiście w związku z kolejkami NFZ dostałam się do tegoż we wrześniu. Lekarz, starszy pan o lasce, zbadał, skierował na badanie krwi przeciwciał na żółtaczkę. Wszystko ładnie, na zabieg mam przyjść ostatniego dnia października.
Doczekałam się, odstałam swoje w kolejce, oczywiście z opóźnieniem, wchodzę go gabinetu zabiegowego, pani pielęgniarka przygotowuje mnie do zabiegu - kładę się na kozetce, mam szyję oblepioną serwetami chirurgicznymi.
Leżę tak sobie z 10 minut czekając, aż lekarz skończy obsługiwać pacjentkę w gabinecie obok, oddzielonym otwartymi drzwiami.
Naglę słyszę, jak lekarz krzyczy, żeby wyjść, żeby otworzyć okno, on będzie mdlał, słabo mu!
Pielęgniarka pobiegła na ratunek, próbowała pomóc, w międzyczasie wyszła odwołać resztę pacjentów czekających pod gabinetem, ok 15 osób, a ja dalej leżę na tej kozetce.
W końcu po ok 45 minutach lekarz przychodzi się i pyta mnie, czy kroimy, czy przekładamy. Powiedział, że da radę jeszcze mnie obsłużyć ale mogę zrezygnować. Stwierdziłam, że nie będę czekać kolejnych kilka miesięcy, niech kroi.
Teraz może się to wydawać śmieszne, ale trochę się bałam, czy mi nie poderżnie gardła, czy coś.
To oczywiście nie koniec, trzeba uważać, najlepiej leżeć bez ruchu, za tydzień zdjęcie szwów.
Pomijając, że strasznie się paskudziło, podchodziło ropą, czekałam na termin. Dzień przed wizytą telefon - pan doktor złamał nogę, zapraszamy za tydzień do innego lekarza.

Koniec końców bujam się z tym cały czas, codziennie smaruję maścią, żeby blizna zniknęła, nadal boli. Szczęściem nie było czerniaka, ale co przeszłam, to moje.

Tiszka - 2014-04-02 16:37:00

Kolejna, już wykasowana ;) Autor: http://piekielni.pl/user/Puniadasz

Historia o tzw. „polskiej służbie zdrowia”. Opowieści o cynizmie, niekompetencji, niezorganizowaniu, cwaniactwu i arogancji pracowników „służby zdrowia” w Polsce, a mam na myśli tu przede wszystkim „lekarzy” a czasem i pielęgniarki, można znaleźć prawie na każdym dostępnym forum internetowym.

Kto miał wątpliwą przyjemność obcować z tym chorym systemem opieki zdrowotnej, który zatrzymał się w rozwoju na latach 70-tych, z kulturą pracowników rodem z piwnej budki, ten wie, że pojęcie „biała śmierć” nie odnosi się w Polsce do cukru, tylko do lekarza w białym kitlu.

Ale do rzeczy. Moja siostra ma 27 lat, rok temu zaszła w ciążę. Wszystko przebiegało prawidłowo, wyniki testów i badań rewelacyjne, samopoczucie dobre, ogólnie radość i błogostan.
Pewnego dnia, nie poszła do pracy. Niby złe samopoczucie, boli ją głowa, nie ma apetytu. Szwagier powiedział – „ok.”. jesteś w ciąży, masz prawo źle się czuć, zostaniesz w domu przez kilka dni. Z dnia na dzień było coraz gorzej- nie chciała jeść, w nocy nie mogła spać, spała za to całymi dniami. Straciła na wadze 3 kg w ciągu tygodnia, więc szwagier zapakował do samochodu i wio do doktora.

Doktor jak się można spodziewać przebadał, posłuchał, zlecił badania krwi, ale nic konkretnego nie stwierdził. Na odchodne rzucił „radziłbym zgłosić się do psychiatry”. Szwagier zignorował, bo doktorek młody, wyglądał na świeżaka zaraz po studiach, więc co on tam może wiedzieć.

Niestety stan się pogorszał, było coraz gorzej. Doszły napady płaczu, krzyczała, że chce poronić, nie chce tego dziecka, przestała w ogóle jeść, raz wyszła do ogrodu i zasłabła.
Po tym incydencie konieczne było leczenie psychiatryczne. Wszyscy byliśmy zdziwieni- młoda, zdrowa, brak problemów w rodzinie a tu ciach- taka sytuacja- psychiatryk. Lekarz tylko podsunął zgodę na leczenie- zero wyjaśnień, zero diagnozy, tylko „musimy ją obserwować”. No cóż obserwować to on sobie może swoje paznokcie, my byliśmy naprawdę znerwicowani, bo nie wiedzieliśmy co się dzieje, jaki jest jej stan, czy z tego wyjdzie. Po 3 tygodniach faszerowania ją prochami najróżniejszej maści (mówiła że ok. 5 tabletek rano, 5 w południe i 8 wieczorem) nie było żadnej poprawy. Co prawda waga wróciła, ale stan psychiczny był nadal w bardzo złej kondycji. Zdiagnozowano „dużą depresją”. Lekarz zaprosił nas na rozmowę (co wcześniej się nie zdarzało, były tylko rozmowy na korytarzu przy sprzątaczce czy innych pacjentach).

Oto co usłyszeliśmy: stan jest ciężki, nie reaguje prawidłowo na leczenie. Ponieważ jest w ciąży, nie mogą zastosować wszystkich leków. Pozostaje terapia elektrowstrząsami.
No szwagier z zawodu jest strażakiem, więc chłop parę w łapach ma niesamowitą. Przed wybiciem temu konowałowi zębów powstrzymała go tylko moja szybka reakcja polegająca na kontr-rzuceniu się na niego i zatrzymaniu wyprowadzenia prawego sierpowego.

Tak proszę Was traktuje się pacjentów w Polsce: chora, młoda kobieta, ponad 3 tygodnie bez diagnozy. Zero informacji dla rodziny, a potem propozycja elektrowstrząsów. Ja już pomijam fakt, że takie barbarzyńskie metody leczenia to powinny zostać wycofane 30 lat temu, ale pomyślcie tylko jak to mogło wpłynąć na dziecko. Przecież ona mogła poronić!

Ja nie wiem, czy w Polsce jest jakikolwiek rodzaj postępu w medycynie, bo z tego co doświadczyłem, to leczą nadal metodami ze średniowiecza. A co do lekarzy- tu już pomocy nie ma gdzie szukać, połowa z nich powinna wylecieć na zbity pysk, i nie mam tu na myśli lekarzy z tego konkretnego szpitala, ale przecież „ręka ręke myje” i nic nikomu się nie stanie. Zastanawiam się tylko ile osób dziennie umiera z powodu ich niedouczenia i braku wiedzy. A elektrowstrząsami to on sam powinien się potraktować.

Finał historii: wyjazd do Niemiec, terapia w prywatnej klinice, 2 leki, bez żadnych wstrząsów, wyzdrowiała po 4 tygodniach. Można? Można.

MorticiaAddams - 2014-04-02 19:23:29

Co za bajeczka. Nowy Andersen nam rośnie.

Archeoziele - 2014-04-02 20:27:13

Tiszka napisał:

Wrzucam, zanim zniknie. Historia użytkowniczki Mokuren (http://piekielni.pl/59005)

Pominąwszy już inne akcje: kto zgadza się na to, żeby ciął go chirurg, który właśnie zemdlał? I jaki chirurg się tego odejmuje? Kto czeka cierpliwie na terminy wizyt z zaropiałą raną po zabiegu...? I w ogóle ;)

Czytając opowieści związane ze służbą zdrowia, postanowiłam opisać swoją.

Od urodzenia na dekolcie miałam dość duży pieprzyk. Przyzwyczaiłam się, odmawiałam usunięcia ze względów estetycznych, i tak sobie było aż pieprzyk zaczął "żyć własnym życiem".

Szczerze się uśmiałam... Zwłaszcza że ze dwa lata temu też miałam wycinany pieprzyk. Do dermatologa poszłam z marszu- lekarka nie skierowała mnie na żadne konsultacje chirurgiczne czy tego typu bzdury, tylko od razu na zabieg. Chirurg ciął mnie 2 dni później. Bez żadnych badań na żółtaczkę. Wycięcie znamienia to nie operacja przepukliny, żeby się z tym tak certolić. Po zabiegu od razu wróciłam do normalnego życia- ot, trochę pierwszego dnia bolało i tyle. A 3 tygodnie później odbiór wyników histopatologii. I tu trochę piekielnie było- całość po łacinie.

kochanicadziedzica - 2014-04-03 22:56:16

Wysyp baśni medycznych ostatnio. :3

http://piekielni.pl/59019#comments

Cóż...właśnie wkroczyłem w niechlubny wiek, dzięki któremu wśród znajomych otrzymałem ksywę "Dostawca". Jako pełnoprawny już obywatel Polski dostałem kilka przywilejów w zamian za...NFZ. To moja pierwsza historia tutaj, ale zmusiła mnie ona do jej opisania. Tak, wiem, że kwiatki w tej kwestii można mnożyć lepiej niż mannę z nieba, jednakże przez głupotę tej instytucji niemalże wylądowałem w szpitalu w stanie ciężkim - ot dobry start w życiu dorosłym.

Od 2000 roku (a więc już sporo) choruję na cukrzycę typu I - czyli tą nieuleczalną, gdzie organizm nie produkuje insuliny w ogóle. Z tego powodu jestem zmuszony wstrzykiwać ją sobie regularnie domięśniowo. Jako, że wtedy do mojej osiemnastki zostało mi jeszcze parę dni byłem wciąż zapisany w poradni diabetologiczno-pediatrycznej. Pewnego pięknego ranka zauważyłem, że brakuje mi insuliny a do wizyty jeszcze tydzień. No cóż...musiałem po samą receptę (!) przyjść wcześniej i liczyć na to, że ktoś z kolejki mnie wpuści. I zaczynamy show...

1) Rejestracja

Pani w rejestracji pyta się mnie o powód przyjścia. Tłumaczę, że mam wizytę zapisaną na za tydzień, ale skończyła mi się insulina i muszę dostać receptę.
[R] Nie.
[J] Dlaczego?
[R] Nie jest Pan umówiony na dzisiaj.
[J] Wiem, ale to nagła sprawa
[R] Trzeba było zadzwonić.
I tak w koło Macieju. Kolejka za mną jak do mięsnego za komuny, a ja dalej walczę. W końcu tyranozaur zza lady łaskawie pozytywnie rozpatruje moją prośbę, EWUŚ sprawdzony (Ewidencja Ubezpieczeniowa), zielone światło. Idę do poradni - 15 minut w plecy.

2) Poradnia diabetologiczna

Grzecznie podchodzę do czekających w poczekalni ludzi i pytam kto ostatni oraz czy ewentualnie mogę wejść jedynie po receptę. Dziękuję tutaj przemiłej Pani, która pomimo pośpiechu wpuściła mnie przez siebie. Wchodzę więc zamiast niej do gabinetu i idę do Pani doktór, przy okazji prosząc o wyjęcie mojej karty pacjenta. Kwiatki zauważone w kolejności:
- Nie ma mojej Pani doktor prowadzącej
- Moja karta pacjenta zaginęła w buchalterii na biurku
- Razem z inną Panią doktor - ONA - 1,6 metra rudej śmierci w postaci pielęgniarki, z którą nienawidzimy się od dziecka.
Wchodzę, przedstawiam sprawę. Okazało się, że:
- Moja wizyta była tydzień temu (nikt mnie nie poinformował o zmianie terminu)
- ONA nie pozwoli lekarce wypisać mi recepty bo nie było mnie na wizycie i migam się od wizyt jak mogę (raz - słownie)
- Muszę szukać swojej doktor prowadzącej, która na głowie ma dwa oddziały w szpitalu dziecięcym i przychodnię dla dorosłych (czyli prościej znajdę jeden konkretny atom w kosmosie niż ją samą).
W międzyczasie powiedziała mi co myśli o moich stosunkach z matką, jak ja jej nie szanuję, jak ona się o mnie martwi itp. itd. Moje koligacje i relacje rodzinne to materiał na dłuuuuugi cykl historii, więc powiem tylko, że po prostu to zlałem i odszedłem z kwitkiem. A właściwie to i bez niego.

Jak się domyślacie doktor nie znalazłem. Pozostaje mi lekarz pediatra w przychodni. 5km dalej. Po 16. Więc jadę przez całe miasto jak po...walony i o 16.45 wbiegam zdyszany jak dziki osioł do poczekalni, a tam pogrom. Ludzi więcej niż na koncercie Justina Biebera w Arenie i wszyscy do mojego pediatry...

3) Przychodnia

Wyciągnąć kartę w rejestracji to nie problem. Chorobową proszę. Dostaję. Ale...
[R] A Pan za chwilę ma osiemnastkę tak?
[J] Tak.
[R] A to Pan musi wypełnić te druki.
Dostaję w łapę plik karteczek o formatach od A8 (bo to mniejsze nawet od złożonej chusteczki do nosa) do A4 włącznie i mam to zrobić najlepiej na wczoraj i wysłać dwa dni temu. No to jedziemy. Biorę za telefon dzwonię do ojca i wypełniamy. A czas płynie...

W końcu oddaję papiery i wolny od biurokracji po godzinie 17 (!) radośnie wchodzę na teren poczekalni. Ludzi wcześniej było dużo? Teraz z paru mrówek zrobiło się mrowisko. Cudownie. Ale moje szczęście znowu dało o sobie znać. Pani doktor zauważywszy mnie stojącego pod drzwiami rozpoznała mnie i wiedząc, że widzi mnie już ostatni raz (zmiana przychodni na rejonową) zaprasza i pyta w czym problem. Mówię i opisuję...
[D] Michał ale ja nie mogę Ci wypisać tej recepty.
[J] Ale jak to? Powiedzieli mi w poradni że może mi wypisać lekarz pierwszego kontaktu, czyli Pani.
[D] Ale ja nie mam ważnego zaświadczenia ŻE MASZ CUKRZYCĘ (!!!) I jakie dawki sobie podajesz (Wszystko jest zapisane w pompie insulinowej którą mam ZAWSZE przy sobie, jako że jest wbita w ciało)

Podsumujmy:
- Insulinę mogę kupić TYLKO na receptę.
- Recepty nie dostanę w poradni bo nie ma lekarza.
- Recepty nie dostanę w przychodni bo nie ma zaświadczenia.
- Zaświadczenia że jestem NIEULECZALNIE CHORY OD 14 LAT (!!!) nie dostanę, bo nie ma lekarza.
- Poradnię i przychodnię zamykają za 30 minut.

Gdyby nie fakt, że mój ojciec znalazł zapasową ampułkę w lodówce, którą ja przeoczyłem, prawdopodobnie w ciągu 6-12h wylądowałbym na OIOM-ie z kwasem (acetonem) we krwi, poziomem cukru we krwi ponad 10x większym niż normalnie, nie potrafiąc już się dobrze poruszać i wymiotując dalej niż widzę.

Mam osiemnastkę od niecałego miesiąca. Boję się co będzie jak będę zmieniał poradnię diabetologiczną na tą dla dorosłych, albo gorzej - zachoruję...

Tiszka - 2014-04-04 16:18:02

Kochanica - widziałam wczoraj, piękne <3

mongol13 - 2014-04-04 18:31:45

No historia trochę podkolorowana z pewnością... ale muszę powiedzieć, że całkowity fejk to to nie jest, bo mam kuzyna z cukrzycą. I naprawdę jak mi czasem opowiadał, jakie ch*jnie po wszelkich przychodniach się dzieją... to to tutaj to są wakacje na Karaibach :(

Archeoziele - 2014-04-05 19:15:42

http://piekielni.pl/59048#comment_665538
Coś tu śmierdzi. I wcale nie jest to kupa pacjentki z poprzedniej historii.


//edit (Treść!!!)- mongol13
autorka: Jess_Rabbit

Tytułem wstępu.

W związku z licznymi negatywnymi komentarzami w mojej poprzedniej historii, chciałabym uprzejmie przeprosić czytelników za formę. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że byłam po ciężkim i bardzo stresującym dniu pracy, co odbiło się na prezencji tekstu. Przepraszam i nie skreślajcie mnie jeszcze!

Przeczytałam dzisiaj historię o piekielnym pacjencie, który napastował pracownika administracji szpitala. To mi przypomniało o naprawdę okropnej sytuacji w jakiej się wtedy znalazłam.

Kieruję ośrodkiem medycznym realizującym świadczenia fizjoterapii ambulatoryjnej.
Kontrakt z NFZ stanowi większą część (w zasadzie całą)mojego dochodu. Utrzymuję z tego mego Ojca (pracuje "na wolontariacie" u mnie jako technik fizykoterapii)mieszkamy razem z Tatą, małym pieskiem,sporym wężem i bliżej niezidentyfikowanym samcem zwanym dalej "Mój przyszły niedoszły szanowny Pan mąż".
Radzimy sobie nieźle. Jest co jeść, na głowy nam nie kapie i czasami można wyjść z domu na jakąś imprezę.

Piekielni pacjenci...Temat ten to rwąca rzeka.
Od zwykłych nie przyjemności poprzez pogardę jak i zwykłe ludzkie skur*ysyństwo, aż do...Czynów Karalnych.
Pewnego dnia przyszedł do naszego ośrodka Pan w średnim wieku, chcący zapisać się na zabiegi.
Od początku rozmowy na temat terminów i ogólnie zabiegów Pan zdawał się być bardziej zainteresowany moim dekoltem.
Po chwili zaczął mnie zagadywać w sposób, który mnie krępował i wprawiał w zakłopotanie. Gdzieś nawet w głębi pojawił się zalążek strachu.
Załatwiłam formalności z tym Panem i czym prędzej wyszłam z recepcji znikając w jednym z gabinetów. Na monitoringu widziałam jak kręcił się jeszcze po ośrodku, a na korytarzu słyszałam jego słowa.
-Przepraszam szukam takiej Pani z czerwonymi włosami-Zagadywał personel i pacjentów.
Napisałam smsa do koleżanki, że ma nie informować gościa gdzie jestem,kim jestem ani kiedy jestem w pracy.
Po paru minutach wyszedł.
Niestety le następnego dnia również przyszedł. I następnego i jeszcze kolejnego, że niby zapomniał jakie ma zabiegi, co trzeba przynieść a to upewnić się, że dobra godzina.
Czułam się prześladowana...
Bałam sie konfrontacji z tym Panem a cały personel, oprócz mego taty to młode dziewczęta.
Tata akurat miał wolne i nie mogłam poprosić go aby zwyczajnie tego gościa nastraszył.
W końcu zaczęły się telefony, czasami w środku nocy i z różnych numerów. Narzeczony chciał zgłosić to na policje jednakże wiem, iż takie zgłoszenia rzadko kiedy prowadzą do jakichkolwiek działań prawnych. Żadnych zarzutów nikt mu nie postawi a pieniędzy na prawnika brak...
Z czasem zrobił się agresywniejszy, natarczywy a dzień w którym miał przyjść na zabiegi wywoływał u mnie ból brzucha i paraliż.

I oto przyszedł mój prześladowca. 15 Kwiecień 2013 r godzina 11.45.
-A to Pani będzie mi robić zabiegi, tak? A za masaż u Pani to ile pieniążków? Pewnie taka młoda i wykwalifikowana osoba to sporo bierze...
Ja bym Pani i więcej zapłacił, żeby tylko te sliczne białe rączki mnie pomasowały

Mówiąc to położył rękę na mojej w czasie kiedy wypełniałam jego kartę. Serce mi prawie podskoczyło do gardła lecz zaparłam się w sobie, wykrzesałam z siebie najwięcej piekielności na ile mnie było wtedy stać. Przypomniałam sobie o tym, że jestem pyskata,harda i ze mną się nie pogrywa.
-Proszę Pana! To jest placówka medyczna a nie burdel więc proszę swoje łapy trzymać z daleka od personelu a zwłaszcza ode mnie. Jeszcze raz mnie pan dotknie a będzie musiał Pan rehabilitować złamany kręgosłup!

Facet sie oburzył i to tak, że na moich własnych plecach czułam ciarki.
Zaczął krzyczeć na mnie i grozić, że jak go nie pomasuje to napisze na nas skargę do NFZ.
Natychmiast go wyprosiłam z ośrodka, wypychając dosłownie za drzwi. Pacjenci osłupieli, patrzyli to mnie to na faceta dobijającego się do drzwi, które zamknęłam. Trawło to parę minut aż w końcu sobie poszedł. Wróciliśmy do pracy, rozpoczęły się zabiegi gdy nagle z recepcji usłyszałam okropny hałas tłuczonego szkła!
Pobiegłam natychmiast sprawdzić co się stało i ku mojemu przerażeniu, mój psycho-fan stał pare metrów od okien i drzwi wejściowych rzucając cegłami w nasze okna!
Miał ich pod nogami kilkanaście!
Nie wytrzymałam i zadzwoniłam najpierw po policje a potem wcisnęłam przycisk alarmowy z ochrony.
Nie napiszę co się działo po ich przyjeździe bo stało sie to strasznie szybko. Został aresztowany i przewieziony na komisariat.

I tu zaczęło się najgorsze. Facet zaczął mnie śledzić,porysował mi auto, wybił w nim szyby, przebił opony. Do ośrodka się nie zbliżał ponieważ zatrudniłam na stałe dwóch ochroniarzy, którzy siedzieli sobie na zapleczu.
Policja absolutnie nic z nim nie zrobiła. Pomimo wielu moich doniesień i interwencji. Skarge napisał do NFZ, że nie chcieliśmy go przyjąć "bo nie". Napisał do sanepidu że u nas brudno i syf, do nfz znowu, że oszukujemy w rozliczeniach.Wszędzie gdzie się dało skarżył na nas...
W końcu mój tato powrócił do zdrowia (starszy już pan z chorym sercem i cukrzycą-nie chciałam go denerwować) Jak dowiedział się o wszystkim co sie działo wykonał jeden telefon-Do kolegów z klubu motocyklowego.
Po 3 dniach facet przysłał mi przeprosiny na piśmie i poinformował ze napisał sprostowania do instytucji, które na mnie wsiadły przez jego kłamstwa i bukiet kwiatów. Więcej go już nie widziałam.



Korzystając z okazji chciałabym podziękować polskiemu wymiarowi sprawiedliwości, który woli uganiać się za pijącymi piwko w parku niż pomóc w naprawdę poważnej sprawie.

Ot taka codzienność w Służbie Zdrowia...

Tiszka - 2014-04-06 19:24:26

Ziele - dyskutowaliśmy o tej historii dość zajadle na chatboxie. I wiele rzeczy się tu nie zgadza :)

Mahmurluk - 2014-04-16 10:13:06

koalaa. Nieźle napisane, tylko szczegóły kuleją. A polecam szczególnie komentarze, w których fak_dak miażdży autorkę: http://piekielni.pl/59278#comments

Historia w maju będzie miała dwa lata, ale wciąż tak samo piekielna.

W marcu 2012 mój ówczesny chłopak, M. zaczął zachowywać się 'inaczej'. Ot, awantury o nic, robienie scen, fochy. Niby dopiero trzy lata razem, ale przestałam go poznawać. W kwietniu przyszedł ogromny ból głowy i z każdym dniem się pogarszał. M. dostawał różne leki przeciwbólowe - od zwykłego Apapu, przez Nimesil, aż doszło do Padoltenu. W międzyczasie pojawił się światłowstręt (nie wychodził z domu dopóki słońce nie zaszło) i częste wymioty. W końcu lekarze zdecydowali, że na początku maja przyjmą go do szpitala.

Pani doktór dnia bodajże drugiego maja postukała w kolanko, poświeciła latareczką w oczy i stwierdziła to, co pięciu poprzednich lekarzy - migrena. M. błaga o zlecenie innych badań, jest naprawdę w kiepskim stanie. Pani doktór rzecze że nie, bo to migrena, ona się zna, koniec kropka. M. do szpitala nie zostaje przyjęty.

Idzie do rodzinnego, prosi o skierowania do innych lekarzy i na badania - okulista, neurolog, rezonans mózgu i tomografia.
Najbliższy termin do okulisty na fundusz - trzy tygodnie później. M. w domu się nie przelewało, więc w końcu moja matka odkłada trochę pieniędzy i bierze go do najlepszego okulisty w mieście na kompleksowe badania. I co? Nic. Badanie nie wykazuje nic. Ale doktor jest przerażony i nakazuje zrobić tomografię i rezonans jak najszybciej. Termin prywatnie na 26 maja.

25 maja w nocy budzi mnie matka wrzeszcząca nad moim łóżkiem.
- Z M. jest coś nie tak!
Chłopak każdy weekend spędzał u mnie, ja zasnęłam w swoim pokoju, a on siedział jeszcze na dole i rozmawiał z rodzicami i bratem.

Biegiem na dół - chłopak siedzi pod ścianą, rzyga, gada głupoty, w dodatku po angielsku i 'gra' na gitarze - macha rękoma w ten charakterystyczny sposób. Samochodu nie ma, dzwonimy po karetkę. SIEDEM RAZY. Siedem piep*zonych razy, zanim dyspozytorka raczyła ją wysłać. Mimo tego, że mówiliśmy, że chłopak od miesiąca jest obrazem rozpaczy, że coś z głową, że prawdopodobnie coś cholernie poważnego.
- Eee, pani, pewnie pijany. Piątek jest, no nie?

W końcu przyjechała karetka. Nie do transportu. Karetka z apteczką. Panowie ratownicy podrapali się po głowie, po czym... Położyli M. na ziemi. Tak, położyli wymiotującego chłopaka na ziemi, na plecach. W międzyczasie na spodniach wykwitają mu plamy po odchodach - jednym słowem, puściły zwieracze. Czyli jest bardzo niedobrze.
Panowie ratownicy stwierdzili, że nie mogą mu pobrać krwi, bo macha rękoma. W końcu łaskawie wzywają karetkę transportową. Ratownicy z transportowej równie bystrzy jak koledzy z pierwszej - JA, dziewczyna dwukrotnie mniejsza od M. układam go na brzuchu z głową na bok na noszach, bo 'oni nie wiedzą'. Karetka ruszyła, ja zdążyłam powiedzieć ratownikom, że chłopak ma uczulenie na kwas acetylosalicylowy (aspirynę), zadzwoniłam po taksówkę, dokumenty M. w dłoń i wio do szpitala.

Wbiegam na SOR, a tam ta sama pani doktór, co nie chciała przyjąć do na początku maja do szpitala 'bo to migrena'. Z łaską bierze dowód M., przepisuje dane. Ja w tym czasie spoglądam na chłopaka, którego podłączyli do kroplówki. Zaczyna mieć drgawki. Przyglądam się i nie wierzę - podłączyli mu aspirynę! Drę się na jeszcze obecnych ratowników, drę się na cały świat, taka jestem wkurzona. Natychmiast odłączają kroplówkę, a pani doktór skacze do mnie, że mam się przyznać, co ćpaliśmy, bo ona zaraz się dowie i ja też pójdę siedzieć. Patrzę na nią wielkimi oczami, a ona dalej swoje - że badania mu zrobią i krwi i na obecność narkotyków - i jak wyjdzie, to ona mnie też usadzi, bo ja nie będę jej tu porządku zakłócać.

Po czterdziestu minutach są wyniki - żadnych narkotyków. Żadnego alkoholu. Och, więc jednak coś nie tak. No to wzywają technika od tomografii. Trwa to kolejne czterdzieści minut. M. w końcu jest zabrany na tomografię. Ja dzwonię do jego matki i mówię, gdzie jesteśmy i co się dzieje.

O godzinie drugiej dwadzieścia w nocy przychodzi do nas pani doktór i każe usiąść na krzesłach. Zaczynam się trząść.

M. miał tętniaka mózgu, który mu pękł. W wyniku tego pęknięcia wytworzył się dodatkowo krwiak. Wylew podpajęczynówkowy. Za dwadzieścia minut będzie doktor, bo obecny nie chciał się podjąć operacji. Zbyt duże ryzyko. Chłopak ma dwa procent szans przeżycia.

O trzeciej M. ląduje na sali operacyjnej. Jego i moja matka siedzą przed blokiem operacyjnym i wyją. Ja tylko jestem w stanie kiwać się i powtarzać, że wszystko będzie dobrze. Każdy krok i każdy dźwięk mnie przeraża, bo być może 'po wszystkim'.

O ósmej M. ląduje na OIOMie. Żyje, ale nie wiadomo, czy uda mu się przeżyć kolejną dobę.

Kolejne kilka tygodni było walką o jego życie, a następne półtora roku - o jego sprawność. W tej chwili M. ma się całkiem dobrze, czeka go jeszcze operacja na zwapnienia, które utworzyły mu się w udach i biodrach.

Dlaczego dopiero teraz o tym piszę? Bo M. dzisiaj był na rutynowej kontroli - robią mu tomografię co 3 miesiące. Kiedy czekał, na SOR przywieźli pana menela. Zrobili mu rezonans z miejsca, bo przecież mógł się uderzyć w głowę.

Chłopakowi, który błagał o skierowanie na badanie, wystawić go nie chcieli, mimo wyraźnych objawów świadczących o tym, że coś jednak jest nie tak.

Powiedzieć, że polska służba zdrowia to gówno, to zdecydowanie za mało.

MorticiaAddams - 2014-04-16 12:27:23

Capi ściemą na wiele kilometrów.

mongol13 - 2014-04-16 17:31:24

Śmierdzi podrasowaniem na kilometr. I wygląda raczej jak nieudolna i desperacka próba dostania się na główną, czego autorka strasznie się wypierała w komentarzach pod poprzednią historią. Z resztą autorka chyba ma coś nie halo, o czym świadczą jej głodne kawałki o nawiedzonych egzorcystach (również z poprzedniej historii), a które są tu wspominane:

DasUberVixen 16 kwietnia 2014 o 14:04
Zapamiętałam Cię dobrze, bo mój mąż przejął się Twoimi głodnymi gadkami o egzorcystach. Nie pogrążaj się...

crash_burn 16 kwietnia 2014 o 12:06
@Goszka: ta historia jest pewnie tak samo prawdziwa, jak egzorcysta nasłany na autorkę przez jej ojca, o czym pisała w poprzedniej historii.

villemo - 2014-04-16 23:05:23

historia się wydarzyła, aczkolwiek chyba była mniej barwna ;) a autorka też nie była taka święta w stosunku do M. na jaką się kreuje

mongol13 - 2014-04-17 13:07:32

Co masz na myśli?

Tiszka - 2014-04-19 19:56:26

SloneczkoZrana - 19 kwietnia 2014 , 19:44   
Cześć.
Nazywam się Kamil, założyłem tego bloga ponieważ czuję taką potrzebę.
Uczę się w technikum, nie będę tutaj zdradzał szczegółów bo nie o to mi chodzi.
Będę tutaj pisał swoje problemy, rozmyślenia, to co teraz czuję.
Pochodzę z "średniej" rodziny, ale mamy duże długi i jest nam ciężko.
Piszę to właściwie dla siebie, żeby móc kiedyś to tego wrócić, przeczytać, przemyśleć czy coś się zmieniło,
czy zrobiłem coś żeby miało prawo się zmienić.
Chciałbym nawiązać do tego, co teraz przeżywamy. Dokładnie chodzi mi o Święta.
Osobiście nie jestem osobą mocno wierzącą, ale wiem, że coś tam w górze jest.
Żeby mieć za co zrobić święta, moja mama musiała nie zapłacić jednej raty, niby nic strasznego,
ale to nie jest pierwsza niezapłacona rata...
Nie mam łatwo, ale wiem, że są ludzie którzy mają jeszcze gorzej i cieszą się bardziej niż ja z każdego dnia.
Teraz Święta wyglądają na takiej zasadzie, że z każdej strony coś zostaje nam wciśnięte.
Osobiście uważam, że święta, okej powinno się czcić, ale nie żeby ludzie
musieli się ponownie zadłużać, bo to wstyd, żeby Świąt nie zrobić.
Święta powinny wyglądać tak, że cała rodzina spotyka się w jednym miejscu, przy stole.
Jedzą skromne śniadanie, nie milion szynek, serów, kiełbas i ciast.
Przecież nie na tym rzecz polega...
Następnie spędzają czas ze sobą, grając w jakieś gry planszowe czy chociażby najzwyklej rozmawiając.
Sam dobrze wiem, że wygląda to tak, że zasiadamy przy stole, jemy śniadanie na które mamy
milion rzeczy przygotowane, jak już zjemy każdy idzie w swój kont. Jeżeli ktoś ma w domu inaczej,
pielęgnuj to, bo to ważne.
Wiem, że nie jedna rodzina tak ma, ale nie widziałem, żeby ktoś pisał o tym bloga.
Nie szukam rozgłosu, nie szukam sławy. Chcę po prostu, żeby do kogoś to dotarło, że w Polsce,
bez znajomości ciężko jest coś osiągnąć.

Link tu: http://piekielni.pl/59349

Fahren - 2014-04-22 17:16:30

Blodymary 22 kwietnia

Witam., to moja pierwsza historia na piekielnych więc proszę o wyrozumiałość.
Od pewnego czasu mieszkam razem z moim lubym w miejscowości " X" mamy sąsiada (sami ocenicie czy piekielny). Dla potrzeby historii nazwę go Marcin. Wspomniany Marcin pilnuje nas lepiej niż firmy ochroniarskie. Luby wraca z pracy mniej więcej o tej samej porze niezmiennie od kilku lat i wspomniany Marcin już czatuje w oknie . Po niespełna 15 minutach dobija się do drzwi i wpada na chatę bez zaproszenia. Rozumiem kumpel ale tego co gość wygaduje nie da się słuchać. meczy nas tak dzień w dzień od 4 lat . Luby czuje się osaczony w nie możemy wyjść spokojnie przed dom bo typ po chwili materializuje się na podwórku.

mongol13 - 2014-04-22 17:43:09

Taaa "moja pierwsza historia" plus "niemota życiowa". Zaiste piękne połączenie :D

MorticiaAddams - 2014-04-25 00:20:21

http://piekielni.pl/59278#comment_668871 to "cudo" dostało się na główną. Żeby było jeszcze śmieszniej pojawił się taki komentarz "Koala PW   
24 kwietnia 2014 o 21:28

To teraz czas na mnie, chociaż nie zdarzyło mi się wcześniej komentować, tylko czytać i oceniać.
Wchodzę na piekielnych po miesiącu przerwy i widzę swoją historię, okraszoną aspiryną w kroplówce. Z tego miejsca pragnę serdecznie podziękować komuś, kto musi mnie dobrze znać, żeby wiedzieć o takich szczegółach i posługiwać się moimi danymi. Szczeniara używa mojego pseudonimu, zdjęć i z tego, co widzę - bloga, ba, nawet pisze podobnie do mnie. Nie sądziłam, że ludzie, tym bardziej bliscy (wnioskuję po ilości szczegółów) są w stanie wywalić na światło dzienne tę historię bez mojej zgody. Szkoda, droga koleżanko (a może kolego?), że pomyliło Ci się kilka faktów. Aspiryna nie była zapisana w karcie, chcieli ją podać rozdrobnioną z płynem przez sondę, zaś telefon na pogotowie był wykonywany siedem razy - w tym pięć bez uzyskania połączenia, a panią dyspozytorkę udało się namówić za drugim razem.
Gdzie mogę wnioskować o zablokowanie użytkownika?
PS Wiem, że groźby są karalne, ale jak się dowiem, kim jesteś, to Ci nogi z du*y powyrywam."- ktoś ogarnia? Bo ja przestałam.

Mahmurluk - 2014-04-25 15:38:29

Oho, widzę, że trzeba było pamiętać o tej historii. Nie dość, że taki zwrot akcji, to jeszcze ładna dyskusja z vill.

mongol13 - 2014-04-25 17:25:26

:huh: :zdziwiony: O_o :ke: :O :omg: no szczerze takiego zwrotu akcji to się nie spodziewałem... trzeba się szykować na to, że za niedługo może wyjść nowa moda na piekielnych- oprócz maliniaków będą fejkowicze podszywający się pod prawdziwych autorów... aż normalnie czekam na przepisy tych wszystkich najlepiej ocenianych historii :)

villemo - 2014-04-25 19:02:24

dyskusja ze mną, bo miałam (nie)przyjemność poznać ją osobiście. hmm.. dziwi mnie ta pojedyncza Koala, bo zdjęcia są prawdziwe.. chyba,że ja znam Koalę, a nie koalęę, bo teraz już zwątpiłam o.O :huh: chociaż avatar jaki miała koalaa wcześniej się zgadzał.i szczerze albo owe dziewczę ma rozdwojenie jaźni czy inną schizofrenię, albo ta Koala robi prowokacje, bo nie ma żadnej historii napisanej, więc jej komentarz to lipa.

mongol13 - 2014-04-29 13:01:02

Jako, że temat to "najgłupsze historie" a nie "tylko fejki" postanowiłem wrzucić dzisiaj coś nietypowego. Sama historia byłaby jeszcze okej, ale końcówka miażdży matrixa :D Proszę państwa- historia ross13 (http://piekielni.pl/59483) i cięta riposta, po której auto zapewne będzie musiało zaliczyć blacharza i lakiernika:

Poranna droga do pracy obfitowała w małe utrudnienia. Metro i tramwaj minęły mi bez fajerwerków, jednak później miałem niestety okazję poznać po raz kolejny kulturę co poniektórych kierowców.

Spieszę się zatem do pracy, i maszeruję dziarsko przez przejście dla pieszych (mam zielone światło) gdy zza rogu wyjeżdża samochód i staje na pasach, niemalże mi przed nosem. "Ty debilu" - pomyślałem, postukałem w szybę żeby zwrócić uwagę kierowcy i puknąłem się w czoło żeby mu pokazać co o nim sądzę. Miał na tyle przyzwoitości, że uchylił drzwi i przeprosił.

Idę dalej. Kolejne przejście dla pieszych i kolejne samochody (stoją na czerwonym) blokują pasy dla pieszych. Ludzi sporo, więc mały tłum lawiruje między samochodami - slalom i tor przeszkód w jednym. W międzyczasie zmieniły się światła i geniusze w puszkach na czterech kółkach postanowili jechać nie oglądając się na pieszych. Klaksony trąbią, a kierowcy złorzeczą przez okna. Piękny poranek, nie ma co!

Idę dalej. Kolejne przejście i z daleka widzę, że centralnie na przejściu stoi tam samochód. "Ruchu prawie nie ma więc zaraz pewnie ruszy" - myślę sobie. Nic nie jedzie, ja zdążyłem przejść jakieś 100 metrów, a samochód stoi jak stał. Z bliska widzę, że to nauka jazdy, za kierownicą dziewczyna, facet [F] wyglądający na 30 lat siedzący obok gestykuluje jakby coś jej tłumaczył. Miejsc parkingowych w odległości 10 metrów było sporo do wyboru, jednak wybrali sobie przejście dla pieszych.
Lekko już podminowany, pukam w szybę, ta się uchyla i mówię grzecznie:
[Ja] - "Stoicie na przejściu na pieszych. Za wami i za rogiem są wolne miejsca."
[F] - "Zdaję sobie sprawę gdzie stoję ..."
Wtrąciłem szybko:
[Ja] - To może zjedźcie z pasów?
[F] - A co mi pukasz w szybę! Jak wyjde to cie pukne w dupę i zobaczysz!
[Ja] - Dawno w ryja nie dostałeś?!

[F](do dziewczyny) - Jedź!

Dopiąłem swojego bo wreszcie odjechali, ale facet (instruktor albo egzaminator) daje piękny przykład jak NIE uczyć kultury jazdy.
NIE polecam zatem nikomu nauki jazdy w Łomży, numer rejestracyjny samochodu: BL 33898.

Spieszmy się szukać głupot, tak szybko są archiwizowane :P

poisonivy - 2014-04-30 13:17:02

hihi, patrzcie kto powraca ze swym niekończącym się dramatem i ekspresowym rozwodem rodziców - nasza ulubiona Vixen_!
http://piekielni.pl/59493

Moi rodzice się rozwiedli. Powodów było naprawdę wiele: mój ojciec jest zazdrosnym furiatem, który regularnie fundował nam kilkutygodniowe awantury, ponieważ mama miała czelność wymienić kilka wiadomości na portalu społecznościowym ze swoim dawnym kolegą ze szkoły (sprawdzał jej pocztę). Ojciec jest typem człowieka ”wszystko wiem najlepiej i zawsze mam rację” dlatego żadne argumenty (prośby, groźby, płacze) nie odnosiły sensownych skutków. Ojciec potrafił mnie nawet uderzyć więc ostatecznie mama zebrała się na odwagę i zażądała rozwodu, po którym (oczywiście) zostałam z nią.

Wczoraj miałam osiemnaste urodziny. Mama oświadczyła mi, że się zakochała oraz wyjeżdża na drugi koniec kraju do swojego ”przyjaciela” a ponieważ jestem już dorosła to mogę sobie poradzić sama.

Reasumując, mam osiemnaście lat i nie mam gdzie się podziać. Z wiadomych względów nie wrócę do mieszkania ojca a wyjechać z mamą również nie mogę. Dziadkowie od strony ojca właściwie nie chcą mnie widzieć, ponieważ są zdania, że wszystko jest winą moją oraz mamy a ojciec jest w porządku. Jeżeli matka faktycznie wyjedzie – nie mam gdzie mieszkać i za co żyć. Fajny start w dorosłe życie.

axselka - 2014-05-01 02:21:34

http://piekielni.pl/59501#comments autorstwa Metallinka

Irlandzcy travellersi.
Spytajcie o nich pierwszego lepszego Irlandczyka-możecie się spodziewać naprawdę solidnej wiązanki. Travellersi żyją w przyczepach kempingowych, które parkują gdzie popadnie. Czy to parking pod Aldim, czy teren jeziora-nieważne. A spróbuj takich przegonić. Twój teren? Ta, Ty podły gnoju, dyskryminujesz ich ze względu na pochodzenie. Nie wierzcie w plotki że Polacy wykorzystują irlandzki system socjalny. Nie płacą rachunków, kradną na potęgę, jeżdżą naprawdę dobrymi samochodami, domy wykończone naprawdę nieźle. A że te ostatnie po roku zamieniają się w ruinę? Phiii, państwo da nowy.

Pracuję w salonie telefonów komórkowych, w Irlandii właśnie. Travellersi są naszymi "ulubionymi" klientami.
1) Promocja: jeżeli podpiszesz umowę na telewizję, dostaniesz tablet i bon do wykorzystania w sklepie. Bon wchodzi na konto po otrzymaniu tabletu.
a) Przychodzi rodzinka A. Chcą tablet, spoko, dzwonimy do dostawcy, trwa sprawdzanie danych i historii kredytowej. Czekamy, po chwili dostaję informację że głowa rodziny A zalega dostawcy z płatnościami na kwotę prawie 300 euro. 'Ale pani, ja się tam wczoraj wprowadziłem...'
Ekhm. Ale panie, w ankiecie na pytanie: jak długo mieszka pan pod tym adresem, odpowiedział: 2 lata :)
Tydzień później żona głowy rodziny przychodzi, dostaje umowę bez problemu. A że dostawca nie dostanie ani grosza? Hm, to już ich problem...
b) Wspomniany tablet. Przychodzi pan, że ma już TV i chce tablet. Spoko, sprawdzam w systemie co i jak i tu zonk. Klient za nic nie wygląda na kobietę, a w systemie, jak byk-pani. Informujemy, że niestety, ale ta konkretna osoba ma wpaść po tablet. Ale nie, nie da się-ona jest na drugim końcu kraju: 3-4 godziny jazdy. Jej nie będzie przez tydzień i on jej chce ten tablet dać. Okeeeejjjj... A tu niespodzianka: pani za godzinę wpada po tablet. Cóż, przez tą godzinę tablety się rozeszły.
2) Telefony na abonament i ubezpieczenie
a) Przychodzi głowa rodziny B. Bierze telefon, najdroższy, najnowszy, w najwyższym abonamencie. Spoko, musimy ruszyć z procedurą. Aplikacja przechodzi bez problemu. Dwa dni później ta sama osoba chce ten sam pakiet i ten sam telefon. Na informację że niestety, ale w tak krótkim czasie nie może wziąć drugiego abonamentu reaguje złością.
b) Przychodzi kuzyn B. Do podpisania kontraktu potrzebujemy: dowodu ze zdjęciem, potwierdzenia adresu (wyciąg z banku lub rachunek max. 3 miesięczny) i danych bankowych. Niektóre sieci są dość restrykcyjne jeżeli chodzi o w/w wymienione dokumenty.
B został poinformowany czego potrzebuje. Zamiast potwierdzenia adresu-potwierdzenie z banku, że założył konto. Przychodzi średnio co kilka dni, mając nadzieję że zasady się zmienią i durna baba sprzeda mu ten telefon. No niestety drogi panie, to se ne da.
c) Ubezpieczenie. Fajna sprawa, zwłaszcza że roczne ubezpieczenie wychodzi taniej niż naprawa wyświetlacza w telefonach.
Jeżeli kupicie telefon, pierwsze dwa tygodnie ubezpieczenia są za darmo, jeżeli nie zrezygnujecie, po tym czasie normalnie schodzi kasa z konta. Jeżeli telefon zgubicie itp-opłata za nowy wynosi 50 euro.
Pan C wziął telefon, z ubezpieczeniem. Po tygodniu przyszedł, że zgubił telefon. Rusza cała machina z ubezpieczeniem. Pan C wielce zdziwiony, bo jak to, dwa tygodnie za darmo i ja mam za to płacić? Cóż, zapłacił, wyszedł. Po tygodniu przyszedł z żoną że im nasza firma bezprawnie pobiera kasę z konta.
3. Kradzieże
Kradzieże w wykonaniu travellersów-majstersztyk. Jak babcię kocham, Tusk się jeszcze od nich sporo może nauczyć. Nasza ulubiona 'klientka' (cudzysłów dlatego, że pani ma zakaz wstępu praktycznie wszędzie). Kobieta nie ma prawej ręki od łokcia w dół. Wierzcie lub nie, kradnie za pięciu. Nam prawie zakosiła Beatsy, jednak coś nie poszło. Najbardziej piekielne w tym jest to, jak się zachowuje irlandzka policja, czyli Gardai.
Na wezwania, że travellersi znowu nam jakiś sprzęt ukradli po prostu nie reagują. Nam z kolei nie uśmiecha się płacić za ich fanty z własnej premii.
4) Potomstwo
Wchodzi familia do sklepu. Mama, tata i kilkoro dzieci. Dzieci robią w sklepie raban: przestawiają akcesoria, tłuką w żelazną ściankę, drą ryje. Co rodzice?

NIC. Absolutnie nic. Zwróć takim uwagę, a możesz spodziewać się wezwania do sądu i ostrej zadymy z nimi...
Drodzy czytelnicy,
wątpię że moje wypociny są dla was piekielne ale:
-nie mogę odmówić podpisania kontraktu z travellersem, mimo iż wiem, że sieć ani centa nie zobaczy
-jeżeli podpiszę kontrakt z osobą która jest podejrzana, mogę mieć kłopoty
-sieci z kolei, mają swoją czarną listę. Najbardziej piekielne jest to, że nie zawsze proszą o depozyt. Oni nie muszą, ja nie mogę. :/


Zapytajcie znajomych, którzy mieszkają w Irlandii co sądzą o tej dość specyficznej grupie.

A ja jeszcze nie raz o nich wspomnę, bo to temat-rzeka :)

//edit: treść- m13

Archeoziele - 2014-05-01 07:59:31

Nie rozumiem, czemu to zamieściłaś w najgłupszych historiach. Miałam niestety do czynienia z travellersami i niestety, ale stereotyp jest w 100% prawdziwy.

Fahren - 2014-05-01 22:00:50

Autorka mówi o SWOICH przejściach z konkretnymi travellersami (A, B i C). I o WŁASNYCH doświadczeniach z nimi. Nie widzę w tym nic dziwnego, więc... czemu to trafiło tutaj? Wyjaśni ktoś?

villemochouette - 2014-05-02 10:09:48

W temacie- rodzinka zjechała niedawno z Irlandii i zapytałam o travellersów i faktycznie cieszą się tam taką opinią, generalnie sieją postrach i są niejako poza prawem, kto może to ich unika...

Fahren - 2014-05-02 11:23:02

Vilk - kto nie unika, ma w domu kałacha?

villemochouette - 2014-05-04 12:36:53

Nie wiem Jeźdździć, niestety nigdy nie byłam na Wyspach, ale wiem, ze niektórzy uniknąć nie mają jak- np. obsługa sklepu, w którym travellersi robią zakupy.

Archeoziele - 2014-05-04 17:00:27

http://piekielni.pl/59550#comments

Pewnie niektórzy powiedzą, że to ja jestem "ta piekielna", ale tak czy siak ta sytuacja bardzo mnie wkurzyła.
Mam psa już z dobrych 7 lat. Od czasu do czasu zamiast z nim wyjść wolę go wypuścić. Zwykle to robiłam jak byłam chora, albo zmęczona po 9 lekcjach.
Któregoś dnia sąsiadka, która przyjechała na jakiś tydzień do córki (córka jak mamusia) przyleciała też do mnie (16-latki) na skargę, że ją pies (w kagańcu) prawie ugryzł w nogę.
Najciekawsze w tym jest to, że Rambo (imię psa) dotąd nawet na nikogo nie szczeknął, jeżeli nie było nikogo z rodziny obok. Ten pies sam się boi.
Wieczorem przyjechała policja, że dostali zgłoszenie itd...
Podobno Rambo ugryzł panią i to nie "prawie", a jedynie kozak ją uratował.
To ja się jeszcze zastanawiam czemu pies, który nawet dziecka zabierającego mu jedzenie nie zaatakował, rzucił się na kobietę tak z niczego?!

Wcześniej była sytuacja, że wyszłam z psem na smyczy. Wychodziłam z klatki i akurat sąsiadeczka się napatoczyła. Rambo jak to ma w zwyczaju, szczeka nawet nie wiedząc na co, a ta drze się dobre 5 metrów dalej, że powinnam tego psa trzymać(!) To nic, że go trzymałam i to na krótko.

Z psem wychodzimy na smyczy, tu z kolei inni się czepiają, ale nie chcę opisywać 3 innych sąsiadów. Czy to możliwe, że większość bloku się uwzięła na moją rodzinę? Albo na 7-letniego kundelka?

mongol13 - 2014-05-04 18:22:19

My bullshit sense is tingling.
Próbowałem, jak Boga kocham, próbowałem przeczytać 1. akapit. 3 razy. Nie udało się. Dałem sobie spokój, to je amelinium, tego nie pomlewosz :(

Archeoziele - 2014-05-06 20:00:46

Wiecie kto jest najbardziej piekielny?

Wy, bo wasza cywilizacja zabiera miejsce innej potężniejszej cywilizacji starego i nowego przymierza.

Jesteście podli, obłudni, bezczelni- myślicie, że Wam się wszystko należy, zabieracie innym dom, rodzinę i pożywienie. Ale już niedługo, nasza wszechobecność wyłoni się na światło dzienne i zniszczy jednym ciosem, to co zbudowaliście.

Przyszykujcie się na zagładę, bo wasz koniec już blisko.

http://piekielni.pl/59582#comments

WhiteRose - 2014-05-06 20:18:13

:O

mongol13 - 2014-05-06 22:40:35

Kto to arcydzieło popełnił? Bo historii już nie ma?

Archeoziele - 2014-05-07 08:09:59

Ktoś o nicku Zezucha?Rzerzucha?Zerzucha? Jakoś coś w ten deseń- Rzeżucha z błędem pisana.

Laboleth - 2014-05-07 23:22:04

http://piekielni.pl/user/Zerzoha - czyżby ten ktosiu?
Pod jakąś historyjką pojawił się komentarz z tego konta o podobnym wydźwięku.

Archeoziele - 2014-05-08 07:50:16

Tak, to ten.

kalaallit - 2014-05-08 23:50:25

Był dziś taki, co chciał udowodnić, że interpunkcja mniej ważna od ortografii. I logika też. http://piekielni.pl/59620#comments :

No dobra sprzeczacie się panowie o drobnostki :-)
Ale z humorem to Wam i nie tylko Wam napisze jak to bywa ważna ortografia a nawet przypomniał mi się incydent z dzieciństwa jak to mój młodszy ode mnie o 2 lata brat podpisał za ojca uwagę ze szkoły .Czego ja byłem świadkiem i wywarło to na mnie bardzo mocne wrażenie.Traumy nie, ale na humor to do dziś mi się zbiera .
Otóż bracik podpisał uwagę za Ojca a ojciec ma na imię Jerzy.
No i podpisał uwagę słowami ,,Jeży B.”
Stary sapał ,marudził coś sobie pod nosem,wzdychał po czym przywołał mnie i kazał mi przeczytać i spytał co ja na to powiem. To odpowiedziałem, że jest napisane z błędem i że to nie jego podpis pod uwagą nauczycielki.
I Stary spytał mnie co ty byś zrobił ? Czy mam mu wp… czy nie ?
No to ja mu powiedziałem,że NIE .
Stary przyznał mi rację i mówi do brata .
Za to, żeś podpisał ci nie wp… ale za to, że ze starego robisz analfabete to ci wp…. .Po czym wziął pasek i wygarbował mu tyłek żeby nauczył się ortografii.
A ja do dziś pamiętam, że skoro ojciec się tak zachował to widać musi być ważna ta ortografia i przyłożyłem się do nauki tej zacnej sztuki pisarskiej.
Ja ci dam analfabete ze Starego robić !!!wykrzykiwał i garbował …
————————-
I w piosence śpiewało dziecko ,,maleńki jeżu leżysz w żłobku” albo tytuł książki lub filmu ,,Stary człowiek i /jeszcze/ może ”
I jak ? widać różnicę w kwestii sensu i znaczenia słów?

mongol13 - 2014-05-09 09:37:17

"I jak ? widać różnicę w kwestii sensu i znaczenia słów?" różnicę odnośnie czego? :P Słowa, jak słowa, natomiast interpunkcja... zastanawiałbym się, czy kwalifikuje się to do kategorii "leży i kwiczy", czy może "jest jak yety"...

Tiszka - 2014-05-09 10:10:08

I co w tym takiego piekielnego...? http://piekielni.pl/59635

Temat Eurowizji jak najbardziej na czasie, więc proszę:

Któregoś roku (nie podam kiedy, bo wtedy wsypałbym osobę, od której mam informację) na kandydata do konkursu wybrano gniota, o którym wiadomo było, że szanse ma marne. Dlaczego? Bo TVP nie miała pieniędzy, by w wypadku wygranej zorganizować konkurs w roku następnym.

Mahmurluk - 2014-05-09 14:40:23

Historia jest co prawda ok, ale sposób zawoalowania miasta mnie rozłożył

Pracowałam sobie ponad rok w Empiku w znanym mieście stołecznym na W.

http://piekielni.pl/59639

WhiteRose - 2014-05-10 02:21:36

Czy chodzi o Washington D. C.? A może o Wiedeń? :D

mongol13 - 2014-05-10 10:00:12

Z pewnością Kwiatku :3 ...no chyba, że jest to Wagadugu :think::woo:

Mahmurluk - 2014-05-17 12:40:12

http://piekielni.pl/59761
AnnaGerman uciskana w szkole. Doczytałem do połowy i już muszę trzymać mózg, żeby nie uciekł.

W moim życiu było małi piekielnych sytuacji, ale teraz czara się przelała. Jestem w poniedziałek w szkole. Można by było powiedzieć, że to dzień jak co dzień. Jednak ku uciesze całej naszej szkolnej hołoty wywieszono plakat. Jaki plakat? Ano ogłaszający dyskotekę, która miała odbyć sie nazajutrz. Z dziewczynami z klasy planowałyśmy odpały (hymm taki nasz dyskotekowy zwyczaj).
Wtorek. Dyskoteka o 16. Lekcje się kończą 12:30. A więc całe 3,5 godziny na przygotowanie. Przyszłyśmy na wyznaczoną godzinę. Dj jest. Kula na suficie jest. Światełka dyskotekowe są. Jednak jest coś dziwnego. Nauczyciele (jakby bez nich nie mogło się obejść). Jedna dała szczególnie w kość. Tyle słowem wstępu.

Sytuacja 1:
Idziemy sobie do łazienki kulturalnie nikomu nie wadząc, w celu zamówienia pizzy (jedzenie trzeba samemu zorganizować, a do łazienki dlatego bo tam cisza i spokój). Kunica* (nauczycielka) się na nas wydarła, że gdziemy łazimy i po co.
Na to jej odpowiedziałam
- Chcemy zamówić pizze i nigdzie nie kursujemy bo idziemy do łazienki pierwszy raz od początku imprezy!
- Pizze?!
- Taki placek z ciasta drożdowego na słono z dodatkami...
- Wiem co to jest gówniaro, ale nie możecie
- Dlaczeguż to? Zapytałaśmy się pani X (dyrektorka) czy możemy ona się zgodziła,a więc robimy to legalnie

Kunica wymiękła.


Sytuacja 2:
Od sytuacji numer 1 Kunica nie dawała nam spokoju i uwaga uwaga, zamknęła salę, w której odbywała się dyskoteka na klucz. Dlaczego? Bo nikt nie tańczy. Dlaczego? Bo Dj ogłosił przerwę. I tak koniec końców skakałyśmy przez okno, na deszcz, w bluzkach na ramiączkach bo kurtki siedziały grzecznie w szatniach. Nie było by to dziwne gdyby nie fakt, że sala ta znajdowała się na 3 piętrze. Dobrze, że to nie była ta sala, w której zwykle organizowano dyskoteki bo okna z tamtej sali wychodziły na beton, a z tej na trawę. Mimo wszystko skakanie z 3 piętra w koturnach nie jest przyjemne. A teraz najlepsze. Kunica stała pod oknem i się śmiała. Miała nasze kurtki w rękach i wyrzuciła je gdzieś na jakieś pole i szukałyśmy ich dobrą godzinę, tylko jedna koleżanka miała taką czarną skórzaną ramoneskę i ona miała szczęście bo nie zostawiła kurtki w szatni.

Sytuacja 3:
Zjadłyśmy pizzę, która nam dowieźli i poszłyśmy szukać kurtek. Chłopaki z naszej klasy są o tyle w porządku, że poszli nam pomóc. Nasza klasa stanowiła przewagę na tej dyskotece, więc Kunica postanowiła skończyć imprezę. Wróciłyśmy zwycięsko dzierżac zguby w rękach.
- Dyskoteka skończona- rzuciła Kunica
- Jak skończona to się zawijamy- powiedziałam
- Najpierw musicie się wytłumaczyć tej hołocie
- Dlaczego my a nie pani?!
- Nie będizesz mi tu rozkazywać gówniaro
- Ja pani nie rozkazuję ja tylko pytam- uśmiechnęłam się ironicznie
- Ty mała suko idź i tłumacz się przed nimi
- Nie!
- Masz to zrobić
Poszłam sobie bo nie miałam zamiaru się z nią kłócić. Z opowiadań dziewczyn słyszałam, że Kunica zamknęła szkołę i tym, którzy zamówili pizze, a jeszcze im nie przywieźli kazała czekać i marznąć i moknąć w deszczu.

*Kunica to jej przezwisko, prawdziwego nazwiska nie podam z oczywistych względów

mongol13 - 2014-05-17 14:04:33

Taa :lol: fikcja literacka naprawdę niskich lotów. Wygląda na jakieś fantasy zrodzone popełnione tragicznie i z premedytacją, bo dzieciak dostał banię za odpowiedź w szkole. I żeby sobie podbić ego zaczyna się kreować na coś między Supermenem i Spidermanem- na co dzień zwykły człowiek, ale potajemnie zaczyna swoją zemstę godną Punishera. Wnioskując po rozwoju wydarzeń to jest dopiero prolog, ale po 1. rozdziale autorka będzie pewnie już przewodzić asasynom i magom ognia, w połowie będzie popier*alać na smoku, a na końcu cały świat będzie jej bił pokłony :lol:

Już to widzę jej skakanie z 3. piętra :P Idę o zakład, że jakby wyłaziła oknem na parterze, to by sobie coś skręciła, albo i złamała, a co dopiero z 3. piętra :hahaha: Normalnie Assassin's AnnaGerman- skoki z kilkuset metrów do wozu z sianem... bez wozu z sianem :P W dodatku w koturnach :lol2: Szkoda, że nie szpilkach :lol2: Już litościwie pominę rzekome zachowanie nauczycielki i jej przekleństwa... Mahu- tego nawet by się Michael Bay nie podjął. Nawet, gdyby mu ekstra zapłacić :P

kiniaas007 - 2014-05-20 13:17:38

"Mój Ojciec, nieco nadpobudliwy, wieloletni miłośnik gier losowych, w Totalizatorze Sportowym zagrał w Multi Multi. Sprawdził wynik - powinien z kilku kuponów mieć wygraną 26 złotych. Po włożeniu do automatu czytającego - dostał tylko 20 złotych. Oczywiście nic na złośliwość automatu nie pomogła pani w sklepie, uznając roszczenia bezowocnymi i o co w ogóle się szczypać. 6 zł PHI!. Kazała ojcu zadzwonić do totalizatora: a TAM, jak zwykle automat i infolinia... W której ojciec do żadnego nieautomatycznego głosu sie nie dodzwonił - w sumie ojciec 10 złotych wydzwonił nie dodzwaniając się do nikogo.

Wyobraźcie sobie, ile osób czegoś takiego nie zauważy. To głupie 6 złotych... Ale weźcie pod uwage kilkaset tysięcy wygranych... Jakie to jest złodziejstwo...

Wyobraźcie sobie, ze jak wygracie to i tak płacicie podatek.
Wyobraźcie sobie jak marny procent ceny kuponów to wygrana... Wyobraźcie sobie, że nie ma konkurencji w dziedzinie gier losowych..."

tak..wydać 10 zł, żeby odzyskać 6 :lol:

Mahmurluk - 2014-05-20 15:12:33

Kinia, bo Ty nie rozumiesz, że chodzi o ZASADY. I żeby sk~ynom nie odpuścić. :D

kiniaas007 - 2014-05-20 15:25:01

Mah, ja rozumiem, że chodzi o zasady...ale można by zrobić to jednak troszkę inaczej niż wydawać więcej jak kwota brakującej wygranej, nie?

mongol13 - 2014-05-20 16:36:37

Nie no- jego kasa, więc miał prawo się o nią upominać. Co innego, że całość została opisana, jakby się gimbus o 0,1 punkta na kartkówce rzucał mimo, że to i tak mu oceny nie zmieni...

Tiszka - 2014-05-22 02:14:32

Dżastin Bimber dał gazó, i ódeżył końa w dópe, i końi mu powieciał, rze jest kóńiem płóhliffym, bo jest, folblótem a Dżastin mu, na to rze był, w dupie, i guwno widział.

Say what? 0_o

Oryginał tutaj: http://piekielni.pl/59742

Co ciekawe, ta historia (tak, to całość!) ma 38/325 głosów... 38 na plusie... 0_o

Wygląda na to, że ktoś napisał całą historię, a potem wyedytował w takiego cosia. Cóż.

mongol13 - 2014-05-22 09:48:45

:omg: JAKIM cudem to coś ma +38 punktów?! :zdziwiony::ke:

Serio- nawet, jeśli przerobić to na normalny język zdatny do przeczytania... to to i tak jest nielogiczny zlepek słów. Jeszcze bym zrozumiał, gdyby autor chciał kogoś inteligentnie strollować, ale to zwyczajnie nie przedstawia sobą jakiejkolwiek wartości. A sama ocena... widać progi dopuszczalnej rozrywki w ludziach się strasznie obniżają, skoro takie coś im się podoba...

Mahmurluk - 2014-05-22 11:43:09

Edytowana jak nic. Widać po tym komentarzu ktoś się obraził i okroił historię do samej esencji

Ło matko, piekielność pierwszej klasy:D Historia sprowadza się do tego, że konik się spłoszył a pani była niemiła. Reszta to bezsensowne ozdobniki.

Fahren - 2014-05-23 23:25:08

Dementujemy plotki - historia pierwotnie była o koniach i zachowaniach ludzi wobec nich (Kierowca wbijający się w szereg, po przepuszczeniu jednego jeźdźca na skrzyżowaniu ruszył przed drugim, matka "wiedząca lepiej" chciała usadzić dziecko na płochliwym koniu) - z niewiadomych przyczyn wyedytowana do tego, co zaprezentowano. Domyślam się, że młodsze rodzeństwo/kuzynostwo się dorwało do kompa

mongol13 - 2014-05-30 09:48:29

Dobra, dziś coś (wreszcie!) większego kalibru. Bez zbędnego przedłużania- historia usera nevada: http://piekielni.pl/59953 Raczej nie zostanie usunięta sądząc po ilości pktów, ale i tak wklejam.

O patologicznych rodzinach słyszy się wszędzie, jednak mało kto wie o tym z pierwszej ręki. Dziś chcę opowiedzieć swoją historię i, błagam, pomóżcie mi, bo nie wiem co z tym fantem zrobić.

Mam brata, po trzydziestce, od małego sprawiał kłopoty, w wieku 16 lat sąd orzekł spotkanie z psychiatrą i przydzielił mu kuratora. Przez całe życie wynosił z domu sprzęty, biżuterię i Bóg wie co jeszcze, żeby mieć na alkohol i narkotyki. Trzy miesiące temu potrafił wynieść nawet wodę kolońską, którą razem z narzeczonym sprezentowaliśmy Tacie na urodziny. Nigdy nie pracował, studia zaczął, ale ich nie skończył. Uwierzcie, nie ma co pisać, że to wina rodziców - wypruwali sobie żyły, żeby go sprowadzić do parteru.

I tak mijały lata spędzone na piciu i jaraniu trawki. Mandatów wszelkich było na pęczki. Tak samo jak spraw w sądzie. Zbieranie go z klatki schodowej było na porządku dziennym. W końcu zaczął brać amfetaminę. Zrobił się agresywny. Swoim zachowaniem wpędził naszą Mamę do grobu.

Podczas nieobecności Ojca potrafił mnie pobić tak, że wylądowałam w szpitalu. Była policja, scena jak z filmów, rzucili go na podłogę. Jedyne co potrafili zrobić to wywieźć na dołek na 24h i na tym kończyła się ich interwencja. Mimo, że obdukcję zrobiłam to nic się z tym dalej nie stało. Wezwanie na policję, opisanie całej tej sytuacji, pogrążyłam go najbardziej jak mogłam. Jak łatwo się domyślić - zakończyło się fiaskiem.

Ostatnio historia się powtórzyła. Bez żadnych przyczyn zaczął rzucać urwami i ujami na Ojca. Kiedy powiedziałam, żeby dał sobie na wstrzymanie rzucił się na mnie z nożem. Ojciec dostał gonga w twarz aż go zamroczyło. Znów policja, ale tym razem nie zrobili NIC. Powiedzieli, że mogą go wziąć tylko wtedy, gdy alkomat wykaże, że jest pod wpływem alkoholu. A gdzie pobicie? Gdzie grożenie nożem? Wiem, że to nie ich wina, tak działa nasze chore polskie prawo.

Dodam, że z domu go Ojciec wyrzucić nie może. Jest w mieszkaniu zameldowany na stałe, pracy nie ma, więc się sam nie utrzyma, mimo, że to stary koń.

We własnym domu muszę zamykać drzwi na klucz, bo boję się, że wyniesie mi komputer, biżuterię czy aparat. Boję się w nocy zasypiać, bo może przyjść i poderżnąć mi gardło. Może to tylko moja chora wyobraźnia, ale kto wie co naćpanemu strzeli do pustego łba?

Błagam, pomóżcie mi, dajcie jakieś rady. Może sami byliście w podobnej sytuacji i da się go w jakiś sposób spacyfikować. Sama się wyprowadzić nie mogę - wyobraźcie sobie, że zostawiacie z kimś takim ukochanego rodzica.

Gdyby ktoś nie wiedział o co biega to polecam komentarze, gdzie (głównie) Draco punktuje, czemu ta historia jest naciągana, jak guma w starych znoszonych majtkach:

Chyba czuje trolla!! Tak to zaczyna wyglądać, że nevada zrobiła w koło siebie dużo zamętu, błaga o pomoc i jednocześnie odrzuca wszystkie rady. Do tego historia w wielu miejscach się kupy nie trzyma, a detale z komentarzy robią ją coraz mniej wiarygodną. Inna sprawa, że styl pisania przypomina mi typa z jednego forum, który co chwila "błagał o pomoc" w coraz głupszych i bardziej debilnych sprawach.

A teraz w punktach:
1. Koleś ma kuratora od 16 roku życia i kurator nie zareagował na jego wybryki? Skoro mandatów było dużo, to kurator powinien wkroczyć do akcji i koleś już dawno choćby za niezapłacone mandaty powinien siedzieć.
2. Chlanie i ćpanie kosztuje. Jeżeli koleś nigdy nie pracował to skąd ma kasę? Sprzedaż rzeczy z domu to kropla w morzu potrzeb. Żule zbierając kasę z różnych źródeł dziennie są w stanie uzbierać na jabola za 5 zł. Czy ojciec Nevady w domu trzymał kilkanaście kilogramów złota, że jego syn ćpa i chla za to od 14 lat??
3. Sprzedał wodę kolońską by mieć na narkotyki? To co on jara herbatę? Czy może mieszankę ziołową na zatwardzenie? To musiała by być naprawdę droga woda kolońska, żeby po opchnięciu jej za ułamek ceny gdzieś na bazarku starczyło na jeden gram czegokolwiek.
4. Facet ćpa od 16 roku życia, czyli około 14 lat i nie trzyma nic w domu? Ta... już uwierzę. Może ma skrytki ukryte po całym mieście i tam trzyma tak cenne dla narkomana działki. A jak zaczyna go trząchać to biegnie kilka kilometrów, żeby zażyć nową działkę?
5. Brat był skazany prawomocnym wyrokiem, jest założona niebieska karta, policja już go zabierała i on nadal bezkarnie biega z nożem i was bije, do tego stale będąc naćpanym i naprutym. Policja nie chciała go zabrać bo nie był pijany? Bujda.
6. Nevada zamyka drzwi do swojego pokoju na klucz i to powstrzymuje jej brata psychola od wejścia do niego? Zwłaszcza, że wie, że są tam cenne rzeczy. Cóż takie drzwi to można porządnym kopem wywalić, ewentualnie zamek po prostu rozwiercić.
7. Nevada szuka porady na piekielnych zamiast poszukać jej tam gdzie ta pomoc będzie realna.
8. Nevada ma dużego narzeczonego, a on pomimo tych wszystkich akcji jeszcze nie spuścił łomotu potencjalnemu szwagrowi, ani nie pozostawił go nagiego na leśnym mrowisku sto kilometrów od domu. Dziwne.

Dużo można by jeszcze wymieniać nonsensów, w tej historii i komentarzach. Sprawa śmierdzi.

Mahmurluk - 2014-06-09 10:29:37

Olo667 ma talent do kolorowania historii.

Historia sprzed dokładnie kilkunastu minut.
Trochę chaotyczna, bo trzęsie mną jak nigdy, ale też tak to przebiegało.

Siedzę ja sobie i przeglądam piekielnych, kiedy nagle dzwoni mój telefon. Na wyświetlaczu numer mojej koleżanki (dla potrzeb historii [K]) z klasy. Odbieram i słyszę chlipanie i ciche:
- Błagam, oddzwoń... BIP BIP BIP.
Oho, niedobrze. [K] zwierzyła mi się kiedyś, że miała depresję, więc spodziewając się najgorszego, robię to o co mnie poprosiła.

Pierwsze podejście. Nie odbiera.
Zaczynam się martwić.

Drugie podejście. Nie odbiera.
Zaczynam się denerwować.

Trzecie podejście. Nie odbiera.
Zaczynam się bać.

Czwarte podejście. ODEBRAŁA.
Oddycham już swobodniej i adrenalina mi spada. Nie na długa jednak. W tle słyszę krzyki, a [K] już nie chlipie tylko płacze do słuchawki.

Ja - Halo! Dziewczyno, co się tam dzieje?! Czemu płaczesz?! Co się stało?!
[K] - (prawie szeptem) Mam białaczkę.

W tym momencie pomyślałam najzwyczajniej w świecie "O K$#*A MAĆ, no to pięknie", a powiedziałam
Ja - Jak to?! Skąd wiesz?
[K] - Odebrałam dzisiaj swoje wyniki krwi. Były na nich jakieś odchylenia. Małe według mnie, ale pokazałam je też mojej mamie. Ona to obejrzała i stwierdziła, że to najprawdopodobniej białaczka...

Gwoli wyjaśnienia matka [K] to pielęgniarka psychiatryczna. Nie mam pojęcia, czy osoba z wykształceniem pielęgniarskim ma możliwość wydania takiego wyroku, ale jedno wiem NA STO PROCENT. To skończona s... zła i złośliwa osobistość (choć to niewypowiedziane określenie jest o wiele bardziej adekwatne), a jej ulubionym zajęciem jest znęcanie się nad swoimi dziećmi i straszenie ich.Doskonały z niej materiał na kilka innych historii, ale to innym razem.

Bogata o całą plejadę paskudnych wspomnień z jej udziałem zapytałam
Ja - I tylko ją o to pytałaś, nie dyskutowałaś na temat swoich wyników z lekarką, od której je odbierałaś?
[K] - Tak i mówiła... że to drobne i niegroźne odchylenia, ale...
Ja - Ale co?
[K] - Ona była dla mnie miła!
Ja (oczy w słup) - No i co z tego? Dla mnie moja lekarka też jest miła.
(odgłosy wrzasków w tle się nasilają Słyszę głos Piekielnej Mamusi)
[PM] - A co mnie to k#$*a?! Nie wyjcie mi tutaj, zmęczona jestem! Ten cały k#$*a cyrk mnie kiedyś do szału doprowadzi! Z kim ty tam gadasz, k#$*a, co?
[K] (mówi do mnie)- Nie rozumiesz. Ona też wiedziała, tylko chciała żebym żyła w nieświadomości.
Ja - Skąd ci przyszedł do głowy taki pomysł?
[K] - Mama mi to wytłumaczyła. Ona ma na ten temat wiedzę, a ja jej ufam. JA NIE CHCĘ UMIERAĆ!
[PM] - ZAMKNIJ SIĘ! To wszystko mi tylko nerwy szarpie!
Ja (wyczuwam już histerię)- Posłuchaj. Jedna diagnoza i pojedyncze badania nie robią z ciebie martwej, ani nie potwierdzają całkowicie, że jesteś chora. Powinnaś zrobić więcej badań, porozmawiać jeszcze raz z ta lekarką.
[K] - NIE CHCĘ UMIERAĆ!!!!!
Ja - Uspokój się! Wcale nie umierasz!
[K] (częstotliwość głosu, od którego szyby pękają) NIE CHCĘ UMIERAĆ!!!!!!
Ja - PRZESTAŃ!!! Nawet najlepszy (TFU, tfu, tfu) lekarz może się kiedyś pomylić. Musisz się upewnić. Nie panikuj,nic nie jest przecież przesądzone.
[K] - No, może faktycznie... Może... Rzeczywiście byłoby dobrze tam iść... Dobra, pójdę do tej lekarki i z nią pogadam.

ALLELUJA! Coś dotarło! No, ale to byłoby zbyt piękne. W słuchawce głośniej niż przedtem rozległ się głos [PM]

[PM] - Słuchaj! Skoro już zdychasz, to mogłabyś przynajmniej nie marnować moich pieniędzy na pie*&$#nie przez telefon. Nigdzie nie idziesz, ani grosza nie dam, żebyś mogła sobie pasożytować na mnie jeszcze ten dodatkowy miesiąc, albo dwa. A zresztą i tak już jest przesądzone, za późno na jakiekolwiek leczenie.

[K] już nie płacze, tylko wyje, a ja drę się do słuchawki, żeby tego nie słuchała, ale połączenie zostało przerwane.

Wysłałam policję do tego, z przeproszeniem, burdelu na kółkach, ale wątpię, aby to coś dało.
I powiedzcie mi, kim trzeba być, żeby tak odnieść się do przerażonej i zupełnie załamanej córki?

http://piekielni.pl/60149

Archeoziele - 2014-06-20 23:48:23

I kolejna opowiastka o cudownej prywatnej służbie zdrowia i jej pacjentach.

Wylałam już sporą dawkę żółci, ale nie do końca ;)
Oczywiście symulacje są tu mocno wyolbrzymione, nie mniej wyciągnijcie z tego jakąś naukę.

Pytanie: kogo by Pani poleciła?
Odpowiedź: wszyscy są specjalistami, z dużym doświadczeniem, sama każdemu z tych lekarzy powierzyłabym swoje problemy zdrowotne.
Rzeczywistość: jesteś frajerem, który nie obsługuje Internetu i nie sprawdza, jaki lekarz jakie ma opinie i jakimi problemami się zajmuje.
(wykluczam możliwość, że np.babcia 70+ się nie zna na tej technologii albo rozmówca jest idiotą)

Pytanie: czy badanie kolonoskopii boli?
Odpowiedź: to zależy od progu bólu, badanie może być nieprzyjemne, ale jest to do wytrzymania.
Rzeczywistość: oczywiście, że ponad metr węża w d*pie i kilka litrów wpuszczonego tam powietrza nie ma prawa boleć. Poród to to nie jest, ale gwiazdki w oczach gwarantowane.
(pytaj o rodzaj znieczulenia,doświadczenie i wiek lekarza)

Pytanie: jakie badania mam zrobić?
Odpowiedź: zalecam konsultację z lekarzem odpowiedniej specjalności, on doradzi co będzie najlepsze.
Rzeczywistość: gwiżdże mnie to, rób se co chcesz, ale potem nie skamlaj, że TYLE kasy wydane, a niepotrzebnie. To nie mój problem.
(pytaj, który lekarz pomoże z tym i tym problemem, nie jestem jasnowidzem, żeby wiedzieć, co Ci zechce zrobić)

Pytanie: tyle kasy wydam na wizytę, a to tylko rozmowa??!!
Odpowiedź: tak, rozmowa, ale z kimś kto spędził wiele lat i mnóstwo czasu ucząc się, doszkalając, aby móc DIAGNOZOWAĆ i LECZYĆ.
Rzeczywistość: jak przyjdziesz i zapłacisz, to dobrze, jak nie przyjdziesz to nie, nie zapłaczę za Twoją kasą, nie zależy mi na tym, bo nic z tego nie mam (w sensie dochód niezmiennie ten sam).
(pretensje kieruj do szefa a nie do mnie, z miłą chęcią popatrzę, jak się migdali i niemal wchodzi tam, gdzie kolonoskop i to bez poślizgu ku Twojej uciesze;))

A teraz czekam na hejty. Bom taka nieczuła...

Linku nie podam, bo historia już nie istnieje. Autorką jest granatowa_marchewa.

Tiszka - 2014-06-21 02:09:45

http://piekielni.pl/60375

Witam.
Słowem wstępu: wychowywała mnie matka, z ojcem od kiedy pamiętam kontaktu nie miałam. Jedyne co pamiętam to krzyki i wyzwiska w kierunku mamy i swoich dzieci oraz dużo, dużo alkoholu.

Ojciec odszedł od nas gdy jeszcze byłam malutka, nigdy nie płacił alimentów, w żaden sposób nam nie pomagał. Całe życie żył beztrosko- najlepsze samochody, złota biżuteria. Pytanie skąd bezrobotny miał na to wszystko pieniądze? Owa kwestia wyjaśniła się dopiero po jego (samobójczej zresztą) śmierci. Otóż mój ojciec targnął się na swoje życie z powodu licznych długów, w każdym możliwym miejscu. W chwili jego śmierci miałam 17 lat (wrzesień). Z początku wraz z mamą obawiałyśmy się, że długi przejdą na mnie lecz nie dostawałyśmy żadnych pism, nic. Przez rok.. We wrześniu kolejnego roku byłam już pełnoletnia i to właśnie wtedy zaczęły przychodzić do mnie pisma od firmy windykacyjnej. Z informacją, że mam spłacać długi, za które mój tatuś szalał całe życie mając wszystko w nosie a mama pracowała od świtu do zmierzchu by mieć co dać do jedzenia mnie i mojej siostrze. A teraz powiedzcie mi, gdzie tu sprawiedliwość? Mam płacić za człowieka który jest dla mnie po prostu obcym człowiekiem, z którym nigdy nic mnie nie łączyło poza druczkiem w papierach, że jest moim ojcem. I miej tu spokojny start w przyszłość.. Ręce opadają.

- Jak to działa? Koleś na alimenty nie ma i nie mają z czego ściągnąć, ale kredyty na samochody czy biżuterię dostawał?
- Laska i jej matka wiedziały o długach ojca, mimo że od lat się z nimi nie kontaktował i był "obcym człowiekiem", hmm
- Wiedziały, o długach, ale nic z tym nie zrobiły i teraz płaczą, że muszą spłacać
- W komentarzach autorka zastanawia się, czy sąd uwierzy, że nie wiedziała o śmierci ojca, więc nie będzie musiała spłacać, bo się odwoła i zrzeknie spadku - a to nie mogła od razu się zrzec...?

Ogólnie jakoś fe.

mongol13 - 2014-06-21 06:03:39

Tisz- Poza tym "była bardzo malutka" (czyli raczej znacznie poniżej 10 lat), ale doskonale pamięta krzyki, wyzwiska i wódę.

Next- nic nie wiedziały o długach ("Mogłam lecz o długach ojca nie miałam wówczas pojęcia.."), ale... "Z początku wraz z mamą obawiałyśmy się, że długi przejdą na mnie lecz nie dostawałyśmy żadnych pism, nic.". Czyli nie wiedziały o długach tak bardzo, że aż wiedziały jednocześnie żyjąc w błogim przekonaniu, że długo same się umorzyły i nikt o spłatę takowych się nie upomni... I get it...

Ogólnie tak, jak piszesz: fe, fe, nawet bardzo fe(jk) :P

Kangaroo - 2014-06-21 11:14:57

mongol13 napisał:

Tisz- Poza tym "była bardzo malutka" (czyli raczej znacznie poniżej 10 lat), ale doskonale pamięta krzyki, wyzwiska i wódę.

I co w tym dziwnego że pamięta? :huh:

Fahren - 2014-06-21 11:42:02

Kang - Pamiętasz swoje pierwsze kroki? ferie w zerówce? ulubioną zabawkę z przedszkola? To jest dziwne.

Kangaroo - 2014-06-21 12:26:45

Pamiętam trochę rzeczy z czasów przedszkolnych i nie widzę w tym nic dziwnego.

Intro - 2014-06-21 14:19:42

Ja pamiętam dużo scen z wieku poniżej 5 lat i jedną scenę jak jeszcze w wózku jeździłem :)

Archeoziele - 2014-06-21 15:05:05

Najstarsza rzecz jaką pamiętam, to pewien wypadek na bazarze. Przewróciłam się i bardzo mocno rozcięłam sobie kolano (blizna do dzisiaj się zachowała), więc dziadek wiózł mnie do domu takim torbo-wózkiem na zakupy. Miałam wtedy 3 lata. W ogóle rzeczy traumatyczne lepiej się pamięta, nawet "traumatyczne". Jak miałam 4-5 lat panicznie bałam się ubrań na wieszakach :) i to też doskonale pamiętam. I taką straszną reklamę z facetem z twarzą pomalowaną na biało i krwiście czerwonymi ustami też pamiętam.

Mahmurluk - 2014-06-24 16:23:12

Metalhead kolorowe kredki w pudełeczku nosi (źródło *klik*)

Historia własna. Będzie o kompetencjach policjantów.

Wstęp:
5 maja zostałam potrącona przez samochód. Tak przynajmniej twierdzono zanim się nie wybudziłam ze śpiączki. Dopiero z moich relacji wynikło, że auto przejechało po mojej klatce piersiowej i części brzucha uszkadzając płuca, łamiąc żebra, rękę i doprowadzając do popękania wątroby.

Rozwinięcie:
Na miejscu znalazła się odpowiednia osoba w odpowiednim czasie. Mianowicie emerytowana pielęgniarka która zamiatała ulicę przed swoim domem. Kobieta ta widziała, jak dziewczyna zamiast wysiąść z auta i mnie wyciągnąć spod niego po przejechaniu pierwszym kołem ruszyła i dowaliła mi drugim(!). Ale kontynuujmy. Po przejechaniu drugą oponą tamta kobieta przybiegła do mnie i utrzymywała mnie w pozycji bezpiecznej bocznej. Jakiś koleś zadzwonił na 112 a sprawczyni do mojej matki. No ale cóż, wróćmy do numeru alarmowego. Na miejscu jako pierwsi zjawili się nasi 'dobrodzieje' - policjanci. Mina tego pierwszego co wyskoczył z radiowozu wskazywała ich wiedzę odnośnie postępowania w razie takiego wypadku. Można ją dosłownie opisać emotikoną ":O". Zaraz obydwaj do mnie dopadli odpędzając(!!) kobietę, która udzieliła mi pierwszej pomocy. Sami zaś nie byli zbyt inteligentni. Próbując mnie utrzymać na ziemi (rzucałam się niczym wyjęty z wody dorsz) dociskali mnie do asfaltu drażniąc przy tym złamanie ręki(!!!). Potem chyba doszli do faktu, że utrzymanie mnie w pozycji bocznej (dzięki której się nie dławiłam krwią) jest zbyt trudne więc ułożyli mnie na plecach(!!!!) gdzie jeden trzymał za nogi a drugi za ręce. Dzięki temu zaczęłam się dusić i w karetce 'odpłynęłam' ratownikom.

Zakończenie i apogeum sytuacji:
Moi rodzice złożyli skargę na policjantów. Odpowiedź radomia brzmiała mniej więcej tak:
bla bla bla, kobieta która rzekomo mnie trzymała to tylko nade mną stała i ze mną rozmawiała gdy leżałam na plecach, na jednorożcu przylecieli dzielni, mądrzy i piękni policjanci który odpędzili głupiego gapia i udzielili mi pierwszej pomocy lepiej niż ta kobieta.

A to jeszcze nie koniec opowieści. Tego było więcej i zamierzam to wszystko opisywać aby ukazać ten chory system.

I ludzie się dziwią, skąd ten wstręt do policji...

I do kompletu piękne wypunktowanie przez Faha

Podkolorowane i to bardzo, jeśli nie całkowicie zmyślone.

1 - samochód przejechał oboma kołami po klatce piersiowej i kawałki brzucha. Czyli co - opalałaś się na ulicy? Porachunki gangów? Wpadłaś pod zaparkowany, który ruszył? Z pionu najzwyczajniej w świecie by cię odrzuciło w bok - ot, fizyka.

Musisz też mieć organy z adamantium przynajmniej, skoro serce i reszta poza płucami i wątrobą wytrzymały nacisk przynajmniej tony - i to dwukrotnie w krótkim odstępie czasu.

2 - Wiłaś się po asfalcie niczym dorsz, ale to głupi policjanci sprawiali ci ból próbując cię unieruchomić? Że kuzia mać co?

3 - Odpędzianie gapiów - Standardowe działanie. Zabezpieczenie miejsca akcji do przyjazdu służb ratunkowych. Skąd wiesz, że ktoś nie chciałby tytanowej nerki prażącej się na ulicy?

4 - Policjanci położyli cię na plecach i dlatego "odpłynęłaś" w karetce. A mówi ci coś, że skoro jest kareta, to ratownicy mają wyłączność na tykanie pacjenta? zwłaszcza, że skoro "ułożenie w pozycji bocznej było dla policjantów za trudne" tym bardziej oddałbym pacjenta w kompetentne ręce?

Tak więc - bullshit cumami szyty.

Archeoziele - 2014-06-24 19:06:58

Emerytowana pielęgniarka też mistrzynią pierwszej pomocy nie była. Pozycję boczną ustaloną stosuje się u poszkodowanych nieprzytomnych.

mongol13 - 2014-06-24 20:47:41

Okej, to i ja się dorzucę- autorka gdzieś w komentarzach pisze, że przejechała ja Toyota RAV4 i na potwierdzenie tego linkuje to *klik*.

Okej, mniejsza o model, to mógł być i Opel Astra- przejechało ją coś przypominające mały czołg i ważące w zależności od opcji od 1530 do 1650 kilo. Przynajmniej tak twierdzą internety. Ja nie jestem ani ekspertem od biologii, ani tym bardziej od fizyki, żeby liczyć jaki nacisk na cm^2 jest w stanie wytrzymać ludzkie ciało i się potem bujać z wnioskami odnosząc je do rzeczywistości, żeby stwierdzić ile taki potwór potrafi narobić szkód przejeżdżając po wspomnianym ludziku, ale jak na moje to ja tego nie muszę wiedzieć. Bo tu po prostu widać, że nawet gdyby to nie śmierdziało z kilometra, to cała reszta jest szyta tak grubymi szwami, że rozłazi się w oczach...

Next- po złożeniu niektórych fragmentów do kupy wychodzi, że to jakaś masakra była (połamana w wielu miejscach ręka!!, jakieś wewnętrzne krwotoki, skoro się dławiła krwią, organy pewnie też ucierpiały, kręgosłup i żebra- nie ma bata, że nie)... a nasza kochana autorka zostaje wybudzona ze śpiączki (która notabene nie wiadomo ile trwała- dzień, czy 1,5 miesiąca?) i jakby nigdy nic wesoło sobie pisze swoją historię, choć technicznie rzecz biorąc powinna być leżącą mumią. Tak czepiam się tej złamanej ręki -_-

Poza tym ta Toyota z podlinkowanego artykułu nie daje mi spokoju. No przecież ona ma jeszcze dodatkowo podczepiane rury-zderzak od dołu, więc jak autko już zaliczy z kimś dzwona, to taka osoba by prędzej zaczęła śpiewać "I believe I can fly!", niż bratała się z asfaltem wciągnięta pod wóz.

Srsly, what level of bullshit is that?!

Mahmurluk - 2014-06-26 10:08:41

Się natknąłem na kontynuację http://www.yafud.pl/trash/t29551/#comment-1

5 maja przeszłam poważny wypadek - przejechał mnie samochód. Po wybudzeniu się ze śpiączki, lekarze powiedzieli, że to cud, że żyję. Lista... nie, litania obrażeń zawiera 8 pozycji. Głównie krwotoki wewnętrzne. Tak więc moje przeżycie było niewiarygodne.Przetoczono mi aż 2,5l krwi.
Ze znudzenia postanowiłam opisać sytuację na 'piekielnych'. Efekt jest prosty - zostałam zwyzywana przez internetowych 'lekarzy' i 'fizyków' od oszustów, kłamców i bajkopisarzy ponieważ niemożliwe było takie zajście, które mnie spotkało. YAFUD.

mongol13 - 2014-06-26 10:44:58

:lol:   :lol2::hahaha: Faktycznie YAFUD w ch*j i jeszcze trochę. Tu już można się doczepić do wszystkiego naraz i każdego zdania osobno :woo: To jest dopiero wyczyn!



  -"Litania obrażeń"- 8 pozycji. Oh mein Gott- będę musiał sobie zarezerwować czas wolny do końca roku, może uda mi się to przeczytać. A i to bardzo pobieżnie...
  -"Tak więc moje przeżycie było niewiarygodne."- zapewne, tylko osoba, którą faktycznie by tak zmasakrowało raczej nie mówiłaby na to "niewiarygodne", nie? Bo jak na razie wydźwięk tego jest taki, jakby autorka była masochistką i cieszyła się z tego nibywypadku... chociaż kto ją tam wie...
  -"Głównie krwotoki wewnętrzne." *
  -"Przetoczono mi aż 2,5l krwi." *
  -"Ze znudzenia postanowiłam opisać sytuację na 'piekielnych'."- taa. To jest pewne, jak to, że jutro też będzie dzień- autorka była perfidnie znudzona. Tylko znów się doczepię- po takim wypadku pisanie swojej historii na jakimś randomowym serwisie byłoby ostatnią pozycją na liście rzeczy do zrobienia. Bo raz, że wspomnienia wciąż byłyby świeże, dwa, że byłoby mnóstwo innych rzeczy do roboty, a trzy... no wiecie- historia krótka nie jest, odpowiedzi autorka też pisze na bieżąco, a robienie tego z połamaną ręką, obrażeniami wewnętrznymi i tak dalej... taa, jasne...
  -"zostałam zwyzywana przez internetowych 'lekarzy' i 'fizyków' od oszustów, kłamców i bajkopisarzy ponieważ niemożliwe było takie zajście, które mnie spotkało."- ależ jest możliwe. Sam w swoim życiu zostałem 2 razy przejechany przez auto. Ale koncepcja podana przez autorkę od samego początku kupy się nie trzyma!



* Taa, widać to prawda, że cokolwiek zamieszczone w internecie zaczyna żyć własnym życiem. Szczególnie, że o tej pozycji w "oryginale" nie było mowy, a pierwsze wzmianki o tym pojawiają się dopiero... w komentarzach udowadniających, że ktoś tu tnie w ch*ja...

Morfinoo - 2014-06-27 12:43:45

I wątek ten kończymy akcentem "Nie istnieje taka historia!", dziś ok. 12 skasowana ;) A nie mówiłem, ze w końcu skasuje jak wyjdzie, że to fejk? :D

mongol13 - 2014-06-27 14:04:14

Morfi- miałem w odpowiedzi wkleić pewien z dawna znaleziony wierszyk, ale pewnie zaraz ktoś by się obruszył, więc napiszę tylko to:
http://img.sadistic.pl/pics/d5a802bf66f3.jpg

mongol13 - 2014-07-01 10:52:53

Tym razem klauzula sumienia na tapecie. A mianowicie usunięta już historia z numerkiem #60586 autorstwa MasterOfPuppets (szybko poszło- dodana 9:42, w niecałą godzinę później już nie istnieje, choć oceny były nawet dobre. No ale kto widział komentarze ten będzie wiedział czemu :devil: )

Przychodzi baba do lekarza... a lekarz krzyczy "Klauzula sumienia!" - historia sprzed ok. tygodnia

Za pomocą młodego, zwinnego człowieka straciłam zawartość torebki w postaci portfela zawierającego m.in. tabletki antykoncepcyjne. Tutaj mała uwaga, która w sumie dla lekarza i tak nie powinna mieć znaczenia - rzeczone tabletki ścisłego zarachowania zostały mi przepisane, gdyż albowiem moje miesiączki są wybitnie nieregularne, bolesne i na dodatek długie. Po konsumpcji chrupków mogę funkcjonować jak normalny człowiek nawet podczas "tych" dni zamiast, zwijać się przez tydzień na kanapie w cierpieniach.

Ponieważ chrupki muszę brać codziennie poleciałam jeszcze w dniu kradzieży do mojej rejonowej przychodni z nadzieją otrzymania recepty i dalszego "trucia się" hormonami zgodnie z przewidzianym przez producenta planem.

Idę więc, staję w nieznanym mi za bardzo (korzystam z prywatnych usług medycznych, tym razem - z lenistwa [i ewidentnej głupoty] poszłam najpierw do najbliższej placówki publicznej) przybytku boleści wszelakich, kolejka
nieduża, ledwie 2 babcie, czekam 30 minut, wchodzę. Udało się? I don't think so...

Opowiadam Piekielnej Dochtór [PD] cóż to za tragedia mnie spotkała i w jaki sposób wiąże się to z moją u niej obecnością. Zaznaczam - PD w tym czasie wczytuje się w moją kartę.

[J]a: bla, bla, bla, i właśnie dlatego prosiłabym o receptę na lek taki-i-taki, ponieważ muszę go przyjąć jutro rano.
[PD]: Ja ci go nie dam! To hormony są, ja wiem! Ty seks chcesz uprawiać! Nie będziesz mi tu, sodomitko, siedziała! Ja Klauzulę Sumienia podpisałam! Ja jestem Katoliczką!
[J]: Ale Pani Doktor, ja biorę hormony od 4 lat, dostałam je, żeby organizm wyre...
[PD]: Wy [prostytutki] wszystkie tak mówicie! Przed ślubem nie wolno uprawiać żadnego seksu! To nie po bożemu! Idź mi stąd!

Powalona siłą argumentów wyszłam. Złożyć skargę na PD. I powędrować do "moich" lekarzy, gdzie receptę dostałam w przeciągu 5 minut z jednym tylko pytaniem: "Czy dwa opakowania wystarczą?". :)
Ach, jak ja kocham, gdy religia przesłania zdrowy rozsądek...

Mahmurluk - 2014-07-01 14:50:39

>Idę więc, staję w nieznanym mi za bardzo (korzystam z prywatnych usług medycznych, tym razem - z lenistwa [i ewidentnej głupoty] poszłam najpierw do najbliższej placówki publicznej)
>Zaznaczam - PD w tym czasie wczytuje się w moją kartę.

Eee... to ta karta się pojawiła magicznie w losowej placówce? Autorka miała kartę z dawien dawna? Jeśli praktycznie nigdy nie korzysta z publicznej opieki, to skąd w karcie miałaby być informacja o długim leczeniu hormonalnym?

Tiszka - 2014-07-05 20:23:03

Dzisiaj urzekło mnie to: http://piekielni.pl/60693#comments

Indywidualny tok nauczania i nauczanie domowe. Zawdzięczamy mu gościa, który twierdzi, że:

- Teoria ewolucji jest nieprawdziwa, bo gdyby wziąć stado szympansów i uczyć je mówić, pisać, chodzić itd. to nie staną się ludźmi
- Rośliny nie mogą ewoluować, bo nie rozmnażają się płciowo
- Każda cecha uniemożliwiająca rozród (np. kastracja) jest dowodem na to, że ewolucja nie zachodzi, bo gdyby zachodziła, nie pozwalałaby na takie zdarzenia.

Pominąwszy nadmierną skrótowość - czy aby, nawet przy indywidualnym toku nauczania w domu, dzieciak nie musi co roku zdawać testów potwierdzających wiedzę zgodną z programami szkolnymi? Poprawcie mnie, plox, jeśli się mylę.

Mahmurluk - 2014-07-06 11:00:53

Z certyfikatem autentyczności >O tutaj klikać<

Historia autentyczna
Praca przez agencję pracy, oczywiście umowa o dzieło a stawka uwaga: 50 gr za GODZINĘ. Zastanawiam się tylko kto tam pracuje.

I najlepszy komentarz autorki

nie wiem, usłyszałam to od znajomej z pracy a ona z kolei od prawnika ale nie chciał powiedzieć o jaką firmę chodzi

mongol13 - 2014-07-06 15:27:43

Fakt- autentyk. Tylko w "troszkę" innym tego słowa znaczeniu :P

Fahren - 2014-07-10 00:46:46

Redokoks przedstawia historię nr 60796:

(link pewnie zaraz będzie ślepą uliczką http://piekielni.pl/60796 )

Kiedy byłem dzieckiem, mój tata kupił laptop bo był mu potrzebny do pracy (jest kierowcą GPS i możliwość oglądania filmów ułatwia pracę). Jak miałem te 4-5 lat to strasznie byłem tym zafascynowany niesamowicie i dlatego zawsze jak wracał od razu chciałem się pobawić tym "zeszytem" z klawiaturą i ekranem.

Pewnego razu tata musiał porzyczyć koledze swój laptop, po kilku dniach wrócił, więc ja od razu chciałem na nim pograć. Włączyłem i zobaczyłem coś strasznego, potem (po pół sekundy) zauważyłem, że to coś to kobieta wypinająca tyłek. Dalej pamiętam tylko, że to nie było pojedyńcze zdjęcie tylko pokaz slajdów, a tata do kogoś zadzwonił i krzyczał do niego co mu z laptopem zrobił (to był ten kolega któremu pożyczył laptop).

Co się okazało: kolega dla jaj mu to wgrał, ustawił i zapisał.

Teraz ktoś mógłby napisać, że to zdjęcia mojego taty, ale on nie jest typem człowieka który to robi, nie miał nawet jak tych zdjęć uzyskać bo wtedy nie mieliśmy internetu, a ojciec nie miałby jak inaczej je zdobyć, a po za tym nie miał powodu, żeby ustawić sobie pokaz slajdów i ustawić by się on wyświetlał podczas włączania, pomijając już to, że nawet nie umiałby tego zrobić.

mongol13 - 2014-07-10 09:39:31

:mojeoczy:
http://blender3d.org.ua/forum/python/iwe/upload/nothing-to-do-here-brain.jpg


"jest kierowcą GPS (...)"- co, jest inteligentnym robotem, czy to jakaś nowa firma, literówka, bo miało być GLS, czy może przecinka brakło? :facelamp:

"strasznie byłem tym zafascynowany niesamowicie"- tak tak, ciekawe to zaiste fascynujące...

"porzyczyć" :nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi::nazi:
http://hqwallbase.com/images/medium/a-nazi_grammar_nazi_wallpaper-37645.jpg

Mahmurluk - 2014-07-13 18:24:53

A oto dlaczego podczas pisania ważny jest tak zwany risercz. Pirat_na_gazie, historia raczej nie zniknie >klik< więc polecam komentarze.

Mówią na mnie "Pirat". Dlaczego? Bo straciłem w wypadku lewe oko.
"Wypadkiem" był wściekły atak naćpanego nożownika na koncercie. Godzina 23.30, na scenie zespół hard-rockowy jako support. Mała sala, około 50 ludzi zrobiło z pomieszczenia puszkę sardynek, choć nikomu to nie przeszkadzało. Pogo przez drzwi wylatywało, "darcie ryja", zero kontroli, jednym słowem- to, co na koncertach najlepsze. I najgorsze. Padam z nóg, odchodzę na moment, zamawiam browara w barku. Po mojej prawej dosiada się długowłosy dryblas. Nie bierze niczego. Patrzy na mnie, wzrok wwierca mi się w czaszkę. O co ci chodzi, pytam się. Brak odpowiedzi, tylko ten wzrok. Źrenice wielkie jak oliwki, gość się czegoś nawąchał. Błysk w jego kieszeni. I nagle leżę na ziemi, twarz cała mokra, czerwona ciecz tworzy kałużę na ziemi. Dryblas leży na barze, trzymany przez ochroniarza, ktoś podchodzi, wyciera twarz z krwi. Nie ruszaj się, wszystko będzie dobrze, już jedzie karetka, policja.
Mija jakieś pół godziny. OIOM. Lekarz, wielki, twarz blada, kwadratowa, prawie jak Frankenstein. Tylko bolców zza uszu brakowało. Obok pielęgniarka, podobnej aparycji, postura "2mx2m". On patrzy się na mnie i mamrocze, ona patrzy na mnie i zszywa twarz, ja już nie patrzę, jedno oko krwią zalane, drugiego nie czuję w ogóle. Ból niewyobrażalny, chyba tylko piwo go wygłuszało, żadnych znieczulaczy, "bo alkohol źle się z tym łączy". Najgorsze pół godziny życia, myślę. Jeszcze nie wiedziałem, że dopiero się zaczyna.
Godzina 8.00. Budzę się, nie wiem gdzie. Dobre dziesięć sekund zajęło mi przebicie się przez kaca. Kolejne dziesięć- przypomnienie sobie koncertu. Bar, nóż, Frankensteiny dwa. Jeszcze dziesięć sekund i zdaję sobie sprawę z opatrunku na twarzy. Gdzie jest lustro, rozglądam się po pokoju, nigdzie nie ma. Nade mną przycisk, może kogoś wezwie, wciskam. Po 15 minutach przychodzi pielęgniarka. Tylko nie ona, nie ta ze wczoraj, o nie... "Czego", słyszę. Można jakieś lustro prosić. "Nie ma, zresztą pan ma się nie oglądać". Uuu... A co się stało takiego? "Nie ma oka, szrama przez całą twarz". O kacu zapomniałem, o koncercie zapomniałem. JAK TO NIE MA OKA!?
Mija miesiąc. Sąd okręgowy. Dryblas siedzi po prawej, na wprost sędzina. Twarz jak arbuz, włosy tłuste, do ramion, drugi podbródek, gdzieś tam się trzeci wyłania. Fuj. Po dwóch godzinach słownej bitwy większości sali z jej resztą, arbuz przemawia. Uniewinniony. Powód- niepoczytalność podczas incydentu. Takiej wściekłości nie czułem chyba nigdy. Jak to tak, że niby po białych prochach człowiek jest bezkarny?! "Sąd ucisza pana po raz ostatni". Noż k***a. Co to ma znaczyć. Dryblas miał dzianych starych, to mu załatwili prawnika najlepszego w mieście. Pewnie razem z "tajemniczą kopertą". W głowie burza, z przebijającym się "Przegrałem". Straciłem oko, i nie mogę nic z tym zrobić.
Witamy w dorosłym życiu. Chciałeś iść na koncert w 18 urodziny, to masz, co chciałeś, Piracie.

Mahmurluk - 2014-07-17 15:13:51

Aż się spociłem ze strachu. Pomóżmy mu, podsuńmy lepsze inspiracje O tu klikać

Opowiem wam moją historię z zeszłego roku, nie proszę byście mi uwierzyli, ale to co wtedy przeżyłem, ehh...

Mieszkam sam w eksluzywnych dzielnicach Warszawy pracując jako chirurg w pobliskim szpitalu. Nie miałem na co narzekać. Do czasu. Wracając do domu po ciężkiej nocce., w skrzynce na listy znalazłem pustą koperte, a w środku pustą kartkę. Zaniosłem ją do domu, a tam czekała na mnie moja narzeczona. Zapłakana i rozstrzęsiona pytam co się stało. Na telefon domowy dostałem pogróżki od nieznajomej, której nigdy nie słyszałem. Zapomniałem o tym i poszedłem spać. O 4 nad ranem zbudził mnie huk z pokoju obok. Wszystko było tam porozwalane, spalone. Zgłosiłem się na policje, ale nic nie zrobili z tą sprawą. Przez rok czasu nadal mnie prześladuje, kimkolwiek jest. Błagam was o pomoc, co mam zrobić w takiej sytuacji?

kambodia - 2014-07-17 15:29:55

Mahmurluk - ubiegłeś mnie ale tutaj wersja rozszerzona :)


http://piekielni.pl/60943

Paramount (PW) ·
17 lipca 2014 , 12:35 | było | Do ulubionych
Do dzisiaj mnie trzęsie, jajk sobie przypomne.

Pewnego sennego poranka wybrałem się z dziewczyną na spacer. A że była to niedziela, postanowiliśmy pójść do parku odpocząć po ciężkim tygodniu. Miejsce było ciche i spokojne, niestety, obok placówki znajdowały się tory, a co za tym idzie - ciągle jeżdzą pociągi. Fontanna intensywnie wydalała wodę do półmisek, a my błogą chwilą udaliśmy się w krzaki. To znaczy, kochaliśmy się na łonie natury, kiefy nikogo tam bie było. Nagle usłyszeliśmy huk. Jeden z pociągów się zatrzymał, a pasażerowie uciekali w tym konduktor. Nie wiedząc o co chodzi, podeszliśmy, a pociąg wybuchł. Tak wybuchł, jak się później okazało, wsadzono do niego trotyl, w ilościach ogromnych. Nadjeżdzał kolejny, a my pośpiesznie uciekaliśmy wzdłuż torów, i on sam eksplodował. Nam się nic nie stało, jedynie staruszka w padła pod transport. Uciekliśmy do domu, gdyż sam park podłożony był bombami.

Nie wiem, kto mógł to zrobić, ale jak ich lub go dorwę, z du*y nogi powyrywam.

http://piekielni.pl/60949

Paramount (PW) ·
17 lipca 2014 , 14:59 | było | Do ulubionych
Opowiem wam moją historię z zeszłego roku, nie proszę byście mi uwierzyli, ale to co wtedy przeżyłem, ehh...

Mieszkam sam w eksluzywnych dzielnicach Warszawy pracując jako chirurg w pobliskim szpitalu. Nie miałem na co narzekać. Do czasu. Wracając do domu po ciężkiej nocce., w skrzynce na listy znalazłem pustą koperte, a w środku pustą kartkę. Zaniosłem ją do domu, a tam czekała na mnie moja narzeczona. Zapłakana i rozstrzęsiona pytam co się stało. Na telefon domowy dostałem pogróżki od nieznajomej, której nigdy nie słyszałem. Zapomniałem o tym i poszedłem spać. O 4 nad ranem zbudził mnie huk z pokoju obok. Wszystko było tam porozwalane, spalone. Zgłosiłem się na policje, ale nic nie zrobili z tą sprawą. Przez rok czasu nadal mnie prześladuje, kimkolwiek jest. Błagam was o pomoc, co mam zrobić w takiej sytuacji?

no i po kilku minutach
http://piekielni.pl/60950

Paramount (PW) ·
17 lipca 2014 , 15:18 | było | Do ulubionych
Uracze was moimi przemyśleniami na temat tego, jacy są użytkownicy tego portalu, gdyż to ludzkie pojęcie przechodzi...

Tak wiem, post i ten zaleje fala minusów i komentarzy typu "jaraj mniej zioła" czy w tej bajce były smoki. Uważacie, że moje historie są wyssane z palca tak? Ale spokojnie, historie o kurierach/lekarzach czy bóg wie czego jeszcze są na pęczki, ale takie historie jak stalking to już bzdury, bajki, a weź idź stąd. Minusujecie bo co? Koleś napisał że mu włamali się do domu i rozwaliki prawie wszystko? Ale zabawne. Powiem wam że to rzeczywistość, i chciałem zaapelować, bo czuję się dyskryminowany tym, eż pomocy nawet nie mogę uzyskać tutaj, bo przecież "elita". Zawiodłem się również na moderacji co fo archiwum strąca historie. Przykre, niestety.

kambodia - 2014-07-17 15:38:59

Od 12.35 do 15.18 szanowny chirurg z ekskluzywnego osiedla w Warszawie przemyślał jacy jesteśmy i sfrustrowany brakiem setek lub wręcz tysięcy lajków dla jego wypocin, ocenił że jesteśmy żli i niewrażliwi.
Ech, wakacje.....

Mahmurluk - 2014-07-17 16:08:20

Nie wiem jakim cudem historia z pociągiem mi umknęła :D Ja bym się po tym parku pokręcił, gdzieś tam musiał być Michael Bay :lol:

Ninja - 2014-07-17 21:29:22

Hmm, te historie Paramounta przypomniały mi o tym lekarzu, którego pisemny butthurt był jednym z najgłupszych, jakie kiedykolwiek widziałam. Koleś nazywał się Penetrator i, o ile mnie pamięć nie myli, miał w obrazku jakiegoś gwiazdora porno. Jego argumentem było: minusujecie mnie bo jestem lekarzem, a wy jesteście sfrustrowani, beeee.

Mmm, pachnie malinowo.

mongol13 - 2014-07-17 22:51:25

Aaa, żeby to tylko ten jeden był... już ich całkiem sporo było- pomijając zupełne fantasy w stylu malinowej, czyli wielokrotny gwałt, stalking, kradzieże i co tam jeszcze, to takie wymyślanie połączone z autohejtem przy stwierdzeniu faktu pojawia się co jakiś czas. I jest coraz bardziej żałosne...

Nie wiem, czy to się bierze stąd, że dzieciaki mają za dużo wolnego czasu, czy się nawpie*rzały jakichś halucynogenów i "widzą", ale jak przykładowo czytałem "historię" bodaj Azteca o tym, jakim to on prawnikiem nie jest i jak to go nie okradli w warsztacie plus jakieś bzdury natury prawniczej, to po prostu mózg rozje*any...

Ninja - 2014-07-18 00:49:05

Akurat Malinową też znam, tyle, że ona jest innym typem trolla. Ona zmyśla i porzuca :D A penetratora zapamiętałam jakoś szczególnie, bo uważał siebie za lekarza i wróżbitę jednocześnie :D

mongol13 - 2014-07-18 09:12:53

Zmyśla i podrzuca- no fakt, punkt dla ciebie, ale jednego nie zaprzeczysz- zanim to porzucenie nastąpiło, to napłodziła tych wymysłów, nie? ;) Był gwałt, był długotrwały stalking i jakieś domniemane  przesuwanie rzeczy po mieszkaniu (i włamania do niego- coś tam chyba z lodówką było...), było porwanie, było pobicie... sporo tego było, wszystkiego już nie pamiętam, ale jakby taki Michael Bay zainteresował się jakimiś mroczniejszymi klimatami fantasy to scenariusz prawie gotowy- "Durne sprawy, wersja emo" :woo:

A ten "dochtór" (taa, specjalnie piszę "dochtór" bo coś mi się zdaje, że z prawdziwym doktorem to on ma mało wspólnego)? Podejrzewam, że to taka sama sytuacja, jak w przypadku historii tej "prawie że zabitej" laski przez Toyotę RAV4 i kontynuacji owego "dzieła" na yafudzie (całość jakieś 2 strony wstecz)... Całość to ewidentne bajdurzenie, każdy to mówi, rzetelnie wypunktowanych i udowodnionych faktów jest objętościowo więcej, niż całych tych wypocin, ale "wy się nie znacie! To ja mam rację, więc foH!". Czyli taki sam śmiechowy komentarz, jak ten pod którąś historią, że "wy nie widzieliście prawdziwych PIEKIELNYCH!!!" (jakoś tak to szło). :lol:

Tiszka - 2014-07-18 12:36:01

Jestem teraz w trakcie kościelnego kursu przyspieszonego, więc ta historia mnie rozbroiła :P http://piekielni.pl/60938

Raczej nie zniknie,ale wkleję:

Planujemy z narzeczonym ślub. Co prawda na sierpień przyszłego roku, ale...
Ja jestem ewangeliczką, on katolikiem. Ustaliliśmy, że ślub bierzemy u mnie w kościele, potem w razie czego dzieci zostaną ewangelikami, bo zgodnie doszliśmy do wniosku, że tak będzie łatwiej. Poza tym ani ja ani narzeczony nie przepadamy za wizytami w kościele.

Wielu naszych znajomych miało z nim problemy, gdyż nie toleruje on małżeństw mieszanych. Poradzili żebyśmy poszli po akt chrztu do niego jak najwcześniej.
Narzeczony poszedł, poprosił, ksiądz pyta po co mu to - narzeczony uczciwie, że do ślubu. Proboszcz wypytuje gdzie, jak to możliwe, że nie w tej parafii, jak dowiedział się, że w mojej miejscowości, w której jest tylko kościół ewangelicki, to ponoć naskoczyła mu taaka gula. Aktu chrztu narzeczony nie dostał.
Od znajomych dowiedzieliśmy się, że dostali akt chrztu na 3 dni przed ślubem (bo proboszcz i tak musi go wydać), tak więc do końca nerwówka a my, chcąc jej uniknąć niestety musieliśmy trochę pokręcić.

Narzeczony poszedł do kancelarii parafialnej kiedy proboszcza nie było. Ksiądz znów wypytuje go po co. Narzeczony bez mrugnięcia okiem mówi, że wyjeżdża za granicę i aktu chrztu wymaga pracodawca. Dostał go od ręki.

Dlaczego księża robią młodym takie problemy? Rozumiem, że znów ominie ich gotówka spływająca na tacę, no ale bez przesady...

Pominąwszy pewne problematyczne potknięcia stylistyczne autorki, bardzo podobają mi się cztery rzeczy.

1. Ksiądz ma pretensję, że ślub nie jest w parafii pana młodego - nie zawsze, ale tradycyjnie w Polsce przyjęło się, że ślub jest w parafii panny młodej i księża zwykle nawet nie pytają, kiedy ten ślub, a papiery panu młodemu wydają od ręki (to panna ma problem w razie odwrotnej sytuacji, cholera wie czemu)
2. Że księdzu nie podoba się małżeństwo mieszane, to rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego nie wydał aktu chrztu, bo ma takie widzimisię - nie może tego zrobić. Inna sprawa, że akt chrztu do ślubu (jak inne podobne papiery) jest ważny trzy miesiące, więc i tak nie mieliby po co go brać rok wcześniej - nie dostaliby.
3. Jak nie wydał, to od tego jest biskup, żeby go kopnął w tyłek :)
4. Kto uwierzy, że pracodawca żąda aktu chrztu...?

Caliae - 2014-07-18 12:42:23

To ja jeszcze dorzucę ciąg dalszy wywodów pana Paramounta: http://piekielni.pl/60957

Ostatnio byłem na zakupach w znanej sieci sklepów z robalem na żółtym tle. Wybierałem sobie produkty spożywcze, i pakowałem je do wózka. Z nikąd pojawił się ochroniarz który zaprowadził mnie na zaplecze siłą, ja w szoku nie wiem co robić. Rzekł jedynie, że mam na terenie budynku niebezpieczną broń. Zgodziłem się za nim pójść. Na tyłach mnie przeszukał ale nic nie znalazł. Kazał czekać na policje, ale nie miałem zbytnio czasu więc i uciekłem ze sklepu. Facet gonił mnie do śmietnika, więc ja go kopnąłem w udo. Odwzajemnili mi się inni ochroniarze. Miałem złamany nos i ręke. Byłem na obdukcji, i zgłosiłem to na policje. Teraz trwa sprawa w sądzie, myślę że wygram.

Kangaroo - 2014-07-18 12:43:09

Akt chrztu jest ważny 3 miesiące? :huh: to ja myślałem że wystarczy raz...

Tiszka - 2014-07-18 12:46:43

Kangur - odpis aktu chrztu, czyli po prostu dokument, jest ważny 3 miesiące i ma wpisane wszelkie dane, w tym to, do czego jest wystawiony (np. że do ślubu - wtedy ma informacje o tym, czy ktoś już brał kościelny, czy nie itp.).

Kangaroo - 2014-07-18 12:54:58

bez sensu, papier to papier po 3 miesiącach coś się w nim zmienia?

chociaż jak nie wiadomo o co chodzi to zapewne chodzi o pieniądze...

Tiszka - 2014-07-18 12:57:38

Ale tak samo zaświadczenia z USC są ważne tylko 3 miesiące :)

mongol13 - 2014-07-18 16:20:58

Kangaroo napisał:

bez sensu, papier to papier po 3 miesiącach coś się w nim zmienia?

A nuż może się okazać, że zamiast 11 lipca urodziłeś się jednak 9 stycznia. I takie przetasowanie co 3 miesiące. W końcu u nas biurwokracja duża, więc i o pomyłkę łatwo :troll2: A że kasa... oj tam... :P

Ninja - 2014-07-18 21:53:50

Staram się i staram ale nie wykminię, jaki pracodawca wymagałby aktu chrztu. Inna część tekstu w ogóle jest pozbawiona choćby cienia sensu.

"Ja jestem ewangeliczką, on katolikiem. Ustaliliśmy, że ślub bierzemy u mnie w kościele, potem w razie czego dzieci zostaną ewangelikami, bo zgodnie doszliśmy do wniosku, że tak będzie łatwiej. Poza tym ani ja ani narzeczony nie przepadamy za wizytami w kościele."

Skoro są wierzącymi nie praktykującymi (wiem, część ludzi w ogóle czegoś takiego nie uznaje), to na 'uj im kościelny ślub? Na mega wypaśne weselicho, czy żeby skończyć jęczenie rodziny?

Tiszka - 2014-07-18 22:09:00

Ninja napisał:

Skoro są wierzącymi nie praktykującymi (wiem, część ludzi w ogóle czegoś takiego nie uznaje), to na 'uj im kościelny ślub? Na mega wypaśne weselicho, czy żeby skończyć jęczenie rodziny?

Poruszyłeś drażliwy temat :D Z resztą ostatnio pojawiło się kilka historii o tym na Piekielnych.

Ja na przykład jak na razie biorę kościelny, jakkolwiek szykujemy się z Lubym do (znowu) rozmowy z rodziną. Gdy poprzednio stwierdziliśmy, że chcemy tylko cywilny... cóż, awantura to rybka, gorzej, że babcia po tych nowinach wylądowała w szpitalu ze stanem przedzawałowym (jest bardzo wierząca, a ja jestem pierwszą wnuczką i to pierwszy ślub w rodzinie od 20 lat). Więc ustaliliśmy, że babcia > ślub :) Kolejnej takiej akcji może tak łatwo nie przeżyć (trzymaj kciuki za jej zdrowie).

Wielu niewierzących, ale zapisanych do Kościoła, bierze śluby przez rodzinę - w sumie łatwiej i zdrowiej jest odbębnić tę godzinę, skoro im i tak lata to sześćdziesiątką niżej kostek, niż przez lata wysłuchiwać pretensji od najbliższych. Był z resztą swego czasu w Polityce fajny artykuł (ostatnio tematyka ta była też poruszana w Wysokich Obcasach) na temat wpływu rodziców na psychikę dorosłego dziecka i jak często nie potrafimy się uwolnić od poczucia niższości i zależności, chęci zadowolenia rodziców i strachu przed ich dezaprobatą - to zjawisko czysto psychologiczne, tylko nikt tego nie leczy.

Są też wierzący niepraktykujący, którzy chcą, by Bóg pobłogosławił ich związek, mimo że nie czują związku z samym Kościołem katolickim albo np. nie znoszą kleru.

No i jest tzw. margines - biorą kościelny ze względu na ładne zdjęcia, wesele, spadek po cioci Rózi czy po prostu "bo co ludzie powiedzą". A to już jest blargh.

mongol13 - 2014-07-18 23:16:16

Tiszka napisał:

Poruszyłeś drażliwy temat :D

Bo to jest w ch*j drażliwy temat. Wystarczy tylko wspomnieć, że "się zastanawiasz" to zaraz będziesz mieć sąd nad swoją osobą, "bo jak to tak bez ślubu?!! Toż to obraza Boska!! Bezeceństwo!!" :woo: Tak to mniej więcej można streścić...

Pominę naprawdę dziwaczny fakt, że na piekielnych odnośnie ślubów zawsze jest jeden schemat- katolik + innowierca i obowiązkowy ślub kościelny. Zauważyliście, że nigdy nie było postanowienia, że para rezygnuje ze ślubu kościelnego i w USC jest jakaś wojna? Zawsze musi być kościelny, nie? Ja wiem, że to się tak wygodnie mówi siedząc przed monitorem, ale co to za dziwaczna moda?!
Branie ślubu, czyli jednej z najważniejszych decyzji w życiu pod czyjeś dyktando? Bo rodzina każe. Bo nawiedzona sąsiadka już wzywa egzorcystę. Bo co ludzie powiedzą. Bo, bo, bo... Czyli co- para po zawarciu małżeństwa też będzie taka du*odajna i ze wszystkim będzie goniła do teściów, bo przecież "oni wiedzą lepiej"? Dzieci też pewnie za nich zrobią, nie? Paranoja! Albo ten numer- osoba praktycznie w Boga nie wierzy, no ale żeby organizacja KK się nie czepiała, więc ślub kościelny będzie! Czy to nie jest czasem świętokradztwo? No i koniec, który też zawarłaś- ślub dla zabawy, wyżerki, zdjęć i góry prezentów, czyli "zesraj się, a nie daj się"- niech inni widzą, że masz gest i cię stać. Je*ać zadłużenie za tym idące. Co to ku*wa za dziwaczna tradycja?!

Sorry, że tak ostro, ale jak coś takiego widzę, to mnie po prostu ogarnia pusty śmiech...

Ninja - 2014-07-19 01:11:45

Ostro czy nie ostro, Mongoł masz rację. Ja sama niedługo biorę ślub i owszem, była wojna czemu tylko cywilny, toć to nie uchodzi się bez księdza żenić. A to się żeńcie z księdzem! Ja do ślubu obowiązkowo muszę mieć tylko narzeczonego. I mnie to obchodzi, że co kto sobie pomyśli, że jak to tak, że co to za ślub. Mój ślub i koniec dyskusji! To zbyt ważna decyzja, żeby uniezależniać ją od kogoś. Nawet co do tego co Tiszka pisała mam pewne "ale", choć zdrowie babci to najlepszy argument jaki słyszałam (trzymam kciuki :)). Szkoda, że większość par nie ma tego typu problemów i sama sobie je tworzy. Bo mama, tata, ciocia każą. A imiona dla dzieci też oni im wybiorą? Czy w ogóle ilość dzieci też jest jakoś z góry narzucona?


:nazi: -poprawione, m13

Tiszka - 2014-07-19 15:28:49

mongol13 napisał:

Pominę naprawdę dziwaczny fakt, że na piekielnych odnośnie ślubów zawsze jest jeden schemat- katolik + innowierca i obowiązkowy ślub kościelny. Zauważyliście, że nigdy nie było postanowienia, że para rezygnuje ze ślubu kościelnego i w USC jest jakaś wojna? Zawsze musi być kościelny, nie? Ja wiem, że to się tak wygodnie mówi siedząc przed monitorem, ale co to za dziwaczna moda?!

Wydaje mi się, że to dlatego, że to z kościelnym zawsze są problemy i miliard pierdół do załatwienia. Ja na przykład mam problem - okazało się, że mam nieważny dowód (długa historia) i będę czekała na nowy jakoś do początku sierpnia, 2 miesiące przed ślubem. Ksiądz stwierdził, że w takim razie ze ślubu nici, bo on musi mieć 3 miesiące na dopełnienie formalności (ś. konkordatowy - ch*j z tym, ze wg prawa polskiego starczy mu na papierologię miesiąc i jeden dzień). I bujamy się teraz z Lubym od Annasza do Kajfasza...

Co do ślubów mieszanych - też bywają niezłe problemy. Przykład mi najbliższy, bo moja świadkowa. Wiesz, jaka awantura była z proboszczem z powodu iż dlatego że świadkowa jest prawosławna? I to mimo tego, że nie musi być nawet wierząca w cokolwiek - mogę wziąć sobie dwie pierwsze dorosłe osoby z ulicy i mogą świadczyć, łaski bez.

Poza tym zapewne ma tu znaczenie fakt, że jak jedna osoba o tym napisała, to kolejne też zaczęły się wysypywać (często tak u nas bywa, nie?), a ci ze "zwykłymi" ślubami uznają, że w porównaniu z tym mają lajcik :D

mongol13 - 2014-07-19 19:29:07

Tisz problemy zawsze były, są i będą. O co mi się rozbija to to, że jak długo czytam piekielnych (czyli od 1. dnia), tak jeszcze nie widziałem historii o problemie ze ślubem przykładowo prawosławno-ewangelickim, ewangelicko-protestanckim, czy anglikańsko-prawosławnym. Ani żadnym innym. Zawsze to jest tylko "katolicko+coś".
No to mamy 2 wytłumaczenia- albo ktoś jakieś gimboateusze jadą po schemacie, żeby mieć poklask, albo tylko w naszej organizacji jest jakieś ogólne zaku*wienie jeśli chodzi o biurokrację. Nie wiem- komuna im zaszkodziła, czy średniowiecze w głowach zostało...

Temeris - 2014-07-19 21:40:27

Mon, śluby między np. anglikanami i prawosławnymi w tym kraju to tak znikomy promil ślubów wyznaniowych, że prawdopodobieństwo opisania problemów z nimi na piekielnych jest po prostu znikome. Ot i cała tajemnica.

Tiszka - 2014-07-19 23:04:08

Tem - w sumie racja. Inna sprawa, że niektórzy księża, z naciskiem na proboszczów, katoliccy mają jakiś dziwny popi*rdol (jest po 22!) w głowach. Serio.


Odstępstwo od reguły obowiązuje tylko na czacie.

flecik - 2014-07-20 22:16:03

Inna sprawa to kto placi za slubi wesele, mlodzi czy rodzice. Jesli mlodzi wszystko oplacaja, nikt nie ma wprawa sie wtracac. Jesli jednak to rodzice sponsoruja, to mlodzi nie powinni marudzic, ze dlaczego rodzice o wszystkim decyduja.
Osobiscie nie bede bawila sie w slub koscielny i impreze dla rodziny, jak juz zaciagne mojego do USC, to bedzie pozniej tylko skromny obiad dla najblizszej rodziny i swiadkow. Jesli reszta rodziny chce imprezy, moze ja sobie sama zorganizowac i oplacic. Mi szkoda pieniedzy :)

Mahmurluk - 2014-07-20 22:36:18

A ja proponuję zrobić z tego osobny wątek :)

Fahren - 2014-07-22 20:37:56

Panie i panowie, chłopcy, dziewczęta i chomiki, robimy sobie prawko :D  A w sumie Rueakriz pod historią nr 61052 próbuje nam coś na ten temat przekazać.

"Zaraziłam" koleżankę (niech będzie Sara na potrzeby historii) moto-manią. Do tego stopnia, że postanowiła zrobić sobie prawko. Fakt, że A1, ale od czegoś trzeba zacząć.
Sara zdała ostatnio teorię w mieście X, ale praktyka ma odbyć się w innym mieście- Y, którego obie nie znamy, więc podsunęłam pomysł, żeby wykupiła sobie 2h jazdy na trasie, którą najczęściej egzaminatorzy wybierają.
Poprzeglądałyśmy oferty w necie, ja spytałam egzaminatora, który uczył mnie i wybrałyśmy jedną ze szkół w Y. Sara umówiła się z egzaminatorem na dzień dzisiejszy i chciała żebym jej potowarzyszyła. Cena też przystępna, więc jedziemy.
Na miejscu- pierwsze wrażenie podobno jest ważne, ale starałyśmy się zrobić dobrą minę do złej gry. Otóż pan [P] dał jej "motocykl", który wyglądał jak sklejka kilku różnych, chińskich.
[J]a- Skąd pan ma taki wehikuł?
P- A kupiłem za 4 stówy od jakiegoś kolesia, dokupiłem kilka części i jest.
J- A mogę spróbować? Tutaj, po placu.
Niechętnie, ale się zgodził. I dobrze, że nie wpłaciłyśmy jeszcze pieniędzy; w trakcie jazdy lusterka obracały się wokół własnej osi, strasznie szarpał, sprzęgło się zacinało, a odległość podnóżka od biegu była taka, że nawet osoba z rozmiarem buta 49 nie zdołałaby przerzucić.
J- I co, pan na tym uczy jeździć?
P- A czego się spodziewałyście? A zresztą co Ty tam wiesz dziewczyno, niech koleżanka da pieniądze to powoli pojedziemy jakoś. Aha, zapomniałem, maksymalnie wrzucasz na czwarty bieg i hamulec z tyłu CZASEM NIE DZIAŁA.
Przyznam, że zamurowało nas obie.

Facet, "EGZAMINATOR", który szkoli przyszłych kierowców, co więcej- POLECANY przez inne szkoły próbuje wcisnąć taki kit. Grzecznie podziękowałyśmy za "współpracę" i oddaliłyśmy się. Ciekawi mnie tylko od ilu naiwnych ludzi wyłudził pieniądze i ile takich 16-17-latków jeździ teraz po egzaminowaniu u niego.
I coś czuję, że tak tego nie zostawimy.

ocena - 17/33 póki co. Jak bardzo naród jest naiwny..

Link tutaj http://piekielni.pl/61052#comment_698079

M. - 2014-07-22 20:54:20

Ciekawi mnie tylko od ilu naiwnych ludzi wyłudził pieniądze i ile takich 16-17-latków jeździ teraz po egzaminowaniu u niego.

jeśli ktoś zdał po tym egzamin, to może mieć nadzieję, ze na co nie wsiądzie, to gorzej nie będzie. xD

swoją drogą, nie wiem jak koleś ze szkółki nagle stał eis egzaminatorem, ale może nie czaję obecnych zasad, swoje B robiłam jakieś 2 czy 3 zmiany zasad temu.

mongol13 - 2014-07-22 21:49:41

No- internety mi mówią, że taka bajka już nie istnieje, ale powiem jedno- coś tu mocno śmierdzi. Chyba to ten egzaminator, który jakoś dziwnie postanowił nauczyć kogoś w 2 godziny obcego miasta na rozlatujący się złomie...

Kangaroo - 2014-07-22 23:41:04

mongol13 napisał:

No- internety mi mówią, że taka bajka już nie istnieje, ale powiem jedno- coś tu mocno śmierdzi. Chyba to ten egzaminator, który jakoś dziwnie postanowił nauczyć kogoś w 2 godziny obcego miasta na rozlatujący się złomie...

Nie nauczyć miasta a jedynie trasy egzaminacyjnej. To jest różnica :P

Tiszka - 2014-07-23 14:31:55

Użytkownik Zmijcia pisze:

Po prostu allegro.
Dostałam dzisiaj list od firmy windykacyjnej allegro. Ślicznie nazwany "ostatecznym" przedsądowym wezwaniem do zapłaty zaległej prowizji. Szkoda tylko, że ich ostateczne wezwanie do zapłaty jest pierwszym jakie widze. I do tego przesłane zwykłym listem, bez potwierdzenia odbioru. Wrzuconym do skrzynki w domu jednorodzinnym, do której dostęp ma 17 lokatorów.

http://piekielni.pl/61068

Ojej, to straszne. Nie zapłaciłam Allegro należności i mnie ścigają wezwaniami do zapłaty wrzucanymi do skrzynki pocztowej w domu jednorodzinnym z masą mieszkańców.

kambodia - 2014-07-24 21:23:41

Nim zniknie :) http://piekielni.pl/61093#comments


Vixen_ (PW) ·
24 lipca 2014 , 19:14 | było | Do ulubionych
Umówiłam się ze znajomymi. W pewnym momencie zaczepił nas pewien jegomość... żądając oddania telefonów komórkowych oraz pieniędzy. Sytuacja tyle dziwna i śmieszna, bo miała miejsce w środku dnia, w centrum miasta, ponadto nas pięcioro a napastnik sam jeden (wspierany dobrym słowem przez kumpla z bezpiecznej odległości). Nie przejęliśmy się tym żądaniem, chcieliśmy minąć Piekielnego i iść w swoją stronę. Jednakże Piekielny nie chciał odpuścić łatwego zarobku i jednak postanowił nas okraść; zaczął szarpać koleżankę za rękę, miotając przy tym różnymi mniej lub bardziej kreatywnymi przekleństwami. Jeden z kolegów podszedł do faceta i odepchnął go tak, że tamten upadł na ziemię. Słowem wyjaśnienia: nie, nie uderzył go, po prostu odepchnął tak, że facet klapnął tyłkiem na chodnik. I poszliśmy dalej w akompaniamencie wyzwisk.

Wspomniane wcześniej kolega został oskarżony o pobicie. Tak, Piekielny wniósł oskarżenie, ponoć dostarczył obdukcję lekarską według której miał wstrząśnienie mózgu, liczne otarcia, po prostu rasowa ofiara okrutnego pobicia jakby cała nasza piątka biedaka katowała. Na nagraniach z pobliskiej kamery nie ma dźwięku dlatego widać jedynie mężczyznę kłócącego się z dziewczyną i chłopaka, który atakuje go ”bez powodu”. Wszyscy byliśmy święcie przekonani, że rozprawa w sądzie będzie tylko nieprzyjemną formalnością skoro facet chwilę wcześniej próbował nas, mało udolnie lecz mimo wszystko, okraść i przecież wszyscy możemy to potwierdzić.

To wszystko działo jakiś czas temu. Rozprawa odwlekała się tysiąc pięćset razy, bo Piekielny się nie stawiał, ale to już inna sprawa. Wiecie, co jest gorsze?

Kolega musi zapłacić Piekielnemu pięć tysięcy odszkodowania plus koszty sądowe i opłacenie swojego adwokata. Sąd uznał, że koleżance nie działa się żadna krzywda i nie było powodu by kolega reagował przemocą. Nasze zeznania zostały uznane za niewystarczające, bo przecież jesteśmy jego znajomymi i to oczywiste, że zeznajemy na jego korzyść i naszej wersji nikt wiarygodny nie może potwierdzić.

Rozumiem, że powinniśmy pozwolić się wtedy okraść żeby potem móc wygrać rozprawę w sądzie? Teraz to niewinny człowiek musi zapłacić odszkodowanie jakiemuś bandycie.
"Mój kraj taki piękny".

krolJulian - 2014-07-25 01:38:47

kambodia-właśnie miałam wrzucić linka do tej historii-chyba większość uważa że ładną bajeczkę Vixen_ wymyśliła :D

Tiszka - 2014-07-28 04:22:23

Och, och, aż kota obudziłam śmiechem :D http://piekielni.pl/user/SaRuSsQa

Ta historia może nie jest dość piekielna , lecz rzekłabym bardziej irytująca. temat historii - kontroler biletów.

Pracowałam kiedyś jako kontroler biletów. Historie i wojny jakie przeżywałam z "ludźmi" (jeśli tak ich można nazwać) jest to temat rzeka i na odrębną historię.

Mała mieścina sąsiadująca z Ukrainą wszyscy praktycznie się znają 7 kontrolerów na krzyż. Jako iż pracowałam w powyższym zawodzie , znajomości wśród kanarków zostały :)
Nie powiem kontakt z większością miałam dobry, z niektórymi kierowcami MZK też za pan brat wszystko cacy nawet czasem udało mi się przejechać "na gapę" . :)

Do rzeczy . Pewnego pięknego dnia pojawił się ON . Gruby z glacą na głowie uważający ze on jest panem Wszechświata.

Sytuacja nr. 1 Jechałam porannym autobusem do pracy gawędząc z kierowcą. Owy pan rozsiadł na przednim siedzeniu zajmując dwa miejsca rozłożony jak paź. Gdy zbierałam się do wysiadania wkroczył w dyskusje:
- Dlaczego Ty jeździsz bez biletu?! (od kiedy jesteśmy na Ty?)
- A skąd pan wie, ze nie mam biletu?
- Tak przypuszczam. takie krowy jak ty nie mają nigdy biletu

Sytuacja nr. 2 Wracam do domu zmęczona po pracy , bilet skasowany zaciśnięty w dłoni , (zaznaczam ze jeszcze się uczę jeżdżę na bilecie ulgowym). Podeszła do mnie koleżanka żeby sprawdzić czy numerki na moim bilecie się zgadzają później rozmawiałyśmy o pierdołach . Podszedł on, zapytał koleżankę czy ową panią sprawdził , koleżanka przytaknęła głową ja zaś z ironicznym uśmiechem podałam mu bilet w celu powtórnej kontroli. -LEGITYMACJA krzykną tak, ze pół autobusu słyszało. Podałam mu ową legitymacje którą pooglądał następnie stwierdził ze to "dobra podróba" przy czym podarł w strzępy moją legitymację na moich oczach , próbując wcisnąć mi mandat , ale niestety podarł legitymacje , a nie chciałam, mu podać danych czy też innych dokumentów aby nie poległy zniszczeniu. Wtem wkroczył kierowca "lekko" upominając go i poinformował go o działających kamerach w autobusie. Gruby wzruszył ramionami usiadł na inne miejsce. Udało się , przystanek docelowy się zbliża , wiec podeszłam do koleżanki kontrolera pytam czy wysiada na tym przystanku jakoby zaspokoić nałóg . Wtem odzywa się on "CO ZA SZM*TA" kierując słowa do mnie. Ale w jakim celu? Do czego to było?
Skarga już poszła. Udało się zdobyć nagranie jak owy pan potraktował moją bogu ducha winną legitymacje . Ciekawe ile jeszcze osób potraktował jak śmieci? Ale zastanawia mnie jedno. Dlaczego przez takich jak on ludzie mają mylne zdanie na temat kanarów? Uwierzcie mi , my tylko wykonujemy swoją pracę

MorticiaAddams - 2014-08-07 01:19:34

http://piekielni.pl/61395#comment_703279


I historia:

"Mam na imię Madzia i ma 16 latek.Bardzo kocham zwierzęta i to moja pierwsza historia na tym portalu.Otóż od 3 lat jestem wegetarianką.Niestety w moim rodzinnym domu nikt nie akceptuje wybranej przeze mnie drogi życiowej i ciągle jestem tam poniżana i wyszydzana.Na przykład muszę sama przyrządzać sobie obiady,gdyż matka nie chce zrezygnować z gotowania mięsa.Rodzice i brat kupują skórzane rzeczy,mimo moich wyraźnych próśb,by tego nie robili.Jednak wczoraj było apogeum piekielności.Otóż mam wydzieloną półkę w lodówce,tak by moje produkty nie stykały się z mięsem.Uważam bowiem,że gdy moje rzeczy zetną się z mięsem to staną się nieczyste i będą do wyrzucenia.Wczoraj rodzice wrócili z zakupów w porze obiadowej,więc po ich powrocie zamierzałam przygotować sobie kiełki z pomidorami,zaglądam do lodówki,a tam na mojej półce leży salceson.Wiem,że brat położył go tam specjalnie.Strasznie się wkurzyłam,bo całe moje jedzenie było do wyrzucenia,a ojciec jeszcze żartował,że brat próbuje mnie nawrócić.
Jednak jeszcze gorsze było to,że moja matka kupiła sobie NATURALNE FUTRO.Płakałam próbowałam jej przemówić do rozsądku,że nosi na sobie padlinę,że to martwe zwierzęta i należałoby je pochować,a ona jeszcze zwyzywała mnie od wariatek.Jak tak można przecież te futerka to martwe zwierzątka,jak można to nosić??? Próbowałam spryskać tą kurtkę takim śmierdzącym sprejem,ale matka mnie przyłapała i znowu zaczęła wyzywać od wariatek,że niby nie szanuję pieniędzy itp.Jak moi rodzice i brat mogą być tak piekielni?
Przecież oni są mordercami,codziennie jedzą zwierzątka,a teraz matka dodatkowo będzie nosić na sobie cmentarz!!! "- nie wiem jak wy, ale ja padłam i powstać jeszcze nie mogę :P

mongol13 - 2014-08-07 14:51:14

Czyli tak. Madzia (ku*wa znowu... czy na to imię rzucono jakąś klątwę pier*olca nadzwyczajnego, czy jak?!) już w komentarzach zarzeka się, że nie jest trollem, ani tym bardziej wariatką. I nawet pomiędzy wierszami można wyczytać, że wie, jak się ten świat kręci... interesting :think:

Dobra, od początku- jej zielenina stała się "nieczysta", bo obok leżał salceson, czy co tam innego. Mhm, ciekawe. Czyli już to, że leży 10cm w dół zamiast w bok załatwia wszystko? Wtedy zielenina się już nie "zanieczyszcza"? Poza tym zanieczyszcza się... czym? I jak? Już pominę kwestię, że cała ta gadka przypomina mi bardzo jakiegoś nawiedzonego arabusa i jego wieprzową "nieczystość".
W ogóle przy okazji remontu nasuwa mi się takie porównanie, że mam puszkę białej farby, stawiam obok puszkę farby czerwonej i zgodnie z pseudologiką Madzi te farby powinny się magicznie wymieszać, czy coś. Nie wiem- osmoza przez 2 plastikowe ściany i powietrze między nimi, czy coś...

Misha na piekielni.pl napisał:

Skoro po zjedzeniu pomidora, który zetknął się z szynką byłabyś nieczysta to jakbyś się oczyściła? Rytualne samospalenie na stosie?

No chyba...
Dalej. Przez ten nieszczęsny salceson całe jedzenie było do wyrzucenia. Nic to, że było dobre. No i się teraz naprawdę wku*wiłem :wkurw: To z tego wychodzi, że nie dość, że ta rozpieszczona gówniara ma naje*ane w głowie, bo się pewnie naoglądała jakichś durnych programów, albo nasłuchała koleżanek w piaskownicy, to widać jeszcze jej się z dobrobytu w dupie poprzewracało, skoro tak chce marnować żarcie. Ja mam pomysł- skoro dziewczynka jest na garnuszku rodziców, to niech przestaną telerować jej fochy i kupować osobne żarcie. Niech się przegłodzi, zaraz jej apetyt na wszystko wróci.

Futro. Naturalne, więc drogie. Ale oczywiście to dalej rodzinka jest je*nięta, nie autorka, która chciała to futro zniszczyć. W końcu futro to zUo, cmentarz i w ogóle padlina. I nekrofilia!!! :woo: Tylko jak to wytłumaczyć przykładowo Eskimosowi, mieszkańcowi Sybiru, czy dawnemu Indianinowi, którzy mieszkali w pobliżu koła podbiegunowego i nie mieli takich atrakcji, jak szmateksy co 20 metrów? Co- mieli zamarznąć, podobnie, jak pierwsi ludzie, gdyby nie zdecydowali się nosić ciepłych futer? I oczywiście nie jeść wartościowego mięsa, tylko dalej wpierniczać korzonki i sałatę, nie? Siła sama z siebie przyjdzie...

Tą nieszczęsną nekrofilię litościwie pominę, bo to już nie jest powód do śmiechu, tylko do płaczu. Oto moi drodzy idealny przykład edukacyjnej porażki. Dobrze, że to się nie dzieje w Japonii, bo tam zapewne jej nauczyciel, bo zmyć hańbę wynikłą z wypuszczenia tępaka ze szkoły popełniłby z pewnością seppuku. Drewnianą łyżką. Publicznie. Przyznając się wcześniej do czego dopuścił.

No i epilog, czyli rzekomi mordercy wszędzie. Spoko. Tylko czemu każdy nawiedzony wegeoszołom (nie mylić z normalnymi wegetarianami, weganami i tak dalej) nie przyjmuje do tego swojego pustego baniaka, że to wynika z natury? Są roślinożercy, mięsożercy i wszystkożercy. Czemu nikt nie startuje z pyskiem do takiego tygrysa, kiedy ten coś sobie upoluje? Albo do lwa? Niedźwiedzia? Kota? Psa? Wilka? Wtedy jest spoko, parafrazując jedną reklamę od posranych spraw wtedy to "działa, jak natura chciała". Ale kiedy zamiast kotka, czy misia postawimy w to miejsce człowieka, to "to zwykli mordercy i NEKROFILE!!!". Sprawa jest prosta? Nie chcesz jeść mięsa? Spoko, szanuję twoją decyzję, ale z łaski swojej nie wpier*alaj mi się z pyskiem i pretensjami do mojego talerza, bo i ja zacznę tak robić.

madzia3654 napisał:

Koci przewód pokarmowy jest przystosowany do jedzenia mięsa,ludzki nie.

Że ku*wa co? Widać ktoś tu podstawówki nie skończył... :wtf: Więc jakim niepojętym cudem jest to, że przez jakieś 2 miliony lat istnienia człowieka (lub jakieś 200 tysięcy jeśli brać tylko homo sapiens) na tym świecie mięso jest w duże mierze głównym składnikiem diety? No nie może być, że mięso jest dobrym źródłem białka i wartości odżywczych? Z resztą- weźmy takiego człowieka, który całe życie ciężko fizycznie zapier*ala. I powiedzcie mu, że od teraz ma nieodwołalnego ma bana na mięso po robocie, bo widzimisię wariata. Ale wcześniej zadzwońcie po karetkę i obowiązkowo powiedzcie, że będą mieli prawie-trupa. Bo- wybaczcie niesprawiedliwość, ale zauważyłem takie cudo, mianowicie wegetarianizm, jako "zdrowy" i "jedyny słuszny" tryb życia propagują w głównej mierze jakieś aktorzyny i prowadzące programy typu "szkieletowa moda i zdrowie po życiu". Czytaj osoby raczej się nie przemęczające...

Kończ waść, wstydu oszczędź...

kochanicadziedzica - 2014-08-07 18:29:39

Vegeterrorystka, w dodatku powtarzająca największe bzdury z możliwych. Fakt, znam ludzi, którzy nie jedzą mięsa od lat i woleliby go nie trzymać w lodówce, bo im po prostu śmierdzi, ale żaden z nich nie twierdzi, że pomidory leżące obok salami (zapewne zapakowanej w papier/folię) stają się trujące. :D

Temeris - 2014-08-07 19:40:29

Po prostu nie gotujesz wg kuchni poj*banych przemian. :P
Na takich mam prosty tekst: jestes vege, żryj patyki.

Fahren - 2014-08-07 19:50:47

Tem - i ta hańba jak przypadkiem zjesz patyczaka :D

Kobalamina - 2014-08-07 19:56:20

Bo każdą gałązkę należy wpierw uprzejmie zapytać, czy przypadkiem nie jest patyczakiem i czy nie ma nic przeciwko, żebyśmy ją wpier*olili.

Mahmurluk - 2014-08-07 20:58:16

madzia3654 napisał:

przez to głupie wpierd_alanie mięsa cierpią niewinne zwierzątka.JESTEŚ GROBEM ICH POMORDOWANYCH CIAŁ!!!

To najbardziej metalowa rzecz jaką od dawna słyszałem :D

mongol13 - 2014-08-07 21:42:42

Jak dla mnie to najbardziej emo rzecz, jaką słyszałem- brakuje tylko zdjęcia autorki z nożem i keczupową krwią :lol:

Temeris - 2014-08-07 23:24:13

Krwawi seler, ofkors, nie autorka. Selerowi serce krwawi, a marchewce cieknie z macicy. Sokiem pomidorowym.

Fahren - 2014-08-07 23:32:05

Chyba zjadła mięso i przejrzała na oczy. Potem pewnie popełniła seppuku za wypisywane głupoty, bo coś przestała pisać

Temeris - 2014-08-16 10:57:02

I oto trafia tutaj autorka zasiedziała i zasłużona. Za robienie z ludzi debili i wywoływanie shitstormu.
Tadam: http://piekielni.pl/61357

Wiozłam karetką zdrowego (w sensie chorób przewlekłych) pięciolatka o masie własnej 37 (słownie trzydzieści siedem) kilogramów.
Razem z mamusią ważyli pewnie ze 180.
Norma dla wieku to ok 17-24 kg.

Otyłość jest chorobą przewlekłą, już nawet do Panacei to dotarło. Inne schorzenia wywołujące dużą nadwagę z reguły też. Więc albo dziecko miało kulę z betonu przyklejoną gdzieś do ciała, albo brało jakieś leki z tragicznymi skutkami ubocznymi, a traszka "zupełnym przypadkiem" zapomina o tym wspomnieć, albo dziecko zdrowe nie było. Ale skoro twierdzi, że jednak...?
A ludzie w komentach się podniecają i nakręcają.

mongol13 - 2014-08-16 11:53:40

Heh, nic tylko czekać, aż ktoś tam rozpęta gównoburzę z BMI :P Ale to, co tam wypisują w komentarzach przechodzi wszelkie pojęcie :facepalm: Albo idą tym durnym schematem, że człowiek o wzroście 170cm powinien ważyć max 30kg, albo znów w drugą stronę- 5 letni dzieciak może ważyć nawet i 100kg i jest spoko. Nie ma to jak iść z jednej skrajności w drugą.

Armagedon znów coś musiała doje&ać (czemu mnie to nie dziwi):

Wychodzi na to, że grubasy zawzięcie minusują, minusują...

Ona albo coś bierze, że jest w stanie spłodzić takie bzdury, albo powinna zacząć brać. Spisek masońskich grubasów...

Temeris - 2014-08-16 13:24:05

Gdzieś w sieci wpadł mi w oko artykuł o tym, że na plaży powinni się rozbierać tylko młodzi, szczupli i wysportowani. A jak! Estetyka przestrzeni publicznej musi być zachowana.

Tiszka - 2014-08-23 00:36:55

http://piekielni.pl/61688

Użytkowniczka http://piekielni.pl/user/KochamLata90

Ma milijon minusów, więc przeklejam.

O dziennikarzach hienach.

Kiedy miałam "naście" lat, uwielbiałam spędzać godziny na pewnej grze (zapewne kojarzycie słynny swojego czasu Amorion). Poznałam tam wiele osób, w tym jedną wyjątkową.
Był nią chłopak z pewnej miejscowości w centralnej Polsce. Po dłuższym czasie zwierzył mi się ze swojego problemu...
Otóż chłopak cierpiał na przypadłość nazywaną pergaminową skórą. Z powodu schorzenia, oraz innych związanych z nim przypadłości rzadko wychodził z domu, a wychodząc zakładał ciemne okulary i kaptur.
Z tego co mówił, jakaś dziennikarka chciała zrobić o nim reportaż, a co za tym idzie "odpowiednie zdjęcia", których ani on ani rodzina nie pozwolili zrobić. Pani więc wpadła na inny pomysł, albowiem włamała się na konto mailowe chłopaka i wykradła zdjęcia, które następnie opublikowała. Skąd pewność że właśnie stamtąd je ma?
Otóż chłopak jedyne "możliwe" zdjęcia wysłał kilku najbliższym znajomym, do których miał wielkie zaufanie. Internetowym znajomym, z odległych krańców Polski..Oczywiście prowadzona została sprawa w sądzie, dziennikarka dostała jakąś reprymendę, ale sam ten fakt uważam za wielkie świństwo. Niestety od paru lat nie mam z nim kontaktu, z dnia na dzień przestał pisać do nas, graczy.

Dlaczego głupie? Pominąwszy już umiejętności techniczne dziennikarzy odnośnie obsługiwania własnej poczty (wiem, co mówię, uwierzcie) nawet ci z "Faktu" czegoś takiego by nie zrobili. To grozi wywaleniem z redakcji i wilczym biletem na wieki wieków, reprymendą od Komisji Etyki Dziennikarskiej, sądem, grzywną, poza tym - nie można zrobić reportażu, jeśli ktoś nie chce... Poza dziennikarstwem śledczym.

Druga historia tej dziewuszki też jest bardzo pr0: http://piekielni.pl/61687

mongol13 - 2014-08-23 09:28:36

Dobra, pomijając już sam fakt represji- ty uwierzysz w ten scenariusz? Łoo, dziennikarka chce zrobić wywiad, nagle nie wiadomo skąd dowiaduje się, że potrzebne zdjęcia są na mailu chłopaka (1sic!), doskonale zna adres (2 sic!) oraz hasło do konta (3 sic!). Tja, gdzie są różowe słonie i klaszczące autobusy?

Kącik Mythbuster: każde hasło można złamać w relatywnie krótkim czasie. NOPE! Można, o ile jest to coś w rodzaju "password" "123abc" albo coś takiego. O co biega poniżej- tyle czasu zajmuje złamanie hasła metodą brute force (czyli na chama, sprawdzana jest każda kolejna możliwa kombinacja):
https://i.chzbgr.com/maxW500/8171730432/h7390D602/
Czyli z tego wychodzi, że jeśli chłopak nie miał hasła wręcz zachęcającego do włamania, to albo laska może śmiało wysyłać numery do totka, bo widzi przyszłość, albo- co bardziej prawdopodobne- historia powinna zaczynać się od "Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami i za wielką stertą malinowego bullshitu..."

Tiszka - 2014-08-25 09:24:20

Kolejne cudo - http://piekielni.pl/61722

Piekielna historia z Mazur. Pływamy sobie z przyjaciółką po jeziorze na materacu i nagle widzimy jak ktoś pływa na motorowce. Blisko brzegu, dziób 2 metry nad wodą, gminna plaża, mnóstwo dzieci, ale co tam. No i tak sobie siedzimy, gadamy, aż tu nagle motorówka coraz bliżej nas. Myślimy "Spoko, pewnie nas wyminie!". Gdzie tam! Płynie prosto w nas! My wystraszone, ale,
NA SZCZĘŚCIE, nie sparaliżowane, rakcja błyskawiczna. Miałam pecha i motorówka była bliżej mnie niż mojej przyjaciółki, więc uderzyła mnie w głowę, ale nic mi się nie stało. Gdybym wtedy nie zanurkowała nie pisała bym wam o tym teraz. Byłam nie całe 2 metry od śruby. Wynurzyłam się w ostatniej chwili.

Gdy wyszliśmy bezpiecznie na ląd ten w motorówce odpłyną, ale za 10 minut wrócił. Gdy był blisko nas popłyną do niego mój tata, a gdy zwrócił mu uwagę, ten z motorówki krzykną do niego " S....j s....u!"

Do dziś się zastanawiam- głupota, czy brak wyobraźni?

W ramach sprostowania. Nie byłyśmy daleko od brzegu, raptem
6-7 metrów, głębokość jakieś 2, więc to nie była nasza wina,bo ten facet nie miał prawa tam pływać.

Fahren - 2014-08-28 15:35:09

User Kosunia tako rzecze w historii nr 61785

http://piekielni.pl/61785#comments

Witam;) Do tej pory byłam tylko biernym czytelnikiem ale ostatnie zdarzenia z obligowały mnie do założenia konta... Ostatnio wziełam ślub z ukochnym... nie jest on polakiem z racji tego ślub był za granicami naszego kraju... i tu zaczyna sie historia właściwa, chciałam zalatwic wszystko jak bozia przykazala i uzupelnić dokumenty w Usc w moimrodzinnym mieście niestety nie mogę zrobic tego przez pelnomocnika (mieszkam za granica i nie dostane urlopu) dlaczego hmmm bo nie jak to stwierdzila pani urzędniczka. Umowilam sie na termin... pojechałam specjalnie i co slysze. U-urzedniczka J- ja -U- Niestety nie mozemy zmieni pani stanu cywilnego gdyz musi byc przy tym Pani mąż. J- niestety nie jest to możliwe w tym momencie poniewaz nie posiada on jeszcze stosownych dokumentow do odwiedzenia mego kraju, jesli nie jest to problemem przyjedzie w inny terminie prosze mi powiedziec jakie dokumenty będę potrzebowala do ksiag wieczystych. U- orginal małżeństwa i oryginał aktu urodzenia męża J- ale jak to oryginały przeciez ja ich bede potrzebowała w kraju w ktorym obecnie mieszkam , nie moge oddac pani oryginałów U- wooon i nie awanturowac mnie sie tutaj...... co pani mysli ze amerykanka jest...... I TU POJAWIA SIE MOJE PYTANIE KOCHANI PIEKIELNI OD KIEDY JEST OBOWIAZEK ODDAWANIA ORGINALNYCH DOKUMENTOW PRZECIEZ TO NIE LEGALNE... PROSZE PORADZCIE CO MOGE ZROBIC!!!!!

mongol13 - 2014-09-02 11:37:49

Dobra, tym razem na ruszt leci historia usera Dominik *clickie clickie!*, który jest najwyraźniej zbulwersowany. Tylko jeszcze nie wiem czym- tym, że bank, jak każdy inny usługodawca nalicza sobie marżę, czy swoją głupotą. Chyba to pierwsze. I chyba historia już została usunięta, bo piekielni coś świrują przy przekierowaniu...

Przyjechałem do Polski na wesele, trzeba przyszykować kopertę dla Państwa Młodych. Idę do bankomatu PKO BP wkładam moją brytyjską kartę, wybieram 1000 PLN i moim oczom ukazują się dwie opcje:
1. Wyplata 1000 PLN bez gwarancji kursu
2. Wypłata 211.85 GBP z gwarancją kursu po 4.72

Wybieram opcje nr 1.
Bankomat się pyta: CZY NA PEWNO CHCESZ ZREZYGNOWAĆ Z GWARANCJI KURSU.

Zdecydowanie rezygnuję, bankomat niechętnie wypłaca żądaną kwotę.

Średni kurs bankowy dzisiaj to 5.32;
Szybkie logowanie na aplikację bankową i mój bank skasował mnie za wypłatę 191.57 GBP (kurs 5.22).
Rożnica 10%, w tym przypadku 100zł.

Dlaczego w Polsce nawet taka instytucja jak Bank chce mnie okraść?

Mahmurluk - 2014-09-02 13:07:32

Najbardziej mnie zastanawiają objawy niechęci bankomatu do wypłaty gotówki. Za długo mielił?
No cóż, włączył się tryb #zagranico i w Polsce wszystko jest złe.

mongol13 - 2014-09-02 15:19:32

Wiesz- mnie zastanawia, czy gdyby to wypłacał przykładowo dolary w tej swojej kochanej UK, to czy też by tak biadolił, czy to tylko faktycznie taka choroba- burak wyjeżdża na chwilę za granicę, wraca i patrzcie je*anego, jak światowy się zrobił, nagle nic mu nie pasuje, bo "tam jest lepiej"...

Archeoziele - 2014-09-03 17:37:04

To dość typowe zachowanie Polaków którzy wyjechali. Szczególnie podatni są na to nasi rodacy, którzy w kraju nic nie osiągnęli. Wyjechali, zarobili trochę kasy (co nie jest tam trudne) i już się z nich paniska zrobiły.

mongol13 - 2014-09-10 13:48:31

Okej- zostawiłem sobie piekielnych otwartych jakiś czas temu w zakładkach, dzisiaj czytam, czytam i trafiam na coś takiego:
historia www.piekielni.pl/61932 autorstwa Pecorelli. Tak historia, jak konto (swoją drogą "niebieskie") już nie istnieją. A tak chciałem poczytać komentarze kiedy zobaczyłem rating 3/43 :D

Znajoma lat 30 wyszła za mąż, żeby mieć dziecko, dopięła swego, zaobrączkowana i zaciążona postanowiła czym prędzej się rozwieść, bo jak uznała - lepiej być rozwódką z dzieckiem niż samotną matką. Powód? Cóż wybranek był zbyt biedny. Tatusia od dzieciaka odseparowała, roztaczając wokół niego opinię tego złego, niedobrego, zdradzającego łajdaka. Rodzinka wtórowała, doszło to tego, że na urodzinach jego syna był sadzany przy osobnym stole niż reszta gości i cała rodzinka udawała, że go nie ma.
Znajoma zapoznała bogatego pana - 20 lat starszy, zagraniczny Biznesmen, zakupił dziewoi mieszkanie, sportowe auto, zaprasza do siebie, zabronił pracować, bo nie miałaby dość czasu na zagraniczne wycieczki, na które ochoczo ją zabiera. Żeby rodzicom nie przeszkadzało, że ma żonę, ale żeby uznali go za zięcia zakupił luksusowe auto, do którego kluczyki ofiarował w najdroższej restauracji w mieście, zapewniając o swej dozgonnej miłości do ich córki.
Wszystko pięknie ładnie. Pomyśleć można, że zazdroszczę, ale tak nie jest, po prostu żal mi dzieciaka, BO mamusia synka oddała w zasadzie swoim rodzicom - jej mama nie mogła poddać się operacji wstawienia rozrusznika, bo to by kolidowało z planami znajomej. Ta wyjeżdża do swojego lubego na 3 tyg, po czym wraca na tydzień podpisać się w PUPie, zobaczy się z dzieciakiem i fruuu za wścieklizną macicy. Dochodziło do tego, że siedziała przez 2 tyg w hotelu w mieście obok i nawet przez ten czas do synka nie zajrzała (autem 7 min). Zapytałam ją kiedyś, po co jej w takim razie dziecko było, "robione" tak na siłę, uraczyła mnie mądrością "żeby na starość miał mi kto podać szklankę wody", odparłam, że chyba tą szklanką na starość od dzieciaka w łeb dostanie, to się obraziła. I to nie jest do końca tak, że jej Luby małego nie akceptuje, chodzi o to, że w jej mniemaniu dzieciak im przeszkadza (chyba wiadomo w czym).
Takie osoby utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie każdy powinien dzieci posiadać. Najbardziej zasmucił mnie obrazek, gdy mały garnął się do niej, chciał przytulic, a ona siedziała na swojej wypasionej komórce pisząc ze swoim lubym i warczała do niego "odwal się gnojku". Zaś, gdy się małego ktoś zapyta, gdzie jest mama jak jej nie ma odpowiada, że "w pracy". Cóż maleńki, ale bystry...

Kitusiek - 2014-09-15 21:24:36

Który to już Urban Legend na Piekielnych.. Tym razem OkrutnyKanar, historia już usunięta:

Zatłoczony tramwaj w godzinach szczytu.
Na przystanku wsiadła ok. 80-letnia staruszka z trudem poruszająca się o kuli. Mimo to nikt nie zdecydował się ustąpić miejsca. Staruszka poprosiła więc siedzącą obok ok. 18-letnią dziewczynę o ustąpienie miejsca. Dziewczyna spojrzała na staruszkę po czym udając, że nic nie słyszy odwróciła się w kierunku okna.
Kilka przystanków później do autobusu weszli kontrolerzy biletów. Dziewczyna gdy tylko zauważyła kontrolę, podniosła się i próbowała uciec. Niestety jeden z kontrolerów zagrodził jej drogę i poprosił o bilet. Dziewczyna biletu nie miała więc kontroler wypisał jej "mandat".
Całej sytuacji przyglądała się staruszka, więc gdy kontrolerzy wysiedli podeszła do spisanej dziewczyny i powiedziała do niej:
-Ja mam I grupę inwalidzką*. Gdyby była Pani bardziej uprzejma i ustąpiła mi miejsca to powiedziałabym, że jedzie Pani za mną. A tak ma Pani za swoje.

*. W Warszawie osoby niepełnosprawne w stopniu znacznym mogą podróżować komunikacją miejską bezpłatnie wraz ze wskazanym przez siebie opiekunem.

Tiszka - 2014-09-17 15:02:48

Zanim zniknie :D

Użytkowniczka Hated - http://piekielni.pl/62075

Najpikielniejsze z Piekielnych!!! REKLAMY!!! Na telefonie za obejrzenie reklamy : PŁACISZ co strona, 2 - 3 reklam super zdjęcia swoje ważą, więc PŁACISZ!!! na laptopie czytam PIEKIELNYCH, pojawia się co chwile reklama i spada w dół , akurat w momencie gdy chcę kliknąć spływa pod kursor i ... już oglądam produkty z ROPUCHY... Teraz pisząc ten post w oczach mi się kręci od pier...nego psychowykańczającego migotania nazwy.pl

mongol13 - 2014-09-17 20:41:55

Straszna... jest głupota ludzka. W końcu instalacja AdBlocka tak bardzo boli :facepalm:

kiniaas007 - 2014-09-21 12:46:44

m13, najpierw chyba trza wiedzieć czo to jest adblock :3, a tu widzę, że użyszkodniczkę myślenie boli, więc znajomości wtyczek do przeglądarek nawet u niej nie podejrzewam :D

mongol13 - 2014-09-22 09:35:13

Kinia, w takim tempie, to my dojdziemy do naturalnie kształtującego się pytania "A co to jest przeglądarka?" u tej użyszkodniczki... chociaż jak tak się patrzy na tą jej "historię" to niewiele do tego stadium brakuje...

kiniaas007 - 2014-09-22 10:24:56

nie no *wykazuje się dużą dozą naiwności i wiary* pewnie wie co to przeglądarka, może raczej "co to są wtyczki" i na tym się skończy?? prawda? powiedzże tak!

kambodia - 2014-09-24 15:52:01

dzisiaj http://piekielni.pl/62187#comments
Witam serdecznie.

Historia o nauczycielu chemii z liceum do którego kiedyś się chodziło. Sami ocenicie co było piekielne, ja go strasznie lubiłem.

Kilka słów o człowieku - 40 letni facet z klasą - cylinder, frak, laseczka, broda. Definicja dżentelmena. Żonaty.
Po studiach chemicznych wyjechał na wojnę... O ciekawych efektach takiego połączenia w kilku aktach.

Akt I

Metody tłumaczenia przedmiotu bardzo przystępne, mimo rozszerzenia i sporej ilości trudnych zagadnień bardzo jasno przedstawione, nie dało się nie zrozumieć.
Gorzej jak ktoś umiał (lub nie) i gadał... Kiedy pierwszy raz przyszedłem na jego lekcje na końcu sali stała tarcza. Ot taka zwykła tarcza, z oznaczonym środkiem i takie tam.
Pechowa koleżanka odwróciła się i prowadzi konwersację. 10 sekund po odwróceniu nauczyciel to zauważył zrobił coś niesamowitego.
Magiczny ruch ręką i tarcza stała nadal na swoim miejscu wraz ze sztyletem wbitym dokładnie w sam środek.
Nikogo nie miał najmniejszego zamiaru trafić (tak przypuszczam) gdyż ławki były po bokach,a na środku sali przejście aż do samej tarczy. Facet stał dokładnie na przeciw niej przy tablicy. My wszyscy prawie popuściliśmy w spodnie a on cichutko podszedł do koleżanki i mówi:
- Nie chciałbym aby droga niewiasta niecodziennej urody zakłócała rozmową przebieg moich lekcji gdyż znacząco wpływa to na koncentrację moją jak i pozostałych. (W takim stresie do do dziś każde słowo zapamiętałem jak żywe.) Powiedział to, my dalej ani drgniemy, w sali bardzo dobrze słychać latającą muchę, a on jak gdyby nigdy nic podszedł, wyjął sztylet, rozpiął swój frak ukazując nam że pod nim ma z kilkanaście takich i innych podobnych noży różnej długości.
Jak gdyby nigdy nic wrócił prowadzić zajęcia.

Do końca roku nikt się nie odezwał.

Jeżeli się spodoba dodam co spotykało spóźnialskich oraz o innych zwyczajach tegoż pana.

(Dla wątpiących w prawdziwość historii dodam że nigdy nie było na niego żadnych skarg, cieszył się sporą sympatią wśród uczniów. Liceum było prywatne więc mógł sobie pozwolić na troszkę więcej niż w publicznej szkole.
Co ciekawe facet przez wszystkie lata miał 100% zdawalność matur z przedmiotu.)

Mahmurluk - 2014-09-24 18:02:37

Akt II - psor co rano zbierał sny swoich uczniów
Akt III - pewnego dnia wsadził swoje oko do balonu i posłał na przeszpiegi do innej szkoły.

mongol13 - 2014-09-24 18:54:36

...znaczy się Ambroży Kleks? Sounds good to me bro :D

kambodia - 2014-10-24 17:05:34

Pewnie wam umknęło bo i pojawiło się na chwilę.

http://piekielni.pl/62637#comments

Zerzoha (PW) ·
24 października 2014 , 16:56 | było | Do ulubionych
Jesteście nikim! Rasa ludzka jest najgorszym gatunkiem jaki nosi ziemia od milionów lat!

Po raz pierwszy na piekielnych napisał OBCY. Ocenił nas mocno a czy sprawiedliwie to inna sprawa :)

Archeoziele - 2014-10-24 20:41:56

Nie po raz pierwszy. Ten gostek wrzuca takie teksty regularnie :)

krolJulian - 2014-11-15 16:37:33

Kolejna historia bajkopisarza, już zresztą wyśmiana przez użytkowników. Zdecydowanie czas zmienić dilera :D 
www.piekielni.pl/62945

Dopiero przedwczoraj "wróciłem" z Marszu Niepodległości w Warszawie (w sumie wróciłem 13 o czwartej rano) na który nie dojechałem notabene przez jedną [D]ebilkę.

Otóż cała historia dla której już nigdy więcej nie wezmę autostopowicza:

Razem z znajomymi (dwoma kolegami) wyjechaliśmy z mojej wioski na marsz. Jako że to dość daleko a szkoda nam było dnia wyjechaliśmy na noc 10 listopada o godzinie 22:00. Mieliśmy jechać w systemie że co cztery godziny zmiana kierowcy. Już na samym początku podróży D., tak około pięćdziesiąt kilometrów za naszą miejscowością, stała na wylocie stacji benzynowej i łapała autostopa. Jako że wyglądała na porządną i nie oszukujmy się ładną dziewczynę zabraliśmy ją licząc na to że umili nam rozmowę. A nuż któryś z nas spodoba jej się i go sobie wybierze na przyszłego męża.

O zgrozo. Ta myśl teraz nas przeraża.

Kontynuując:
Zabraliśmy, pani chce do Grudziądza, my do Warszawy. No nie szkodzi,będzie miała bliżej chociaż. Wszystko cacy, śmiechy, chichy, rozmowa się klei idealnie z całą trójką.

No ale jakby była tak fajnie to bym się tutaj nie logował prawda?
Ano racja. Więc zaczynam swoje małe piekiełko:

D: A koledzy to po co do Warszawy?
[K]olega 1: A na Marsz Niepodległości
D: Jak to? Wszyscy?
My we śmiech:
[J]a: No tak, po co innego jedzie się do Warszawy?
D: A to ja nie widziałam że wy tacy jesteśćie
K2: Jacy?
D: No faszyści i naziole
Aż nasz zatkało. D kontynuowała uznając że nasze milczenie to oznaka przyzwolenia by dalej mówiła:
D: Przecież wszyscy wiedzą że tam jeżdżą debile i kretyni. A wy na takich nie wyglądacie.
K1: Wiesz my tam jedziemy by zademonstrować nasz patriotyzm
D: Patriotyzm to przestarzały system sterowania masami
K2: Patriotyzm to miłość do ojczyzny
D: Nieprawda, studiowałem psychologię i wszyscy wiedzą że najlepiej steruje się uczuciami jednostki

I w podobnym tonie cała dyskusja przez godzinę. Pod koniec już obie strony krzyczały gdy K1 zaproponował koniec kłótni co też uczyniliśmy. Jako że zgłodnieliśmy zajechaliśmy na stację benzynową i kupiliśmy sobie po hot-dogu. D. oznajmiła że nie jada trupów wobec czego została w aucie.
My zjedliśmy, wróciliśmy do auta i ruszyliśmy dalej.

WAŻNE DLA HISTORII: Każdy z nas,na samym początku podróży kupił sobie po jakimś napoju. Pepsi, sok i woda. Zostawiliśmy to w aucie jak poszliśmy jeść i gdy wróciliśmy każdy z nas wziął po łyku.

Wracając do histori: Jakieś pół godziny później, cała trójka poczuła jak w ich jelitach dzieje się coś złego. Bardzo złego. W ciągu kilkunastu sekund zmuszeni byliśmy zatrzymać się na jakiejś krajówce ( godzina 2:00) i pędem udać się w krzaki.
Auto stało na poboczu, kolega nawet nie zdążył wyjąć kluczyków ze stacyjki. Wszyscy udaliśmy się po prostu za nagłą potrzebą.

Gdy skończyłem swoją potrzebę i szukałem w miarę dobrego liścia usłyszałem krzyk rozpaczy i przerażenia. Szybko więc podciągnąłem spodnie i ruszyłem w kierunku auta bowiem stamtąd ten okrzyk się wziął. K1 stał w kompletnych ciemnościach, świecąc na swoje auto telefonem który miał w kieszeni.

Widok jaki zastałem był...
Zły. Straszny. Makabryczny

Auto K1, Renault Laguna, było jego oczkiem w głowie. Jego dumą i majątkiem. Sam o nie dbał, znał każdą śrubkę w aucie, spędzał długie godziny by doprowadzić auto do stanu "spod igiełki".
Noi pani D. mu tą igiełkę zniszczyła.

Wszystkie koła przebite (nożem jak wykazała obdukcja), lakier w wielu miejscach porysowany, każda szyba wybita za pomocą klucza który był w bagażniku, lusterka odłamane, kluczyki od auta, nasze portfele i mój i K2 telefon znikły (potem znaleźliśmy te telefony, kompletnie zniszczone). Tak samo jak flaga z bagażnika.

Ta...Nasze potrzeba trwała dość długo więc D. miała mnóstwo czasu by zniszczyć cudowne auto i rozpłynąć się w mgle. Oczywiście K1 zadzwonił na policję, która z łaski swojej przyjechała po czterech godzinach.

Do Warszawy nie dojechaliśmy.

Kochana D. jeśli to czytasz to wiedz że znaleźliśmy dwa puste opakowania Moxalole.
I wiedz że cała nasza trójka pamięta jak wyglądasz. I policja ma twój portret pamięciowy.

Archeoziele - 2014-12-19 21:27:50

http://piekielni.pl/63412#comment_735761

Kilka lat temu wyjechałam na roczny wolontariat do RPA. Na studiach załatwiona dziekanka, ja gotowa na przygodę życia i pracę jaka od dawna mi się marzyła, bilet kupiony i pozostało tylko załatwienie ostatnich formalności (szczepienia, zakup leków przeciwdziałających malarii i ubezpieczenie). Nie znam się na ubezpieczeniach, po za zdrowotnym na uczelni nie mam innego i dzwoniłam do różnych film ubezpieczających. Ceny wysokie, rzędu kilku tysięcy złotych, obejmujące opłatę leczenia, ewakuacje w czasie wojny, przelot helikopterem gdyby moje zdrowie tego wymagało i trzeba byłoby mnie do szpitala zawozić. Jednym słowem oferta na każdą okazje tylko ceny wysokie. Szczęśliwie udało mi się znaleźć ofertę za 1100 zł i to nie w jakiejś firmie z Pcimia dolnego ale w przodującej na polskim rynku. Umówiłam się na spotkanie z agentem, wyjaśniam, że jadę do RPA (w rozmowie używam nazwy skrótowej kraju ale i całościowej), podpisujemy umowę, ja płacę ciułanymi na studiach pieniędzmi.
Przez prawie cały czas pobytu wszystko było ok ale pod koniec zdarzył mi się dość poważny wypadek w górach (zarwała się pode mną skała i spadłam z 20 metrów). Wynik: ogólne potłuczenie, oderwanie mięśnia od kości w prawej ręce i wstrząśnienie mózgu. Dwie doby leżałam pod kroplówką w szpitalu, biorąc leki przeciw bólowe i w pierwszych godzinach pod tlenem.
Po wyjściu ze szpitala dzwonię do ubezpieczyciela z pytaniem czy rachunek za szpital powinnam im wysłać mailem, faksem czy też dostarczyć osobiście gdy wrócę za dwa miesiące. Pani uprzejmie mi mówi, że moje ubezpieczenia "WAŻNE JEST TYLKO W EUROPIE", że wykupiłam opcje drugą a nie trzecią i że nie zwrócą mi za wypadek w Afryce. No tak, przecież jadąc na rok do REPUBLIKI POŁUDNIOWEJ AFRYKI niezbędne jest mi ubezpieczenie w Europie (nie wiem, może przed wylotem na lotnisku mogło mnie spotkać coś złego??). Na szczęście rachunek za szpital nigdy do mnie nie dotarł, szkoła w której pracowałam też go nie dostała ale ja nauczyłam się jednego: ubezpieczalnie to banda naciągaczy, którym ufać nie wolno... Kolejne moje wyjazdy były bez ubezpieczenia albo z takim wykupowanym w Afryce która niestety jest bardziej ludzka i do przodu niż Polska...

Czytając komentarze widzę, że nie dodałam najważniejszego - z agentem rozmawiałam o opcji nr 2 takiej umowy (pobyt w każdym miejscu na świecie, ubezpieczenie od wypadków) a potem okazało się, że mam podpisany pakiet 1 (tylko Europa). Może ja jestem naiwna, może głupio zrobiłam ale to agent specjalnie wprowadził mnie w błąd...

Tytan intelektu...

Fahren - 2014-12-19 22:29:31

Czytałem. I nadal się dziwię, jak można być tak ekhm.. nieostrożnym, żeby podpisywać ubezpieczenie bez czytania. Zapachniało malinami.

Archeoziele - 2014-12-19 22:36:35

W kolejnej historii p.t autorka twierdziła, że jak się jedzie do Afryki na dłużej to w sumie nie ma sensu dbać o profilaktykę przeciwko malarii tylko lepiej sobie na nią zachorować...

mongol13 - 2014-12-20 09:00:27

Wait... pomijając to... spadła z 20 metrów. I ma tylko ogólne potłuczenie, oderwanie mięśnia od kości w prawej ręce i wstrząśnienie mózgu. Dwie doby leżała pod kroplówką w szpitalu, biorąc leki przeciw bólowe i w pierwszych godzinach pod tlenem. Takie coś, to można sobie załatwić skacząc z 5 metrów, jak moja sąsiadka, która popełniła w ten sposób samobójstwo. Za drugim razem... z 20 metrów... taa... jeszcze pewnie skoczyła "na banię", a w miejscu lądowania rozpier*oliła skałę i spowodowała lokalne trzęsienie ziemi...

Fahren - 2014-12-20 13:14:02

Szlag, przeoczyłem to :/ Czyli mamy upadek z około 8 piętra i.. stosunkowo niewielkie obrażenia. Do GROMu ją, może na postrzały też taka odporna?

Archeoziele - 2014-12-20 18:29:34

Skoro 20 metrów to dla niej pikuś to faktycznie malarii nie musi się bać.

Fahren - 2014-12-21 01:41:29

Historyja numer 63521 (http://piekielni.pl/63521)

Jestem nałogowym członkiem Hdk.Co dwa miesiące stawiam się w stacji celem poddania się nałogowi pomagania innym.A jak wiadomo krew to życie.
Krew zdana więc pora udać się do domu.Nie odeszłem więcej jak z 50 metrów czuję że coś mi leci po przedramieniu.Szybkie spojrzenie,zgięcie ręki w łokciu a druga ręką szukam po kieszeniach chusteczki żeby zatamować krwawienie.Z powodu braku postanowiłem zaczepić przechodzącą dziewczynę.Nie zdążyłem powiedzieć "przepraszam" a dziewczę odpływa i osuwa się na chodnik.Na szczęście zdążyłem ją złapać zanim upadła .
Nagle zaludniony chodnik jakby opustoszał,ludzie przechodzili obok jakbyśmy nie istnieli.Jednak wiara w ludzi po chwili powraca.Podbiega do nas moja koleżanka.Podaje mi chusteczki żebym zatamował krwawienie i pomaga ocucić omdlałe dziewczę.A ta przeprasza mnie że zemdlała na widok krwi i że przez nią mogłem się wykrwawić.Wieczorem we trójkę przy lampce wina zastanawialiśmy się nad obojętnością ludzi.Mam tylko nadzieję iż w sytuacji gdy oni będą potrzebowali pomocy znajdzie się choć jedna osoba która nie przejdzie obojętnie.
Stwierdziliśmy zgodnie iż życie jest jedyną wartością której nie dadzą nam pieniądze ani pozycja społeczna.I nie ważne czy jest to życie prezesa zarabiającego tysiące czy pana Miecia spod monopolowego.

Fahren - 2014-12-21 01:51:55

I po primo - Chwała za refleks, nie zdążył zapytać, ale złapać już owszem. Chyba, że facet do kobit wpierw z łapami startuje, wtedy be, a nawet fuj to jest.

Po drugie primo - trochę średnio chce mi się wierzyć, ze ktoś przeprasza za to, ze zemdlał. Ja rozumiem, ze zdarzają się ludzie gotowi przepraszać za dosłownie wszystko, ale wątpię, żeby tu też takowa była.

Trzecie - o co chodzi z tą końcówką? Chwali się, ze wyrwał pannę na omdlenie? Propaguje picie wina?  Trzasnął byle co, byle brzmiało wzniośle?

mongol13 - 2014-12-21 10:34:21

Z tym to prędzej na wspaniałych, szczególnie wliczając tą końcówkę. To raczej nie jest fejk, tylko coś, co można sklasyfikować jako "chciałem napisać coś mocnego i coś mi nie do końca wyszło" :P

Kobalamina - 2014-12-21 10:41:32

Rzyg, rzyg & rzyg. To brzmi jak coś, co napisała gimnazjalistka najarana na pomoc wszystkim ludziom, zwierzątkom i robaczkom na świecie :P
A ludzie się boją podchodzić do krwi i ja się im wcale nie dziwię.

mongol13 - 2014-12-21 12:14:45

Ja też *ebola panic!* :panic:

Tiszka - 2014-12-23 00:21:26

Lubię szafowanie szczegółem w historiach :3

http://piekielni.pl/63556

"W sierpniu ok 22-23, oglądając film, dobiegł mnie głośny krzyk kobiety. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mieszkam na 6 piętrze, gdzie przez licznie posadzone pod blokiem drzewa, ledwo jaki dźwięk dolatuje. [...] Tak, to był pijany mąż tej Pani, pijany tak, że z balkonu czułam smród alkoholu i papierosów."

Badum-tsss!



//EDIT- dodałem treść dla potomnych :3 -m13

Marisol (PW)    · 23 grudnia 2014 , 0:15    | było    | Do ulubionych
Gdybym nie była naocznym świadkiem zdarzenia, pewnie pomyślałabym, że osoba opowiadająca historię ją zmyśliła.
W sierpniu ok 22-23, oglądając film, dobiegł mnie głośny krzyk kobiety. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mieszkam na 6 piętrze, gdzie przez licznie posadzone pod blokiem drzewa, ledwo jaki dźwięk dolatuje. Kobieta ewidentnie krzyczała "WYJDŹ Z MOJEGO SAMOCHODU!", dlatego wybiegłam na balkon z telefonem w ręku, by zorientować się co się dzieje i w razie potrzeby zadzwonić na policję. Niestety, drzewa zasłaniały mi niemal całe zajście, widziałam jedynie, że od samochodu odeszło dwóch zataczających się mężczyzn. Właścicielka samochodu zaczęła wyzywać mężczyznę siedzącego w aucie od pijaków, chamów itd. Nie krzyczała z przerażenia, ale z wściekłości. Po jej monologu rozległ się głos mężczyzny:
"PASKUDO! ROZWODZĘ SIĘ Z TOBĄ! PASKUDA!". Tak, to był pijany mąż tej Pani, pijany tak, że z balkonu czułam smród alkoholu. Nagle w samochodzie zapaliły się wszystkie światła (dosłownie wszystkie: awaryjne, dzienne, hamowania itd). Nie wiedziałam, czy dzwonić na policję, ale zobaczyłam, że ktoś właśnie podjechał na parking i wyciągnął telefon, na co kobieta odwrzasnęła, że on nie pojedzie samochodem, ona go odprowadzi do domu. Facet robił się coraz bardziej agresywny, a kobieta co chwila podnosiła głos. Gdy mężczyzna zaczął gazować samochód, zbiegłam na dół by go jakoś zatrzymać,a Pan z parkingu zastawił jego auto, by nie wyjechał i kogoś nie zabił. Samochodem tak szarpało, że myślałam, że zaraz wyskoczy z parkingu i pozabija wszystkim dookoła. Gdy zaczynało się robić naprawdę groźnie (facet naciskał gaz coraz mocniej) Kobieta nagle zmieniła ton i miłym głosem zaczęła mówić "KOCHANIE, CHODŹ, DAJ KLUCZYKI, PÓJDZIEMY DO DOMU, WYSIADAJ Z AUTA", na co on szybko odpowiedział, równie milutkim głosem "NIE WYSIĄDĘ JAK MI NIE DASZ BUZI".
W tym momencie zgłupiałam, nie wiedziałam już co robić. Kobieta wyjęła go z samochodu, jednak za moment zaczęła na niego znowu krzyczeć, więc wrócił do samochodu (zamkniętego już) i zaczął szarpać za klamkę, którą po paru minutach wyrwał. Ostatecznie zadzwoniłam po policję, która przyjechała dość szybko. Oczywiście zostałam wyzwana od najgorszych, ale nie przez Pana Pijanego, a Panią Paskudę, która rozpłakała się, że "mąż chciał tylko samochód zamknąć, a te głupie bachory, co pewnie po pijaku codziennie jeżdżą, od razu sensację wyczuwają" i skoro mam telefon w ręku, to pewnie wszystko nagrałam i wrzucę wszystko do internetu by im życie zniszczyć, porządnym ludziom, którzy raz na jakiś czas sobie wypiją.
Tak poza tym, tego Mężczyznę widziałam wiele razy pod sklepem z butelką wina, a dwaj koledzy wymienieni na początku, zwykle przebywali razem z nim.
No ale to ja jestem ta piekielna, czekajcie na nagranie na YOUTUBE, bo już tak dawno porządnym ludziom życia nie niszczyłam.

Archeoziele - 2014-12-31 03:43:44

O piekielnych na Piekielnych.pl

Witam!

Jakiś czas temu moja córka zamieściła na Piekielnych swoją historię dotyczącą oferty pracy, zamieszczoną przez pewną istniejącą firmę.
Jak się okazało, osoba, która zamieściła tę ofertę była oszustem.

Na szczęście, jako matka, zainteresowałam się tą ofertą. Córce i jej chłopakowi też coś nie grało.
Sprawdziłam w firmie (wystarczył telefon) - okazało się, że żadnego naboru nie prowadzą. Skontaktowałam się z policją. I była akcja, którą moja córka opisała.

Opisała i spotkała się tu z komentarzami typu: "gimbaza sobie wymyśla jakieś historie".

Otóż, wydaje mi się, że tzw. "gimbaza" to tu komentarze pisze.

Pozdrawiam wszystkich Rodziców zaginionych dzieci.

http://piekielni.pl/63663#comments
Ktoś zauważył co to była za historia?

mongol13 - 2014-12-31 08:07:40

Walić tego maliniaka... niech mi ktoś powie jak się ma to

Pozdrawiam wszystkich Rodziców zaginionych dzieci.

do całości, bo już nie wiem, czy tamta historia traktowała o fałszywej ofercie pracy, czy o porywaczach z Somalii...

Archeoziele - 2014-12-31 20:38:54

Szkoda że tamta historyjka o porwaniu zaginęła w mrokach internetu... pewnie była gruba.

WhiteRose - 2015-01-05 16:18:15

http://piekielni.pl/63756
Wut O_o

Mahmurluk - 2015-01-05 19:12:47

Karaczanem zapachniało...

WhiteRose - 2015-01-18 22:31:28

http://piekielni.pl/63998#comments

Mahmurluk - 2015-01-19 00:02:42

"Historia nie istnieje" dlatego lepiej przeklejać tu treść.

WhiteRose - 2015-01-19 08:29:53

Nie pomyślałam, potem, jak już pomyślałam, to byłam zajęta...

mongol13 - 2015-01-19 18:20:47

Where is treść?! :woo::panic:

Mahmurluk - 2015-01-19 18:53:14

Treść is a lie

WhiteRose - 2015-01-20 10:53:16

Wybaczcie nieszczęsnemu kfiotku :<

Tiszka - 2015-01-24 19:32:51

Ęteligencja w pełni, na dodatek idealnie wybrane miejsce do wyrażania opinii. Zaraz zniknie, więc przeklejam całość:

Dzisiaj a propo tematu tabletki "dzień po".
Zaczynając od tego, że nie rozumiem ogólnego poruszenia wokół tej sprawy, bo przecież przez tyle lat, ta tabletka była dostępna tylko na receptę, i było dobrze, nagle chcemy się wielce unowocześnić. Jak dla mnie żenujące.
Ale, ale. Wpadł mi w oczy artykuł pt. "Niech rodzą biedne i gówniary". Dotyczyło się to właśnie tej tabletki. I wiecie co Wam powiem? Właśnie tak, niech rodzą biedne i gówniary. Z całym szacunkiem, ale ciąży lepiej zapobiegać, niż ją leczyć. Autor tego artykułu pisał w nim, że wiele osób nie stać na stosowanie antykoncepcji. Przepraszam, rozumiem że kogoś może nie być stać żeby wydać w granicach 20-50 zł na tabletki czy plastry raz w miesiącu, ale paczka prezerwatyw to koszt ok. 5 zł. Dla porównania tabletka "po", to koszt ok. 80 zł.
Wracając do tematu "gówniar", to skoro pannica jest na tyle dojrzała żeby rozkładać nogi, to niech bierze na barki konsekwencje swoich działań. Okropnie irytujący temat, broniący głupoty i bezmyślności. Taka tabletka jest dobrym wyjściem, kiedy kobieta pada ofiarą gwałtu, i jest prawdopodobne że może zajść w ciąże, ale nie kiedy pijana nastolata puści się za przeproszeniem w kiblu na dyskotece a później płacz. Według mnie, ta tabletka powinna być nadal na receptę, tak jak wszystkie środki hormonalne. Bo jeśli wycofamy receptę na tabletkę "po", to niech wycofają recepty na całą antykoncepcję, żeby dla wszystkich była jeszcze łatwiej dostępna, bo przecież chodzenie do lekarza po papierek to strata czasu.

Może dla Was temat mało piekielny, ale dla mnie to już przegięcie.

Autorka: http://piekielni.pl/user/agata_92

Tiszka - 2015-01-24 19:33:24

I komentarze autorki: " Ha ha ! proszę cie, to jest do 72h po odbytym stosunku, czy Ty naprawdę myślisz że robią to tylko z myślą o ofiarach gwałtu? To aż chce później zobaczyć statystyki w których będą zawarte dane ile dziewczyn w miesiącu jest gwałconych ;/ A taką tabletkę nie wypisuje tylko lekarz który przyjmuje prywatnie, SERIO. A jak mojej koleżance przytrafiła się niemiła sytuacja i musiała sięgnąć po tą tabletkę, w okolicach godz. 23-ej, to pojechała na oddział ginekologiczny w szpitalu."

mongol13 - 2015-01-24 22:07:15

Jeśli autorka wzięła wrzuciła w swojego nicka rocznik, z którego jest to oficjalnie korzę się przed wami i błagam o wybaczenie, że mój rocznik wydał na świat coś takiego i teraz wypisuje takie anomalie... Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa :please:

Mahmurluk - 2015-01-28 14:05:19

Autorstwa semper, wygrzebała nasza archiwistka Morti

Od czasu do czasu nachodzi mnie ochota na kupno czegoś, co nie jest niezbędne do życia. Właśnie ostatnio na koncie nazbierało sie parę stówek, więc pobuszowałam w sieci i skusiłam się na: kosmetyki pielęgnujące twarz, jakieś wyjściowe desusy i perfumy z feromonami. Szczególnie tych ostatnich byłam ciekawa - JAK i w ogóle CZY działają. Popsikałam się nimi zaraz po odebraniu przesyłki, zapach ładny, ale to chyba raczej wyjściowe desusy wieczorem uwiodły mego męża (bo kurier je dostarczył pół godziny po odebraniu perfum). Następnego dnia pojechałam kontrolnie na działkę, bo zima tego roku w Szczecinie dziwna, ciągle ciepło, ale za to mokro, roślin nie trzeba okrywać, ale domek wietrzyć wskazane. Popsikałam się nowymi perfumami. Wysiadłam z autobusu i maszeruję w stronę mojej działki, po 5 minutach dołączył do mnie ON. Sierść skołtuniona, bok wytarty i jakiś poharatany, kły żółtawe. Dzik. Chrumkał i cmokał, normalnie obstawa. Położył się przed bramką ogródka, zaczekał, aż skończę prace gospodarcze i odprowadził prawie na przystanek. Ze strachu szłam naprawdę szybko, w głowie kołatało: te kły, te kły, jak przy kostce w nogę wbije, to na gardle skończy... Ale nic złego się nie stało. Za 3 dni znowu pojechałam na działkę i dzik kolejny raz pojawił się znikąd, zmaterializował się po prostu z mgły. Popsikana byłam, bo mężowi zapach feromonów przypadł do gustu i codziennie używałam. I znów dzik zaprowadził, odprowadził.I nie zaczepiał, kultura. W weekend razem z mężem pojechaliśmy na działkę, bo wspomniałam o dziku i małżonek chciał to zobaczyć. Nie popsikałam się, dzika nie było, mąż się uśmiał. Ale ja perfumy miałam ze sobą i psiknęłam po drodze. Dzik wylazł z jakichś berberysów i chrumkając dźgał męża ryjem po piętach. No i tak zadziałały u mnie słynne perfumy LOVE&DESIRE:):);)

źródełko

axselka - 2015-01-28 18:10:20

Jakby to okreslic....jedyne slowo jakie mi przychodzi do glowy to DZIKO :P

Kitusiek - 2015-01-29 16:53:16

Ta historia wylądowała na głównej..

kambodia - 2015-02-11 18:18:03

http://piekielni.pl/64888#comments

wishnight (PW) ·
11 lutego 2015 , 14:34 | było | Do ulubionych
Historia o mojej babci.

2lata temu moja babcia wracajac z kosciola znalazla portfel na chodniku. Niedaleko byl komisariat polocji, wiec udala sie tam w celu oddania znaleziska. Policjanci spisali wniosek,raport czy jak sie to mowi. Babcia nawet nie otwierala portfela. Ma na to swiadkow (dziadka I sasiadke z mezem). Na komisariacie Panowie policjanci otworzyli portwel I znalezli dowod osobisty I prawo jazdy osoby, ktora portfel zgubila. Policja w celu oddania znaleziska udala sie z babcia do domu owego Kowalskiego. Kowalski znany byl w okolicy poniewaz posiadal wiele hektarow ziemi, na ktorej uprawial choinki. Byl to mezczyzna "dziany". Kiedy policjanci zajechali, otworzyla im zona Kowalskiego. Maz jest w biurze. zaraz go zawolam - dodala. Kiedy policjanci oddali mu portfel I poprosili o sprawdzenie stanu (czy wszystko w nim jest) on odpowiedzial, ze brakuje mu przeszlo 500 zl ktore pobral z konta zanim pojechal do kosciola. Szoook. Wszystkie oczy skierowane zostaly na babcie.Ta z przerazeniem w oczach powiedziala, ze oddala portfel w stanie,w jakim go znalazla. Niestety, Kowalski nie odpuscil. Oskarzyl babcie o kradziez. Babuszka moja pare dni pozniej dostala wezwanie na policje. Potem wezwanie do sadu. I wiecie co ?? ten Kowalski nadal twierdzi, ze to babcia ukradla mu pieniadze! Nie obchodza go zeznania swiadkow. Ciaga moja babcie od ponad 1.5 roku po sadach. A sad nie wydaje jeszcze zadnego oswiadczenia. Babcia podupadla na zdrowiu. Pisze te historie, poniewaz babcia tydzien temu znalazla sie w szpitalu. Zawal! Przyczyna ? Kolejne wezwanie do sadu I nakaz zaplaty Panu Kowalkiemu 500 zl + koszty sadowe! Powiedzcie mi... Prawa osoba o nienagannym sercu, uczciwa I dobra, ktora chciala dobrze... Za co ona zostala pokarana!? Teraz kobiecina walczy o zycie, a ten gnoj pastwi sie nad nia. Ona ma dowody - swiadkow. alenikt tego nie traktuje powaznie. Nie wiemy juz gdzie sie odwolywac! I czego sie chwytac. Teraz najwazniejsza jest babcia ale gdzie tu sprawiedliwosc, no gdzie?!!

Znowu ktoś na siłę tworzy historię o piekielnej policji i sądzie a nie ma zielonego pojęcia o prawie

kambodia - 2015-02-22 15:53:18

http://piekielni.pl/65058#comment_754912

Against (PW) ·
22 lutego 2015 , 14:46 | było | Do ulubionych
Dziś o tym, że cwaniactwo nie popłaca. Opowieść od ojca, lekarza, który ma wśród ratowników wielu znajomych.

Karetki transportowe używane są nie tylko do przewozu pacjentów między szpitalami, ale czasem również do odwożenia ich do domów. Pewien Pan Cwaniak [PC], starszy człowiek, postanowił zaoszczędzić trochę grosza i tak długo prosił ratowników [R], aż ci zgodzili się go podwieść. Podał adres - ulica Piekielna 666 - zapomniał dodać jednak, w którym mieście. [R] znali taką ulicę jedynie w mieście oddalonym o ok. 20 kilometrów, więc tam pojechali.

Po dojechaniu na miejsce [PC] dostał obudzony. Nie podreptał jednak grzecznie do domu, a zrobił wielkie oczy i zaczął się wydzierać. Że nie mają pojęcia o świecie, są idiotami i ignorantami, kto pozwolił im pracować i jeszcze parę innych epitetów, już znacznie mniej przyjemnych. Chłopaki popatrzyli na siebie zdziwieni, przecież dojechali pod dobry adres, jak im się wydawało.

No właśnie, wydawało. Okazało się, że parę miesięcy wcześniej w tym samym mieście gdzie leży szpital wybudowano na przedmieściach nowe osiedle, na którym powstała ulica... Piekielna. Zaś w tej mieścinie gdzie się w tamtym momencie znajdowali leżała blisko centrum.

Epilog: [R] stwierdzili, że tak to się bawić nie będą, zwłaszcza, że zostali okrzyczani. Dostawili delikwenta na miejscu i odjechali.

Archeoziele - 2015-02-25 17:53:48

Malinowa powróciła:
http://piekielni.pl/65100#comment_755674

Czy wyobrażacie sobie że można nie kochać własnego dziecka?
To nadal temat tabu wśród matek, ale patrząc na fora to tych kobiet jest coraz więcej. Chciałabym wam trochę przybliżyć ten temat.

Moja mama pochodzi z wielodzietnej rodziny mieszkającej na wsi w pobliżu Wrocławia. Była najstarsza z rodzeństwa, co oznaczało opiekę nad młodszymi dziećmi, z których każde miało innego tatusia. Patrząc na nią z tej perspektywy, mogę zrozumieć dlaczego nie lubi dzieci. Mając 18 lat wyjechała ze swojej wsi do miasta szukać lepszego życia. Spotkała mojego ojca, faceta starszego od niej o 11 lat z którym niestety bardzo szybko zaszła w ciążę. Mogę sobie tylko wyobrazić jej szok kiedy odbierała wyniki badań. Fakt, mogła się lepiej zabezpieczyć przed ciążą, ale co się stało to się nie odstanie. W szpitalu nie zostawiła mnie tylko ze względu na rodzinę ojca no i samego ojca również. Nie kochała mnie to pewne i nie kocha nadal. Nigdy mnie nie przytuliła ani nie powiedziała chociaż ciepłego słowa pod moim adresem. Byłam zadbana, najedzona i miałam wszystko co powinno mieć dziecko poza matczyną miłością. Cały czas żyłam w przeświadczeniu że jestem jej kulą u nogi zwłaszcza, że mój ojciec okazał się zwykłym alkoholikiem od którego moja matka nie mogła się przeze mnie uwolnić. Odetchnęła z ulga kiedy umarł. Jednak nadal byłam ja 10 letnia dziewczynka którą trzeba ze sobą gdzieś zabrać a nie zaczynać życie od nowa. To był dla niej cios w plecy po którym praktycznie przestała się do mnie odzywać, no chyba że musiała. Znalazła sobie młodszego faceta z własnym mieszkaniem który mnie „tolerował”. Ale zaś lubił zajrzeć do kieliszka. Mając 16 lat uciekałam z domu na całe tygodnie a moja matka nawet nie pytała gdzie byłam, nie zgłaszała na policję, nie robiła kompletnie nic. Wracałam pijana i naćpana po dyskotekach a jej to nie obchodziło. Kiedy skończyłam 18 lat wyprowadziłam się do chłopaka to jej ulżyło i prawie nie utrzymywała ze mną kontaktów.

Przysięgłam sobie, że ja nie będę mieć dzieci choćby nie wiem co. Mój już wtedy narzeczony w pełni mnie popierał ponieważ tak jak ja nie przepadał za dziećmi. Żeby uniknąć niechcianej ciąży miałam założoną spiralę. Niestety stało się coś czego bałam się najbardziej. Podczas wizyty kontrolnej u ginekologa okazało się że jestem w ciąży i to w trzecim miesiącu. Nie zauważyłam niczego, gdyż nadal miałam okres. Załamałam się. Zadzwoniłam do narzeczonego i powiedziałam mu co się dowiedziałam. Był w szoku, od razu się rozłączył. Do domu przyszedł pijany pytał czy będziemy usuwać czy oddamy w szpitalu. Razem uzgodniliśmy że po prostu zostawimy dziecko i będziemy żyć jakby nigdy go nie było bo skrobanki raczej już żaden ginekolog się nie podejmie. Był to dokładnie 15 tydzień ciąży pamiętam jak dziś wydruk USG. O ciąży dowiedziała się jego rodzina i nachodziła nas dzień w dzień żeby namówić nas do zmiany zdania. Pierwszy pękł mój facet, potem ja trochę zmiękłam i postanowiliśmy chociaż spróbować być rodziną. Pracowałam prawie do końca ciąży licząc, że może mi się jednak uda nie donosić ciąży, ale mój syn urodził się w terminie. Zdrowy i duży, miał ponad cztery kilo i rodziłam go jakieś 12 godzin. Kiedy położna położyła mi go na brzuchu, poczułam obrzydzenie. Był paskudny, taki brzydki i pomarszczony. Kiedy podawali mi go do karmienia powiedziałam że na pewno nie przyłożę go do piersi. Od początku jadł z butelki. Pamiętam ze prawie nie płakał jak był niemowlakiem. W domu czekało na niego tylko łóżeczko i z dwa ciuszki które dostałam w prezencie od koleżanki. Mój facet nawet nie chciał brać go na ręce więc ja go karmiłam i przebierałam. Kupiliśmy wózek i inne niezbędne rzeczy a czas leciał. Młody miał prawie pół roku a ja nie umiałam się do niego przekonać. Jak płakał po karmieniu to się na niego darłam że jest przebrany i nakarmiony więc powinien się zamknąć. Nie umiem go kochać, ale za każdym razem kiedy decyduje się go oddać rodzinka faceta znajduje milion powodów dlaczego nie mam tego robić. A to wstyd przed sąsiadami a to daj sobie czas zobaczysz a to a tamto. Czasem mi go szkoda jak wyciąga ręce bo chciałby po prostu na rączki , ale ja nie umiem go wziąć od tak. Teraz ma trzy lata i wszystko o czym może marzyć dzieciak w jego wieku. Poza miłością rodziców. Czasem ojciec usiądzie i się z nim chwile pobawi. Żałuje,że będzie miał tak okropne życie jak ja, że go nie oddałam albo że w ogóle się urodził. Historia zatoczyła koło

Tiszka - 2015-02-25 22:36:16

Widziałam, jest cudne <3

Fahren - 2015-03-03 23:31:48

Napisała (łoesu) Kasiek95043763142836507358  pod numerem 65210  http://piekielni.pl/65210#comment_757224

Historia http://piekielni.pl/65020 przypomniała mi pewien niezwykle nieprzyjemny incydent z mojego życia. Incydent na tyle przykry, że do tej pory co najmniej raz w tygodniu zapobiegawczo wpisuję swój numer telefonu w Google celem upewnienia się, że nie znajdę go w jakimś ogłoszeniu o tematyce stosunkowo specyficznej.
Zaczęło się chyba od natrętnego telefonu, który wyrwał mnie ze snu w okolicach piątej rano. Będąc jeszcze w stanie otępienia odebrałam połączenie bez patrzenia na wyświetlacz. Już po chwili obudziłam się jednak całkowicie, bowiem po drugiej stronie słuchawki jakiś napalony homoseksualista najpierw zaproponował mi spotkanie w celach „towarzyskich” (czyli „możesz mi obciągnąć”), zaś później wytknął mi, że nie jestem mężczyzną. Zamurowało mnie i jedyną moją reakcją było naciśnięcie czerwonej słuchawki. Miałam pewność, że to pomyłka. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna.
Przez kolejne dwa dni mój telefon ciągle dzwonił. Połączenia z zastrzeżonych numerów odrzucałam, smsy były rzadsze, lecz po niedługim czasie zaczęłam usuwać je bez czytania. Cóż więcej mogło zrobić nastoletnie wówczas i głupie dziewczę? Na policję nie chciałam iść, żeby nie martwić starszych i schorowanych rodziców, a że sytuacja zdawała się pogarszać z każdą godziną (jak i mój stan psychiczny), postanowiłam, że tak dłużej być nie może i coś trzeba zrobić. Gdy przyszedł kolejny sms, wytłumaczyłam nadawcy sytuację i zapytałam, skąd ma ten numer. Facet okazał się na tyle litościwy, że nadesłał mi elaborat brzmiący mniej więcej „internet” i zaniechał dalszego pisania. Komuter poszedł więc w ruch i po wpisaniu mojego numeru w Google wyświetliła mi się strona z ogłoszeniami o nieskromnej treści. Z konkretnego ogłodzenia dowiedziałam się, że jestem przystojnym facetem i błagam o seks grupowy z osobami o dowolnej orientacji. Cóż… Do tej pory jestem pewna, że mój numer nie znalazł się w tym ogłoszeniu przez pomyłkę. Przeglądając treść anonsu i nick osoby, która je wystawiła, na myśl nasuwał mi się pewien dawny „znajomy”, który chyba nie mógł znieść tego, że mnie do siebie zraził wystarczająco, bym zaniechała wszelakich kontaktów z nim.
Wiedząc, że przez umowę zawartą ze znaną siecią komórkową nie mogę pozbyć się karty, a co za tym idzie, zmienić numeru, postanowiłam zawierzyć wszystko blokadzie obcych połączeń. Ogłoszenia nie dało się zdjąć z Internetu, administrator strony stanowczo odmawiał współpracy zasłaniając się całą litanią artykułów prawnych, więc wydawało mi się to najlepszym wyjściem. System okazał się na tyle sprawny, że mi pozostawało jedynie usuwanie pierdylionów niepoprawnych smsów.
Po paru tygodniach czarna lista w telefonie przestała być konieczna, bowiem nie było już więcej ani niechcianych połączeń, ani też smsów. Ogłoszenie przedawniło się, zostało zarchiwizowane i ostatecznie zniknęło na wieki wieków. Mi zostało jedynie paranoiczne wstukiwanie swojego numeru w wyszukiwarkę i parę nerwowych tików. W wakacje z całej sytuacji wyżaliłam się kuzynowi, który w przypływie dobrej woli zgłosił chęć wymienia się kartami. Jako że sam miał problem z natrętnymi znajomymi, z którymi chciał zerwać kontakt, doszliśmy do wniosku, że to świetny pomysł. Poczułam się nieco pewniej, znajomi kuzyna przestali dzwonić po paru dniach, gdy za każdym razem słyszeli w słuchawce damski głos.
Do tej pory jest spokój. Nowy numer daje mi pewne poczucie bezpieczeństwa, tym bardziej, że zna go tylko moja najbliższa rodzina. Gdyby sytuacja zdarzyła mi się teraz, z pewnością w pierwszej kolejności poszłabym na policję. Żałuję, że nie zrobiłam tego wtedy wystraszona wizją wystraszonej mamy płaczącej po nocach i zmuszonej do chodzenia ze mną po różnorakich instytucjach(to dość wrażliwa osoba, bojąca się świata i chorująca na serce). Mam nadzieję, że już nigdy nie znajdę swojego numeru w jakimś ogłoszeniu wiszącym na stronie o tematyce erotycznej.

Tiszka - 2015-03-04 11:25:22

Bujać to my, a nie nas :3 :dance:

Tiszka - 2015-03-04 12:21:26

O, inny kwiatek: http://piekielni.pl/65207

http://piekielni.pl/pobierz/201503/65207_by_unana_piekielni_pl.jpg?1425459657

Moje wątpliwości budzi tu wiele rzeczy. Od tego, że w "4 klasie podstawówki" autorka nosiła już biustonosz (niezłe hormony dają 10-latkom), poprzez "strzelanie ze stanika" zostawiające "czerwoną krechę na plecach" (a noszę stanik, jakby nie patrzeć, bardzo dopasowany i pancerny, wiem, co mówię), stwierdzenie, że "Początkowo to nie ja byłam celem tej zabawy" (bo we wspomnianej przez autorkę 5-6 klasie każda dziewczynka już nosi biustonosz, prawda?), aż po clue tekstu:
"łapał mnie po prostu za piersi (bezczelnie całą dłonią) i udawał, że ustawia kanał radiowy przekręcając gałki... Trwało to jakieś trzy lata niemal codziennego strzelania ze stanika lub łapania za piersi... nauczyciele kompletnie nie reagowali. "

Co?

CO?

Przez trzy lata (5, 6 klasa + 1 gimnazjum?) dorośli ludzie pozwalali gówniarzowi łapać za piersi dziewczynę, publicznie.  Jej koledzy i koleżanki nie strzelili mu w pysk. Jej rodzice - nie strzelili mu w pysk. Ona sama nie strzeliła mu w pysk, za to dała przywalić sobie i nikt nie reagował w sumie. A nauczyciele może jeszcze klaskali? Serio, wydaje mi się to co najmniej naciągane. A, jest o tym fragment - robił to, "pomimo, że nauczyciel/ka stał trzymając mu rękę na ramieniu". Aha.

Ogólnie taka mocna ściema :D

mongol13 - 2015-03-04 14:46:33

Aaaa wiesz- akurat z tym biustonoszem to nie tak do końca, bo pamiętam, że moja dobra koleżanka też już w podstawówce biustonosz nosiła, bo- co tu owijać w bawełnę, natura obdarzyła ją aż nadto hojnie, jak na jej wiek.

Za to cała reszta... "W malinowym chróśniaku..."
3 lata, dzień w dzień dziewczyna albo była łapana publicznie za cycki, albo strzelano jej ze stanika... i nic. To, że "koledzy z klasy" nie reagowali jestem jeszcze w stanie zrozumieć ("oo, ale fajnie, będzie na co popatrzeć!"). "Koleżanki" też ("nic nie powiem, bo jeszcze do mnie się doczepi"). Nauczyciele nie reagowali, choć za taki numer powinni dostać wilczy bilet (chyba, że sami lubili sobie popatrzeć, na co ewidentnie wskazuje ten fragment "pomimo, że nauczyciel/ka stał trzymając mu rękę na ramieniu"; nie wiem- szkoła zrzeszająca belfrów-pedofilów czy jak?).

Ale to. RODZICE NIE REAGOWALI. Tu już nie wytrzymałem. Ku*wa... co? :zdziwiony: 3 lata i ani rodzice się nie zorientowali, że zachowanie dziewczyny się zmieniło, albo mieli to w dupiu, ani też sama dziewczyna doszła do wniosku, że się nie przyzna rodzicom, że w szkole takie ekscesy się wyrabiają. Nie no, świetnie. Dbanie o własny osobisty interes jak cholera. Za to wylewać żale po latach w internecie- pewnie.

Abstrahując od tematu- znam charakter mojego taty. Jest dość konkretny, nie ma tam miejsca na ugrzecznianie. Powiem tak- gdybym był dziewczyną i mój ojciec dowiedział się o tym, to bez pardonu wpadłby na lekcje i nie zważając na wrzaski i oburzenie nauczyciela, mordą tego gówniarza przetarłby szkolny korytarz i schody i żadna siła by go przed udzieleniem tej lekcji nie powstrzymała. A i dzieciak by się nauczył, że następnym razem, zanim takie posrane pomysły zacznie uskuteczniać fajnie by się było zastanowić, czy skutki nie będą zbyt bolesne. Ale hej- mamy erę bezstresowego wychowania, teraz za krzywe spojrzenie na ucznia można zgarnąć naganę, bo "znęcanie się", a gówniarzenia może nauczycielowi wsadzić kosz na głowę i "jest spoko".

zaszczurzony - 2015-03-04 19:38:31

Mong no już chyba tak bezkarnie kosza na glowe nie moze bo nauczyciele są wciągnięci na listę funkcjonariuszy publicznych? ;)

Tiszka - 2015-03-04 21:03:41

mongol13 napisał:

Aaaa wiesz- akurat z tym biustonoszem to nie tak do końca, bo pamiętam, że moja dobra koleżanka też już w podstawówce biustonosz nosiła, bo- co tu owijać w bawełnę, natura obdarzyła ją aż nadto hojnie, jak na jej wiek.

Znam ten ból, ja pierwszą zbroję przybrałam w 6. klasie. Jednak biologia ma swoje prawa i 10-latce może co najwyżej kiełkować małe wybrzuszenie - piersi zaczynają rosnąć, gdy uaktywniają się jajniki. Z naciskiem na zaczynanie. Wali to ściemą, bo w tym wieku piersi mogą mieć co najwyżej dziewczynki z chorobami hormonalnymi i podobnej urody.

Fahren - 2015-03-05 09:37:23

ACHTUNG! UWAGA! Musk i oczy bolo po przeczytaniu tworu nr 65225 autorstwa Dailiv (http://piekielni.pl/65225#comment_757687)

Witam jestem tu nowa i od razu chcialabym przedstawic cos tak piekielnego jak niestety
TESCIOWA
przepraszam za brak polskich znakow ale pisze z zagranicy i
nie mam polskich znakow.
Oto sie pojawilo na moim horyzacie ktos wlasnie taki jak tesciowa
kobieta blizej 60 ale jakze sprytna i wyrachowana no poprostu Goebbells w kiecce( czyli minister propagandy) co w niej takiego piekielnego powiecie, ano potrafi powieziec mojemu ze ja uderzylam a najlepsze w tym jest to ze nawet w tym dniu jej nie widzialam ani przez wczesniejsze dni w ktorych niby mialam to zrobic.
Potrafi nagadac mojemu ze sie za pszeproszeniem k...wie i daje wszystkim , lubi tez opowiadac rodzinie ze mojemu nie gotuje i musi jesc u niej bo taki pokrzywdzony jest ze choduje dzi..ke ktora nawet wode na herbate spali( codziennie jest co innego na obiad)ostatnio przegiela, bo stwierdzila jak sie na obiad wprosila ze jej synus cudny obiadek zrobil. W momecie gdy sie owiedziala za to ja robilam wala talerzem o sciane i wyszla.

mongol13 - 2015-03-05 19:26:39

Jeszcze ten 'problem pierwszego świata', brak polskich znaków, przecinkową ucztę i ogólną niemotę umysłową bym podarował, ale za to:
>>choduje
i to:
>>Goebbells

...

Spoiler:

https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn2/v/t1.0-9/s720x720/531995_10151312982614668_819570061_n.jpg?oh=6fb340a74da05c1879ebb65ac8790e90&oe=55810CC8&__gda__=1434554145_1f061748d1808c5021779f60d917f7cb

Fahren - 2015-03-06 17:22:21

Mózgotrzep by DrawEr (http://piekielni.pl/65263)

Znieczulica na skalę miejską?

Wracając z rodziną zauważyłem dwoje autostopowiczów. On i Ona, około 20 lat, dwa plecaki, mała torba i wielki napis z moim miastem. Na drodze około 15 aut z tegoż miasta, w tym nasze. Nikt się nie zatrzymał, my też nie. Wracamy z zakupów, ale miejsce jeszcze mamy. Wyjaśnienie kierowcy?

- Ale my jeszcze po buty mamy skoczyć!

Po całym dniu jeżdżenia po ciucholandach jakieś 70 kilometrów od domu? Tak. Wyjechaliśmy TYLKO po te buty.

Mam nadzieję, że ktoś ich zabrał.

Tiszka - 2015-03-06 19:22:47

Eee... what?

kambodia - 2015-03-20 15:46:26

http://piekielni.pl/65453#comments

Anghelus ·
20 marca 2015 , 15:39

Ostatnio narzekaliście,że nie daje piekielnych historii. Moje może nie sa rody z ''Trudnych Spraw'' ,ale dzisiaj przedstawię rzecz, która według mnie jest piekielna. Mianowicie krzywdzenie dzieci, zarówno fizyczne jak i psychiczne.

Historia opowiedziana przez moja rodzicielkę. Jest lekarką. Ostatnio przyjęła na oddział chłopca lat 7. Jego rodzina to Świadkowie Jehowy. Chłopiec miał niestety poważny wypadek(nie wdawała się mama w szczegóły) i potrzebna była transfuzja krwi. Oczywiście jego rodzice podnieśli wrzask, że ''Nie!!! Nie dawać mu krwi, bo bedzie skażony, nieczysty!'' .Moja mama oczywiście na pierwszym miejscu stawia ludzkie życie a nie na zasady wiary i czyjeś fanaberie( tak, dla mnie osobiście to są istne fanaberie). Krew dziecku przetoczono rzecz jasna. Co zrobili rodzice? Zrzekli się dziecka i zostawili w szpitalu.Bo uratowano mu życie poprzez JEDYNĄ możliwość jaką była transfuzja krwi. Nawet go nie odwiedzali, chłopczyk nie chciał z nikim rozmawiać, do rodziców dzwoniono kilka razy i jak w koncu ojciec chłopca odebrał powiedział otwarcie, że ''lepiej jakby gówniarz zdechł i jego czysta dusza i ciało zostaną oddane Bogu niż by żył skalany''. W mamie się zagotowało.Cały jej oddział(naprawdę, tamtjesze pielegniarki i lekarki to anioły) szukał innych danych kontaktowych do rodziny chłopca. Po ponad miesiącu udało się dotrzeć do jakiejś cioci chłopca.
Czy szpitał powiadomił Opiekę Społeczną?- tak
-umyli rece, bo nie mogli podważac czyjejś wiary
Policję? -nie warto było tak naprawdę,bo WIARA
Dom Dziecka? -na szczęście nie było to już potrzebne, ale gdyby po hospitalizacji nie znalazłby się żaden krewny musieliby to zrobić.

I teraz pytanie, kto tu był piekielny. Rodzice tego chłopca, bo się go wyrzekli? Moja mama, bo zrobiła wbrew ich decyzji?
Wiem, takich historii było tu tryliard. Ale jeżeli oceniacie negatywnie protest przeciw przemocy wobec dzieci(tak, to była przemoc psychiczna.Wbrew pozorom zostawia to trwały ślad w ich psychice) to tylko na to zezwalacie. I to jest dla mnie piekielne.
Zminusujcie mnie jak chcecie, mi nie zależy na plusach tylko na dotarciu do sumień...

kambodia - 2015-03-20 15:49:01

Nie trzyma się (nomen omen) kupy

Siermiężne przedstawienie ŚJ, głupota i bezradność organów państwa, a poziom "literacki" gimbaza.

Fahren - 2015-03-20 19:26:30

I w sumie nic więcej o tej PożalSięŚwiatowidzie historii powiedzieć się nie da.

kambodia - 2015-03-26 22:50:58

http://piekielni.pl/65524#comments

Miko88 (PW) ·
26 marca 2015 , 8:58 | było | Do ulubionych
Piekielność i bieda polskiego wojska.

Ostatnio, jako że obecnie jest powołanie na ćwiczenia wojskowe itp. Mój ojczym jako rezerwista otrzymał takie wezwanie i stawił się na komisję. Nie było by w tym nic piekielnego gdyby nie to iż jako łącznościowiec usłyszał że ma zakupić za własne pieniądze terenowy samochód, gdyż wojsko nie ma i od wojska nie dostanie. Cała sytuacja polega na tym że jest woźnym w szkole i ma na rękę ledwo 1200 zł a jeszcze płaci alimenty, więc o kupnie takiego samochodu a co dopiero utrzymaniu go w kondycji nadającej się na działania wojenne nie ma nawet o czym marzyć.

Czyżby nasi rządzący tak okradli naród że obywatel musi bronić się oraz kupować sprzęt potrzebny do tego na swój koszt?
Może jeszcze za broń i amunicje też każdy z nas będzie musiał zapłacić kiedy (oby nigdy) będzie musiał iść walczyć?

Nie wiem jak Wy ale ja chyba wyjadę z tego chorego kraju póki jeszcze mogę.

wojsko zagranica rząd

kambodia - 2015-03-30 21:20:15

Macie i czytajcie jakie dziewcze ma ciężkie życie. najpierw opowiada o tym jak jej gwałciciele zażądali od niej odszkodowania (http://piekielni.pl/46497) a teraz ta historia

popka15 (PW) ·
30 marca 2015 , 20:34
Jak wiadomo w życiu różnie bywa. Będąc głupią jeszcze nastolatką znalazłam sobie chłopaka. Wydawałoby się - facet marzenie: spokojny, miły, kulturalny, nie przepadał za sportem więc chyba każda byłaby zadowolona że woli spędzić czas z dziewczyną niż patrzeć na mecz :D Miał cukrzycę więc unikał też alkoholu, czasami okazjonalnie wypił jedno piwko, bardziej dla towarzystwa jak wyszliśmy gdzieś ze znajomymi (MOIMI znajomymi - on dziwna rzecz znajomych praktycznie nie miał żadnych, to powinno mi dać do myślenia). On zakochany, ja zakochana, związek kwitł w najlepsze, koleżanki zazdrościły, że taki idealny mi się trafił, ich związki się rozpadały bo facet okazywał się świnią/bokserem/chamem lub lubił popić albo za bardzo naciskał ze współżyciem czy po prostu okazywało się po setkach kłótni codziennie że do siebie nie pasują. Norma. Wiadomo że w tym wieku związki nie do końca są na poważnie (choć takimi się wydają) i trwają tydzień, dwa, miesiąc, pół roku, czasami rok. Nasz trwał prawie dwa lata. Nie kłóciliśmy się w ogóle, spędzaliśmy ze sobą czas praktycznie non stop (nie było prawie dnia byśmy się nie widzieli), on był czuły, myślał o mnie cały czas, sobie odejmował by mi było dobrze, nie przelewało mu się mocno w rodzinie, a mimo to sprawiał mi prezenty drobne, ogółem - marzenie. Starał się jak nikt, był wierny, zakochany jak diabli, twierdził że nie mam wad i pragnie ze mną spędzić resztę życia. Mieliśmy wtedy po 17 raptem lat (!!!) a ten już zaplanował że weźmiemy ślub, będziemy żyć długo i szczęśliwie. Ja miałam inne plany. Wypadałoby przecież skończyć liceum, jakieś studia, wyszaleć się póki czas. Kto by w tym wieku planował ślub po raptem kilku miesiącach związku? Ale trwałam w nim, nie wiem czy bardziej z przywiązania czy z głupiego młodzieńczego zakochania. Poznałam szybko jego rodzinę i tu chyba kolejna lampka powinna mi się zapalić - matka rozwiedziona, ojciec alkoholik. Ojciec po rozwodzie z jego matką znalazł sobie kolejną kobietę z którą spłodził dwóch synów, przyrodnich braci mojego lubego. Luby miał z nimi dobry kontakt, odwiedzał ich czasami, oni jego, ja też ich poznałam. Straszy straszliwie był zazdrosny bo po poznaniu mnie utracił sporo czasu który starszy przyrodni brat mu poświęcał. Ale dzieckiem był jeszcze tak naprawdę więc twierdziliśmy że jak podrośnie i znajdzie sobie dziewczynę to zrozumie. Po rozwodzie z ich matką ustatkował się w końcu z o wiele młodszą która jakimś cudem akceptowała jego miłość do trunków wszelkiej maści i w każdej ilości. Odwiedziliśmy go kilka razy - od razu mnie polubił, choć zawsze niemal był w cugu więc trudno powiedzieć czy faktycznie darzył mnie sympatią czy to alkohol. Często bywaliśmy u rodziców ojca, jadaliśmy u nich obiady, mieszkała z nimi rodzona starsza siostra lubego, sympatyczna dziewczyna, złapałyśmy jakiś w miarę dobry kontakt. Chwaliła że chłopak przy mnie zmienił się na lepsze, ich dziadkowie tak samo - ubóstwiali mnie wręcz co wprawiało mnie w zakłopotanie, bo tak naprawdę oprócz bycia miłą i uprzejmą jak wypada w ich obecności i w miarę dobrych ocen (Luby orłem nie był, ledwo zdawał w technikum z klasy do klasy więc kazali brać mu ze mnie przykład) nie wiem co takiego mogło ich zachwycić. Nie mówili tego głośno ale w głębi duszy chyba też już zaplanowali mi z nim całą przyszłość.
Najbardziej do myślenia dawała jednak jego matka i rodzina od jej strony - niby wyglądało to jakby darzyli mnie sympatią ale w ich oczach widziałam jakąś wrogość. Sprawiali wrażenie zimnych i oschłych, nie lubiłam jego matki, źle czułam się w jej towarzystwie, ale oczywiście zawsze byłam dla niej miła i bardzo grzeczna, ona dla mnie zazwyczaj też, choć czasami zdarzyło mi się słyszeć jak przez telefon rozmawiając z synem (wiedząc że byłam obok) kręci nosem na to że mamy gdzieś iść albo że u mnie jest (często u mnie przesiadywał całe dnie). Machałam jednak na to ręką myśląc że teściowa i synowa to rzadko dobrze się rozumieją :P
Swoje oblicze pokazała jednak gdy wreszcie poszłam po rozum do głowy i po ponad dwóch latach tego jakże owocnego związku po prostu go zakończyłam. Powody były dwa: nareszcie przejrzałam na oczy jak bardzo ten związek mnie ograniczał (nie miałam w ogóle w nim oddechu, Luby najchętniej by ze mną zamieszkał i chodził za mną wszędzie byle tylko być obok mnie bo tak mnie kocha, miałam tego po prostu dość bo wiadomo że trzeba od siebie czasami odpocząć a trudne to jest jak widzicie się codziennie od 7 do 23 z przerwą na szkołę, w weekendy bez przerwy. Pogorszyły mi się oceny, ochłodziły się moje relacje z przyjaciółmi bo nie chcieli bym na każde spotkanie go przyprowadzała, zrozumiałe) i że nie chcę w wieku 18 lat mieć już zaplanowanego ślubu, liczby dzieci i ich imion. Mimo jego wszystkich zalet wiedziałam że najlepsze co mogę zrobić to uciekać póki czas. Drugi powód no cóż może i dość podły ale serce nie sługa: zakochałam się w przyjacielu. Co chyba samo w sobie już było znakiem że ten związek który kończę nie jest dla mnie. Zerwałam z niedoszłym narzeczonym, delikatnie i może nieoryginalnie bo słowami (podczas rozmowy w 4 oczy) że chyba jednak do siebie nie pasujemy i lepiej jeśli każde pójdzie swoją drogą, że dziękuję mu za te 2 lata, które naprawdę były fajne ale chyba to jednak nie to. Załatwiłam to tak delikatnie jak tylko mogłam, ale tak jak się spodziewałam - jemu zawalił się ten cały mały światek w którym zaplanował nam już całe wspólne życie. Wydzwaniał do mnie, pisał, groził dwa razy samobójstwem (!!!), płakał że zepsułam mu wakacje (to był lipiec) i życie, że nie może beze mnie żyć. Wystawał mi pod oknem, przychodził do moich rodziców jak mnie nie było (!!!!) by błagać ich by mnie przekonali bym dała mu szansę. Wypisywał też do mojego obecnego chłopaka dla którego z nim zerwałam, najpierw że ukradł mu mnie (głupstwo, sama podjęłam decyzję o zerwaniu, on do niczego mnie nie namawiał. Zostawił mi decyzję, nie chciał decydować za mnie),potem że będzie o mnie walczył (!?), w końcu by się mną opiekował. Odprawiał naprawdę żenujący spektakl, ale widząc że olewamy jego prośby i groźby, a moi rodzice (którzy od samego początku odradzali mi związek z nim, dziś wiem że mieli rację) przemówili mu stanowczo do rozsądku by dał nam spokój i nauczył się z tym żyć w końcu ucichł i zdawałoby się że odpuścił i wreszcie będzie spokój. Moja i jego rodzina były wprawdzie zdziwione że z pozoru tak idealny związek się rozpadł, znajomi tak samo ale ponieważ nikomu się nie tłumaczyłam, mówiłam jedynie krótko że tak wyszło i takie sytuacje się zdarzają, zwłaszcza w tym wieku to nie drążyli tematu i nie wnikali.
Jednak okazało się że to że dał spokój mi osobiście nie znaczy że dał w ogóle. Nagle rozkwitło mu życie towarzyskie. Spotykał się z MOIMI znajomymi, których uznał też za własnych i upijając się (przy cukrzycy!!!) opowiadał im jaka to ja podła i zła, że zepsułam mu życie, że wymieniłam go na lepszy model (w sumie tu owszem miał rację), że pewnie tamten mnie wykorzysta i porzuci i wrócę do niego wtedy na pewno. Oczerniał mnie jak mógł a siebie wybielał jako faceta idealnego. Znajomi potem pisali do mnie i opowiadali co on im naopowiadał, chcąc nie chcąc tłumaczyłam się że to bzdury co mówi i że chyba miałam święte prawo zerwać z nim i zacząć nowy związek. Rozumieli. Na szczęście większość wierzyła mi i wiedzieli że jego historyjki są spowodowane rozpaczą i pewnie powoli rodzącą się do mnie nienawiścią.
Szalę przeważyła jednak w końcu jego matka. Odkąd z nim zerwałam z nią nie miałam kontaktu. Wiedziałam że pewnie jest na mnie zła i życzy mi jak najgorzej za to że tak skrzywdziłam jej syneczka który przecież byłby dla mnie takim dobrym mężem. Nie wydzwaniała na szczęście jednak do mnie, nie pisała smsów ani listów z pogróżkami. Nie spotykałam jej też na szczęście. Aż do pewnego pamiętnego dnia.
W połowie września, w którąś sobotę wraz z chłopakiem i kilkorgiem znajomych postanowiliśmy udać się na miasto na piwo, by po raz ostatni spotkać się razem w gronie zanim rozjadą się na studia, większość z nich bowiem właśnie zaczynała w różnych miastach pierwszy rok studiów.
Poszliśmy do naszej ulubionej knajpki, słynnej w całym mieście z bardzo dobrego piwa, robionego na miejscu (lokal miał w piwnicach własny browar),zeszliśmy na dół, do części piwnicznej mijając przepełnione stoliki na zewnątrz (bardzo ciepły weekend), zamówiliśmy każdy po piwie i rozmowa toczyła się w najlepsze, ogólnie atmosfera super.
Oczywiście taką miłą atmosferę najlepiej jest zepsuć. Nawet nie zauważyłam jak z tyłu podeszła do mnie moja [N]iedoszła teściowa i nawiązał się między nami dialog:
[N]: Dzień dobry (tonem pełnym pogardy i jednocześnie oficjalnym jakby widziała mnie pierwszy raz)
[Ja]: (zaskoczona) Dzień dobry
[N]: Mam do ciebie prośbę: mogłabyś łaskawie dać spokój mojemu synowi?
[Ja]: ????? JA mam dać mu spokój?
[N]: Tak ty. Myślisz że nie wiem co o nim rozpowiadasz?
[Ja]: Co JA o nim rozpowiadam? Z tego co mi wiadomo to ON cały czas oczernia mnie przy ludziach i wystaje mi pod domem.
[N]: (jakby do niej nie docierały moje słowa) Myślisz że nie wiem? Że nie wiem jak po pijaku (???) obgadałaś go przy waszych znajomych? Mówiłaś jaki jest naiwny że we wszystko ci wierzy i jaki głupi?
Wtedy przyznaję wryło mnie w ziemię. Po pierwsze: dlatego że nigdy nie upiłam się mocno w gronie jakichkolwiek moich znajomych a co dopiero nie mówiłam nic takiego, tym bardziej po pijaku. Nigdy przenigdy będąc w nim związku a także po jego zakończeniu nie obgadywałam go, nie oczerniałam w przeciwieństwie do niego. Nie miałam więc pojęcia skąd wytrzasnęła taką tezę.
[Ja]: Bardzo przepraszam ale skąd przyszły pani do głowy takie bzdury?
[N]: To nie twoja sprawa. I nie są to bzdury.
[Ja]: Tak? To ciekawe bowiem sytuacja o której pani mówi nigdy przenigdy miejsca nie miała.
[N]: Nie kłam chociaż teraz dziewczyno. Ośmieszasz się rozumiesz (JA???) Zostaw nas, zostaw mojego syna i nie rozpowiadaj więcej o nim bzdur.
[Ja]: (mocno już wkurzona bo zepsuła nam już cały wieczór, a przynajmniej mi humor na pewno) To niech PANI SYN nas zostawi!!! Niech przestanie rozpowiadać o mnie bzdury, wystawać mi pod domem i nękać mnie smsami i telefonami bo przysięgam: moja cierpliwość się kończy, właściwie właśnie się skończyła i następnym razem zawiadomię policję, oskarżę pani syna o nękanie.
Zacisnęła usta i bez słowa odeszła ale do końca wieczora byłam roztrzęsiona. Zastanawiało mnie po pierwsze co robiła w tym lokalu (bo z całym szacunkiem ale ceny w nim są dość wysokie a jak pisałam tej rodzinie się nie przelewało), ale pod drugie przede wszystkim: po cholerę naopowiadała o mnie takich kłamstw przy chłopaku i znajomych? Znaczy wiadomo - po to by mnie przy nich upokorzyć za karę. Na szczęście oni po wyjaśnieniu kto to był roześmiali się tylko twierdząc że najwyraźniej baba niezrównoważona. Mi jednak zepsuła ta sytuacja humor na resztę wieczoru.
Wydzwoniłam następnego dnia zaciskając zęby do byłego (przez jego smsy i dzwonienie miałam jego numer nadal w ostatnich kontaktach) pytając wściekła o tą sytuację. Był autentycznie zaskoczony i obiecał wyjaśnić to z matką. Co się okazało? Mamusia stwierdziła że była na mnie zła za to że wchodząc do lokalu nie powiedziałam jej Dzień Dobry (może dlatego że jej nie zauważyłam bo siedziała na zewnątrz na samym końcu a tam nie patrzyłam? -.-). Wiedziałam że to kłamstwo i powody były inne ale machnęłam na to ręką i byłam innej rzeczy ciekawa: poprosiłam by spytał się mamusi od kogo ona wzięła informację o moim rzekomym upiciu i obgadaniu jej synka? Ano stwierdziła że z jego siostrą spotkały naszego znajomego (ha ha ciekawe jakiego skoro żadnego nie znały) i on im opowiedział bo był tego świadkiem. Oczywiście spytane jaki dokładnie był to znajomy (imię i nazwisko) obie powiedziały że nie powiedzą BO NIE. Bo to nieistotne. Ważne że tak było i koniec. Przypadek? Nie sądzę.
Na szczęście od tamtej pory, a minęły już prawie dwa lata nie miałam z nimi styczności. I nie zamierzam mieć. Cieszę się tylko że w porę przejrzałam na oczy i ucieķłam od tej rodziny.
I teraz pytanie kto był piekielny: ja bo zerwałam z ograniczającym mnie chłopakiem mając do tego święte prawo? On bo nie dawał mi przez to spokoju przez kilka miesięcy? Czy jego mamusia która zmyśloną historyjką chciała popsuć mój wizerunek w oczach przyjaciół i nowego chłopaka?
Przepraszam że tak długo ale ta sytuacja jak zawsze tylko o niej pomyślę to do dziś podnosi mi ciśnienie :/

Archeoziele - 2015-04-03 16:21:02

http://piekielni.pl/65638#comment_765193

Dziś będzie o byłej przyjaciółce-Kasi i jej chłopaku.
Była żarliwą służką Adanosa. Z własnego wyboru-rodzice nie byli jakoś specjalnie religijni, nawet o pójście do Pierwszej Komunii musiała ich wypraszać, bo każdą katechezę traktowali jako stratę czasu.
Pewnego pięknego dnia, Kasia poznała Gustawa. Gustaw jest ateistą, ale jak poznawali się, był odrobinę...stonowany.
Po jakimś czasie, Gustaw stał się opryskliwy. Na wszelkich imprezach/spotkaniach towarzyskich gdy dyskusja schodziła na wiarę, zaczynał rozprawiać, jak to "wiara jest tylko dla debilizmu i ciemnoty", że "prawdziwie inteligentny człowiek wierzy tylko nauce", "każdy ksiądz to pedofil i złodziej, a jeśli nie wykazuje skłonności pedofilskich, to jeszcze się nie ujawnił" i inne wielce "logiczne" myśli.
Początkowo, ludzie zaczęli z nim rozmawiać i w końcu dochodziło do "zgaszenia" bojownika. Kasia stwierdziła, ze spróbuje go lekko nawracać, albo przynajmniej "uspokoić".
Z czasem jednak, Gustaw kupił książkę pewnego ateistycznego guru i zaczął praktycznie uczyć się jej na pamięć.
Jakakolwiek dyskusja(zwłaszcza po alkoholu) stawała się niemożliwą, gdyż Gustaw cytował jak opętany zdanie po zdaniu z jego książki, a potem stwierdzał, że cokolwiek mówi ktoś inny to "bełkot".
Wiadomo, że towarzystwo zaczęło wypychać Gustawa. Ograniczano zaproszenia na grille i inne imprezy do Kasi, ale ponieważ z nią bez zaproszenia przychodził także Gustaw(dziewczyna nie była w ogóle asertywna), ją także przestano zapraszać i powoli zapominano o nich w towarzystwie.
Dlaczego o tym piszę teraz, kiedy minęły dawno czasy licealne?
Miałem Kasię w znajomych na portalu społecznościowym.
Udostępniłem to zdjęcie:
https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/ … 8e0ae1a299
I po jakichś pięciu-dziesięciu minutach miałem co najmniej nie najlepszą wiadomość od Kasi na czacie:

-Ty tępy sku**ysynu! Skasuj to, rozumiesz?
-Czemu? Przecież to tylko żart. Gdy Twój chłopak żartuje o Adanosie to jest fajnie, ale o książce już nie można?
-Bo on ma rację, religia to pożywka dla mas!
-Czemu tak twierdzisz?
-Bo tak! Nie muszę nic ci wyjaśniać! Po co mam wierzyć w diabełki z widełkami i kociołki, do których jakiś staruch wsadzi mnie tylko dlatego, że uprawiam seks!
-Kasia, nie wkurzaj mnie. Przecież razem mieliśmy na religii zajęcia z teologiem, który nam wyjaśniał zasadę piekła, a także to, że piekło to nie kara. Jeśli nie pamiętasz tego, to mogę dać ci nr telefonu do teologa z wydziału mojego uniwersytetu, całkiem miły gość...
-Nie zamierzam nawet zbliżać się do tej czarnej mafii!
-WTF?! Ale to nie ksiądz!
-Gustaw ma rację, przez religie masz klapki na oczach!

Po tej jakże miłej rozmowie, nastąpiła blokada użytkownika z jej strony. Jej chłopak wysłał mi jakże piękną seryjkę życzeń, których nie powstydziłby się żaden szewc.

Nie trzeba wskazywać kto tu jest piekielny. Gustaw ze swoim ateinazizmem, a Kasia ze swoją kompletną asertywnością.
Najgorsze jest to, że w internecie coraz więcej takich napinaczy.
Dla kontrastu mam znajomego ateistę, który po usłyszeniu tej historii, chwycił się za głowę i skomentował "oni nie rozumieją ani ateizmu, ani wiary. Ale cóż-rozmowa z takimi ludźmi to jak granie w szachy z gołębiem. Gołąb narobi na szachownicę, rozwali figury i będzie myślał, że wygrał."

Ale głupi ci ateiści.

Fahren - 2015-04-04 08:15:02

Czasem coraz bardziej nabieram przeświadczenia, że ateista to nie niewierzący, a bojkotujący kościół. I tak na marginesie - słyszeliście kiedyś o atakach ateistów w stronę hinduizmu?

Archeoziele - 2015-04-04 08:22:11

Atakach w sensie krytyce pewnych założeń? Tak. Zresztą nie tylko ateiści patrzą krzywo na pewne zjawiska związane z hinduizmem- podział na kasty, kastę "niedotykalnych" czy rytualne mordy na wdowach.

Fahren - 2015-04-04 13:44:03

Ok. Ale to są zachowania jednak nijak akceptowalne. Mi chodzi raczej o krytykę samych wierzeń - reinkarnacji, czy karmy. Ichniego wierzenia w stworzenie świata. Osobiście się z tym nigdy nie spotkałem.

Archeoziele - 2015-04-04 15:09:14

Cóż, w naszym kręgu kulturowym hinduizm jest raczej egzotyczną ciekawostką a nie codziennym problemem.

WhiteRose - 2015-05-05 23:17:12

Właśnie to znalazłam...
Użykownik Zabernik (http://piekielni.pl/66153#comments):

Dziś napiszę wam trochę o mojej nauczycielce z j.niemieckiego. Jestem w klasie 2 gimnazjum język niemiecki był dla mnie nowy ponieważ przez podstawówkę uczyłem się angielskiego. Pierwszy rok minął doskonale ponieważ mieliśmy niemiecki z panem X który nigdy nie krzyczał robił 2 - 3 tematy z książki na lekcji. Leciał bardzo szybko z programem a my wszystko rozumieliśmy i byliśmy najlepszą klasa z niemieckiego. Jednak na drugi rok zmienili nam pana X na panią Y. Z panią była przez miesiąc sielanka nic nie robienia brak opowiadań*. Ale gdy przyszedł czas pierwszych testów skończyło sie... Nasze lekcje zaczęły wyglądać tak:
20 minut pytanie 2 osób
10 minut praca domowa
5 - 15 minut krzyki że jesteśmy żałośni
Jak dodacie to wszystko wyjdzie wam 35 - 45 minut czyli cała lekcja. No to zabierać będzie przerwy a co tam. Wychodzi na to że na lekcje nie robiliśmy nawet 1 tematu. Nie było mnie przez tydzień w tygodniu mamy 2 godziny niemieckiego. Przychodzę i się okazuje że mam pisać kartkowke co była tydzień temu. Co z tego że mnie nie było i nie rozumiem. Mam pisać i to bez możliwości poprawy, powód ? Inni ją pisali i znasz przyklady. Szkoda że wymyślała dla mnie przykłady inne niż oni dostali. Kolejny kwiatek. Przychodzi pan X do nas na zastępstwo zamiast naszej od niemieckiego. Jak usłyszał że nie skonczylismy 2 dzialu, spadł z krzesla. Naprawdę, a wiecie czemu ? Bo on już kończył książkę czyli 5 rozdziałów. Wracając patrzy on na dziennik i mówi o widzę że mieliście czas przeszły a my wielkie oczy. Ten czas jest właśnie w 4 rodziale no ale pani pisze w dzienniku zgodnie z programem. Teraz pomyślałem żeby zrobić test z znajomości j.niemieckiego i porównać wszystkich nauczycieli i ich klasy. Może to skłoni dyrekcję do działania w sprawie naszej wiedzy ?
* Pan X robił co jakieś 2 tygodnie zamiast sprawdzianów opowiadania które musieliśmy znać na pamięć i sami je napisać dzięki temu potrafie sie teraz przedstawić

Tiszka - 2015-05-08 22:28:28

:ke:

Oglądałem z siedmioletnim synem program historyczny na temat II Woiny Światowej. Wspomniano tam o Polskim Państwie Podziemnym, a mój syn po filmie zadał mi takie pytanie:
-Tato, jak oni wykopali wielką dziurę pod państwem i tam mieszkali?-moja mina nie do opisania :)

Autor: http://piekielni.pl/user/robert02

Mahmurluk - 2015-05-08 22:42:51

#historie_z_chwili_dla_ciebie

rahell - 2015-05-10 18:09:04

Odpowiedzialni rodzice.

http://piekielni.pl/66148

Służba zdrowia, jak rzeka głęboka i szeroka, tak temat tejże instytucji niewyczerpany.

Mam 3 miesięcznego synka. Dziecko od urodzenia mało płaczące, po porannej pobudce, karmienie, przewinięcie i spać. Ale przed majówką coś zaczęło się z nim dziać, bo ciągle płakał. Ja zauważając, iż dziecko ciągle się ślini i cały czas chce ssać mleko, stwierdziłam że czas przyszedł na ząbkowanie. Jako że objawy nasiliły się pierwszego dnia maja, w samochód i do apteki po maść na bolące dziąsełka. Ale mój luby bardziej zaborczy niż ja, zadzwonił do szpitala, na oddział pediatryczny. Miła pani doktor (swoją drogą chylę czoła, bo bardzo kompetentna), powiedziała żeby zmierzyć temperaturę, i jak będzie podwyższona to przyjechać z dzieckiem. Luby stwierdził że nie będziemy mierzyć, tylko powiemy że ma podwyższoną, i żeby go zbadali.
Przy rejestracji, gadka szmatka, pani która wypełniała dokumenty pyta się jaka temperatura więc mówimy że 37,4. Na to jedna "lekarka', czy pielęgniarka "Ojej, z taką temperaturą do szpitala przyjeżdżać, mogliście zaczekać do poniedziałku i iść do rodzinnego".
Tak, a ja bym wylądowała na oddziale psychiatrycznym przez wycie małego. Zignorowałam babsztyla. Pani doktor zbadała, zrobiła wywiad, stwierdziła że ona nic nie widzi, ale proszę iść na laryngologię bo może mleko przy ulewaniu przy uchu coś narobiło.
Skierowanie w garść, dziecko pod pachę i lecimy.
I powiem Wam, że na dobre wyszło nasze małe kłamstwo, gdyż okazało się że mały ma zapalenie ucha. Antybiotyk i do domu się kurować z zaleceniem żeby max we wtorek do laryngologa na kontrole bo tak małe dziecko nie może być faszerowane antybiotykiem zbyt długo.
W poniedziałek z rana biegnę zarejestrować syna do rodzinnego, i z tym poszło bez problemu. Potem tłumaczę tej krowie że małe dziecko, ze na antybiotyku od piątku i że pilnie potrzebny specjalista. Nie i ch*j. Proszę przyjść z rana, to może się pani dostanie. U mnie w przychodni kolejka do rejestracji tworzy się przed przychodnią od ok 6 rano, rejestracja od 7.30. Byłam na miejscu 7.35, z racji tego że dopiero siostra przyszła żeby na chwilę zająć się dzieckiem. A w przychodni czarno jakby za darmo coś rozdawali. Siostra na 8 do szkoły, jest 7.40, cóż, wrócę do domu, ubiorę małego i pójdę z nim. Ale po raz kolejny Luby wkroczył do akcji, zadzwonił do pani w rejestracji i dowiedział się że nawet nie mam po co iść bo już jest 11 osób do laryngologa (przypominam, była godzina może 7.55, rejestracja od 7.30). I na nic tłumaczenia że dziecko że antybiotyk itp odpowiedź "No wie pan, tak już jest".
I ja się tylko zastanawiam, po co płacę co miesiąc ponad 1000 zł do ZUS, po co? Skoro jak ktoś potrzebuje pomocy to trzeba czekać. Nawet do rodzinnego terminy są na tydzień do przodu.
Antybiotyk odstawiliśmy na własną rękę, nie chce dziecku rozwalić nerek. A do specjalisty dopiero na piątek. A prezydent mówi że Polska przechodzi teraz złoty okres. HA HA HA !

Tiszka - 2015-05-11 13:21:00

Jojczenie i niemoctwo, a nie piekielność :P

http://piekielni.pl/66223

Od zeszłego roku mieszkam z pewnymi ludźmi na wynajmowanym mieszkaniu. Byłam nimi zachwycona, wszystko dało się ustalić i obgadać. Niestety tylko w teorii.
Mały wstęp - uczyłam się do niedawna w trybie dziennym, więc mogłam pracować tylko w weekendy. Nie to, że pieniędzy mi zawsze brakowało, raczej starczało na styk.

Sytuacja I
Umówiliśmy się, że oni karmią mnie (przez problemy z żołądkiem jem bardzo mało), a ja karmię zwierzęta. Całkiem fajna opcja.
Jak zwykle kupiłam oddzielną karmę dla kotów, oddzielną dla psów. Dostałam ochrzan od mojej współlokatorki, bo jej york i shih tzu nie jedzą psiej karmy, bo jest zła.

Sytyacja II
Lubię sprzątać i żyć w porządku. Chociażby jako takim. Przy 4 osobach na mieszkaniu, gościach przychodzących codziennie, 3 psach i 4 kotach utrzymanie czystości wymaga odrobiny pracy.
Po 6 godzinach samodzielnego sprzątania, lekko poirytowana poprosiłam o pomoc. Oczywiście, odpowiedzią było "nie". Dlaczego? Bo oglądają serial.
Godzinę później mieli przyjechać do nich znajomi. Samodzielne sprzątanie ukończyłam w czasie łącznie liczącym 8 godzin.

Sytuacja III
Po kilku takich "sytuacjach II" zaczęłam sprzątać tylko swój pokój, prać swoje ubrania i, tak, wiem, to dziecinne, od drzwi wejściowych myłam ścieżkę prowadzącą do mojej "jaskini". Efekt? Smród niemiłosierny, worki ze śmieciami stojące w mieszkaniu po kilka tygodni, zgniła warstwa jedzenia w zlewie i cała łazienka zawalona śmierdzącym praniem. Nie wytrzymałam. Czyste, poskładane ubrania moich współlokatorów czekają na łaskawe wniesienie ich do pokoi od 4 dni. A zajmują 3-osobową kanapę w pokoju.

I ostatnia sytuacja, o której napiszę, a mogłabym napisać o tym książkę.
Sytuacja IV
Gotują bardzo tłusto. Odbija się to na ich wyglądzie, u mnie odbiło się na żołądku i cerze. Zaczęłam gotować sobie sama. Dogadałam się też ze swoimi kumplami i braćmi (wolę towarzystwo męskie), że oni kupują, ja gotuję, jemy razem. O dziwo obie strony zachwycone, zero problemów. Po kilku dniach na spokojnie uświadomiłam moich piekielnych, że już nie będę karmić ich pupili. Zaczęła się wojna, trwająca do dziś. Dostałam nakaz trzymania swoich zwierząt zamkniętych w moim pokoju. Koty mają od groma zabawek, a z psem spędzam dużo czasu na dworze. I jakkolwiek nie powinno mnie to interesować, to nie mogę zrozumieć jak można zostawić swoje psy ujadające, bez grama wody na kilka godzin oraz sprzątać kocią kuwetę raz na dwa tygodnie. Usłyszałam również, że głodzę swojego psa, bo nie ma suchej karmy (zalecenie weterynarza - przygotowywać psu jedzenie samemu, bo po parwowirozie ma strasznie delikatny żołądek i łapie rozwolnienie po suchej karmie).

Podsumowując - uważaj, z kim masz zamiar zamieszkać. A cudowny trójkącik wzajemnej adoracji zniechęcił mnie do mieszkania z kimś.

W skrócie: współlokatorzy dają dziewczynie jeść, ona ma za to karmić zwierzaki, swoje i ich. Narzeka, że kupiła nie taką karmę, jak trzeba (nie spytała wcześniej właścicieli). Sprząta mieszkanie 8h, a potem do tych drugich przychodzą znajomi. No i od ich tłustego jedzenia zepsuła jej się cera. Ogólnie dziwne to to.

mongol13 - 2015-05-11 14:36:18

Jak dla mnie to jest dziwne trochę z każdej strony.

1) Umawiają się, że oni karmią laskę, a ona zwierzaki, po czym start z ryłem, że jakieś zwierzaki jedzą tylko to i to. Sorry, jak dla mnie to grube niedopowiedzenie i wybredne zachcianki wyższych lotów...

2&3) Lubi mieć czysto, ale przez to zaczęła robić za sprzątaczkę na wolontariacie, bo... reszta to najwyraźniej świnie i żyć w chlewie mogą. A skoro posprzątać, to i wyprać, wyprasować i co tam jeszcze. W końcu niech mają świeże ubrania. Ale mi źle i niedobrze, bo 8 godzin to robiłam, w swoim pokoju i jeszcze tego nie zabrali...

4) Umawiają się, że oni karmią laskę, ale znów kij ze szczegółami, a potem pretensje, że "cera jej się zepsuła". I obustronny foch.

...WUT? To weź się kurde wynieś!

Tiszka - 2015-05-24 09:50:59

#trudnesprawy #nienawidzematki #wygadamsiewinternecie

http://piekielni.pl/66416#comments

Z okazji zbliżającego się dnia matki, napiszę o swojej, i o tym, dlaczego na ten dzień nie szykuje nawet bukietu pokrzyw dla niej.

Kiedyś tu pisałam o tym, jakie problemy mi robiła z oddaniem mojej własnej pralki.
Po kolei.
Kiedy urodził się mój syn, przyszła łaskawie nas odwiedzić w domu (do szpitala ani razu nie zajrzała, nawet telefonu nie odbierała). Mieliśmy na tamten czas psa, młodą suczkę. Jak pies działa, każdy wie. Domownik to domownik, a osoba która przychodzi zawsze jest obca, bez względu na wszystko nie zalicza się do mieszkańców domu.
Na drugiej wizycie, mojemu lubemu wyrwało się, że pies nie lubi jak ktoś obcy bierze dziecko na ręce, po tym jak wzięła małego. I masz, foch, obraza, jakby mogła to by plagi egipskie na nas spuściła.
Akurat w ten dzień, kupiliśmy nowy telewizor. I to jej ością w oku stanęło, bo skąd my mamy pieniądze jak Paweł całe dnie w domu siedzi! (prowadzimy swoją firmę, i nie zawsze jest konieczność naszej obecności). Bo dziadek to całe dnie w warsztacie siedział! Tylko dziadek nie musiał pozyskiwać klientów, bo sami do niego przychodzili, a wiadomo jak teraz jest na rynku budowlanym. Zacisnęłam zęby. Usłyszałam, że dopóki Paweł będzie w domu, ona do mnie nie przyjdzie. Zaśmiałam się gorzko.
Siostra dostała zapalenia wyrostka. I do kogo mamusia wykonała telefon z prośbą o podwózkę? Tak, do znienawidzonego zięcia.. Zawiozłam ja, bo w końcu z siostrą konfliktu nie mam.
Żeby nie było, dalej jej noga nie postanie.
Tak mijały miesiące, ja do niej się nie odzywałam ona do mnie też nie. Ale, pech chciał, że na policji toczy się postępowanie w ważnej dla mnie sprawie. Jej zeznania są ważne. Myślicie że przyszła? A w życiu. Każda próba rozmowy kończy, a właściwie zaczyna się darciem.
Mam dwie siostry (16 l.), one mają tatę który mieszka i pracuje w stolicy. Matka na tym punkcie ma jakąś chorą obsesję. Śmiem twierdzić że go za ten fakt nienawidzi, że jest niezależny finansowo i jakoś sobie radzi. Matka pobiera na młode alimenty po 500 na głowę. Wymyśliła, że jedno 500 zł zabierze na opłaty za nie dwie, a 500 zł, daje im na życie na cały miesiąc. Ręce mi opadły jak to usłyszałam. Ojczymowi też. Koniec końców przychodziły do mnie na dożywianie, ale matce to nie pasuje, więc robi regularne awantury jak jedna albo druga u mnie jest. Olewam.
Jedna z młodych ma problemy w szkole, stwierdziłam że pomogę. Załatwiłam korepetycje, bo koniec roku tuż tuż, a tu zagrożenie. Wczoraj matka zadzwoniła do mnie z awanturą. Nie umie spokojnie powiedzieć, tylko drze się na cały regulator. Nie wytrzymałam, wydarłam się żeby spier**lała. I się rozryczałam. Bo nie pojmuję, jak można kogoś tak nienawidzić za jedno zdanie, wypowiedziane parę miesięcy temu. I nie, nie da się wytłumaczyć o co chodziło. Najgorsze że moja rodzina ma jakieś zaćmienie, a zbliżają się chrzciny małego. Wiem, że jak ta psychopatka nie przyjdzie to nie przyjdzie nikt. No, poza jedną siostrą. I tylko przykro mi, że mam taka "matkę". Ona powinna za młodu mieć wycięte wszystkie narządy rozrodcze żeby nie mogła się rozmnażać.

mongol13 - 2015-05-24 11:49:56

jej ością w oku stanęło

Say ku&wa what? Łapię sól, drzazgi i belki w oku, ość w gardle, ale to...

A sama historia jest... nie wiem, jak to do końca określić. Tu nie "coś jest nie tak", tylko raczej "z całą historią jest wszystko nie tak już od samych podstaw". Zdaje się, że tu wcale nie poszło o to, że "pies nie lubi jak ktoś obcy bierze dziecko na ręce". Już sam ten argument jest przygłupi, bo- jakkolwiek by to nie zabrzmiało, mam w du&ie przesadnie kochających zwierzęta i ich święte oburzenie- to jakim prawem pies (choć równie dobrze można tu wstawić kota, chomika, kanarka, czy złotą rybkę) ma decydować co lubi i można robić, a czego nie lubi i tego nie można robić? Nie podoba się? Warczy? To but i wypad za drzwi, bo potem kończy się jak kończy- nie wiem, jak do tego doszło, mój pimpuś, był zawsze taki spokojny, muchy by nie skrzywdził, a zagryzł moje śpiące dziecko!.

Podobnie, jak nie wierzę w to, że "na drugiej wizycie, mojemu lubemu wyrwało się". Niee- to zdecydowanie nie brzmi, jak faux-pas, coś, co się komuś przypadkiem wyrwało i spowodowało chwilowe zażenowanie, tylko jak celowo i najwyraźniej celnie wbita szpila. To już wychodzi poza ramy nielubienia się zięcia i swojej drogiej mamusi.

A jak jest z tym chrztem? "Wiem, że jak ta psychopatka nie przyjdzie to nie przyjdzie nikt." I znów siedzenie okrakiem na płocie, jak ja to mówię. Widać cała ta rodzinka jest jakaś nienormalna, ale wtedy po jaką cholerę są oni komu potrzebni na tym chrzcie, albo nie są na tyle bliską rodziną żeby wiedzieć o co cały ten cyrk, chrzest to dla nich niekoniecznie "must be", no ale wtedy też nie widzę żadnego sensu w podbijaniu sobie statystyk obecności na siłę kimś, z kim ma się słaby kontakt. Proste- zaprosić chrzestnych i tyle, nie trzeba od razu robić imprezy na 100+ osób.

Czytając historię prędzej bym powiedział, że to jest tylko jeden z wielu podobnych epizodów... i to się wbrew temu co jest napisane w historii ciągnie od dłuższego czasu... i nie założyłbym się, że nie zapoczątkowała tej wojny z matką właśnie autorka (na co wskazywałaby postawa rodziny, która w przeciwieństwie do nas, zdaje się znać ciut więcej szczegółów i ma podstawy sądzić, że obie strony konfliktu mają swoje za uszami, co można wywnioskować po tym, jak trzyma się uparcie strony matki.

A teraz dodajmy jeszcze kilka faktów- z historii wiemy, że autorka mieszka z ojczymem, ma siostry, na które (biologiczny- ?) ojciec płaci alimenty (pomińmy patologię matki twierdzącą, że 500zł na 2 osoby na miesiąc wystarczy), ale są dokarmiane przez rodzinę autorki. Czyli... z tego wynika, że musiał być rozwód. Z jakich powodów- nie wiadomo. Podobnie, jak nie wiadomo, jakie akcje podczas samego rozwodu miały miejsce, ale sądząc po fakcie, że matka nienawidzi ojca za to, "że jest niezależny finansowo i jakoś sobie radzi" to bardzo możliwe, że poszło właśnie o kwestie finansowe.

Kończąc- mam wrażenie, że jedyną NORMALNĄ osobą w tej toksycznej rodzince jest ojciec od alimentów, a i to piszę tylko dlatego, bo nie mamy o nim praktycznie żadnego innego info, więc piszę o stanie wiadomym. Możliwe, że on też nie jest lepszy, ale tego się raczej nie dowiemy nigdy (albo przynajmniej do wydania 2. części tej malinowej opowieści).

Tiszka - 2015-05-24 13:36:50

Jaki dzisiaj wysyp historii o niczym

#kazalimijescmieso #jestemtakabiedna #niktmnieniekocha

http://piekielni.pl/66424

Przypomniała mi się historia z czasów gimnazjalnych, kiedy mięso było moim wrogiem. Jadłam tylko piersi z kurczaka i trochę wołowiny pod warunkiem, że sama je przyrządziłam.

Okres Wielkanocy. Na święta wpada ciocia i wujek z pysznym daniem z królika. Ciocia przysięga mi na wszystko, że chudszego mięsa nigdy nie jadła i że jak zjem to polubię. Ja króliki uwielbiałam, ponieważ jednego wychowałam do starości i często zajmowałam się królikami znajomych (ciocia o tym wiedziała), ale nigdy nie pomyślałam, żeby jakiegoś kiedyś zjeść, więc oznajmiłam, że mięsa z królika nie tknę. Niestety do cioci i wujka to nie dotarło.

Obiad. Mama wysłała mnie do pobliskiego sklepu po ogórki. Wracam, wujek radośnie krzyczy, że on mi już nałożył. Ziemniaki całe zalane sosem z kawałkami króliczego mięsa. Powiedziałam, że nie chcę to zaczęły się teksty, żebym nie przesadzała, że to tylko raz, że na spróbowanie, a na końcu wzbudzanie poczucia winy, bo ciocia tyle się napracowała, a ja tego nie doceniam. Piekielna była też moja mama, która stwierdziła, że gościom się nie odmawia. Mięsa nie ruszyłam, w efekcie wszyscy się obrazili.
Sytuacja powtórzyła się przy kolacji, kiedy wujek w nachalny sposób usiłował nałożyć mi królika na talerz. Mama znowu głośno komentowała, że mam nie przesadzać, a ciocia ponownie przeżywała, że tyle się napracowała, a ja nie zjem. Znowu się wszyscy obrazili.

Mogę im tylko podziękować za to, że dzięki nim wiem jaka mam NIE być dla swoich dzieci (o ile będę je mieć).

mongol13 - 2015-05-24 13:52:29

#takbardzohipster
#pseudowege
#słabytroll

mięso było moim wrogiem. Jadłam tylko piersi z kurczaka i trochę wołowiny

No to w końcu mięso było twoim wrogiem, czy nie? Czy to może jak z dresami? JP100%, ale tylko na 50%. Albo i 25%, bo na więcej się boję. No wybacz, ale tego nie pojmuję i pewnie nie pojmę. Mięso wrogiem, uoooo złe, śmierć i w ogóle szatan, ale krówkę i kurczaka ubić to już spoko? Ale jednocześnie królik to bee, bo... kiedyś miała królika. Logic.

Archeoziele - 2015-05-24 19:52:40

W sumie to ja też nie zjadłabym np. kota czy psa. Bo lubię te zwierzęta jako towarzyszy a nie potrawkę. Pewnie gdybym miała kiedyś królika to też bym miała obiekcje przed zjedzeniem jego mięsa.

Fahren - 2015-05-25 09:23:37

Kiedyś miałem kozę. Taką trawojadkę, nie z nosa, żeby nie było. Przyszła zima, kozy ni ma, lodówka w mięsie. Też jakoś nie mogłem się przemóc zjeść, choć samego mięsa jako takiego mogę jeść od zarąbania. Jakoś tak.. dziwnie mi było. Choć sądzę, że gdybym dostał na talerzu kozinę nieznanego pochodzenia - zeżarłbym ze sztućcami.

Nenka - 2015-05-25 10:56:54

Ciotka mojego A miała kozę. Taką trawożerną, tylko że łajza żarła wszystko. WSZYSTKO.
Więc skończyła jako kozina.

mongol13 - 2015-05-25 18:04:30

Nie no- nie mówię, że laska nie mogła mieć obiekcji przed szamaniem królika jeśli takowego kiedyś miała za zwierzątko, ale kurde niech nie miesza tego i bycia zaprzysięgłym wrogiem mięsa, bo to 2 różne rzeczy.

Archeoziele - 2015-05-25 20:27:50

Fahren, znajoma mojej mamy kiedyś sobie kupiła świnię. W celach konsumpcyjnych. Ale zanim mogło do konsumpcji dojść należało ją odpowiednio utuczyć etc. Zajęło to kilka miesięcy, tak że znajoma z rodziną zdążyła się do świni przywiązać. Potem wiadomo- pod topór i był schabik. Którego nikt w domu nie ruszył.

Tiszka - 2015-05-26 18:30:35

Trudne Sprawy c.d.

http://piekielni.pl/66450

Dzień matki, na portalach społecznościowych wysyp życzeń, wierszów i ogólnie cud, miód, malina jakie te mamusie są. A dlaczego ja nie piszę życzeń?

Nie mieszkam z moją mamą od 5 lat, widuję się z nią czasem (mieszkamy w tym samym mieście). Zacznijmy od tego, że jest to osoba o stwierdzonej chorobie psychicznej, po trzech terapiach. Miała brać tabletki, ale stwierdziła, że jest po nich senna, no generalnie nic nie pomagało.

Od zawsze okłamywała tatę w sprawach dotyczących mnie, co wiązało się z tym, że przez 16 lat miałam niezliczoną ilość szlabanów za rzeczy których nie zrobiłam. Co więcej o niektórych nawet nie wiedziałam, ale to nie przeszkadzało mamusi powiedzieć, że ja to zrobiłam. W 1 liceum na tydzień 'uciekłam' do Babci i Cioci, które wiedziały jaka matka jest naprawdę. Wtedy Tata przejrzał na oczy i po wielu awanturach rozwiedli się.

Miarka się przebrała kiedy po 4 miesiącach spędzonych z Tatą w innym mieszkaniu wezwała na mnie policję, że ją nachodzę. Policjanci przyjechali, sprawdzili i nie stwierdzili nachodzenia. Co najlepsze w ciągu tych 4 miesięcy nie byłam u matki, a podczas wezwania miałam zajęcia w szkole.

Dlatego na mojej tablicy na 'fejsbuku' nie ma życzeń dla cudownej matuni.

mongol13 - 2015-05-26 19:43:07

Archeoziele napisał:

Fahren, znajoma mojej mamy kiedyś sobie kupiła świnię. W celach konsumpcyjnych. Ale zanim mogło do konsumpcji dojść należało ją odpowiednio utuczyć etc. Zajęło to kilka miesięcy, tak że znajoma z rodziną zdążyła się do świni przywiązać. Potem wiadomo- pod topór i był schabik. Którego nikt w domu nie ruszył.

Pozwolisz, że zacytuję mojego padre- "Jak by ci głód do dupy zajrzał, to byś wpier&&&ał aż by ci się uszy trzęsły". I coś w tym jest. Tak swoją drogą gdyby mój wujek mający 4 duże chlewy wyznawał podobną filozofię, to chyba to jego gospodarstwo długo by nie pożyło...

Archeoziele - 2015-05-26 21:50:14

To kwestia wychowania. Wujek z czterema chlewami pewnie wychował się na wsi i jego walnięcie toporem po łbie świni nie szokuje.

mongol13 - 2015-05-27 19:02:00

Ano racja.

WhiteRose - 2015-05-31 00:55:54

Historia może i piekielna, ale od czytania aż oczy bolO... ;_;

http://piekielni.pl/66539#comments

Uzytkownik fingerbol pisze:
Historia z czasow , kiedy jeszcze nie bylo gimnazjum . Do naszej firmy przyszla do pracy mloda dziewczyna.W okolicach grudnia pochwalila sie , ze kolega zaprosil ja na studniowka. Przez miesiac szykowalam sie na impreze : uszyla sobie sukienke , kupila buty, umowila sie do fryzjera . W dniu studnowki, zyczylysmy jej milej zabawy . W poniedzialek , na przerwie sniadaniowej , czekamy na opis przebiegu imprezy . Dziewczyna troche markotna, ale opowiada. Umowila sie z kolego , przyjechali na sale, impreza bardzo udana. A po imprezie? Kolega zadzwonil po taksowke. Kiedy taksowka przyjechala, powiedzial kolezance , ze bardzo mu przykro, ale ona nie moze z nim jechac, bo on nie ma tyle pieniedzy przy sobie, zeby zaplacic za kurs za dwie osoby. Wsiadl do samochodu i pojechal. Dziewczyna zostala sama w srodku nocy w centrum miasta ( miasto duze, wojewodzkie).
Gdzie tu piekielnosc? Obydwoje mieszkali na tym samym osiedlu, wiec kolezanki nie trzeba bylo odwozic w przeciwnym kierunku.

Ps. Nie mam polskich liter. Moja klawiatura zawiera pelen alfabet skandynawski.

mongol13 - 2015-05-31 15:57:28

Cóż- najbardziej po oczach daje mi tu ta interpunkcja w połączeniu ze spacją. To, że nie ma polskich liter mi specjalnie nie przeszkadza póki jest konsekwentnie stosowana w całym tekście. Dopóki tak jest, to szczerze mówiąc nawet tego nie dostrzegam. Ale pozwolisz, że zacytuję tu słowa komentarza:

Sonya_n napisał:

Kochana (...) a teraz pozwol ze poinformuje Cie o kilku istotnych faktach (...)

1. To jest portal znajomosci ortografii, gramatyki itd. (pod zadnym pozorem pierwszenstwa nie ma fatyczna historia) wiec wara pisac i popelnic jaki kolwiek blad!
Ja kiedys napisalam historyjke z zycia wzieta i byl tam jeden blad ortograficzny, zostalam zmieszana z blotem, po przyznaniu sie w komentarzach ze od dziecka nie mieszkam w Polsce i nawet podstawowki tam nie skonczylam zostalam jeszcze bardziej zmieszana z blotem i okrzynieta Joanna Krupa, polaczkiem cwaniaczkiem z zagranicy itd.

2. Kazdy uzytownik musi byc na tyle biegly aby umiec zainstalowac na komputerze jezyk polski.

To tak w formie dygresji- jak kiedyś komentarze "zainstaluj sobie język polski" były rzadkim i raczej żartobliwym wtrętem, tak teraz to już jest nie tylko standard, ale bardzo nachalny, uporczywy i niejednokrotnie wredny. Tyle, że niestety ci, którzy z lubością wypisują te hasła chyba zapomnieli, że niejednokrotnie sami by tego nie potrafili zrobić...

WhiteRose - 2015-05-31 17:56:33

Wiesz, brak polskich znaków to pół biedy, ale litości... Jestem grammar nazi, ale takim niezbyt wrednym, każdemu zdarzy się błąd. Mnie też się zdarza w pośpiechu czy po prostu od komputera, ż etak powiem - pisząc ręcznie "czuję" ortografię, a na klawiaturze śreeeednioo... Ba, czasem nawet literówek nie poprawiam, jak się zdarzy W ROZMOWIE. Czyli Jak wymieniasz wiadomość za wiadomością, bo się w końcu okaże, że między błędem a poprawką jest jakaś inna wiadomość. A bez poprawki każdy zrozumie i tak. Ale w histroyjce, którą piszesz na spokojnie, w sensie nie "na czas" to można by było się ruszyć i ja przejrzeć. Poza tym są błedy, których nie wybaczę. Na piekielnych ciągle jest batalia o "ów" - jeszcze trochę i przez gapienie się na te błędy i mnie się zapisze w pamięci błedny "owy", a mało tego, ja ciągle nie mogę wymazać z pamięci "ów praktykanci" i "ów Halina" (wspomniałam o tym raz w komentarzu, to ktoś mi zwrócił uwaagę, ż eto mógł być pan nazwiskiem Halina - fakt, ale chodziło o kobietę). No błagam...

kambodia - 2015-06-01 04:13:44

PerfectGamer http://piekielni.pl/66532#comments

Witam, dziś założyłem konto by podzielić się z wami świeżą historią. Myślę, że lepiej się poczuję, jeśli anonimowo o tym komuś opowiem, historia nie dotyczy bezpośrednio mnie co mojej dziewczyny (za jej zgodą).

Ja i Ania (powiedzmy) uwielbiamy księżyc, jeśli wychodzimy na spacery to przeważnie w pełni bądź tak pod koniec 1 kwadry/początek 3, zmierzam do tego, że gdy wychodziliśmy było już dość późno (po 22:00).

Po jakimś czasie spacerowania usiedliśmy w parku na plaży i chcieliśmy troszkę odpocząć, porozmawiać, a graczom najlepiej rozmawia się przy niezdrowym żarciu i coli. Nie było rady postanowiłem się przebiec do monopolowego, a Ani kazałem zaczekać (mea culpa). Gdy wróciłem mojej dziewczyny nie było, w pierwszej chwili pomyślałem, że się wygłupia, potem wpadł mi do głowy pomysł, że mogło coś się stać u niej w rodzinie i musiała szybko wrócić do domu nie wysyłając nawet SmS'a.
Postanowiłem do niej zadzwonić, ale coś mnie tknęło by jednocześnie iść w rzadziej odwiedzane miejsca tego parku.

Cały czas próbując się do niej dodzwonić usłyszałem melodyjkę jej komórki gdzieś z gęstszych krzaków, natychmiast tam podbiegłem, a to co zobaczyłem...

Tutaj pozwolę sobie na chwilkę przerwy, jak już wspominałem jestem graczem i to profesjonalnym, niektórzy z nas potrafią przyśpieszyć bicie swojego serca świadomie pobudzając nadnercza by te wpompowały ogromne ilości adrenaliny do krwiobiegu, jest to dla nas tak normalne jak podniesienie ręki.
Dodatkowo dysponuję pozwoleniem na broń białą (do 1m) z której korzystam bardziej jako dodatek (coś jak biżuteria dla kobiet) co nie oznacza, że jest nienaostrzona.


Wracając do historii właściwej w krzakach zobaczyłem leżącą od pasa w dół rozebraną Anię, a na niej jakiś sku***wiel. Mało tego nad nią jej stał inny "człowiek", który wymachiwał swoim przyrodzeniem nad jej twarzą krzycząc coś w rodzaju: "no weź, szybko się tobą zajmiemy i wrócisz do tego swojego chłopaczka hue hue hue".
Korzystając z dużej dawki hormonu walki, a także broni i elementu zaskoczenia, uderzyłem tego z obnażonym członkiem jelcem w twarz, drugiemu chciałem odrąbać łeb, ale jak mnie zobaczył to zaczął uciekać (nie wolno atakować ludzi uciekających, gdyż nie jest już to obrona konieczna). Zostawiłem go i zająłem się Anią, ubrałem, przytuliłem próbowałem uspokoić. Zadzwoniłem na policję, podałem miejsce gdzie znajduje się nieprzytomny napastnik, a także dane kontaktowe. Zabrałem Anię i ruszyliśmy do jej domu.
Przez całą drogę była nieobecna, dopiero gdy doszliśmy i usiadła to zaczęła płakać.

Dzisiaj po tych wydarzeniach ona czuje się lepiej (mówi, że nie zdążyli jej zgwałcić), za to ja jestem cały wściekły. I na siebie i na tych debili. Mam nadzieję, że to, że się z wami podzieliłem tą historią mnie uspokoi.

mongol13 - 2015-06-02 08:22:39

http://piekielni.pl/66583 czyli głupota w natarciu od jagababa91

Moim marzeniem, odkąd skończyłam 13 lat była praca w policyjnym archiwum X (najsłynniejsze jest to krakowskie, najlepsi oficerowie rozwiązują niewyjaśnione sprawy zaginięć lub morderstw). No ale żeby zostać oficerem, zebrać odpowiedni staż i zasłużyć na takie wyróżnienie, najpierw trzeba dostać się do policji.
Zostawiłam odpowiednie dokumenty na komendzie we Wrocławiu, po miesiącu miałam jechać na testy sprawnościowe do Słupska. Spotkaliśmy się grupą zainteresowanych na miejscu, gdzie każdy dostał datę i godzinę stawienia się na testach, tam też ludzie dogadywali się odnośnie dojazdu.
Ja umówiłam się z chłopakiem, który jechał do Słupska autem. Miałam pokryć połowę kosztów za paliwo (ustalił je od razu), no i taniej było we dwójkę wynająć na miejscu pokój w akademiku. Wszystko szło pięknie, do czasu...
Chłopak w połowie drogi zażądał ode mnie całej sumy za paliwo, co mi nie leżało bo bałam się, że o mnie "zapomni" kiedy będzie termin powrotu. Jednak aby nie zostać wywaloną na ulicę w zupełnie obcym miejscu, zapłaciłam mu posłusznie całość.
Zakwaterowaliśmy się w akademiku, w międzyczasie okazało się że mieliśmy w innych terminach wyznaczone testy, wszystko w miarę spoko. Chłopak miał egzamin rano, ja w godzinach południowych.
Po teście z wiedzy i przemierzeniu toru przeszkód, kompletnie wykończona ledwo zdołałam zmienić dres na jakieś spodnie i bluzkę, gdy dostałam smsa, że facet wyjeżdża za kwadrans z parkingu akademickiego, i lepiej abym zmieściła się w tym czasie.
Nie było szans, bym dotarła w tak krótkim czasie na piechotę, miasta kompletnie nie znałam, zamówiłam więc spanikowana taksówkę. Na szczęście chłopak miał na tyle "przyzwoitości", że na mnie poczekał.
Droga powrotna odbyła się niemal w ciszy, ale jakieś 300 km przed Wrocławiem koleś powiedział, że jednak paliwo wyszło drożej i mam dopłacić jeszcze 50 zł. Byłam wykończona, bo wielogodzinnej jeździe i porannym treningu, dla świętego spokoju i dowiezienia swojego tyłka pod dom, dałam mu te pieniądze.
Miałam wtedy 20 lat, może to i żadne wyjaśnienie, ale do tej pory czuję obrzydzenie wobec takiej postawy. Chłopak był wielokrotnie nad morzem, znał te okolice, poza tym był już wcześniej dwukrotnie na tych testach. Ja nigdy nie podróżowałam, nie potrafiłam się odnaleźć w obcym miejscu. Myślę, że nie jestem jedyną którą "wydymał" na kasę.

>>daj się na kasę wydymać raz
>>sfrajerz się całkowicie dając 2. raz kasę "bo tak"
>>zasłaniaj się wiekiem i czuj do tego wszystkiego "obrzydzenie" :facepalm:

Fahren - 2015-06-02 12:19:27

Do historii Kambodii - co ten autor palił, zanim zaczął pisać, bo majeranek to to nie był. Kto zostawia pannę w parku idąc do sklepu, zamiast ... iść z nią?

Tiszka - 2015-06-02 14:49:21

Fahren napisał:

Do historii Kambodii - co ten autor palił, zanim zaczął pisać, bo majeranek to to nie był. Kto zostawia pannę w parku idąc do sklepu, zamiast ... iść z nią?

Może laska nie ma nogi? :v

Fahren - 2015-06-02 16:44:05

albo obu? :p

Tiszka - 2015-06-08 15:32:37

Ale że o co chodzi?

http://piekielni.pl/66753

Od dawna już zaglądam na tą stronę i postanowiłam opisać swoją ,,piekielną,, historię.
Pewnego dnia z ukochanym wybraliśmy się w podróż ponad 500 km do moich rodziców. A że jestem osobą zwierzolubną i w takim kierunku jestem też wykształcona postanowiłam pomóc pewnej ,,koleżance,, w transporcie pieska z miejsca X do Wawy. Na początku wszystko ładnie pięknie inna dziewczyna odbierze pieska z dowolnego miejsca Wawy które ja wyznacze.I tu zaczyna się piekielność nie dość że musiałam sama załatwiać wszystko z 3 osobami z czego dziewczyna z Wawy pisała do mnie z dwóch numerów i na końcu nie wiedziałam kto do mnie pisze to jeszcze pieska mi przywieziono 1,5 godziny wcześniej niż było to planowane ! Ja jeszcze w ,,walizkach,, w tu dzwoni dziewczyna że ona już czeka z pieskiem! Mówię jej że jeszcze umawiam się z dziewczyną z Wawy która nagle oburzona mi pisze że do tego miejsca które ja wyznaczyłam ona ma 2 h drogi i ciężko jej będzie (chociaż ma samochód), po godzinie negocjacji wkurzona na maxa zrezygnowałam i wysłałam na wszystkie numery że niestety nie dam rady na takich warunkach zabrać pieska i go tam dowieść. Wszystkie wygrażały i sypały klątwami że nie zdam egzaminów! co ze mnie za technik ?Że będą musiała psa na bruk wyrzucić! Że mają nadzieję że mnie nigdy w gabinecie vet nie spotkają! itp.
Miałam ogromne wyrzuty sumienia ale co mogłam zrobić...nie było mnie stać nadrabiać 2 h drogi żeby zawieść psa ,a po drugie to miało być po drodze...
Sama nie wiem komu bardziej zależało na dobru tego pieska.
Morał z tego taki ,,Daj palec wezmą całą rękę,,
PS. To mój pierwszy wpis jeśli jest coś nie jasne to proszę napisać, postaram się poprawić :)

Mahmurluk - 2015-06-08 15:49:46

PS. To mój pierwszy wpis jeśli jest coś nie jasne to proszę napisać, postaram się poprawić

Trzecia klasa podstawówki jest nie tak, proszę poprawić. Ale i tak nagrodę roku najpewniej wygra gracz Nieśmiertelny.

krolJulian - 2015-06-08 22:51:25

Pokrzywdzona usilnie szuka fejmu na piekielnych, a po nocach pali chyba solidne zioło, bo pomysły na historyjki ma co najmniej ciekawe ;p
http://piekielni.pl/66759

Mam BARDZO bogatą koleżankę Anię. Ania, mając 19 lat, postanowiła się wyprowadzić.
Ponieważ jest rozpieszczona, zamarzył jej się palacyk. Ania zachowuje się jak typowa księżniczka: ona będzie miała pałacyk, zatrudni lokaji i pokojówki. Ja uważam, że za dużo bajek się naczytała, ale ona swoje.
No i kupiła kilka hektarów ziemi (4 albo 5),zatrudniała robotników każe im wybudować pałac: partet, piętro i piwnica w której będą pokoje.
Po 2 latach (czyli marzec br) ma pałacyk,już wykończony, cud miód malina. Ale nie dla Ani. Ania chce mieć służbę.
Nie wiem, czy myślała, że widząc ogłoszenie ludzie będą bić jej pokłony, byleby zostać służącym, ale myślała że pójdzie jej inaczej.

Na ogłoszenie odpowiedziało 6 osób:
Facet 1
Dobrze wychowany, ale on chyba spodziewał się czegoś innego. Ania, choć młodsza od Faceta 1, od razu mówi do niego na "ty" zaczęła rozmowę od "Cześć. " Facet odpowiedział tak samo, a ona wrzeszczy już na niego, bo on ma mówić do niej per Pani. On mówi, że ona sama się tak do niego odezwała.
Ani się nie podoba. Ania go nie zatrudni.

Kobieta 2
Starsza (z 50 lat), dość biedna kobiecina. Baardzo skromna i pokorna.
Kobieta-k, Ania-a
a-Cześć.
k-Dzień dobry proszę pani.
Tu warto nadmienić, że Ania siedzi w fotelu, Kobieta zaś stoi, a witając się, dygnęła.
a-Na jakie stanowisko chcesz być zatrudniona?
k-Chciałanym być pokojówką, proszę pani.
a-Ty? Taka brzydka i stara, a chce być moją pokojówką? Nie! Jak ty masz w ogóle czelność tu przychodzić? Jesteś zbyt zuchwała!
Ania zerwała się z fotela, a kobieta tak się wystraszyła, że aż się cofnęła.
Zbyt zuchwała. Ania jej nie przyjmie.

Pozostałe 4 osoby zatrudniła, ale traktuje ich jak niewolników.
Byli oni na granicy nędzy, ale myślę, że jakby mieli oni choć trochę godności, nie daliby się tak traktować.
A ja się pytam: Jakim cudem pieniądze mogą tak udeżyć do głowy, że wymaga się od pokojówek ubierania?!*
* Gdy ma założone się tylko majtki i stanik.

mongol13 - 2015-06-09 08:08:13

>>lokaji
:nazi:

>>kilka hektarów ziemi (4 albo 5)

>>piwnica w której będą pokoje
Mrr, sadomaso wyczuwam...

>>Byli oni na granicy nędzy, ale myślę, że jakby mieli oni choć trochę godności, nie daliby się tak traktować.
A ja myślę, że jak ci głód do dupy zajrzy, to zrobisz wszystko, byle tylko znaleźć kasę na jedzenie i twoja godność będzie wtedy na ostatnim miejscu na liście priorytetów...

>>Jakim cudem pieniądze mogą tak udeżyć do głowy, że wymaga się od pokojówek ubierania?! * Gdy ma założone się tylko majtki i stanik.
W dawnych czasach takie coś było czymś zupełnie normalnym... Poza tym ta druga część- to co, autorka chce kogoś już ubranego ubierać? :zdziwiony: To coś nowego...

>>udeżyć
:nazi:
http://www.quickmeme.com/img/0e/0ec21642faa0561bcd5cba43332d691c8712ebe07e2bcd54de24dd181c386b5b.jpg
http://i2.pinger.pl/pgr53/aa73a56b0017b8c05219ecc4/oczy%20krwawi%C4%85.png
Za jakie grzechy...

Tiszka - 2015-06-16 14:09:34

Nemesis92 pisze: http://piekielni.pl/66892

Po przeczytaniu historii http://piekielni.pl/66885 sama dodam swoje trzy grosze o wrednej nauczycielce [WN], która starała się mnie zgnoić na wszelkie sposoby po pewnej sytuacji.

Było to w liceum - trzecia klasa. Na początku grudnia 2010 roku zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem - powiększone węzły chłonne, gorączka, osłabienie itd. Jako,że moi rodzice są bardzo aktywni zawodowo, na wszelkie pobrania krwi i badania woził mnie mój najlepszy przyjaciel - Marcin (on miał wtedy 27 lat, ja prawie 18). Po jednym z pobrań krwi odwiózł mnie do szkoły, i odprowadził na lekcję akurat do WN. Pechowo wyszło,że się spóźniłam ponad 15 minut, a WN nie tolerowała spóźnień. Weszliśmy razem do sali co WN skwitowała mega wredną miną i zimnym spojrzeniem, Marcin posadził mnie na krzesełku i wyszedł uprzednio się. pożegnawszy. Po jego wyjściu WN wybuchła.

[WN] - Co Ty sobie wyobrażasz Nemesis?! Z fagasami do szkoły przychodzić ?!
[Nemesis] - Proszę wybaczyć, byłam na pobraniu krwi i Marcin postanowił mnie odprowadzić,żebym nie zemdlała po drodze.
[WN] - Tiaaaaa, pobranie krwi,yhym. Chyba nocna gimnastyka w łóżku! I to jeszcze z takim starym!
[Nemesis] (wielkie WTF na twarzy) Proszę się uspokoić, to nie pani sprawa.

Po lekcji zgłosiłam sprawę rodzicom i dyrektorowi szkoły.
Rodzice przyjechali do szkoły, odbyliśmy niezbyt miłą rozmowę z dyrektorem i WN. Dyrektor stwierdził,że WN jest starszą osobą i może wyrażać swoje opinie jak jej się podoba.

Po tym wszystkim WN nie dopuściła mnie do matury i dołożyła mi poprawkę do tego. ;/

MorticiaAddams - 2015-06-16 18:50:45

Tjaa i ciekawe co jeszcze. Laska zmyśla aż się kurzy.

Tiszka - 2015-06-18 22:59:10

Głupie czy nie, ale napisane tak bez polotu, że płakać się chce x)

http://piekielni.pl/66963

Zdarza mi się wyglądać 'niewyjściowo' zwłaszcza rano.
Ktoś z batami dla większości ludzi jestem brudasem.
Spoko, przyzwyczaiłam się. Tylko jednej rzeczy nie mogę pojąć.
Zdarza się, że nieodłącznym towarzyszem jest dla mnie kula ortopedyczna, bez niej nawet podniesienie się z łóżka to niezłe wyzwanie. Dzisiaj był ten "zły dzień" i bez kuli ani rusz. Kuśtykam sobie do tramwaju, usiadłam sobie grzecznie na siedzeniu, czytam notatki na egzamin.
Następny przystanek i się zaczyna: niewychowany brudas, totalna znieczulica na krzywdę starszych ludzi, miejsca nie ustąpio (dokładnie tak!), jak tak można wyglądać etc...
Serio?!

A prócz mnie były w wagonie 3 osoby...

eh... to moje 'szczęście'

Mahmurluk - 2015-06-20 23:26:18

Dopuść dziecko do klawiatury
Layonix, już w archiwum. http://piekielni.pl/66984#comments

Witam! Chciałbym zaznaczyć,iż jest to mój debiut na tej stronie.Staram się posługiwać poprawną polszczyzną,lecz jestem w wieku klasy 1 gimnazjum!

O piekielnej matce.

Stało się kiedyś tak,że wylądowałem w szpitalu.Ot się źle poczułem 0 energii nie mogłem wstać z łóżka.
Jedziemy do lekarza i tam każą nam udać się do szpitala.

Trafiłem do sali z małym dzieckiem,które płakało cały czas,ale zrozumiałem to pomimo młodego wieku.
I tutaj przychodzi Matka ów dziecka.
Z papieroskiem przy dwójce dzieci i nic. Dziecko same zostawiła przecież sobie poradzi nie?

Ale teraz najgorsze matka zapomniała smoczka.No cóż każdemu się zdarza a dziecko wciąż się drze. Więc mamuśka postanowiła wsadzić synkowi na oko roczek papierosa do ust.
Dziecko się krztusiło i płakało jeszcze mocniej więc przyszedł lekarz sprawdzić co się dzieje.

Matka oczywiście szybko wyrzuca papieroska przez okno.

I mówi lekarzowi:
[M]To ten dzieciak mojego synka uderzył.(palec w moją stronę)
Ja zdziwiony z wytrzeszczem mówię,że jestem na drugim końcu pokoju i jak ja to miałem zrobić.

Ale matka nadal ciągnie,że chciałem jej dziecko zabić i jaki to ja psychopata nie dobry jestem.

Skończyło się tym,że przenieśli mnie do innej sali do miłej babci.A matka pewnie nadal wpaja dobre nawyki dziecku.

edytka, bo kumulacja

czekotubka i wściekłe pięści węża żula http://piekielni.pl/66971

Czas na opowieść o moim braku inteligencji, mężnym panie żulku oraz o czterech reprezentantach subkultury ABS tj. absolutny brak szyji.

Jechałem sobie ostatnio tramwajem. Na dwóch siedzeniach rozłożona czwórka dresów, każdy piwerko dla ochłody, gangsterski rap z telefonu i co drógie słowo *urwa, a co trzecie ch*j. Normalnie jestem już przyzwyczajony, że w ostatnich wieczornych tramwajach jest ciekawie, ale tym razem nie wytrzymałem. Na jednym przystanku wsiadła Pani, już dosyć starsza, a w dodatku z nogą w gipsie i widać było, że stanie sprawia jej ból. Nasze dresiki zaczęły sobie żartować, że nie dość, że starucha to jeszcze głupia ci*a, bo se noge roz*ebana. Potem odezwał się w nich Pan JK-M bo powiedzieli, że kalecy powinni siedzieć w domu, a nie psuć widok innym. Troche mnie to zmasakrowało, ale z moją wagą piórkową nie chciałem się wtrącać, tylko że jeden z dresów popchnął panią na odchodnym, ta upadła i zaczęła jęczeć z bólu. Wtedy nie wytrzymałem, podbiegłem do nich i zacząłem ich określać całą moją paletą barwnych epitetów oraz jednocześnie starałem się jakoś Pani pomóc. Dresy widząc moją posturę zaśmiali się, wstali i zaczęli do mnie zmierzać. Już czułem, że obskoczę przysłowiowy wpierd*l i wtedy właśnie pan żulek, który chyba nie był zadowolony z zachowania mięsa armatniego w wypadku wojny z Rosją, sprzedał jednemu dresikowi takiego gonga, że ten się złożył jak nogi dziewczyny na widok prawiczego wonsa. Ja tylko stanąłem osłupiały, btw dresiki już w tym momencie kierowały się do drzwi prowadząc kolege, żulek rzucił jeszcze za nimi, że matka go zawsze uczła, że kobiety należy szanować, bo to one za nas myślą i dbają o nas nie zalerznie od wieku. Podziękowałem panu żulowi za ratunek, wysiadłem razem z paniąna następnym przystanku i dopilnowałem, żeby nic jej się nie stało zanim przyjedzie jej córka do, której pani zadzwoniła po wszystkim.

I niby Polska jest krajem o coraz większym poziomie inteligencji, a ludzie podobno stają się bardziej kulturalni. Quo Vadis?

mongol13 - 2015-06-21 15:58:45

:mojeoczy: ludzie, ku&wa, powinny być limity na głupoty wypisywane w necie -_- dzieciaki dopuszczane ze swoimi fantazjami do klawiatury, gwałcąco-stalkujące maliniaki... co następne? Hitler zstępujący z księżyca na laserowym tyranozaurze?

kambodia - 2015-06-24 16:28:43

niespełniona twórczyni @krecius donosi jak durne są przepisy polskie bo holenderska urzędniczka nie chciała jej załatwić sprawy. Chodzi o uznanie ojcostwa przez holendra. Po wytknięciu jej że to nie i polskie przepisy chodzi, broni twardo swojego zdania. Na koniec zamiast przyznać że jej głupota i nieogarnięcie przepisów holenderskich były przyczyną jej problemiku, stara się odwrócić kota ogonem. Najśmieszniejsze jest to, iż w jej przypadku nikt nie zwrócił uwagi na to, że nie można uznać ojcostwa dziecka przed narodzinami (jest dopiero w ciąży)

http://piekielni.pl/67066#comment_786219

polecam lekturę komentarzy

Archeoziele - 2015-06-24 21:40:03

Czy tylko ja za diabła nie ogarniam, w czym leży problem?

mongol13 - 2015-06-25 09:52:12

O matuchno przenajświętsza... autorka wzięła informacje nie wiadomo skąd (w końcu Krysia z ławeczki przy bloku, wujek google, czy urząd?), na temat nie wiadomo czego (pominę, bo tego nawet sama autorka chyba nie wie) nie wiadomo gdzie (w końcu w Holandii czy GB?), a potem bije pianę, że wyjechała i przepisy się za granicą różnią od tych naszych, więc te nasze są oczywiście "durne".
Powtórzę za użytkownikiem:

vonflauschig napisał:

No i amen, takie osoby, jak autorka to właśnie cebulaki, którzy robią nam opinię za granicą. Złą.

kambodia - 2015-07-20 10:24:06

http://piekielni.pl/67497#comments

    harles112 (PW) · 20 lipca 2015 , 9:54 | było | Do ulubionych
Historia mojej cioci umieszczona za zgodą i ku przestrodze.

Zuchwałość oszustów nie zna granic.

Parę dni temu do [C]ioci zadzwonił ktoś podający się za Policjanta [PP]

[PP] - Witam. Aspirant Belzebub Piekielny, komenda Policji 7 kregu Piekła, czy z Panią Ciocią Zameldowana w 1 kręgu, a mieszkająca w 2 kręgu?
[c]- tak, w czym mogę pomóc
[PP]- szanowna Pani. jakimś sposobem na Pani koncie bankowym znalazły się oznakowane przez nas operacyjne pieniądze, które są w sposób specjalistyczny oznakowane. W związku tym aby udowodnić że faktycznie pracuje na policji proszę zadzwonić pod numer 666 666 666, a ja zadzwonię do Pani za pół godziny.

Ciocia zadzwoniła i potwierdziła, że ktoś taki faktycznie pracuje w Policji. Po około 45 minutach znowu dzwoni PP

[pp]- udało się Pani potwierdzić moją tożsamość?
[c]- tak, ale nadal nic nie rozumiem.
[pp] już tłumaczę, prawdopodobnie pieniądze które ktoś wpłacił na Pani są to pieniądze niewycofane z jakiejś starej naszej operacji. Czy mogła by Pani pobrać tą kwotę z banku i dostarczyć do naszego punktu operacyjnego gdzie zamienimy Pani pieniądze na zwykłe nie oznakowane, bo niestety nie może Pani posiadać takich nominałów u siebie. Jednocześnie informuję, że będzie pani zabezpieczona przez naszych tajniaków.
[c]- a o jaką sumę chodzi?
[pp]- z naszych ustaleń wynika że na pani koncie znajduje się 10 tys. zł.

Ciocia zgodziła się. Umówiła się na konkretny dzień i szykowała się na wizytę w placówce banku. Dzień przed wymianą w drzwiach Cioci pojawiło się dwóch panów po cywilu ale z odznakami i legitymacjami w rękach. [KP1] i [kp2]
[kp1]- dzień dobry, kapitan Michał Archanioł, Komenda stołeczna Policji. Poszukiwała Pani ostatnio Aspir. Belzebuba Piekielnego?
[c]- tak, a o co chodzi?
[kp2]- ansp. Belzebub to ja. Czy kontaktował się ktoś z Panią i podawał się za mnie?
[c]- tak, ale nie rozumiem?
[kp1]- cokolwiek nakazał człowiek podający się za kolegę jest nie ważne. Od jakiegoś czasu ktoś podszywa się pod nas i próbują okradać ludzi. Serdecznie przepraszamy za kłopoty.

Tak więc drodzy czytelnicy uważajcie, bo nie łatwo się dać zrobić w konia.
(Dla dociekliwych, ciocia nie ma konta internetowego i nie korzysta z bankomatów)

Mahmurluk - 2015-07-20 12:57:26

(Dla dociekliwych, ciocia nie ma konta internetowego i nie korzysta z bankomatów)

A, to spoko. W takim razie faktycznie w banku mają skrytkę, w której leżą dokładnie te banknoty, które zostały wpłacone. Aż mi się przypomniała historia policjanta, co odzyskane fałszywe banknoty wysłał przekazem pocztowym do centrali :D

kambodia - 2015-07-26 05:53:44

Wczoraj popłakał się ze : http://piekielni.pl/67588
A dzisiaj popełnił takie "dzieło"
http://piekielni.pl/67601#comments

Wydarzenie to miało miejsce w zimie tego roku.
Wraz z kolegą udaliśmy się do klubu na nocną dyskotekę. Około 2 w nocy, zaczęliśmy się już zbierać do wyjścia. Jesteśmy już przed klubem, mamy zamiar już iść a tu nagle słyszymy krzyk, kobiecy głos :
-Zostaw ją ty pie***lony pojebie, ku*wa jeb**y psycholu powinieneś się leczyć.
W tym momencie dochodzi do tego także płacz.
Szybka ocena sytuacji, tysiąc myśli na minutę, może kogoś gwałcą, mordują, trzeba pomóc, zadzwonić na policję, cokolwiek..
-No mówię zostaw ją ty ku*wa psychole za***bany
-Przestań!
-Zamknij mo*dę je***na s**o, najpierw dajesz d**y jakimś cwe*om a teraz co?
Decyzja jednoznaczna, trzeba coś zrobić. Krzyki dobiegały zza ulicy, za rogiem jednego z budynków.
Gdy dobiegliśmy, to co tam zobaczyłem przyznam, sparaliżowało mnie. Na ziemi leży kobieta jakiś typ okłada ją pięściami. Jej koleżanka stara się jej pomóc lecz przytrzymuje i odciąga ją drugi facet.
Szok, sparaliżowało mnie i stałem tak w miejscu patrząc na to, lecz mój kolega pobiegł od razu na pomoc więc ruszyłem i z nim. Kolesie, gdy tylko zobaczyli Nas biegnących na siebie od razu przerwali czynność i skupili się na nas. Nie mieliśmy wyboru jak wyskoczyli z pięściami. Jako że kolega trenuje sztuki walki pare dobrych lat, poskładał jednego dwoma ciosami na co drugi z nich puścił się w długą, zostawiając kolegę i tyle go widzieli.
Gdy tylko zobaczyłem twarz, tego kolesia to poznałem go: Był to typowy dresik, z którym chodziłem do szkoły średniej.
Dresik wstając musiał mnie także poznać, czego się domyślam po wyrazie twarzy, po czym ulotnił się jak jego kolega.
Co tu po Nas, dresik z kolegą ulotnili się a tamte kobiety zapytane o pomoc, kazały nam się nie wpie***lać po czym poszły.
Na tym historia powinna się zakończyć lecz dresiarze jak tobdresiarze, muszą udowodnić swoją męskość. Opracowali plan zemsty, i wyruszyli go zrealizować.
Około 5 rano obudziły mnie krzyki dochodzące z przed bloku. Znowu się ktoś bije czy co? Patrzę przez okno i oczom nie wierzę:
Dresik z kolegą w ramach zemsty chcieli po mnie jeszcze tej samej nocy przyjść do domu. Ten który mnie poznał wie zapewne tylko w którym bloku mieszkam i nic więcej. Na domofonie nie ma mojego nazwiska, a spis jest w środku klatki która była zamknięta, więc postanowili wyżyć się na przypadkowej klatce. I tak o 5 rano zaczęli krzyczeć, kopać, obrzucać czym się dało drzwi od klatki schodowej 2 klatki dalej od mojej.
Niestety źle trafili. Mieszka tam były wojskowy, dobrze zbudowany. Złoty człowiek lecz nie znosi jak się mu zakłóca spokój a zwłaszcza sen. Postanowił sam się uporać z problemem. Dresiki po ciemku lub pod wpływem alkoholu uznali że to ja bo rzucili się na niego. Szybko to nie trwało, były wojskowy wymierzył parę ciosów i kopniaków, a dresiki "złożyły się jak scyzoryk".
Mieliśmy niezły ubaw następnego dnia , gdy sąsiadowi opowiedziałem o całym zdarzeniu ;D
A cwaniaków taka lekcja może czegoś nauczy. Oby...

WhiteRose - 2015-08-16 21:59:40

czo :D
http://piekielni.pl/67980#comments

Jak odpieluchowe zapalenie mózgu może doprowadzić do rozwodu:

Zarabiam całkiem sporo i lubię być wyjątkowy więc zamówiłem narożnik do pokoju ze skóry. Koszt około 15 tyś. Do mojej żony przyjechała jej siostra z 3 miesięcznym chłopcem. Rozebrały mu pieluchę i położyły na w.w narożniku. Młody się posikał, to ja opieprzam ją że co sobie myśli ta jej siostra. Moja żona do mnie: nie przejmuj się przecież kupisz nam nowy. No właśnie ku..a że nie kupię

mongol13 - 2015-08-17 19:11:31

To wszystko jest dziwne:
"Doprowadzić do rozwodu"
"Zarabiam całkiem sporo"
"Lubię być wyjątkowy"
"Koszt ok.15tys. zł"
"No właśnie ku..a że nie kupię"

No i co? Gdzie to odpieluchowe zapalenie mózgu? Gdzie ten rozwód? I o co chodzi z tym samozachwytem o wyjątkowości? Faktycznie- gość jest wyjątkowy. Chyba wiadomo w jakim sensie. Z historii nie wynika zupełnie nic. Facet jest... napisałbym, że snobem, jego małżonka najwyraźniej kimś szukającym dojnej krowy, jej siostra nieogarem życiowym... tylko na dobrą sprawę nie wiem jak wy, ale ja nie do końca widzę tu "ten jeden jedyny oczywisty" powód do rozwodu...

Mahmurluk - 2015-08-17 20:49:16

No gość ma pokój ze skóry, nie bałbyś się z takim zostać?

mongol13 - 2015-08-17 21:27:48

Pokój :zdziwiony: a to nie była tylko kanapa? :ke:

Mahmurluk - 2015-08-18 09:57:52

zamówiłem narożnik do pokoju ze skóry
Jak byk pokój ze skóry :D

Kangaroo - 2015-08-18 11:24:22

Mah, jeden przecinek i już nie rozumiesz?

mongol13 - 2015-08-18 17:36:00

Ffffuuuuuuuuuu :D

Tiszka - 2015-08-19 03:26:20

Głupie jak głupie, ale ten "styl" 0_o

Słowem wstępu: słucham kpopu. Koreańskiego popu. Nigdy nie było to akceptowane w moim społeczeństwie. Przykłady:

1. ‘Jezu, przecież to jest GEJ’
2. ‘Co to za język? Jezu, przecież to nawet nie muzyka!’
3. ‘Oni nie umieją śpiewać’
4. ‘Fajny playback’ mówią, kiedy widzą skaczących ich po scenie, kiedy śpiew trwa. Nie, to nie playback. Oni śpiewają na żywo. Podczas tańca.
Jest jeszcze wiele, wiele, wiele innych rzecz, biorąc pod uwagę nawet nie akceptowalność przez najbliższą rodzinę. Przejdźmy do meritum. Jako już pełnoletnia osoba, chcąca spełnić jedno ze swoich marzeń, pojechałam do Japonii na występ koreańskiego boysbandu. Po spędzonych tam trzech dniach, miałam wrócić do Korei na kolejne dwa tygodnie. Podczas czekania w kolejce spotkałam wspaniałego chłopaka – Lee Jong Soo. Spędziliśmy wiele godzin (w tej kolejce czekaliśmy naprawdę długo) na rozmowie o swoich krajach. Ja o Polsce, on o Korei. Opowiadał o rodzinie, kulturze, jak naprawdę wygląda życie idoli w stolicy Korei. Ja natomiast zabawiałam go samym językiem, który stał się dla niego czymś niesamowitym. Po kilku dniach umiał sprawnie się przedstawić, powiedzieć skąd pochodzi i że lubi psy. Wróciliśmy razem do jego kraju i spędziliśmy te dwa tygodnie razem. Los chciał, że kontakt się nie urywał, odwiedzaliśmy siebie nawzajem na przestrzeni dwóch lat, aż w końcu staliśmy się oficjalnie parą, a Jong Soo wprowadził się do mojego mieszkania. Przez te dwa lata podszkolił się w Polskim. Naprawdę pokochał ten kraj. Miało to miejsce pół roku temu. Przez te najgorsze 6 miesięcy w naszym życiu, ludzie nie dawali nam chwili wytchnienia. Na ulicy wytykali Soo palcami, mnie przeklinali za sprowadzenie skośnookiego. Kazali mu wracać do fabryki produkować buty. Zeskrobywanie jedzenia z drzwi stało się rutyną. Pewnego razu zablokowali nasz dzwonek w środku nocy tak, że jedynie młotek dał sobie z tym radę. Rodzina nie chce mnie znać, matka nie przyznaje się do córki, babcia twierdzi, że to szatan nasłał na mnie tego potwora (czyt.: Jong Soo). Jong ma problem ze znalezieniem pracy ze względu na pochodzenie. Przez tą całą chorą sytuację zastanawiamy się, czy nie wyjechać w jego strony.

http://piekielni.pl/68026

mongol13 - 2015-08-19 08:56:11

To jeszcze nie jest złe. Już IMO bardziej irytujące są te komentarze "weź to przepisz/przeredaguj". A wśród nich jeden jedyny mający jakieś odwołanie do całej historii:

Nie bardzo rozumiem koncepcję... spotykają się dwie osoby, jedna z bogatszego kraju, druga z biedniejszego, decydują się zamieszkać razem... w tym biedniejszym kraju? Na dodatek z trudniejszym językiem? (bo rozumiem że koreański trochę znasz, chociaż na tyle żeby rozumieć teksty piosenek, a Twój chłopak polskiego musiał się uczyć od podstaw)? Dlaczego?

Dla tego portalu faktycznie nie ma już ratunku...

kambodia - 2015-08-23 12:09:45

Historia ta bardzo mi przypomina bajkę o Kopciuszku :)
Prawda li to czy kolejna malinowa?
http://piekielni.pl/68104#comments

   

migotka222 napisał:

Opowiem Wam o mojej piekielnej rodzince...
Składa(ła) się ona z babci,starszego o osiem lat brata i matki.Matka odkąd pamiętam była osobą bardzo egoistyczną i nie ukrywam podłą.Uwielbiała robić awantury o rzekomo nie posprzątane mieszkanie (chociaż sprzątałam po kilkanaście godzin z trzęsącymi się rekami przy jej krzykach i wyzwiskach), nie raz wyrzucała mi rzeczy z pokoju, nie dawała spać do późnych godzin nocnych gdy na drugi dzień miałam szkołę.Pomagał jej w tym mój brat, który był przez nią mocno faworyzowany, a sam lubił podjudzać ją przeciwko mnie.Od urodzenia mam chore serce, ona mimo to, że była ze mną u kardiologa nie wierzyła w to, za to sama chorowała tysiąc razy dziennie na nieznane choroby.Jestem uzdolniona plastycznie co już w podstawówce stwierdziła nauczycielka, matka miała inne zdanie, moje rysunki były wstrętne wg niej, o zakupie jakichkolwiek lepszych kredek mowy nie było.Braciszek natomiast zawalił zawodówkę co było oczywiście winą nauczycieli i bez okazji dostał najnowszą wieżę z odtwarzaczem na płyty (wtedy to było wow).Po zmarłym tacie dostawałam rentę, którą zabierała i wydawała na fajki dla siebie i browar dla niepracującego braciszka.Ja chodziłam w ubraniach po kuzynkach często za małych i wytartych co było powodem do ciągłego wyśmiewania mnie w szkole (do dziś pamiętam jak śmiano się zza krótkich spodni, że "mam wodę w piwnicy").Gdy renta nie wystarczała szanowna mamusia stwierdziła, że pojedzie do pracy za granicą, a domem rządzić będzie braciszek.Armagedon, który urządził braciszek po wyjeździe mamusi doprowadził do tego, że uciekłam do babci.(wyzywanie mnie od szmat,przyprowadzenie dziewczyny, która była na jego poziomie intelektualnym,chlanie od rana do nocy, zamawianie pizzy taksówką, sprowadzenie jakiś nieznanych typów chyba z kryminału, palenie trawy itd).Babcia mieszkała w rozwalającej się kamienicy z ubikacją na półpiętrze jednak wszystko było lepsze niż bycie w domu.(matka źle nie zarabiała też mogła jej pomóc, ale kłóciła się z babcią więc wolała pchać w podlizującego się jej synalka).Kiedy dzwoniłam i opowiadałam co tam się dzieje usłyszałam, że mam się nie wpier....lać.Matka mająca obsesję na punkcie czystości gdy zobaczyła co odstawił jej synuś wpadła w szał bo okazało się, że jego nowi koledzy wynieśli nam połowę chaty w tym moje rzeczy, a braciszek zostawiał ich w domu samych.
Matka zarobiła opowiadała jak zrobi remont w naszym domu.Nawet się ucieszyłam, że będę miała odnowiony pokój, ale moja rodzinka już miała inne plany. Braciszek chciał wprowadzić na moje miejsce swoją narzeczoną, a ja przecież i tak mieszkam u babci prawda? Kazano mi więc zostać na jednym pokoju z babcią a oni remontowali dom. Mamusia zachwycała się każdą doniczką i pierdółką jaką kupiła.Muszę tu wspomnieć, że zawsze była osobą, bardzo "na pokaz" tak samo jak brat i najważniejsze było by wszyscy płonęli z zazdrości i mieli gorzej od nich. Brat wyśmiewał mnie na każdym kroku, nie rozumiał np. jak mogłam wydać kasę na książkę, nie na browar i wypad ze znajomymi, śmiał się ,że nie mam kolegów.Sam po wypłacie (w końcu dorwał jakąś robotę na budowie) stawiał wszystkim by widzieli, że ma gest,a do końca miesiąca żył w portfelu mamusi.Gdy przyszłam do nich do domu nie wpuścili mnie bo rzekomo nie mieli czasu i nie byłam mile widziana.Od tamtej pory po zdaniu matury (matka nawet nie zadzwoniła, tak samo jak na osiemnastkę) wyjechałam na studia.Było bardzo ciężko studiowałam, pracowałam część pieniędzy wysyłałam babci, a sama mieszkałam na stancji.Przez sześć lat kontakt był sporadyczny i kończący się jadowitymi uwagami np. gdy opowiadałam, że byłam na badaniach z sercem, matka przewracała oczami mówiła,że udaję albo gdy przytyłam z rozmiaru xs do s matka sama nosząca rozmiar l/xl złośliwie to komentowała mówiąc, ze mogłabym jej oddać trochę tłuszczu bo ostatnio tak schudła a ja utyłam.Gdy porównałam jej wagę z moją zamknęła się.Złośliwie komentowała moje studia, obrony dyplomów, nigdy mi nie gratulowała.Miarka przebrała się gdy braciszek nakłamał na temat babci (on ciągle kłamał np.opowiadał znajomym, że zarabia po 5 tys., że ten dom, w którym mieszka to cały jego, a matce, że ja albo ktoś inny coś na nią powiedział itd) gdzie wytworzyła się potężna awantura i całkowicie i babcia i ja zerwaliśmy kontakt z nimi.Po kilku latach poznałam obecnego męża.Jakieś tam szczątkowe informacje do matki dochodziły i na wieść, że mój wybranek jest ze wschodu słyszałam od znajomych, że mówi, jak to wzięłam sobie biednego Ruska, Ukraińca czy tam Białorusina, że będę z nim sprzedawać na targu, że jestem głupia itd.Brat nie zaprosił mnie ani babci na ślub więc my także nie zaprosiliśmy jego ani matki więc nie mieli jak mojego męża poznać.Mój mąż ma firmę transportową, którą z czasem rozwinęliśmy.Zaczęliśmy też inwestować w nieruchomości i sami zamieszkaliśmy pod miastem, mamy stajnie z konikami, mam pracownie malarską, zaczęłam leczyć serce.W końcu czuję się kochana i potrzebna. Nie jesteśmy może milionerami, ale całkiem dobrze nam się powodzi, tym bardziej, że nie mamy dzieci ani innych zobowiązań. Gdy trochę więcej się dorobiliśmy postanowiliśmy kupić babci nowe, porządne mieszkanie, przy okazji dowiedzieliśmy się, że wujek, którego bardzo lubię został oszukany i ma na karku komornika więc i jemu trochę pomogliśmy.Wieść o tym, że chyba mam pieniądze dotarła do mamusi, która wzięła od tegoż wujka numer i zadzwoniła skruszona.Opowiedziała jak to braciszek z żonką zadłużyli jej dom i doprowadzili do ruiny, bo lubili poimprezować w czasie gdy ona wyjeżdżała do pracy i przesyłała pieniążki na spłatę kredytu na remont itp.Spytała czy możemy jej pożyczyć chociaż pięć tysięcy,że podpiszemy umowę.Z początku nie chciałam, ale dla babci, która upierała się by dać spokój (w końcu to matka) zgodziłam się.Stwierdziłam niech nie oddaje zabiera te 5 kafli i się więcej do mnie nie odzywa.Podałam adres ona dziękowała i powiedziała, że w tygodniu przyjedzie po kasę.Dwa dni po tym, późnym wieczorem, dzwoni ktoś do drzwi i kogo widzę? Braciszek! Wchodzi i rzuca głupimi tekstami, że ogród macie, że oni na grilla przyjadą, że może bym coś postawiła jak taka bogata.Został zjechany z góry na dół i kazałam mu powiedzieć po co przyszedł.Wyjął z kieszeni dowód osobisty matki i napisane odręcznie pełnomocnictwo.Matka rzekomo "źle się czuła" (co u niej jest normalne) i została w domu.Podpisał nam dowód wpłaty wziął kasę i z fochem poszedł.Na następny dzień dzwoni mamuśka z pytaniem kiedy może przyjść po pieniądze. Mówię WTF? przecież był już po to Twój synuś?

Jak się okazało braciszek oczywiście siedział przy mamusi gdy z nią rozmawiałam udając skruszonego, a potem cichaczem podpierdzielił jej dowód i sam napisał pełnomocnictwo po czym pojechał imprezować. Powiedziałam jej, że nie obchodzi mnie jak ona to załatwi. Nie mój cyrk nie moje małpy. Wśiekła matka podobno wymeldowała swojego syneczka i jego żonkę. Na zakończenie zauważyłam, że braciszek ukradł łyżeczkę, którą miał u nas w kawie.Chyba myślał, że jest srebrna :)

lazy.lizard - 2015-08-23 19:00:58

Rzygam już tymi dramatami rodzinnymi na piekielnych.

Tiszka - 2015-09-03 10:31:46

Tu polecam nie historię, ale komentarze. Takiego festiwalu nienawiści  rasowej nie widziałam na Piekielnych od dawna 0_o

http://piekielni.pl/68314#comment_803663

mongol13 - 2015-09-03 17:05:47

Tisz- jest grubo. Tylko jednak coś w tym festiwalu nienawiści też jest na rzeczy...

Archeoziele - 2015-09-03 17:54:41

No niestety, tutaj rykoszetem oberwał niewinny. Ale sposób postrzegania muzułmanów jest tylko i wyłącznie ich winą.

Tiszka - 2015-09-03 22:42:40

Archeoziele napisał:

No niestety, tutaj rykoszetem oberwał niewinny. Ale sposób postrzegania muzułmanów jest tylko i wyłącznie ich winą.

Nie jestem pewna, czy 20% światowej populacji tak ciężko na to pracowało :P To trochę jak z ludźmi mieszkającymi w blokach - marginalni liczebnościowo Seby i Karyny ciężko zapracowali na postrzeganie całości ludności "wielkiej płyty" za gorszych ^^ Albo Frondianie - na katolików.

Archeoziele - 2015-09-04 01:21:07

To tak jak w archeologii- brak zależności też jest zależnością. Dopóki ci normalni muzułmanie nie zaczną głośno protestować przeciwko tym wojowniczym, dopóki Europa nie zobaczy muzułmanów prostestujących na ulicach z transparentami typu- do diabła z ISIS czy coś w ten deseń, nie ma się co dziwić, że ludzie patrzą na nich z nieufnością. Problem postrzegania muzułmanów jest problemem muzułmanów, nie naszym.

Mahmurluk - 2015-09-04 14:29:20

Były akcje, gdzie muzułmanie chronili modlących się chrześcijan i odwrotnie, i kilku przywódców duchowych o ile pamiętam mówiło, że ISIS nie ma nic wspólnego z wiarą, tylko wykorzystują ją do prania mózgów. Ale te głosy ciągle toną w zalewie gówna.

Archeoziele - 2015-09-04 18:00:23

Widocznie są za ciche i zbyt mało zdecydowane.

kambodia - 2015-09-04 19:46:10

Czy któreś z was widziało kraj zniszczony przez ludzi ogarniętych idee fixe ?
Podam przykłady
- Niemcy ogarnięte socjalizmem narodowym (nie mylić z faszyzmem)
- Polska w czasach stalinizmu i aż do Gierka. Na szczęście to tak naprawdę udało nam się w wersji soft.
- Polska za Jaruzela. To już widziałem osobiście. Żadna książka ni film nie oddadzą absurdu tego czasu. Robotnicy walczący o socjalizm z ludzką twarzą. Komuniści z zawodu, wprowadzający kapitalizm (Wilczek) i do tego ideowi komuniści wprowadzający tyranię wojskową. Efekt? Robotnicy dostali kapitalizm z wilczą mordą. Komuniści przekształcili się w klasę burżuazyjną. Idealiści przegrali wszystko a normalni do dzisiaj męczą się z krzywym kręgosłupem państwa.
- Kambodża. Widziałem efekty. Długo by opowiadać. Trudno dopuścić nawet takie porównanie ale Hitler przy Saloth Sar (Pol Pot) to miły starszy pan. Własny kraj cofnął do epoki plemiennej tyle że wojownicy uzbrojeni nie w dzidy a w kbkAK. Wymordował co czwartego obywatela (blisko 1,5 z 7 milionów Khmerów i jeszcze 500 tys wietnamczyków). Phnom Penh (stolica) z 1,2 mln metropolii przekształcona w ruiny miasta wielkości ok 100 tys.
A wszystko to piszę dlatego że wszędzie tam władzę przejmowała tak na prawdę mniejszość dzięki temu że inni pozwolili. I niech tych "złych" będzie tylko 10% a reszta bezczynnie będzie się przyglądać, to będziemy mieli cały kocioł arabski przeniesiony do Europy.

Archeoziele - 2015-09-04 22:09:42

Mądrego to i przyjemnie posłuchać.

Archeoziele - 2015-09-11 22:23:17

http://piekielni.pl/68460#comments
Nowy troll na piekielnych.

mongol13 - 2015-09-11 23:17:31

Przeczytałem historię. Przeczytałem komentarze. Ja pier&olę... pomyśleć, że dorosły facet będzie się mścił na kimś za coś, co się działo -dzieścia lat temu w szkole. Trzymajcie mnie bo nie wyrobię i padnę. Logika tego dzieciaka to zupełnie nowy poziom... wszystkiego.

Ktoś mądry kiedyś powiedział:
Jeśli uderzenie pięścią zabolało jak klaps, mścij się za klapsa.
Jeśli klaps zabolał jak uderzenie pięścią, mścij się za uderzenie pięścią.

Dlaczego odmawiacie mi prawa do zemsty za 8 lat koszmarów?

Urazy specjalnie nie pielęgnowałem, ale skoro nadarzyła się okazja, to czemu nie korzystać?

Poza tym, w imię czego, mam odpuścić komuś kto mi dokuczał?

Dlaczego odmawiacie mi prawa do zemsty za 8 lat koszmarów?
Już więcej dramaturgii się nie dało w to wcisnąć? Może jakiś apel? Wywołanie wyrzutów sumienia? Cokolwiek? O wiem- jakaś smutna muzyczka niech w tle przygrywa kiedy autor będzie opowiadał swoją "trudną młodość".

Urazy specjalnie nie pielęgnowałem, ale skoro nadarzyła się okazja, to czemu nie korzystać?
Niee, skąd. Wcale. Ani trochę. Właśnie widać. Ale skoro się nadarzyła... jakie to ku&wa polaczkowate. Wielki pan byznesmen, ale słoma z butów wystaje, a cebulą śmeirdzi na kilometr. Skoro jest okazja, to trza korzystać! Doje&ać drugiemu! Niech nie ma dobrze! W końcu mam szansę mu pokazać jakim skończonym ch&jem jestem!

Poza tym, w imię czego, mam odpuścić komuś kto mi dokuczał?
No cóż, katolikiem nie jest, bo nie tylko nie nadstawia pyska, ale mścić się chce. W imię czego pyta... logiki? Zdrowego rozsądku? ...normalności? Tego głupiego powiedzenia "bądź tym mądrzejszym i odpuść"? Bo jak dla mnie to lekka choroba psychiczna i tyle.

Archeo- to się na trolla już nie kwalifikuje. Ten dzieciak to skończona menda i tyle. Jeszcze gdyby napisał tylko samą historię to bym przyklepał- nowy troll, chce zabłysnąć jak gó&no w przerębli, więc wrzucił co wrzucił. Ale komentarze pokazują, że on nie tylko uważa tego za coś normalnego, ale i dobrego. Krótko mówiąc jest z tego dumny...

Archeoziele - 2015-09-12 02:16:13

Spójrz na jego komentarze do innych historii. To po prostu troll. Dam sobie paznokcie obciąć, że ani nie jest zamożny, ani nawet dorosły. Zależy mu po prostu na zrobieniu jak największego flejma zanim dostanie banana. Co pewnie nastąpi dość szybko, bo gościu jest za głupi aby obrażać w wyrafinowany sposób.

Kangaroo - 2015-09-12 02:35:55

mongol13 napisał:

Krótko mówiąc jest z tego dumny...

Też bym był dumny, to źle o mnie świadczy? :|

mongol13 - 2015-09-14 14:37:24

Historia użytkownika AnonimowyPiekielny http://piekielni.pl/68499

Przypomniała mi się historia z czasów mojej "gimby", kiedy byłem zafascynowany kostką rubika. Układałem i uczyłem się coraz trudniejszych algorytmów, kupowałem wszelakie wariacje zwykłej kostki itd.

Sytuacja miała miejsce latem, na kolonii nad morzem. Wybieraliśmy się na miasteczko, pani nas zostawiała, my mieliśmy czas dla siebie i chodzimy gdzie chcemy, żeby się potem spotkać w jednym miejscu i wrócić do ośrodka. Oczywiście z plecakiem, coby zakupić jakieś ewentualne pamiątki czy rzeczy, które zawsze chciałem mieć, ale o tym nie wiedziałem, normalka.

Tak przechadzając się z kolegą miasteczkiem miałem swoją zwykłą kostkę 3x3 w ręku bez konkretnego powodu, przyznam, że trochę dla szpanu :D pragnę nadmienić, że jeśli ktoś się tym interesuje, to wie, że nie układa się na kostce za 10zł z kiosku, która ledwo się rusza. Moja kosztowała ok. 65zł + każdą kostkę smaruje się od wewnątrz od czasu do czasu lubrykantem, żeby płynniej chodziła, nie popowała (nie rozwalała się sama z siebie przez szybkie ruchy) i taki smar kosztuje 20zł za 25ml.

Przechodziliśmy obok małego spożywczaka, obok wejścia stał jakiś chłopiec, który bawił się taką kostką z kiosku, a ja podszedłem do niego i powiedziałem, że pokażę mu jak ułożyć. Dałem mu swoją do ręki, wziąłem jego i zacząłem układać. Szło BARDZO OPORNIE. Młody zafascynowany, że ktoś to umie ułożyć, mi też to jakąś satysfakcję sprawia. W połowie układania wychodzi ze sklepu jego matka, łapie go za rękę nie zwracając na mnie uwagi i odchodzi ciągnąc go, ja tak stoję i myślę, że trzeba za nią ruszyć, ale młody próbuje coś powiedzieć, pokazuje mamie kostkę... I wtedy się, łagodnie mówiąc, wkurzyłem/zestresowałem tym co ona zrobiła, otóż wyrwała kostkę młodemu i wyrzuciła ją prosto na jezdnię. Nie trudno jest przewidzieć, że kostka się rozleciała na części pierwsze i jakieś auto po prostu sobie przejechało akurat po krzyżaku, na którym wszystkie części się opierają... Do wyrzucenia, trzeba kupić nowe. Kiedy auto przejechało, kolega pomógł mi pozbierać części i szybko pobiegliśmy za piekielną panią. Powiedzieliśmy jak sytuacja wygląda, dyskutowaliśmy przez chwilę, ale ona "ma to głęboko w poważaniu, że co to jest, głupia kostka!" Oczywiście używając różnorakich wulgaryzmów, nazywając nas gównażerią i obrażając za zawracanie jej majestatycznych 4 liter. Tłumaczenia nie pomogły, nawet młodego. Odeszła.

Z tym kolegą byliśmy bardzo piekielną gównażerią, więc obudził się w nas demon. Powiedział, że kupi dwa małe jakże popularne lody świderki śmietankowo-czekoladowe za 3zł - wielkie dzięki Marcin! - Postanowiliśmy publicznie upokorzyć piekielną panią. Potruchtaliśmy za nią. Pamiętacie jak zimą jako szczyle zachodziło się od tyłu i nacierało się od tyłu śniegiem po twarzy? Zrobiliśmy to samo, tylko z lodami. Nie powiem, było to bardzo niemiłym gestem... Ale jakie piękne uczucie było spojrzeć na biało-brązowo-czerwoną twarz pani, która przez chwilę stała oniemiona tym, co się stało, a my uciekliśmy, :))) Kto był bardziej piekielny według was?

Wystarczyłoby zwykłe przepraszam, bo to w sumie trochę moja wina, mogła nie wiedzieć, ale jej synek, ja i mój kolega... Straciłem 35 zł na części, wyczyszczenie i smarowanie od nowa całej kostki, mogłem coś fajnego sobie za to kupić, ale nie żałuję, wspominam jej oburzenie i złość jako miłą anegdotkę.

Karma to dzi*ka i dopadnie każdego.

tak bardzo gangsta, do tego ta inteligencja, to wyrafinowanie...

Z tym kolegą byliśmy bardzo piekielną gównażerią, więc obudził się w nas demon.

Raczej niewychowaną hołotą...

Mahmurluk - 2015-09-14 23:20:25

>bądź ofiarą
>zemsć się
KARMA ZADZIAŁAŁA :facepalm:

Fahren - 2015-10-01 16:13:17

http://piekielni.pl/68831#comment_810577

Historia mało piekielna bardziej zabawna, od kilku lat z mężem mamy uciążliwy problem z naszym dorastającym synem, nasze sypialnie dzieli dosyć cięka ściana. Nasz syn notorycznie masturbuje się w nocy i to dosyć głośno, kiedyś nawet udało mu się nas obudzć. Po lekturze przeglądarki stacjonarnego komputera wiem, że czyta Piekielnych bo ani ja ani mój mąż nie słyszeliśmy wcześniej o tej stronie. 

Podejrzewam, że czytasz tą historię i właśnie do Ciebie dociera że jesteś jej bohaterem a więc apeluje Marcinku rób to ciszej, rodzice chcą się wyspać do pracy aby niczego ci nie brakowało.

mongol13 - 2015-10-01 17:18:20

ciĘka

CiĘka to co najwyżej jest ta historia. Jeśli w ogóle prawdziwa, bo z pewnością nie zabawna. Swoją drogą serdecznie gratuluję mamuśce roku- zamiast pogadać, to ta robi se swojego syna netowe pośmiewisko. A potem będzie "więcej szacunku!" :lol:

kambodia - 2015-10-01 23:52:38

http://piekielni.pl/68838#comments

Ostatnio dużo było historii na temat prześladowań w szkole. Dla mnie jest to temat znany aż za dobrze.Uwaga, będzie bardzo długo.
Mieszkałam wtedy w małym i pięknym miasteczku, niestety pięknym tylko z wyglądu, bo ludzie w nim byli obrzydliwi w środku.. Wywodzę się z rodziny skrajnie patologicznej, brak ciepłej wody, brak prądu, grzyby na podłodze w wielkości piłki do nogi, podłoga dziurawa, w "domu" był alkohol, przemoc i seks na porządku dziennym. To nie były dobre warunki dla dziecka, które szło do szkoły ale mama jako tako dbała o mnie dopóki sama nie wpadła w chorobę alkoholową. Moja rodzina nigdy nie była poważana, bądź lubiana, ot byliśmy kolejną patologiczną rodziną w mieście i należało nas unikać. Okej, więc tyle tytułem wstępu, czas przejść do meritum.
Zaczynając szkołę byłam pełna pozytywnych myśli, nigdy nie byłam zamkniętym w sobie dzieckiem, raczej spokojnym, unikałam kłótni, wolałam pracować sama niż w grupie, sama nauczyłam się czytać w wieku 5 lat i to zajmowało większą część mojego czasu.
Klasa przyjęła mnie jako tako, byłam ale nikt mnie nie widział, nie słyszał, czyli taka szara myszka z nosem w książkach. Na początku dręczenie zaczynało się bardzo niewinnie, ktoś odrzucił od wspólnej zabawy, po szkole nie miałam z kim wracać, na przerwach z nikim nie rozmawiałam. Nadeszła zima i zaczęły się "napady" na mnie po szkole, po prostu grupka chłopaków z klasy szła za mną i na "raz, dwa, trzy" wszyscy się na mnie rzucali, zdejmowali mi kurtkę, nacierali drobne ciało śniegiem, kopali, szarpali za włosy i wywracali. Tak było codziennie przez 3 miesiące. Wracałam do domu cała zapłakana ale matka wtedy zaczynała pić i potrafiła skwitować wszystko jednym zdaniem "jak się dajesz to masz za swoje". Zostałam z tym problemem sama i któregoś dnia po szkole tak bardzo bałam się wrócić do domu, że usiadłam na śniegu i płakałam bardzo głośno, płakałam z żalu, bezsilności, strachu.. Ma mijających mnie wiele osób zatrzymała się tylko jedna kobieta, odprowadziła mnie do domu, wysłuchała wszystkiego i.. Na drugi dzień poszła do szkoły załatwić sprawę. Nigdy więcej jej nie spotkałam ale dzięki obcej osobie udało mi się wyrwać z rąk oprawców. Ale nie na długo. To była klasa I, nadchodzi klasa IV.
Lekcje techniki, znudzona nauczycielka patrzyła przez okno, klasa szalała, ktoś biegał dookoła ławek, ktoś rzucał papierkami a ja wtedy miałam swoją jedyną przyjaciółkę, która była dla mnie całym światem, bo jako jedyna z klasy ze mną rozmawiała. Może dlatego, że sama była odrzucona? Pewnie tak ale dbałyśmy o siebie nawzajem. Pamiętacie chłopaków z I klasy? Siedzieli przed nami w ławce i zaczynali ją obrażać. Teraz żałuję tego NAJBARDZIEJ na świecie ale obroniłam ją i znowu się zaczęło ale ze zdwojoną siłą.. Już nikt nie atakował mnie po szkole, byłam obiektem drwin cały czas, na każdej przerwie, na wszystkich lekcjach oraz w drodze powrotnej do domu. Nie chcę pisać o szczegółach, bo są dla mnie niezwykle bolesne i byłoby tego za dużo ale w przybliżeniu lubili: kraść mi podręczniki, a potem rzucać nimi po klasie, szarpać za ubrania, kopać po nogach, wciskać palce w brzuch, podejść i bez okazji uderzyć z całej siły w głowę na oczach wielkiej damy od techniki i rechotać jak to fajnie jest mi dowalić. Rzecz jasna, cała klasa to wiedziała, każdy nauczyciel to wiedział.. Nie chciałam się skarżyć, w domu i tak nikt mnie nie słuchał więc wychodziłam z założenia, że w szkole będzie to samo, no i nie myliłam się. Każdy odwracał wzrok. To klasa IV, nadchodzi najgorsza klasa - V.
Byłam wyczerpana psychicznie po klasie IV, w wakacje nie wychodziłam z domu, bo dręczyciele lubili stać koło mojego domu i czekać aż z niego wyjdę, żeby mnie zwyzywać bądź poszarpać. Matka całkowicie popadła w alkoholizm po odejściu ojca - poszedł siedzieć za znęcanie się nam nami. Byłam sama i dobrze o tym wiedziałam. Zaczął się nowy rok szkolny i.. Nowe techniki, gorsze techniki dręczenia mnie. Najgorzej było u wielkiej damy na lekcjach techniki, ona potrafiła wyjść z klasy po 15 minutach lekcji i już nie wracać, dając tym samym (dobrze o tym wiedziała) wolną rękę do dręczenia mnie. Chociaż i ona sama lubiła mnie poniżyć, pamiętam jak się śmiała że, tu cyt. "jak taka coś jak ty może mieć czwórkę z polskiego, hehe". Któregoś dnia na jej lekcji byłam wyjątkowo mocno dręczona, ktoś złapał za moją głowę i rzucił nią o ławkę, a z nosa polała się krew. Wiedzieli, że przesadzili, dlatego żeby ukryć(?), w sumie sama nie wiem dlaczego, wysypali mi zawartość KOSZA na głowę i następnie wsadzili mi go na głowę. Moja przyjaciółka miała tego dość i zdjęła go. Wszyscy ucichli, patrzyli na mnie, a ja pustymi oczami spojrzałam przez okno i dostrzegłam jak mój wychowawca stoi i patrzy na całą sytuację. Do końca lekcji miałam spokój, poszłam do ubikacji wytrzeć krew i od razu pobiegłam do wychowawcy po pomoc. Biegłam z płaczem przez korytarz pełen dzieci, brudna, poniżona z resztkami po syfie w koszu na włosach i błagałam go o pomoc. A co powiedział? "Nie widziałem, nie było mnie tam, przestań kłamać, bo sama ich dręczysz!"
Dokładnie drodzy czytelnicy, w szkole byłam uważaną za osobę, która dręczyła te biedne dzieci! Tak, ja sama dręczyłam 25 osób w klasie. Na koniec dodał, że dopóki nie zmienię swojego zachowania w stosunku do nich to nikt mi nie pomoże.
Uciekłam z reszty lekcji i tak oto w wieku lat 11 zostałam wrakiem człowieka. Tego samego dnia dostałam wielkie lanie od matki za jedynki z matmy. Nikt nie pomyślał, że gorzej się uczę ze stresu, po prostu łatwiej było mi dać 11 razy (dała tyle ile miałam lat) smyczą z łańcucha po całym ciele. Następnie zadzwoniła do mojej starszej siostry (wyprowadziła się z domu w wieku 17 lat) i powiedziała z satysfakcją w głosie, że została wezwana do szkoły, bo uciekłam z lekcji i przy okazji dowiedziała się, że dręczę całą klasę ( wszyscy opowiadali jej jaka to ja jestem zła, czyli moja klasa + nauczyciele) i musiała mnie ukarać. Na szczęście siostra myślała trzeźwo i powiedziała, że na drugi dzień przyjedzie żeby ze mną porozmawiać. Nie poszłam do tego dnia do szkoły, bo po prostu się bałam, a matka i tak nawet nie zauważyła, że jestem w domu, bo dla niej byłam niewidzialnym dzieckiem. Siostra przyjechała, powiedziałam jej całą prawdę i tego samego dnia wraz ze swoim chłopakiem poszła pod szkołę i wpier*oliła tym gnojom za niszczenie mojego życia, a następnie poszła na policje złożyć zawiadomienie o dręczeniu i wytoczyła sprawę do sądu.
Mało z tego okresu pamiętam, bo byłam już tak zniszczona przez to wszystko, że nie jadłam, nie mogłam spać, nawet płakać nie mogłam, bo nie miałam już czym... Pamiętam tylko, że po tej całej akcji jak wróciłam do szkoły to dzieciaki w ramach odwetu tak mnie pobiły, że straciłam przytomność i obudziłam się u dyrektora. Dyrektorka żeby mnie obudzić KLEPNĘŁA mnie w policzek i powiedziała, że jeżeli jeszcze raz ktoś z mojej rodziny zrobi krzywdę tym dzieciom to będzie ze mną krucho. Tak, kochani. Tak właśnie załatwia się sprawy w tej przeklętej szkole!
Od tego dnia zaczęłam się moczyć w nocy i codziennie dostawałam przez to od matki, a siostra przestała dzwonić i zajęła się swoim życiem. Nie chcę już pisać co było dalej, bo to zbyt trudne ale w mojej małej głowie uknuł się plan aby skończyć z tym wszystkim i postanowiłam się zabić. Pewnego wieczoru napisałam list pożegnalny i próbowałam się powiesić... Lina pękła, a ja płakałam z bezsilności, wzięłam żyletkę i próbowałam podciąć sobie żyły, niestety nie potrafiłam i dostałam tylko wysokiej gorączki, a do dzisiaj nadgarstki przypominają mi tamten incydent. Tej nocy przez gorączkę majaczyłam w nocy, a pijaną matkę obudził mój płacz, a raczej skowyt. Ledwo to pamiętam ale wiem, że usiadła na łóżku, a ja mówiłam, że bardzo mi jej brakuje i mam dość tej szkoły i życia. Na drugi dzień dostałam lanie za próbę samobójczą i powiedziała, że wszystko ma wrócić do normy.
Nie będę już pisać o VI klasie i o gimnazjum. Nie będę już pisać o kolejnych próbach samobójczych i okaleczonym ciele.
Teraz mam 21 lat, leczę się u psychologa, mam depresje, nerwicę i fobie społeczną. Uciekłam z domu w wieku 16 lat i zaczęłam żyć takim życiem jakie zawsze chciałam mieć, a z matką po dziś dzień nie utrzymuje kontaktu. Wiem tylko od siostry (jako jedyna ze mną rozmawia), że nadal chleje i mieszka w jakimś baraku. Mimo wszystkich trudności kończę liceum zaoczne i mieszkam z chłopakiem. A i zapomniałam napisać o sprawie w sądzie. Przegrałam ją.

Chcę Wam coś teraz powiedzieć. Wiem, że moja historia wydaje się tak nieprawdopodobna jak życie na Marsie ale jednak wszystko to co przeżyłam jest prawdą. A nawet założyłam specjalnie nowe konto, bo udzielam się na tej stronie od dawna i nie chciałabym aby mnie rozpoznano. Chcę Wam pokazać, że to jest dopiero piekielne... Wszystkie najpiękniejsze lata zostały mi brutalnie odebrane, bo po prostu byłam biednym dzieckiem z patologicznej rodziny. Ta nieczułość społeczeństwa, w którym się obracałam jest nie do pomyślenia przez osoby trzecie ale tylko tak naprawdę ja wiem, jak wiele człowiek może wytrzymać i umieć się podnieść.

Jeżeli jesteście rodzicami i zauważycie, że Wasze dziecko wracając ze szkoły jest dziwnie zamyślone, przybite to nie bójcie się pytać! Okażcie wsparcie, bo kto to zrobi jak nie własna rodzina. Pozdrawiam.

EDIT- dodana treść dla potomnych //-m13

Kolejna tragiczna historia życia. Cynicznie określam jako wprawkę pisarską. Nie zgadza ni się opisana historia i zbyt dobrze napisany tekst. Poprawność formy, użyte sformułowania, budowa zdań, słownictwo i razem to wszystko u osoby która została odrzucona przez system w 5 klasie podstawówki. Gdyby historia była przedstawiona jako opis życia np podopiecznej - dał bym wiarę. Historia zaiste piekielna.

mongol13 - 2015-10-06 19:05:01

Historia ~palma22 http://piekielni.pl/68636 czyli (kolejny) festiwal wylewania żali na piekielnych, bo koleżanka nie zaprosiła na ślub.

Miałam przyjaciółkę. Od gówniarza zawsze razem, wyciągnęłam ja z brania narkotyków, razem w szkole, na podwórku, potem w jednej pracy i po pracy.

Wyprowadziłam się na drugi koniec Polski, kontakt nadal był, odwiedziny w miarę możliwości. W podobnym terminie rodziłyśmy dzieci, kontakt zachowany. Potem wiadomość, że wychodzi za mąż-świetnie, gratuluje, nawet przez internet doradzałam sukienkę i dekorację.

Do ślubu zostały jakieś 3 mce, przyjeżdżam w rodzinne strony, oczywiście stęsknione musimy natychmiast się spotkać, poznać ze sobą nasze dzieciaki, wypić kawę, pójść na spacer. Cały czas rozmowa toczyła się wokół ślubu. Po drodze spotykamy wspólnych znajomych (po prostu znajomych, którzy kiedyś aż 4 mce pracowali razem z nami), których to ona pyta o potwierdzenie przyjścia (czy będą z dziećmi, bo musi podać liczbę dzieci właścicielce domu weselnego).

Wtedy zaczęłam się czuć dziwnie, bo zrozumiałam, że zaproszenia musiała już wysłać, ale myślę sobie ok - może wręczy mi osobiście, w końcu jutro wyjeżdżam, ale nic takiego nie miało miejsca... Pożegnałam się z nią w szoku. Wróciłam do domu, sprawdziłam skrzynkę - nic. I tak codziennie. W końcu na kilka tygodni przed weselem zdałam sobie sprawę, że po prostu nie jestem zaproszona.

Mąż w szoku, rodzina też i ja w największym, nawet teraz, choć minął rok. Raz napisała do mnie jakby nigdy nic i pytanie kiedy przyjadę, bo tęskni? A nasi synkowie to tacy do siebie podobni! Musimy się zobaczyć koniecznie!

Chciałabym, abyście mnie zrozumieli. Wyobraźcie sobie bliskich przyjaciół, spróbujcie pomyśleć, że sytuacja was dotyczy... Mam prawo czuć się podle? Bo nawet dziś jak o tym myślę, to chcę mi się płakać. Tak po prostu.

Po roku na necie wylewa żale, że jej koleżanka nie zaprosiła mimo, że to najlepsza (ponoć) psiapióła. Ale poświęcić dosłownie minutę na zagranie rok temu w otwarte karty i spytanie "to zapraszasz mnie na ślub czy nie?" to nie było łaski. Mówcie mi jeszcze, że laska nie jest pamiętliwa i ograniczona. Ale to tamta jest ta zła, a autorce się chce płakać.

krolJulian - 2015-10-14 20:18:12

Że co? www.piekielni.pl/69055

studenckie historie przypomniały mi jedną niezbyt miłą sytuację tuż po zakończeniu Cudownie Absurdalnego Uniwersytetu.
Otóż po obronie inżynierki stwierdziłam, że nie chcę zażyć wątpliwej przyjemności robienia magisterki, jednak zapisałam się na drugi stopień, by móc nadal mieszkać w akademiku. Znalazłam dobrze płatną pracę i zostałam w świętym mieście.
Dodam, że każdy przy rekrutacji wybierał sobie specjalizację,ale już dostanie się na tą wymarzoną było uwarunkowane średnią ocen z całej inżynierskiej kariery delikwenta. Tydzień po rozpoczęciu semestru dostaję telefon z nieznanego numeru. Jestem w pracy, ale odbieram, może coś ważnego.
- Niunia, to ja, Iksińska, hehe, słyszałam że nie studiujesz już?
- No, nie...
- Ale dostałaś się na specjalizację X, gratuluję... ja się niestety nie dostałam. Chyba nie będziesz chodzić na zajęcia? To może ja wskoczę na Twoje miejsce?
-Czemu nie...
-No, dzięki, tylko wiesz... to trzeba iść do dziekanatu zgłosić, że się zamieniamy miejscami i papierek podpisać. Przyjechałabyś?
-NO ok, ale dopiero w środę mogę, bo wtedy mam wolne.
-Kurcze, DOPIERO??? Nie dałoby rady jakoś wcześniej? to tylko 15 minut!
- NO ok, jutro mam popołudniówkę, to rano mogę skoczyć.
I tak z dobrego serca tłukłam się całe miasto ponad godzinę w korkach moją ukochaną 501 po to, by pod dziekanatem usłyszeć taki tekst:
-Ale wiesz, jak wiedziałaś, że nie będziesz chodzić to po co się zapisałaś na X, przecież komuś blokujesz miejsce. Ci co dla papierka tak jak ty poszli to wzięli tam Z,czy T, bo nikt tam nie chciał. A teraz widzisz, takie korowody...
NIc, żadnego dziękuję, postawię ci piwo, fajnie że przyjechałaś... wylała żale, obróciła się na pięcie i tyle ją widziałam. Mam nadzieję, że skończyła cudowne studia X.

Fahren - 2016-03-04 09:33:11

Zapachniało malinami... A raczej jedzie nimi jak z fabryki soku malinowego.

Wstrząsająca opowieść o siostrze lesbijce, bracie, który jest siostra lesbijka i lego za tysiaka. Znaczy historia http://piekielni.pl/71586#comment_858999

"Wszystkich czytających uprzedzam, w tej historii poruszę tematy związane z erotyką, seksualnością, religią i kościołem. Wszystkich chcących mnie nawracać – darujcie sobie.

Będzie długo.

Mam 27 lat, jestem specjalistką w wąskiej dziedzinie z zakresu informatyki. Wczoraj odebrałam klucze do mojego własnego mieszkania. Obecnie czeka mnie 30 lat spłacania, ale nie boje się, bo najgorsze już za mną.
Cała historia zaczyna się jakieś 10 lat temu. Mieszkałam w małej wsi przylegającej do tylko trochę większego miasta. Moja rodzina składała się z mamy – księgowej, ojca rolnika/kościelnego, dwa lata młodszego brata, stadka kur, dwóch krów i kota.
Odkąd sięgam pamięcią razem z bratem nie wykazywaliśmy jakiegokolwiek zainteresowania rolą za to oboje świetnie radziliśmy sobie z komputerami. Mama nie widziała w tym nic złego a ojciec rozumiał że zawód rolnika w naszym rejonie wymiera. Ja uczęszczałam do technikum które w idei miało być informatyczne. Brat był w liceum i radził sobie nawet nieźle. Nie sprawialiśmy żadnych wychowawczych problemów, można powiedzieć rodzina idealna.
Wszystko zmieniło się z dniem kiedy zauważyłam że z kosza na pranie znikają i następnego dnia pojawiają się moje bądź co bądź brudne majtki. Z racji że tematyka seksualności nie jest mi obca, a sama siebie określam jako osobę wyzwoloną dobrze wiedziałam o co chodzi – brat podbierał je aby używać ich w trakcie jego samotnych chwil. Tak naprawdę nie miałam z tym problemu, każdego kręci co innego, sama miałam pewne „odchyły” więc fetysz brata na pachnące majtki nie wydał mi się zły.
Z ciekawości zaczęłam badać stan mojej bielizny w koszu każdego dnia, odkryłam że oprócz majtek znikają i pojawiają się też rajstopy (a te, przynajmniej nie w czasie okresu, noszę bez majtek – ot taki zwyczaj, lobię, dalej to robię). Taki stan rzeczy utrzymywał się miesiącami.
Momentem kiedy zdałam sobie sprawę że coś jest nie tak był dzień w który w szkole miały odbyć się dni otwarte. Postanowiłam ubrać moją ulubioną spódniczkę, otwieram szafę, szukam – nie ma. Dziwne. Ubrałam inną. Dwa dni później sprawdzam szafę ponownie, spódniczka wisi jak gdyby nigdy nic. Ponownie zaczęłam kontrolować stan kosza na bieliznę oraz dodatkowo szafy. Z obserwacji wynikało że zarówno majtki/rajstopy oraz spódniczki/sukienki znikają na 2-3 dni i pojawiają się w niej z powrotem. Ale to nie koniec – wracają w większości przypadków wyprane.
O ile dalej mogła bym udawać że nic nie wiem to już wiedziałam co się święci. Rozmowa z bratem była nieunikniona.
Znalezienie odpowiedniego momentu trwało długo, nie pamiętam już ile.
Był przerażony, płakał, obiecał poprawę – długo zajęło mi przekonanie go że nie gniewam się i nie mam z tym problemu. Chciałam tylko wiedzieć dlaczego to robi. Z jego opowieści wynikało że majtki podbierał mi już od lat, rajstopki nie krócej. Ale o ile początkowo używał ich tylko w celu zaspokojenia swojego węchowego fetyszu, to później zaczął je ubierać, co przerodziło się w konieczność podbierania mi innych części garderoby.
Rozmowa trwała bardzo długo, otworzył się na mnie, nie był pewny czy robi to dlatego że go to podnieca czy dlatego że czuje się dziewczyną. Obiecałam że mu pomogę i nie wydam go rodzicom. Na sam koniec rozmowy poinformowałam go że wcale nie musi prać moich rzeczy jeśli je odwiesza, dopiero w momencie jak wypowiedziałam te słowa zdałam sobie sprawę co nastąpi dalej. Odpowiedział: „Muszę, bo czasami je pobrudzę”.
To spowodowało że postanowiłam odstąpić mu trochę moich ubrań.
Nastąpił krótki czas spokoju. Oczywiście zauważyłam że znikają mi zarówno maszynki do nóg jak i kremy do depilacji – no ale to było do przewidzenia.
Przełom nastąpił niedługo po moich 18 urodzinach – brat przyszedł do mnie i poinformował mnie że już wie o co chodzi. Czuł się dziewczyną. Co gorsze, planował powiedzieć rodzicom. Błagałam żeby nic nie mówił, wiedziałam jakie piekło czeka naszą rodzinę jeśli im się przyzna. Nie posłuchał.
Ojciec zlał go jak jeszcze nigdy. Mnie też się dostało, za „współudział”.
Od tego momentu częstym gościem stał się ksiądz. Ksiądz miał za zadanie nawrócić brata (a przy okazji mnie).
Pewnego dnia brat przyszedł do mnie smutny, zdradził mi że jego pokój został przeszukany a wszystkie damskie ubrania wyrzucone. Nie wiedziałam co zrobić. Nie sądziłam że rodzice są do tego wszystkiego zdolni. W ramach pociechy oddałam mu kolejną porcję ubrań, wtedy też pierwszy raz dane mi było zobaczyć brata przebranego. To był moment w którym przestałam myśleć „on czuje się dziewczyną”. On był dziewczyną uwiezioną w męskim ciele. Zrobiło mi się strasznie smutno – miałam siostrę której nikt nie akceptuje.
Starałam się pomóc jak mogłam, czesałam, pomagałam z doborem ubrań, wspierałam.
Kolejny kamień milowy nastąpił niespodziewanie, wróciłam do domu ze szkoły, brat siedział w kuchni, płakał. Chciałam podejść do niego ale matka kazała mi iść do pokoju.
To co zastałam w MOIM pokoju było…. Straszne.
Siadłam na środku i zaczęłam płakać.
Z pokoju znikł mój komputer, z szaf wszystkie spódniczki i sukienki, z szafek wszystkie majtki poza „okresowymi”. Szuflada z rajstopami i pończochami była pusta… ale nie to było najgorsze, na dnie tej szafy chowałam moje zabawki. Zabawki na które pracowałam dorabiając jako freelancer. Zabawki które kosztowały ponad 1000 złotych.
Z ubrań zostały mi tylko spodnie, rybaczki i skarpety.
Kiedy się pozbierałam spytałam rodziców o co chodzi. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg - „Ksiądz XXX powiedział że tak musimy zrobić”
Nie wiem gdzie byłam przez następny tydzień, chyba spałam na podłodze u koleżanki. Do domu nie chciałam wrócić.
Odnalazł mnie mój brat, powiedział że już nigdy tego nie zrobi, nie po tym co się stało. Długo wyciągałam z niego o co chodzi.
Dzień po przeszukaniu pokojów w szkole pojawił się proboszcz naszej parafii. Niby pod pretekstem wizytacji. Zaczepił mojego brata na osobności i jak twierdzi mój brat – zaprosił go do siebie po lekcjach gdyż ma dla niego trochę ubrań.
Tego było za wiele. Wybłagałam kolegę aby sprzedał mi swojego laptopa. Przestałam chodzić do szkoły. Poświeciłam się w 100% pracy freelancera.
W ciągu 2 miesięcy zarobiłam dość pieniędzy aby zniknąć.
Żałuję że to zrobiłam, żałuję że zostawiłam mojego brata z rodzicami.
Wiem że mnie szukali, wiem że szukała mnie policja.
Bywały dni że jadłam jedną bułkę. Bywały dni że nie jadłam nic.
Wynajem pokoju w Warszawie był drogi. Dopiero z czasem udało mi się odłożyć. Przez dwa lata wegetowałam pomiędzy jednym zleceniem a drugim. Nie miałam czasu na nic, na związki, na siebie. Schudłam 15 kilo. Można było się na mnie uczyć układu kostnego.
Pocztą pantoflową dotarło do mnie ze mój brat skończył 18 lat (straciłam rachubę czasu). Postanowiłam do niego zadzwonić.
Nie potrafię opisać okropieństw których doświadczył przez te dwa lata. Błagał mnie abym wzięła go do siebie.
Zmieniłam mieszkanie, odebrałam go z dworca… i od tego czasu mieszkaliśmy razem. On pracował jako grafik. Ja znalazłam pracę w zawodzie (którego tak naprawdę nie miałam).
Obecnie, brat mieszka w Niemczech wraz z swoją partnerką. Zbierają pieniądze na jego operacje. Nie zamierza pozbywać się swojego męskiego sprzętu, ale całą resztę chce poprawić.
Nie byliśmy na pogrzebie ojca. Wiemy że matka wyrzekła się nas. Wiemy że zarówno ksiądz jak i proboszcz zostali przeniesieni do innych parafii.
Jestem wdzięczna mojemu pracodawcy że dał mi szanse. Jestem wdzięczna mojej partnerce że wspomagała mnie w dążeniu do celu.
Piszę tu na tym portalu dlatego że nie znam innego miejsca w którym mogła bym się podzielić moją historią.
Przepraszam za chaotyczność, przepraszam za błędy. "

WhiteRose - 2016-12-04 02:56:59

http://piekielni.pl/76170#comments

Wkurza mnie jak osoba nieznajoma pisze do mnie na fb. Ostatnio dostałam taką wiadomość.

Nieznajoma Proszę przestań
JA O co ci chodzi
Nieznajoma Przestań....
Ja Ale o co ci chodzi?
Nieznajoma Ehhh
Czemu?
Ja Czepiasz się nie wiadomo czego nie znam cie
Nieznajoma Oglądasz TG, prawda?
Ja Tak no i co z tego nie ja jedna oglądam i o to się czepiasz.
Nieznajoma Jesteś za młoda...
Ja Mam 23 i nie będzie mi ktoś obcy mówiła co mam oglądać.
Nieznajoma Co 23?
Ja Tak mam 23 lata
Nieznajoma Nie wyglądasz
Ja Wiem ze wyglądam na 16 ale tak naprawdę mam 23
Po tej odpowiedzi aż spadłam z krzesła
Nieznajoma Wyglądasz na max. 10...
Ja ty widziałaś kiedyś 10 latkę czepiasz się o nic nie mam zamiaru z tobą rozmawiać lecz się kobieto


Ta dziewczyna chyba potrzebowała okularów żeby nie odróżnić dorosłej kobiety od 10 latki. I kto tu jest piekielny?


Co ja czytam :D

pieknyolek - 2019-06-28 11:34:38

Polecam modne ubrania dla dziewczynek

www.gra-metin2.pun.pl www.superpuder.pun.pl www.aczkolwiek.pun.pl www.pokemonmmorpg.pun.pl www.akademiasupremacy.pun.pl